własne

Challengers (2024) - recenzja i opinia o filmie [WB]. Gem, set, sex. Miłosny trójkąt z Zendayą

Roger Żochowski | 25.04, 14:00

Zendaya („Euphoria”, „Spider-Man” i „Diuna”) nie jest moją ulubioną aktorką i szczerze powiedziawszy do tej pory nie do końca uważałem ją za pierwszoligową. Po seansie „Challengers" musiałem jednak zmienić nieco optykę.

„Challengers” wbrew pozorom nie jest filmem o tenisie, a już na pewno nie jest filmem „sportowym", choć początkowo można odnieść takie wrażenie. Skupia się za to na burzliwej historii związku trzech młodych ludzi rozgrywającej się na przestrzeni blisko 13 lat.

Dalsza część tekstu pod wideo

Art (Mike Faist) i Patrick (Josh O'Connor) to przyjaciele od dziecka, których łączy miłość do sportu. Obaj są obiecującymi tenisistami młodego pokolenia. Ten pierwszy musi na swój wynik mocno pracować, ten drugi urodził się po prostu z talentem. Na jednym z młodzieżowych turniejów Art i Patrick poznają Tashi (Zendaya), wchodzącą gwiazdkę kobiecego tenisa, cholernie atrakcyjną, pewną siebie i na swój sposób arogancką. Obaj, jak można się spodziewać, spróbują powalczyć o jej względy. I tu zaczyna się ich życiowy dramat, choć jeszcze o tym nie wiedzą.

Challengers (2024) - recenzja i opinia o filmie [WB]. Pozory mylą

Zendaya

Akcja filmu szybko przeskakuje trzynaście lat do przodu, a my dowiadujemy się, że Tashi jest obecnie żoną i trenerką Arta, który jest z kolei gwiazdą tenisa przeżywającą kryzys i próbującą odbudować się przed startem w US Open. Co stało się z Patrickiem? Dlaczego Tashi nie gra już w tenisa, skoro była kreowana na nową Serenę Wiliams? I czemu dwaj najlepsi kumple nie utrzymują już ze sobą kontaktu? Tego, ale i nie tylko, dowiadujemy się podczas seansu.

Nie da się ukryć, że ciągłe skoki w czasie skutecznie spowalniają akcję i są momentami dość irytujące.  Odkrywają jednak kolejne sekrety skrywane przez bohaterów układając zgrabnie wszystkie puzzle. Film może wydawać się z początku dość klasycznym romansidłem, zwłaszcza, że część dialogów jest mocno cringe'owa, co zapewne miało pokazać różnice w sposobie podchodzenia do życia na wczesnym i późniejszym etapie kariery bohaterów. Czy był to celowy zabieg czy nie, niektóre sceny można odebrać jako tandetne, a nawet niesmaczne.

Challengers (2024) - recenzja i opinia o filmie [WB]. (Nie)moralne propozycje 

własne

Jednak nawet w tych scenach na pierwszym planie błyszczy Zendaya, o której ciężko pisać jak o bohaterce pozytywnej. Nie jest to bowiem film feministyczny. Aktorce udało się wykreować naprawdę ciekawą, złożoną, socjopatyczną postać, której cele i motywacje są przez większą część filmu jedną wielką niewiadomą. Bo czy można kochać bardziej tenis niż własną rodzinę? Tak naprawdę nie wiadomo komu w filmie kibicować, bo każda z postaci jest na swój sposób „zepsuta" i mam przeczucie graniczące z pewnością, że każdy odbierze też scenariusz nieco inaczej. Jedni będą widzieli w Zendayi dziewczynę oddaną obsesyjnie sprawie, pasjonatkę sportu, inni kurtyzanę z zepsutym kompasem moralnym i manipulantkę pociągającą sprawnie za sznurki. Namiętność, niespełnione ambicje, ciężka do zniesienia presja sukcesu, irracjonalne wybory, obsesyjna wręcz rywalizacja - to właśnie te emocje niosą nas przez opowieść.

Twórcy zrobili wiele, by pokazać jak zmieniali się bohaterowie przez kolejne lata, jak budowały i rujnowały się ich relacje. I w tym tkwi największa siła filmu. Filmu, który z jednej strony może pochwalić się świetnie zmontowanymi i całkiem wiarygodnymi (pomijając jeden pojedynek) meczami, a jednocześnie potrafiącym zaserwować nam obraz z kamery podążającej za piłką czy oczami tenisisty, z dziwnymi spowolnieniami akcji rodem z filmów Snydera. Ale skoro bohaterowie rozmawiają o seksie podczas gry w tenisa, a w trakcie seksu myślą o kolejnym meczu, to nic nie jest tu na swoim miejscu. Albo może i jest, ale zrozumiemy to dopiero, gdy lepiej poznamy ten trójkąt?

Challengers (2024) - recenzja i opinia o filmie [WB]. Cringe zamierzony 

własne

Dziwną, choć mającą niezaprzeczalny urok atmosferę budują też odpowiednie filtry kolorystyczne oraz teoretycznie niepasująca tu muzyka elektroniczna. Teoretycznie, bo ostatecznie jest to bardzo świeże doświadczenie. W niektórych scenach napięcie budowane jest wręcz w taki sposób, by wzbudzić niepokój, ocierający się gdzieś delikatnie o thrillery. Może dlatego czasami ciężko poczuć tu atmosferę wielkiego tenisowego świata, w którym egzystują bohaterowie. Wszak ich zakręcone drogi spotykają się po latach w prowincjonalnym turnieju sponsorowanym przez sklep z oponami. I choć jest to turniej niskiej rangi każdy ma tu coś do udowodnienia.

Reżyser Luca Guadagnino („Call Me by Your Name”) stworzył film, który wzbudzi skrajne emocje. Bo choć jest to obraz o tenisie, to paradoksalnie zupełnie nie chodzi tu o tenis. A miłosny trójkąt został ukazany w tak nieoczywisty sposób, że fani romansideł rodem z Hollywood będą srogo rozczarowani. Ciężko wprawdzie określić czy momentami tandetna forma przekazu to celowy zabieg reżysera czy wypadek przy pracy, ale na pewno jest to obraz, w którym wiele trzeba czytać między wierszami. I jeśli zadacie sobie ten trud będzie to dla Was filmowy gem, set, mecz.

Atuty

  • Bardzo dobra rola Zendayi
  • Realizacja tenisowych starć
  • Ukazanie zmian zachodzących w postaciach
  • Odważny, oryginalny, momentami dziwny scenariusz
  • Unikalny klimat napędzany nietypową muzyką.

Wady

  • Skoki czasowe irytują
  • Czasem dość cringe'owe dialogi
  • Momentami dziwny montaż

Nieoczywisty film tylko z pozoru o tenisie. Dziwny, monetami tandetny, a przy tym naprawdę głęboki.

8,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper