Co robić, gdy pedał zdradziecko odmówi posłuszeństwa
Z pewnością niejeden hardkorowy fan Rock Band pamięta ten przykry incydent. Najpierw małe pęknięcie, potem niepokojąca giętkość, aż w końcu głuchy trzask i zaliczamy natychmiastowy "game over".
Z pewnością niejeden hardkorowy fan Rock Band pamięta ten przykry incydent. Najpierw małe pęknięcie, potem niepokojąca giętkość, aż w końcu głuchy trzask i zaliczamy natychmiastowy "game over".
Bo przecież nie sposób grać, gdy w końcu pedał odmówi nam posłuszeństwa - praktycznie cała perkusja jest w tym momencie wyłączona z zabawy. Smutne to, ale prawdziwe - Harmonix wpadło na wyjątkowo debilny pomysł, by do swej pierwszej perki dokładać plastikową stopę. Co prawda zestaw RB2 nieco naprawił ten błąd (metalowa nakładka), jednak koniec końców całe mnóstwo graczy, którzy - podobnie jak ja - zakupili pierwszą wersję Rock Band'owej perkusji musiało już wkrótce podklejać, wzmacniać, bądź całkowicie wymieniać stopę na "profesjonalną" (co często wiązało się z nielichym wydatkiem). No dobrze, być może problem ten nie dotknął aż tak bardzo graczy pykających na niższych poziomach trudności, lecz z drugiej strony uderzył z całą mocą w amatorów trybu "expert" (gdzie często jedna noga po prostu nie wystarcza i trzeba jechać na dwie). Tydzień, może dwa, grania w taki sposób i nagle okazuje się, iż wytrzymałość tej zabawki jest wręcz beznadziejnie słaba.
No I co teraz? Środek imprezy, świeże DLC właśnie zassane z sieci, komplet graczy i miła atmosfera, a tu nagle zonk i stopa w kawałkach! O zgrozo, tego typu sytuacja spotkała w końcu i mnie... I chociaż imprezka była raczej kameralna, a pedał nie rozpadł się całkowicie, to jednak stał się niebzepiecznie giętki i oszacowaliśmy jego żywotność na maksymalnie jedno "Clouds Over California", a potem nara. Koniec był więc bliski, lecz kiedy wydawało nam się, że już wszystko stracone, wtedy w naszych głowach narodził się plan. A był on dość standardowy, mianowicie wykorzystać wszystko co jest pod ręką, żeby tylko przedłużyć jego marny żywot przynajmniej do końca imprezki. Na całe szczęście, gospodarz dysponował zarówno stosownym sprzętem, jak i pomysłem na uratowanie sprawy (dodatkowo na miejscówce akurat trwał remont, co tylko ułatwiło nam pozyskanie niezbędnych komponentów). Dzięki temu mogliśmy już wkrótce kontynuować wygar (ku uciesze gawiedzi i rozpaczy sąsiadów, rzecz jasna), miast zawracać sobie głowy kwestiami sprzętu. Poniżej przedstawiam więc krótki kurs pod tytułem "jak w godzinę naprawić złamaną stopę w warunkach domowych" - a nuż się przyda komuś w podobnej sytuacji?
zdjęcia: Mutti