Dwie tony blachy, 500 koni mechanicznych i hamulce od roweru

BLOG
901V
MUTTI | 12.04.2010, 15:37
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Co to jest? Oczywiście amerykański Muscle Car. Pojawiają się w większości gier wyścigowych, choć mało kto nimi gra, zaś jeszcze mniej graczy je okiełzna – i to z dość oczywistych przyczyn. Na prostej jest elegancko – przyspieszenie wręcz wbija w fotel, za to w zakrętach ostre przechyły, pisk opon i śmierć w oczach. Cóż, chyba tylko amerykanie mogli wpaść na tak absurdalny pomysł, by do zwykłego „samochodu za rozsądną cenę” pakować wielkie, ośmiocylindrowe silniki prosto z wyścigów NASCAR. Jednak w latach sześćdziesiątych było to wręcz normą, a wynikało głównie z dwóch prostych przyczyn – paliwo tanie jak barszcz, oraz przepisy NASCAR wymagające homologacji silników, co wiązało się z koniecznością sprzedania określonej ich liczby „cywilom”.

Co to jest? Oczywiście amerykański Muscle Car. Pojawiają się w większości gier wyścigowych, choć mało kto nimi gra, zaś jeszcze mniej graczy je okiełzna – i to z dość oczywistych przyczyn. Na prostej jest elegancko – przyspieszenie wręcz wbija w fotel, za to w zakrętach ostre przechyły, pisk opon i śmierć w oczach. Cóż, chyba tylko amerykanie mogli wpaść na tak absurdalny pomysł, by do zwykłego „samochodu za rozsądną cenę” pakować wielkie, ośmiocylindrowe silniki prosto z wyścigów NASCAR. Jednak w latach sześćdziesiątych było to wręcz normą, a wynikało głównie z dwóch prostych przyczyn – paliwo tanie jak barszcz, oraz przepisy NASCAR wymagające homologacji silników, co wiązało się z koniecznością sprzedania określonej ich liczby „cywilom”.

xxxxx

 

zdjęcie: 1969 Dodge Charger
 
 
Efekt był prosty do przewidzenia – już wkrótce każdy przeciętny Janek mógł nabyć ryczącego, 500-konnego potwora, (który co prawda rozwijał „setkę” w jakieś 6 sekund, jednak przy archaicznym zawieszeniu oraz hamulcach bębnowych stanowił ogromne niebezpieczeństwo zarówno dla właściciela, jak i pozostałych użytkowników dróg). Nie wspomnę już o częstym braku zupełnych podstaw jak pasy bezpieczeństwa, no ale kto by się przejmował takimi detalami? Generalnie głównym założeniem konstrukcyjnym było „wsadzimy większy silnik i zobaczymy co się stanie”, toteż w efekcie otrzymywaliśmy bezkompromisowego killera, który wręcz pożerał benzynę, zostawiając dwie płonące smugi na drodze. Podsumowując, typowy muscle car tamtych czasów to gargantuiczny wręcz silnik (w okolicach siedmiu litrów pojemności!) i seryjna, „pożal-się-boże” cała reszta. Taki mastodont praktycznie nie nadawał się do slalomu (czy też jakichkolwiek innych szybkich manewrów), jednak z drugiej strony wystarczyło chwilę „depnąć” na prostej, by za moment uzyskać jakieś 240 na blacie. Ponadto Muscle cars były dość tanie i stosunkowo proste w  tuningu. Fani drag racingu byli zatem wniebowzięci, gdyż prawie każdy domorosły mechanik był w stanie wycisnąć z tych potworów blisko 1000 koni, o ile nie więcej.
 
 
zdjęcie: 1969 Ford Mustang
 
Ale osiągi to jedno, a design to drugie – jest to oczywiście rzecz gustu i można się spierać, jednak wielu entuzjastów motoryzacji jest zgodnych, że w owym czasie powstały jedne z najbardziej stylowych samochodów wszech czasów. Legendy takie jak Ford Mustang, Dodge Charger, Chevrolet Camaro, czy Plymouth Barracuda narodziły się właśnie wtedy i po dziś dzień stanowią ikonę amerykańskiej motoryzacji. Oczywiście, panujące wówczas trendy były dosyć skrajne (jak chyba wszystko, co wiąże się z muscle cars), jednak mało kto zaprzeczy, że ten rodzaj stylistyki to „badass look” do kwadratu, zaś proste, geometryczne sylwetki idealnie odzwierciedlają prymitywny, wręcz brutalny charakter tych samochodów. Niestety, równie brutalny okazał się dla nich los.
zdjęcie: 1971 Ford Mustang
 
To oczywiste, że tego rodzaju szaleństwo nie mogło trwać wiecznie. Wciąż zaostrzane normy emisji spalin, cyrki z firmami ubezpieczeniowymi, aż wreszcie kryzys paliwowy – wszystkie te kwestie doprowadziły ostatecznie do zmierzchu tych pięknych maszyn. Był to ogromny cios dla amatorów wyścigów oraz widlastych ósemek pod maską, jednak pomimo niesprzyjających warunków, wiele klasycznych muscle cars przetrwało do dziś. W garażach kolekcjonerów, na zlotach old-timerów, bądź po prostu na Amerykańskich drogach – prawdziwe dinozaury, do dziś budzące respekt i dreszcz emocji wśród znawców tematu. Dla mnie stanowią one istny fenomen amerykańskiej kultury, samochody ze sfery marzeń. Piękne, potężne i choć na swój sposób ułomne, to jednak stanowiące niepowtarzalny element krajobrazu, oraz specyficznego podejścia do tematu. To również nieustające marzenie, że być może kiedyś będzie mnie stać na taką zabawkę i z satysfakcją wyszczerzę zęby do gościa w dziesięć razy droższym audi czy meśku, którego zostawiam na światłach w obłokach dymu, oraz pełnej konsternacji. Oczywiście na pierwszym zakręcie owinąłbym się o drzewo, ale to już inna para kaloszy. Coś za coś.
 
Zdjęcie: 1970 Barracuda
 
Tak więc wydawałoby się, że owe piękne maszyny bezpowrotnie zniknęły z dróg. W pewnym sensie owszem, jednak w 2005 roku nastąpił prawdziwy renesans – Ford Mustang tryumfalnie powrócił w starym, dobrym stylu.
 
Zdjęcie: 2005 Ford Mustang
 
Klasyczna sylwetka, pojemna V-8'ka i oczywiście prymitywne zawieszenie, no ale przecież prawdziwy muscle to właśnie prostota i cięcie kosztów na każdym kroku. Wkrótce na horyzoncie pojawił się też nowy Chevy Camaro, oraz Dodge Challenger. Ale to już temat na inną okazję, gdyż czar klasycznych, ryczących silników powoli (acz nieubłaganie) odchodzi w zapomnienie - wszak historia lubi się powtarzać...
Oceń bloga:
4

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper