Iron Fist, sezon 2 – recenzja serialu. Nudy ciąg dalszy

Iron Fist, sezon 2 – recenzja serialu. Nudy ciąg dalszy

Jędrzej Dudkiewicz | 11.09.2018, 00:05

Z całej netflixowo-marvelowej ferajny najnudniejszą postacią bez wątpienia jest Iron Fist, uprzywilejowany biały dupek, z którego twórcy próbują zrobić szlachetnego wojownika. Zapoznanie się z pierwszym sezonem jego przygód zajęło mi dosłownie pół roku, tak bardzo nie chciało mi się oglądać kolejnych odcinków. Teraz przyszedł czas na kontynuację. Są dwie wiadomości. Dobra jest taka, że jest lepiej. Zła, że tylko odrobinę.

Rzecz dzieje się już po Defendersach, a zatem złowroga organizacja Ręka została pokonana. Tym samym zniknął główny powód istnienia Iron Fista. Danny patroluje więc nocami ulice, by utrzymywać względną równowagę w świecie przestępczym, tym bardziej, że o ochronę Nowego Jorku prosił go Daredevil. Na horyzoncie jednak pojawiają się problemy, którym na imię Davos: brat Iron Fista z Kunlun. Chce on zemścić się na Dannym za to, że ten zostawił ich miasto na pewną śmierć.

Dalsza część tekstu pod wideo

Brzmi to niezbyt ciekawie i takie jest w rzeczywistości. Twórcy nie mają żadnego oryginalnego pomysłu na to, by w zajmujący sposób opowiedzieć o gościu z latarką w ręce. Konflikty są tu zatem albo proste, jak konstrukcja cepa, albo zwyczajnie wydumane, na czele z problemami związkowymi Danny’ego i Colleen. Na dobrą sprawę nie ma tu żadnego motywu przewodniego. Od biedy można by uznać, że jest nim kwestia tego, by Danny zrozumiał, że nie każdy problem należy rozwiązywać przy użyciu przemocy i czasem warto pomyśleć o tym, co się robi. Ale to tylko kolejna wariacja na temat tego, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność, więc w tym momencie trochę jednak trudno się tym już przejmować. W zasadzie żaden wątek nie ekscytuje, może ewentualnie próba poradzenia sobie z demonami Warda jest jakkolwiek ciekawa. A może to fakt, że po Banshee lubię wcielającego się w tę postać Toma Pelphreya. Jedyne, co można zaliczyć na plus drugiemu sezonowi w związku z fabułą, to że jest ona krótsza. Twórcy w końcu poszli po rozum do głowy i zamiast trzynastu odcinków nakręcili dziesięć. Co prawda i tak jest to mniej więcej o trzy epizody za dużo, ale przynajmniej jest to krok w dobrą stronę, dzięki któremu całość zyskuje na lepszym tempie i mniejszej liczbie wypełniaczy (i tak jest ich sporo).

Kolejnym problemem są bohaterowie. Otóż poza wspomnianym już Wardem, w zasadzie nie ma tu nikogo, kogo byłby w stanie darzyć jakąkolwiek sympatią. Wydawało się, że po gościnnym występie w drugim sezonie Luke’a Cage’a Danny będzie znośniejszą osobą. I trochę tak jest, bo nie jest już aż tak aroganckim dupkiem, jak w pierwszej serii. Zamiast tego jednak jest znacznie nudniejszy, a grający go Finn Jones nie radzi sobie z pokazaniem wewnętrznych problemów swojej postaci. Cała reszta bohaterów jest po prostu albo nijaka, albo irytująca, albo jedno i drugie. Na czele są tu bez dwóch zdań Colleen, z wiecznie niezadowolono-zatroskaną miną oraz detektyw „Misty” Knight, która przejęła od Danny’ego pałeczkę arogancji. Ten brak charyzmy – jakże zabójczy dla możliwości zaangażowania emocjonalnego w to, co dzieje się na ekranie – wynikać może też z koszmarnie napisanych dialogów. Są one a to pełne oczywistości, a to zalatują Paulo Coelho, a to mają w sobie mnóstwo mistycznego mambo jambo, którego w tym wydaniu po prostu nie znoszę i aż uszy mi od niego więdną.

Na nic więc zdają się trochę lepsze walki niż w pierwszym sezonie (kilka jest naprawdę niezłych, dobrze nakręconych w klimatycznych warunkach), czy fakt, że momentami pojawia się ładna muzyka. Tym bardziej, że to ostatnie, to już trochę szukanie pozytywów na siłę. Drugi sezon Iron Fista, chociaż odrobinę lepszy od pierwszego, wciąż był dla mnie ogromną torturą.

Atuty

  • Mniejsza liczba odcinków
  • Trochę lepsze walki niż w pierwszym sezonie
  • Momentami ładna muzyka?

Wady

  • Niesamowicie niewciągająca historia o niczym
  • Irytujący, nudni, pozbawieni charyzmy bohaterowie
  • Odcinków i tak jest za dużo
  • Sporo koszmarnych dialogów

Oglądając drugi sezon Iron Fista, powoli chyba trzeba zacząć się zastanawiać, czy kręcenie przez Netflixa ekranizacji komiksów Marvela ma jeszcze w ogóle sens.

4,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper