Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes Recenzja

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes - recenzja gry. Suikoden VI w przebraniu

Paweł Musiolik | 21.04, 17:00

Pierwsze godziny spędzone z Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes wskazywały mi, że gra studia Rabbit & Bear faktycznie wyląduje blisko kultowej marki Konami. Buńczuczne określanie swojej produkcji mianem duchowego spadkobiercy Suikodena ma solidne podstawy, które ciężko podważyć. Podejrzewam, że gdyby Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes mogło nazywać się Suikoden VI, to nikomu by to nie przeszkadzało.

Podczas ogrywania wstępnej wersji gry na potrzeby ostatniego playtestu miałem co do tego pewne wątpliwości, te jednak się szybko rozwiały. Kolejne godziny z ostatnią grą Murayamy szybko mnie przekonały do prawdziwości twierdzenia z poprzedniego akapitu. Pojawia się zatem pytanie, czy osoby niemające styczności z wcześniejszymi dokonaniami świętej pamięci autora mają co szukać w Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes? Cóż, od tego jest ta recenzja.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wielkoskalowy konflikt przeplatany drobnymi aktywnościami

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes #1

Fabuła w Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes wbrew pozorom rozkręca się powoli. Mimo faktu, że po pierwszych godzinach pełniących funkcję długiego samouczka od razu jesteśmy wrzucani w wir ogromnego z punktu widzenia świata gry konfliktu. Scenariusz nie gna na złamanie karku, a wypchanie gry pobocznymi aktywnościami, ale i także aktywnym zachęcaniem nas do rekrutowania nowych postaci dodatkowo go spowalnia. Nie powiedziałbym jednak, że to jest jakiś znaczący problem tej produkcji. Choć u niektórych może to prowadzić do pewnego dysonansu — z jednej strony za murami miasta stoi imperialna armia, która nas atakuje, a z drugiej nic nie stoi na przeszkodzie, by to miasto sobie opuścić i pobiegać po świecie, zajmując się łowieniem ryb, graniem w karty lub klona Beyblade’a.

Jeśli przymkniemy na to oko, to nie za bardzo będzie się czego doczepić w kwestii scenariusza. Historia rozpoczyna się w momencie, gdy ekspedycja złożona z przedstawicieli Imperium i Ligi zrzeszającej niepodległe królestwa wyrusza w celu zbadania tajemniczych ruin. Tam odkryte zostają potężne artefakty, które Imperium postanawia zbadać. Z pozoru niewinna wyprawa jest początkiem wojny, która rozleje się na świat gry, a której będziemy aktywnym uczestnikiem.

Jasno sprecyzowane wątki trzymają w ryzach całą historię w Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes. Choć osobiście brakowało mi niespodziewanych zwrotów akcji. Fabuła idzie po sznurku i nie stara się nas niczym zaskoczyć. Szkoda, bo osoby zaprawione w jRPG-owym świecie mogą mieć problemy z zaangażowaniem się w opowiadaną historię. Tyle dobrze, że większość bohaterów, a przynajmniej tych grających pierwsze skrzypce napisano dobrze.

W tej grze jest (prawie) wszystko

Pisząc, że Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes jest niczym nowy Suikoden chodziło mi nie tylko o kwestie fabularne i możliwość rekrutacji grubi ponad setki postaci. Miałem także na myśli wszystkie aspekty związane bezpośrednio z rozgrywką. Jej rdzeniem pozostają jRPG-owe aspekty, dorzucono tutaj, podobnie zresztą jak w Suikodenach taktyczne walki w pseudostrategicznym zacięciu. Nie jest ich zbyt wiele, jednak z punktu widzenia fabularnego, są wyjątkowo ważne.

Wiele czasu poświęcimy na rozwój naszego zamku, zbieraniu zasobów do tego potrzebnych, poszukiwaniu kolejnych możliwych do rekrutacji bohaterów, których obecność w zamku pozwoli na jego dalszą rozbudowę. Zachwyceni będą także wielbiciele minigier i wszelakiej aktywności pobocznej. W tym aspekcie twórcy z Rabbit & Bear Studio odhaczyli chyba każdy gatunkowy checkbox. Łowienie ryb, karcianka, hodowanie i wyścigi kurakopodobnych stworów, zwyczajne wyścigi pustynnymi statkami, zawody w gotowaniu, a do tego bezczelny klon Beyblade’a. Każda z tych aktywności powiązana jest z postacią do zrekrutowania, co dokłada po kilka godzin do czasu gry na każdą z nich, jeśli zapragniemy wymaksować całość.

A ile zajmuje ukończenie Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes? Skupiając się wyłącznie na głównym wątku - jakieś 30 godzin na normalnym poziomie trudności. Gdy dołożymy całą poboczną zawartość, czas spędzony z grą wydłuży się przynajmniej dwukrotnie. Sądzę, że to solidny kompromis zadowalający osoby, które po prostu chcą ukończyć tytuł, a tymi, którzy postanowią zrobić w nim wszystko, co stworzyli deweloperzy.

Hołd klasykom, choć bez potrzebnych usprawnień

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes #2

Grając w pięciogodzinne demo Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes nie zdążyłem zauważyć pewnych męczących na dłuższą metę niedociągnięć. W jednym z wywiadów przedpremierowych twórcy zaznaczyli, że ograniczenie dostępnych miejsc w ekwipunku jest świadomą decyzją projektową, wynikającą z przekonań Murayamy, który traktuje gatunek jako ciąg dungeonów, które musimy przetrwać. Podobnie tłumaczono decyzję o usunięciu opcji zapisu w dowolnym momencie gry, wracając do specjalnych punktów, w których ta opcja jest możliwa.

I nie byłoby to większym problemem, gdyby nie dwie rzeczy. Autozapis występuje wyłącznie w przypadku większych wydarzeń fabularnych, a stan techniczny Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes pozostawia sporo do życzenia. W trakcie recenzowania tytułu kilkukrotnie produkcja wyrzucała mnie do menu konsoli, pozbawiając w najlepszym wypadku kilkudziesięciu minut gry, a w najgorszym — ponad dwóch godzin. Co ważne, nie pomogły na ten problem trzy wypuszczone przed premierą aktualizacje gry. 

Gdyby autozapisy funkcjonowały według dzisiejszych standardów, machnąłbym na to ręką. Niestety, w tym wypadku znacząco popsuło mi to odbiór gry. Podobnie jak fakt, że na ten moment nie będę mógł zrekrutować każdej postaci, gdyż w jednym przypadku gra się zbugowała i tyle z zabawy.

Czego jeszcze mi brakuje? Opcji przyspieszania pojedynków, która w połączeniu z obecnym w grze automatycznym prowadzenia starć usprawniłaby potrzebny w niektórych momentach grind. Jasne, starcia są dynamiczne i dają spore pole manewru, zwłaszcza gdy poświęcimy kilka chwil na zgłębienie systemu zarządzającego automatycznym prowadzeniem starć. Po prostu czasami nie chce się po raz enty klikać tego samego, oglądając animację ataku. Niemniej, do samego systemu bym się nie doczepił. Poza standardowymi atakami i magią, wykorzystujemy także specjalne umiejętności, które potrzebują SP. W ich posiadanie wchodzimy ekwipując odpowiednie runy (te albo znajdujemy w świecie gry, albo po prostu kupujemy). Do tego dochodzą łączone ataki, aktywne wyłącznie wtedy, gdy na polu walki znajdują się odpowiednie kombinacje bohaterów.

Gra wizualnie miła dla oka, choć mało imponująca

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes #3

Jak już pisałem w swoim preview, oprawa wizualna Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes jest przyjemna dla oka, łącząc dwuwymiarowe sprite’y z trójwymiarowym światem. O ile dwuwymiarowe obiekty w grze stoją na wysokim poziomie, tak trójwymiarowa reszta pozostawia sporo do życzenia. Jasne, rozumiem, to nadal gra niezależna (choć wydawca wzbrania się przed tym określeniem, wskazując spory budżet), więc gdzieś twórcy musieli iść na kompromisy. Wybrali zawartość, nie oprawę wizualną i to się ceni.

Mocniejszą stroną jest za to kierunek artystyczny. Świat Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes jest zróżnicowany geograficznie i kulturowo. Artyści postarali się, by nadać unikatowy wyglądowi każdej z lokacji, choć osobiście najbardziej podoba mi się design przeciwników, z nastawianiem na bossów. 

Co do ścieżki dźwiękowej — nie powiedziałbym, że stałem się jej największym fanem. Jednocześnie nie oznacza to, że stoi ona na słabym poziomie. Na pewno pasuje do gry. Sam aż takim fanem Motoi Sakuraby nie jestem, to jednak muszę mu oddać, że mimo imponującego portfolio nie podszedł do nowej roboty lekceważąco  i trzyma swój standardowy poziom. Towarzyszy mu znany z serii Wild Arms Michiko Naruke. Choć w tym wypadku nie będę ściemniał, że mam jakieś doświadczenie z jego twórczością.

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes uniosło ciężar oczekiwań

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes #4

Nie będę jakoś szczególnie ukrywał, że Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes było przeze mnie szczególnie wyczekiwane. Być może to pozwoliło mi podejść do tej produkcji z czystą głową i bez dodatkowego obciążania jej nostalgicznymi naleciałościami.

Ekipa Bear & Rabbit Studio na papierze ma sporo doświadczenia, którego jednak nie dało się w 100% przekuć na genialną produkcję. Warstwa techniczna mimo wszystko ciągnie ogólne odczucia płynące z rozgrywki. Na szczęście — głównie ten aspekt. Choć pewne drobnostki fabularne osobiście mi nie przypasowały, to podejrzewam, że ktoś z bardziej łaskawym okiem kompletnie je zignoruje.

Zobaczymy, jak poradzi sobie nowa marka na tle nadchodzących remasterów dwóch pierwszych odsłon serii Suikoden.

Ocena - recenzja gry Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes

Atuty

  • Ogrom zróżnicowanych postaci do zrekrutowania
  • Dobre tempo opowiadanej historii
  • Przyjemny system walki
  • Oprawa wizualna uderzająca w nostalgiczne nuty

Wady

  • Warstwa techniczna pozostawia sporo do życzenia
  • Głupoty fabularne
  • Jakość niektórych aktywności pobocznych
  • Część gatunkowych naleciałości mogłoby doczekać się zmiany

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes to szósta odsłona serii Suikoden. Nie dajcie się zwieść nazwie. Studiu Rabbit & Bear udało się stworzyć grę, która bez grama wstydu może szczycić się mianem duchowego spadkobiercy kultowej marki Konami.
Graliśmy na: PS5

Paweł Musiolik Strona autora
cropper