Co jest grane: Resident Evil 7 - jeden z najlepszych horrorów tej generacji
Resident Evil 7 to bezapelacyjnie jeden z najlepszych horrorów tej generacji. Capcom wykonał kawał świetnej roboty, a wybranie kamery FPP, choć było ryzykownym ruchem, to strzał w dziesiątkę. Czym jeszcze siódma odsłona popularnej serii Japończyków wyróżnia się na tle innych tytułów?
Słowem wstępu - „co jest grane” to seria artykułów, w której będę opisywał produkcje goszczące u mnie na ekranie w danym tygodniu. Z tekstu dowiecie się, czym (w tym przypadku ) wyróżniał się, a także przez jakie elementy rozgrywki pozostawał w tyle. Są to wpisy bezspoilerowe, więc jeśli siódmego Residenta macie jeszcze przed sobą, możecie śmiało czytać.
Widząc zapowiedź Resident Evil Village na cyfrowym wydarzeniu Sony, The Future of Gaming, wiedziałem, że muszę w końcu rozpakować siódemkę i poznać przygody Ethana. W końcu to tenże bohater pojawi się w ósemce, a raczej Village, bowiem tak oficjalnie Capcom nazwał swój nadchodzący, świetnie zapowiadający się projekt.
Resident Evil VII zadebiutował na rynku już ponad 3 lata temu, przez co zapomniałem, że w ogóle będę bawił się z perspektywy pierwszej osoby, według mnie często niewykorzystywanej w 100% w grach FPP. Szczerze mówiąc - myślałem, że i tutaj będzie podobnie. Capcom jednak mnie zaskoczył, oczywiście w pozytywnym sensie, bowiem widok z oczu głównego bohatera to najlepsze, co mogło spotkać siódemkę.
Rodzina Bakerów będzie śniła mi się po nocach
Dzięki kamerze FPP jeszcze lepiej mogliśmy wczuć się w odgrywaną przez Ethana Wintersa rolę. Jego zadaniem było udanie się do posiadłości rodziny Bakerów, gdzie rzekomo miała znajdować się, Mia, zaginiona żona głównego bohatera, która poprosiła go o trzymanie się z dala od wymienionej lokacji. Jak to już bywa we wszelkiej maści horrorach, Ethan nie posłuchał i będąc zmobilizowanym do odnalezienia swojej drugiej połówki po chwili pojawił się na miejscu.
Amerykanin przeżył parogodzinny istny koszmar, który zgotował mu Jack, Marguerite, a także Lucas. Szczególnie ten pierwszy jest okropny i często irytujący, bowiem depcze nam po piętach przez większość zabawy, a jego gabaryty i niesamowita siła przyprawia o dreszcze. Jego żona nie jest już aż tak niebezpieczna. Przyczyniło się do tego z pewnością to, że poświęcono jej zdecydowanie mniej czasu na ekranie (sekwencja z nią związana trwa około godzinę/półtorej). Wisienką na torcie jest ich „pociecha”, czyli pochopny, a zarazem inteligentny Lucas, który zamiast przemocy preferuje przebiegłe podejście do wielu sytuacji, czego potwierdzeniem są jego osobiste zagadki, które rozwiązujemy podczas zabawy. Syn Jacka i Marguerite korzysta z pułapek wybuchających po ich dotknięciu czy także z ruchomych przedmiotów uruchamiających się przykładowo po wejściu na trudno zauważalny przycisk. Niejednokrotnie wylądowałem na ścianie z roztrzaskaną na drobny mak głową.
Jak to już bywa w Residentach, oś fabularna stoi na wysokim poziomie. Od pierwszych minut czuć, że postacie są z krwi i kości, poznawanie ich przeszłości, jak i motywów nie nudzi, bowiem deweloperzy doskonale wiedzieli, co dokładnie chcą przekazać odbiorcom. Jest wiele zwrotów akcji, a także smaczków, które poznajemy podczas eksploracji wykreowanych na potrzeby produkcji lokacji. Krótko mówiąc, w tym aspekcie Capcom wykonał kawał dobrej roboty.
Capcom dba o PlayStation 4
RE7 natomiast nie może pochwalić się niesamowitą oprawą wizualną - jest dobrze (choć zawartość garnków czy wypchane kwadratowym jedzeniem lodówki będą śniły mi się jeszcze przez parę lat po nocach), i to by było na tyle w tym temacie. Ów produkcja zadebiutowała na rynku w 2017 roku, co oznacza, że prace nad nią ruszyły zapewne w okolicach 2014/2015 roku. Wtedy deweloperzy nie znali jeszcze tak dobrze sprzętów Sony i Microsoftu, czego świetnym dowodem jest oszałamiająco wyglądający remake Resident Evil 3 (2020) czy Assassin's Creed: Odyssey, czyli de facto dosyć nowe tytuły.
Troszkę gorsza jakość grafiki jest spowodowana także tym, że japońscy twórcy chcieli zaoferować graczom (także tym korzystającym z PS4 i Xboksa One) mocno pożądane, stabilne 60 klatek na sekundę. Optymalizacja stoi na światowym poziomie, bowiem nawet bazowe wersje konsol Sony i Microsoftu spokojnie generują wyżej wymienioną ilość fpsów. Jedynie Xbox One czasami lekko odstaje od konkurenta, ale to już nie powinno nikogo dziwić w grach tworzonych we wschodnich zespołach deweloperskich. Azja bardziej skupia się na zoptymalizowaniu swoich produkcji na sprzęt swoich rodaków (jeśli ktoś jakimś cudem jeszcze nie wie - Sony to japońska firma), dlatego też ich (Capcomu, Square Enix) multiplatformy częściej wyglądają lepiej na PlayStation 4, aniżeli na Xboksie One.
RE Engine daje radę
Jeśli chodzi o sam „fun” z zabawy, bawiłem się wyjątkowo dobrze. Starsza wersja autorskiego silnika graficznego Capcomu, RE Engine, nie zawiodła. Łączenie ziół, modyfikowanie broni, tworzenie dodatkowej amunicji czy powiększanie ekwipunku działało jak należy. Zauważyłem także, że RE7 posiadało zdecydowanie więcej miejsca w plecaku, albo miało po prostu mniej przedmiotów do zebrania podczas zabawy względem dwóch najnowszych remake'ów od Capcomu. Nie musiałem w przypadku historii Ethana zbyt często wyrzucać przydatnych itemków, aby zebrać przykładowo fabularną rzeźbę. W przypadku odświeżonej historii Leona/Claire i Jill, zdarzyło mi się tak postępować, i to kilkukrotnie.
Lekko irytowało mnie natomiast bieganie, którego, można rzec, tak naprawdę nie było. Niejednokrotnie czułem nieprzyjemny oddech Jacka na plecach, wciskałem R3 na DualShocku 4, a główny bohater, zamiast biec ile sił w nogach, to robi jedynie większe kroki w porównaniu z chodem. Patrząc jednak na poprzednie odsłony, jak i wydane w przeciągu 2 ostatnich lat odświeżenia, japońscy deweloperzy nic w tym temacie nie zmieniają. Myślę, że taki zabieg ma sprawić, że odbiorcy mają lepiej poczuć zagrożenie ze strony antagonistów, stąd też brak w Residentach biegania.
Będąc przy mechanikach, warto wspomnieć, iż RE7 nie posiada, w obecnym stanie, jakichkolwiek błędów - czy tych mniejszych, jak nachodzenie obiektów na siebie, czy tych większych, jak crashe wymuszające ponowne uruchomienie pozycji/konsoli.
Chcę więcej!
Gdybym miał teraz ocenić siódemkę, wystawiłbym spokojnie 8.5/10. Tak jak wspomniałem w tytule tekstu, jest to jeden z najlepszych horrorów kończącej się już generacji, i wątpię, aby do tego elitarnego grona dołączyła jeszcze jakaś gra wchodząca w skład rzeczonej kategorii. Teraz z niecierpliwością czekam na powstającą ósemkę, w której ma znaleźć się Ethan Winters - już w następnym roku zobaczymy, co tym razem scenarzyści przygotowali dla żonatego, zapewne lekko wyniszczonego Amerykanina.
A czy Wy macie już Resident Evil 7 za sobą? Jeśli tak, to podzielcie się opinią na temat owej produkcji w sekcji komentarzy, a jeśli nie, to wejdźcie na jakikolwiek sklep internetowy, i zamówcie kopię dla siebie - obiecuję, że nie będziecie żałować!
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Resident Evil VII: Biohazard.
Przeczytaj również
Komentarze (43)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych