Retrospekcja #44 - Chodzone mordobicia. RETRO !
Wracamy z nowym sezonem naszego retro programu „Loading” rozpoczynając od mocnego uderzenia przeglądem chodzonych bijatyk. Na tapecie klasyczne tytuły od Karateki przez Double Dragon, Final Fight i Golden Axe aż do mocnych tytułów na arcade. A także inspiracja mordobić tanim kinem z Hong-Kongu. Co charakteryzowało ten gatunek ?
- możliwość gry z kumplem
- fabuła godna lat 80-tych czyli ratowanie porwanej dziewczyny lub oswobodzenie miasta od złego szefa wszystkich szefów
- miejsce akcji – metropolia opanowana przez zakazane mordy
- etapy z dzielnicą pełna meneli, metrem i opuszczoną fabryką
- przedmioty do okładania przeciwników: klucze francuskie, metalowe rury, bejzbole
- postacie do wyboru, oparte na utartym schemacie np. szybki karateka lub powolny zapaśnik
- bonusowy etap: rozbijanie samochodów albo skrzynek na czas; wiadomo licznik punktów musi się kręcić
- różne „znajdźki” typu jedzenie uzupełniające energię, punktowane przedmioty itp.
- migająca strzałka „Go!” oczywiście z kierunkiem w prawo
A najlepsze mordobicia minionej epoki ?
Cadillac’n’Dinosaurs – obowiązkowa pozycja w wakacyjnych kurortach. Hasło „idziemy na Kadilaki” cementowało znajomości i łączyło całe kolonie dzieciaków. Osobiście nie pałałem do niej aż tak wielką miłością, ale oczywiście ma status kultowej
Punisher – mordobicie z prawdziwym twardzielem w roli głównej oraz jego kumplem Nickiem Fury ( nie mniejszy kozak ). Na równi z wypłacaniem ciosów pięściami używało się pistoletów i karabinów. Konkretna i grywalna sieczka
Captain Commando – futurystyczny klimat nie za bardzo mi podchodził, ale jak kolega zapraszał do gry to się nie odmawiało. Najlepsze co zapamiętałem z tej gry to możliwość używania wyrzutni rakiet kładącej na ziemię całe grupy wrogów i korzystanie z kroczących robotów. W takim tandemie nikt nas nie mógł zatrzymać.
Vendetta – definicja tego gatunku. Akcja umieszczona w mieście pełnym zakapiorów z obowiązkowym etapem w podejrzanej dzielnicy pełnej nocnych klubów (w bramach damy lekkich obyczajów). Do tego czysta przyjemność używania zebranych broni takich jak kije baseballowe, maczety a nawet strzelby
Tower of Doom – na koniec mój absolutny faworyt. Gra którą rozpracowałem z kumplem na wszelkie możliwe sposoby. Przede wszystkim kupiło mnie połączenie RPGowego Dungeons’n’Dragons z chodzonym mordobiciem. Cztery postacie do wyboru, klimat klasycznego fantasy, system zbierania i używania przedmiotów oraz możliwość wyboru kilku ścieżek ukończenia gry. Męczyłem ten tytuł miesiącami i doszedłem do takiej perfekcji że miałem wianuszek gapiów za plecami kiedy docierałem do ostatniego bossa na jednym żetonie.
Więcej o chodzonych mordobiciach w klimatach retro dowiecie się z naszego nowego odcinka