Historie pewnych znajomości cz.2
Pora na drugą odsłonę mojego małego przeglądu konsol, na których przez te wszystkie lata się wychowywałem. Tym razem koncentruję się na "przenośniakach", które choć nie osiągnęły imponującej popularności, to pod wieloma względami wręcz wyprzedzały swoje czasy (a zwłaszcza pierwsza maszynka z niżej wymienionych). Natomiast jeśli nie mieliście okazji zapoznać się z poprzednią częścią, to znajdziecie ją tutaj.
Pora na drugą odsłonę mojego małego przeglądu konsol, na których przez te wszystkie lata się wychowywałem. Tym razem koncentruję się na "przenośniakach", które choć nie osiągnęły imponującej popularności, to pod wieloma względami wręcz wyprzedzały swoje czasy (a zwłaszcza pierwsza maszynka z niżej wymienionych). Natomiast jeśli nie mieliście okazji zapoznać się z poprzednią częścią, to znajdziecie ją tutaj.
ATARI LYNX
W okolicach 1996 roku udało mi się nabyć kolejną przenośną konsolę - Atari Lynx II. Model "II" różnił się w zasadzie od swego poprzednika jedynie wielkością. Konsola była umiarkowanie popularna, bo sprzedała się w liczbie ponad miliona egzemplarzy, co w przypadku Atari (borykającego się wtedy ze sporymi problemami i nie wspierającego maszynki zbytnio od strony marketingowej) można uznać za pewien sukces (rzecz jasna mizerny w porównaniu do sprzedaży Game Boy'a).
Atari, to w świecie konsol firma z tradycjami. Mało kto obecnie pamięta, jak wielkim potentatem była ona na rynku w latach 70, a nawet jeszcze w latach 80. Sega i Nintendo wyrosły na gigantów w tej dziedzinie dopiero później. Wystarczy wspomnieć np. o konsoli Atari 7800 (pojawiła się na rynku w 1984 roku), która była rozwiązaniem wręcz doskonałym - nie tylko była kompatybilna wstecz - z systemem 2600 VCS z 1977 roku, ale można ją było przekształcić w bardzo prosty sposób w domowy komputer osobisty! Jest to o tyle interesujące, że obecnie widzimy powrót do tego trendu - konsola Xbox to był sprzętowo w zasadzie zwyczajny PeCet, zaś do niedawna konsolę PlayStation 3 również można niewielkim nakładem pracy przekształcić w zwykły komputer z Linuxem na pokładzie - wystarczyło dokupić klawiaturę i mysz... i jazda!
Choć więc miało być o Lynxie, to i o konsoli 2600 VCS warto napisać parę słów więcej. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to nazwa. W tamtych czasach marketing nie był dobrze rozwinięty, zatem i produkty posiadały nazewnictwo skrajnie archaiczne - podawano po prostu numer modelu, zamiast promować jakąś ciekawą nazwę (w pełnym brzmieniu brzmiała ona w tym przypadku Atari 2600 Video Computer System). Nie było to co prawda potrzebne, bo i konkurencja działała w identyczny sposób, ale z dzisiejszego punktu widzenia podejście to zdaje się być nieco zabawne i dziwne. Niemniej pomimo iż na tak podstawowe kwestie marketingowe nie zwracano wtedy uwagi, to to właśnie w tamtych latach pojawiały się rozwiązania, które były dla elektronicznej rozrywki wydarzeniami rewolucyjnymi.
Czy konsola 2600 VCS była rewolucją? Trudno dziś dociekać. Ale faktem jest, że firma Atari wykazała się w jej wypadku niezłym wizjonerstwem, bo szybko doszła do wniosku, że rynek nasyci się PONGiem i jego odmianami. A i Pong to osobna i bardzo istotna historia, o której muszę powiedzieć parę słów.
I tak warto nadmienić, że pomimo powszechnie panującej obecnie opinii, to wcale nie Japończycy byli prekursorami w dziedzinie elektronicznej rozrywki. Prymat wiedli Amerykanie i to oni zresztą wymyślili pierwszą konsolę. Za pierwszego jej przedstawiciela jest uznawany system autorstwa Ralpha Beara - projekt ten pojawił się już pod koniec lat 60, ale premiera systemu odbyła się w 1971 roku (choć za moment wydania uznaje się rok 1972). Chodzi mianowicie o konsolę Odyssey Home Entertainment System, znaną również pod nazwą Magnavox Odyssey. I choć słynny "Pong" pojawił się dopiero 3 lata później, to właśnie ta konsola bazowała na podobnym pomyśle, tj. odbijania piłeczki za pomocą jakiegoś elementu (oczwiście "piłeczka", to określenie dość umowne, bo był to raczej kwadrat z racji na pikselozę ;). Na datę premiery zwracam Waszą szczególną uwagę - w wojenkach "konsole vs. PC" komputerowcy często wysuwają argument "bez PC nie byłoby konsol". Jak widać, jest to wyssana z palca bzdura - pierwsze komputery osobiste zaczęły się pojawiać w pierwszej połowie lat 70-tych (np. Altair 8800), ale PC znane dzisiaj, to dopiero lata osiemdziesiąte. Tyle dygresji - wróćmy do naszej "pierwszej" konsoli. Technicznie składało się na nią... 40 tranzystorów i 40 diod! Tak jest, zaledwie tyle! Konsola nie posiadała żadnego procesora - ten co prawda pojawił się już w 1971 roku (Intel), ale był przeraźliwie drogi. System był zatem czysto analogowy i posiadał olbrzymie ograniczenia - dwa kolory na ekranie (czarny i biały), brak jakichkolwiek dźwięków - to tylko część ograniczeń. Niemniej w ciągu zaledwie 4 miesięcy sprzedano ponad 100.000 egzemplarzy tej konsoli, co jak na owe czasy jest olbrzymim sukcesem. I już w tym wypadku dano możliwość zakupu... pistoletu! Strzelanie do białych kropek było zatem nie lada gratką ;).
Aby zrozumieć jakim sprzętem było późniejsze Atari 2600, nie można nie wspomnieć o kolejnym rewolucyjnym urządzeniu rodem z USA (przypomnieć warto także, że firma Atari jest oczywiście również firmą stricte Amerykańską - a przynajmniej w tamtych latach jeszcze była - bo jak wiemy teraz należy, ba, teraz to jest po prostu Infogrames, tyle że pod inną nazwą). Chodzi mianowicie o konsolę "Fairchild Channel F", która ukazała się na rynku w 1976 roku. Jej rewolucyjność stanowiło coś, z czego korzystał całkiem nie tak odległy sprzęt, bo jeszcze Nintendo 64 - mianowicie użycie po raz pierwszy w historii kartridży do przechowywania gier!
I w ten sposób dochodzimy właśnie do konsoli Atari 2600 VCS, która ukazała się w rok po premierze Fairchild - ona również posiadała slot na kartridże, który zresztą dostarczył firmie Atari masę kłopotów - firma ta pracowała bowiem nad technologią kartridży o nazwie "Stella" i nie była w stanie pociągnąć finansowo sama projektu. Dlatego też cały projekt został odsprzedany za 28 milionów dolarów firmie Warner Communications. Nowy właściciel nie szczędził pieniędzy i zainwestował w projekt kolejne... 100 milionów $!
I tak na rynku ukazała się jedna, z najbardziej udanych konstrukcji w historii konsol. Początkowo kosztowała ona prawie 250$ i sprzedawała się średnio. Ale już 1980 rok przyniósł obfite żniwo, za sprawą rewolucyjnej gry - znanej nam doskonale dziś - wtedy to właśnie na rynku pojawiła się pozycja "Space Invaders"! Tutaj właśnie dało o sobie znać owo wizjonerstwo firmy Atari, bo ta jako pierwsza wpadła na pomysł wykupienia licencji do gier z automatów i przenoszenia ich na domowe konsole. Łącznie ocenia się, że sprzedano ponad 12 milionów konsol Atari VCS! Przy takiej cenie (która oczywiście wraz z upływem czasu spadała) był to olbrzymi sukces - nawet jak na dzisiejsze realia. Trzeba również pamiętać, że te 25 lat temu, 250$ było sumą relatywnie o wiele wyższą niż obecnie!
Pod koniec lat 80-tych firma Atari miała już kłopoty ze sprzedażą swoich nowych rozwiązań - wyprzedziły ją Sega i Nintendo - warto jednak pamiętać, że przez długie lata, to właśnie ona wytyczała nowe trendy w tej dziedzinie. Nawet pamiętny Atari Jaguar był sprzętem jak na owe czasy (1993 rok) rewolucyjnym - była to przecież pierwsza konsola o 64 bitowej architekturze! Niestety - pomimo niezłych gier - Tempest 2000, Alien vs. Predator, Rayman - konsola ta sprzedała się słabo, bo mówi się o około 260.000 sprzedanych egzemplarzach. Tak to jednak jest, jeżeli po macoszemu traktuje się marketing. Szkoda, bo Atari pracowała także w międzyczasie nad konsolą o roboczej nazwie "Panther". Niestety nie wyszła ona nigdy poza sferę prototypu.
I tak na przełomie lat 80 i 90 problemem Atari nie była technologia - ale właśnie polityka sprzedawania jej potencjalnym klientom. Atari Lynx była jak na swoje czasy (1989 rok) najbardziej zaawansowaną przenośną konsolą na rynku! Nie mam niestety pewności co do tego, czy była to pierwsza przenośna konsola, gdyż mniej więcej w tym samym momencie ukazał się na rynku japońskim Game Boy, ale jako pierwsza posiadała kolorowy wyświetlacz, była także pierwszą przenośną konsolą 16 bitową (parę lat później ukazała się np. 16 bitowa przenośna konsola Segi - Sega Nomad) i najważniejsze - była pierwszą konsolą na świecie, wliczając w to konsole stacjonarne, zezwalającą na grę w sieci (lokalnej rzecz jasna, tj. przez kabelek)! W 1991 roku na rynek wypuszczono ulepszoną i mniejszą wersję konsoli - Atari Lynx II - i właśnie tę udało mi się nabyć. Ogólnie wyprodukowano nieco ponad milion egzemplarzy tej konsoli.
W Polsce oczywiście nie była popularna - i trudno by było inaczej. Niemniej jednak udało mi się ją znaleźć w postronnym serwisie Atari, który nie tylko posiadał tę konsolę w swojej ofercie, ale w dodatku można w nim było wypożyczać gry z bazy, która ulegała ciągłej rozbudowie. Konsola była także bardzo tania, bo kosztowała 200 złotych - nie sądzę, by za taki sprzęt była to wygórowana kwota.
Same gry były bardzo dobre. Dotąd wspominam pewną strzelankę, którą przeszedłem z wypiekami na twarzy, choć niestety nazwy jej już nie pamiętam. Doskonała była także gra, która była namiastką gry 3D - sztandarowy produkt na tę konsolę, mianowicie symulacja lotu. Konsola ta była fatalnie reklamowana, w zasadzie przypuszczam, że praktycznie nikt w Atari nie wpadł na to, by konsolę tę zbytnio promować, a i tak dobrze się sprzedała (przypominam, że w owych czasach konsole nie były jeszcze aż tak popularne jak dziś) - sam ten fakt świadczy o poziomie tego sprzętu!
To co jeszcze wyróżniało tę konsolę, to oprócz niezaprzeczalnych walorów technicznych (stosunkowo szybki procesor - 3.6 Mhz) także konstrukcja kartridży - te nie dość, że były małe, to w dodatku o minimalnej grubości - może 2 mm!
Z konsolą tą wiąże się również pewna przygoda - otóż kiedyś grając w nocy omyłkowo końcówkę od zasilacza włożyłem do wejścia słuchawkowego, przez co cała elektronika uległa spaleniu. W serwisie otrzymałem zastępczaka, czyli Atari Lynx I, która to konsola była niestety o wiele większa. Ponieważ nie było możliwości sprowadzenia nowego Lynxa II, zastępczaka ostatecznie oddałem, otrzymałem z powrotem pieniądze i w ten oto przykry sposób zakończyła się moja przygoda z tą konsolą. Na tyle jednak dobrze ją wspominam, że dotąd szukam jej regularnie na aukcjach na Allegro.
SEGA GAME GEAR
Nie mam teraz pewności, która konsola była moim kolejnym nabytkiem - czy stacjonarna - tj. Sony PlayStation i Sega Saturn, czy też Game Gear. Jednak najprawdopodobniej ten ostatni, więc od niego rozpocznę. Tym bardziej, że z Game Gearem miałem już styczność na początku lat 90-tych w Belgii, gdzie sporo ją macałem, bo posiadał ją na stanie mój azjatycki kolega z klasy i zarazem sąsiad.
O technicznych aspektach tej konsoli wspomniałem już we wcześniejszej części tego artykułu - poruszając temat Segi Master System. Możemy zatem pokrótce podsumować. Game Gear została wydana w 1990 roku, była konsolą 8 bitową, z kolorowym wyświetlaczem, możliwością gry w sieci, oglądania telewizji (przy zakupie specjalnej nakładki), niestety o dużym apetycie na energię, co za tym idzie pożerała baterie w zastraszającym tempie. I tak było rzeczywiście - pomimo że producent twierdził, że może ona pracować nawet 5 godzin na 4 paluszkach, to w rzeczywistości szczytem marzeń były 3 godziny pracy. Ale i na to był sposób - można było używać akumulatorków, albo zasilacza. W Europie konsola ta pojawiła się oczywiście nieco później niż w Japonii, bo dopiero w 1992 roku. Ale i tak osiągnęła olbrzymi sukces - sprzedano ponad 11 milionów egzemplarzy tych konsol w ciągu 7 lat, choć wspomnieć trzeba, że Sega w 1997 roku sprzedała prawa do tej maszynki firmie Majesco, która sprzedaje ją po dziś dzień (głównie w Brazylii). Ile zatem łącznie egzemplarzy sprzedano, trudno dziś określić.
Olbrzymim atutem tej konsoli było także 250 gier napisanych specjalnie dla tej konsoli oraz możliwość dokupienia specjalnej nakładki, dzięki której na Game Gear można było uruchamiać gry z modelu Master System - a na ten wyszło około 1000 gier.
Konsolę tę posiadam po dziś dzień. Ciężko się rozstać z takimi grami, jak Columns (w pewnym sensie klon Tetrisa), Sonic (kilka odsłon), czy Mortal Kombat. Gry były kolorowe, dynamiczne i wyjątkowo miodne - sprzęt ten był w zasadzie wiernym odpowiednikiem Segi Master System, rzecz jasna nieco ulepszonym, ale na mniejszym ekranie gry wyglądały jeszcze lepiej! Tak jak już wspomniałem wcześniej, po dziś dzień można ją kupić na Allegro za paredziesiąt złotych z grami - a na pewno warto!
Niestety gorzej wyglądała sprawa w przypadku następcy, tj. Segi Nomad. Była ona przenośną wersją Segi Mega Drive, tj. 16-bitowej konsoli firmy Sega. Została ona wypuszczona przez Sega of America w 1995 roku - niestety tylko w wersji NTSC (choć były plotki, że powstał także prototyp wersji PAL). Konsola kosztowała 180$, była w 100% kompatybilna z Segą Genesis (Mega Drive), ale posiadała dwie poważne wady - tak samo jak i w wypadku Game Geara grać można było od 3-5 godzin (żywotność baterii) oraz fakt, że ukazała się na rynku wtedy, kiedy pojawiły się na nim stacjonarne konsole 32 bitowe. Nie wiem niestety w jakiej ilości egzemplarzy ta konsola się sprzedała. Natomiast kilka faktów jest bezspornych - po pierwsze posiadała identyczne parametry techniczne co Genesis (można ją było nawet podłączyć do TV za pomocą kabla AV i grać w gry na ekranie telewizora), zaś po drugie nie powstała na nią żadna gra na wyłączność, bo po prostu korzystała z bazy gier ze swojego stacjonarnego odpowiednika.
W Europie konsola ta nigdy nie była oficjalnie sprzedawana, bo jak wiemy wersja PAL nigdy nie pojawiła się na rynku. Raz udało mi się znaleźć ją w wersji NTSC na Allegro, jednakże cena była odstraszająca (jeżeli dobrze pamiętam około 400 PLN), zatem nigdy w rękach jej nie miałem - a szkoda, może kiedyś uda się to nadrobić.
koniec części drugiej