Mortal Kombat 11 – graliśmy w betę. Ed Boon nie zawiedzie fanów
Od początku 2019 roku jesteśmy dosłownie zasypywani mocnymi grami, które rujnują budżety, zmuszają do wypicia kolejnych czarnych i nie pozwalają skupić się na obowiązkach. Kwiecień ponownie wymęczy graczy, bo Mortal Kombat 11 ma wielką szansę stanąć na równi z tegorocznymi hitami. Pierwsze wrażenia z najmłodszego dzieciątka Boona są bardzo... Krwiste.
Na aktualnej generacji nie możemy narzekać na brak mocnych bijatyk. W zasadzie systematycznie pojawiają się tytuły, które zachęcają do kupowania kolejnych kontrolerów, zapraszania znajomych na chatę i oklepywania się po mordach. Mam jednak pełną świadomość, że wielu graczy od dawna czekało na kolejny ruch NetherRealm Studios, które choć w 2017 roku zaoferowało przyjemną mordoklepkę z Batmanem w roli głównej, to dla wielu była to tylko przystawka przed daniem głównym. Stekiem z solidną porcją warzyw i cierpkim na języku winem jest bez wątpienia Mortal Kombat 11. Mięcho zostało zaprezentowane na niezłym zwiastunie, który choć pobudził wielu graczy, to ponownie pokazał, że rzeźnicy z NetherRealm mają problem z dobieraniem dźwięków. Na szczęście już główne mięso jest pozbawione niepotrzebnych bitów, a zarazem oferuje to co najlepsze może zaoferować świat Scorpiona – satysfakcjonującą i krwawą bijatykę, od której nie chcesz odejść.
I właśnie taki jest Mortal Kombat 11. Podczas testów przekonałem się o tym dość solidnie, bo przez ostatnie trzy dni niemal w każdej wolnej chwili wpadałem do gry i młociłem rywali za pomocą wspomnianego kościotrupa. W becie pojawili się jeszcze Kabal, Scarlet, Jade oraz Baraka, ale szczerze mówiąc to właśnie w buty Scorpiona wskakiwałem najchętniej. Gameplay został odpowiednio dopracowany względem poprzedniej odsłony – rywalizacja jest wolniejsza od tej z Mortal Kombat X, ale przy tym płynniejsza, a każdy cios jest tutaj dosłownie odczuwalny. Jest to naprawdę fantastyczne, ponieważ NetherRealm ponownie udało się wrzucić do swojego tytułu odpowiednią siłę, dzięki której każdy atak ma swoją wagę, a jego wykonanie przybliża nas do upragnionego zwycięstwa. Jeszcze w niektórych miejscach niezbędne są ostatnie szlify, ponieważ niektóre ruchy są wyraźnie spowolnione względem reszty, ale nawet w takiej sytuacji rozgrywka jest obłędnie przyjemna.
Największą nowością jest Fatal Blow, czyli specjalny atak, który możemy wykonać dopiero w momencie, gdy nasza postać posiada niski poziom zdrowia – jest to w zasadzie odpowiednik Rage Arts z ostatniego Tekkena. Teraz nie musimy budować paska, a po prostu raz na walkę otrzymujemy szansę na typowy come-back. Po aktywacji Blowa i trafieniu (można go łatwo zablokować/zaatakować w powietrze) oglądamy małe show – przygotowane animacje wyglądają wprost cudownie. To połączenie brutalności ze świetnym wykorzystaniem motywów od znanych postaci. Potężny cios jest dostępny raz na całą walkę (nie rundę!), więc trzeba nim dobrze dysponować – dodaje to taktycznego elementu do starć, bo choć Blow może odwrócić losy rywalizacji, to użycie umiejętności w odpowiednim momencie jest kluczowe. Deweloperzy nie zrezygnowali z pasków i tak naprawdę otrzymaliśmy teraz nawet dwa – defensywny pozwala przerwać combo oponenta, a ofensywny rozbudowuje nasze ataki... I dobre wykorzystanie obu elementów jest oczywiście niezbędne do ostatecznego sukcesu. Interesująco wygląda także Crushing Blow, bo w tym wypadku niektóre standardowe ciosy zadają większy DMG i pozwalają spojrzeć na krótki x-ray, ale aktywacja ruchu jest możliwa wyłącznie w wybranych sytuacjach – przykładowo jako idealna kontra. Twórcy także w tym wypadku zdecydowali się na limit: jeden atak na walkę.
Rozgrywka została w ciekawy sposób urozmaicona, bo podczas walk miałem wrażenie, że ekipa Boona postawiła tym razem na taktyczny aspekt starć. Tempo jest odrobinę wolniejsze, mamy dodatkowe sekundy na atak, pod koniec rozpoczyna się zabawa z wykorzystaniem Fata Blow, a jeszcze cały czas trzeba zwracać uwagę na Crushing Blow oraz dobrze zarządzać dostępnymi paskami. Oczywiście powraca wiele znanych ciosów, bez problemu wklepiecie znane combosy, ale też musicie znaleźć czas na zrewidowanie swoich dotychczasowych ruchów.
Gra pod względem oprawy prezentuje oczekiwany, bardzo wysoki poziom – szczególnie warto zwrócić uwagę na dopracowane twarze, które wyglądają znacznie lepiej od facjat z poprzedniego Mortala. Ruchy bohaterów są płynniejsze, ich ciała lepiej reagują na każdą sytuację i naprawdę nie trudno docenić pracy animatorów... Podobnie zresztą jak ekipy zajmującej się wszystkimi krwawymi scenami, ponieważ Fatality i Brutality to prawdziwy pokaz kunsztu twórców. Seria przyzwyczaiła nas do wyśmienitych scen, podczas których bohaterowie zamieniają się w prawdziwych sadystów i tutaj nie ma mowy o najmniejszych odstępstwach od reguły. Bardzo dobrze w sam gameplay zostały wpasowane wszystkie Brutale, które wykonujemy płynnie podczas walki – dla przykładu, gdy rywal posiada końcówkę HP, to Scorpion może mu dosłownie wyrwać głowę lub po prostu go spalić. Cudowności.
Intrygująco zapowiada się także system personalizacji. Pierwszy raz w historii serii otrzymamy możliwość stworzenia własnych wersji wojowników i w tym wypadku zmieniamy nie tylko fatałaszki, ale mamy również okazję zdecydować się na inny wygląd broni, czy też dostępnego gadżetu. Trzeba mieć świadomość, że gracz może tutaj nie tylko wpłynąć na strój, ale deweloperzy pozwalają wybierać ruchy specjalne – podczas kreowania herosa wybieramy maksymalnie trzy zdolności, więc w prostych słowach otrzymujemy jeszcze większy wpływ na zachowanie postaci i zarazem tworzenie konkretnych taktyk. Studio podkreśla, że liczba dostępnych elementów do personalizacji będzie w pełnej wersji ogromna, dodatki będą różnić się pewnie statystykami (ten element został wyłączony z bety) i odnoszę wrażenie, że to skromne urozmaicenie zabawy może zadecydować o sukcesie gry. Już teraz chętnie bawiłem się opcjami, a mam świadomość, że to dopiero początek.
Cała beta rozbudziła moje oczekiwania. Już przed uruchomieniem produkcji byłem pewien, że z Mortal Kombat 11 spędzę wiele długich godzin, a teraz... Odliczam dni do premiery. Zaledwie pięć postaci, dwa tryby i niepełna personalizacja to za mało, by wydawać jakiekolwiek wyroki, jednak gameplay został w solidny sposób odświeżony, by zachęcić do rozgrywki nawet osobę, która spędziła przy Mortal Kombat X setki godzin.
A jak Wasze wrażenia z Mortal Kombat 11?
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Mortal Kombat 11.
Przeczytaj również
Komentarze (48)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych