Recenzja filmu Połączenie
911, jaki jest powód zgłoszenia? Morderstwo, gwałt, włamanie, ale i kot na drzewie czy zgubiony pilot od TV. Ludzie dzwonią na telefon mający oferować prawdziwą pomoc z różnych powodów, a dyspozytor musi być na wszystko przygotowany. Myślicie, że praca telemarketera jest wymagająca i ryje psychę?
To co ma powiedzieć dyspozytor, na którym ciąży nierzadko ogromna odpowiedzialność za ludzkie istnienie. W ułamkach sekund musi podjąć jedyny właściwy wybór, który pozwoli na czyste sumienie i przespaną noc. Jordan (Halle Berry) dostaje telefon od dziewczynki, której dom jest właśnie grabiony. Pomimo początkowych sukcesów Jordan w gąszczu dobrych decyzji popełnia jeden karygodny błąd. Następnie mamy 6-miesięczny przeskok akcji. Chcąc odpocząć od stresu związanego z odbieraniem telefonów Jordan przemianowuje się na nauczyciela stażystów, ale kiedy pewnego razu oprowadza ich po centrali przypadkowo natyka się na telefon bliźniaczo podobny do tego, który wcześniej zachwiał jej psychiką. Czy tym razem uda jej się uratować uwięzioną dziewczynkę? Oczywiście tego nie zdradzę.
The Call rozgrywa się właściwie na dwóch płaszczyznach, dwóch stronach słuchawki. Pierwsza to centrala zwana także ulem, gdzie Jordan próbuje uspokoić uprowadzoną niewiastę, a druga to pościg głównie z czasem, w czasie którego oglądamy poczynania kidnapera i jego ofiary w bagażniku. Zgodnie z porzekadłem, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki Jordan jest mocno zaangażowana w sprawę dziewczynki (gdzie jest to namierzenie GPS?!). Jej psychika mogłaby nie wytrzymać drugiej takiej porażki, więc z rozdziawioną buźką śledziłem kolejne jej poczynania. A sytuacja na pewno nie jest komfortowa, bo zamknięta w bagażniku dziewczyna nie ma zbyt wielkiego pola do popisu. W każdym razie mogłoby się tak wydawać na pierwszy rzut oka, bo Jordan wyciska z tej beznadziejnej sytuacji tyle ile się da, a ja tylko kiwałem głową w geście uznania dla jej pomysłowości.
Taki właśnie jest ten film. Nie bije po oczach błyskotkami, a raczej błyskotliwymi pomysłami dyspozytorki. Cały czas zastanawiamy się jaki będzie koniec. Nie raz i nie dwa trafimy na ślepy zaułek, pomyślimy „okej, to już koniec”, ale Jordan nie poddaje się nawet, kiedy szefowa każe jej iść spać, bo nic tu po niej. Pomimo, że The Call przez większość czasu trzyma w napięciu to końcowe 15 czy 20 minut może przyprawić o ciężki ból głowy. Logika zachowań zaczyna kuleć, a film przestaje przypominać to, czym był do tej pory. Sama postać pana porywacza też mogła zostać zagrana z nieco większym poświęceniem. Dostajemy świra, którego cechą charakterystyczną jest fakt, że jest małomównym przygłupem i lubi słuchać głośnej muzy.
Nigdy nie byłem fanem Halle Berry (nie, nie dlatego, że jest czarna), ale tak tu muszę uczciwie przyznać, że zagrała koncertowo. Widząc ją tak zaaferowaną nie sposób nie być z nią na ekranie. Tak właściwie to każdy zna jej mordkę, ale wymienić coś, w czym zagrała było to raczej trudno. Oczywiście są X-Meny i Gothika, ale nie ma chyba jakiejś popisowej roli w swojej karierze. Abigail Breslin, która przed laty zasłynęła fenomenalną rolą w "Little Miss Sunshine" głównie leży w bagażniku i szlocha, więc żadnych fajerwerków w jej przypadku nie ma. Brad Anderson wypuścił solidny thriller, który może nie jest tak dobry jak jego poprzednie dokonania w stylu "Mechanika" czy "Dziewiątej sesji", ale warto te 1,5 godziny dla filmu zarezerwować.
Tytuł oryginalny: The Call
Rok produkcji: 2013
Reżyser: Brad Anderson
Obsada: Halle Berry, Abigail Breslin, Michael Eklund
Gatunek: Thriller
Ocena: 7-/10
Tekst pochodzi oryginalnie z mojego bloga, a tutaj wrzucam, żeby sprawdzić czy jest acziwmend za 4 blogi ;) Zapraszam do komentowania z głową na karku i sercem.