Recenzja filmu Czwarty stopień
Słaba recenzja słabego filmu.
Porwania to dosyć poważny i ważny temat. Przetrzymywanie w warunkach absolutnie nieludzkich, gdzieś w opuszczonych bunkrach czy chatach o suchym pysku, bez nadziei na lepsze jutro z częstymi torturami i pobiciami, a wszystko to dla kilku marnych groszy. Porwania przez obcych to już tylko powód do śmiechu. Przynajmniej ja je tak postrzegam. Ale ludzie lubią wierzyć w takie niewiarygodne pierdoły, a filmowcy bez skrupułów żerują na naszej wrodzonej ciekawości.
„Czwarty stopień” to wprost idealna dla mnie pożywka. Ciekaw jestem, ile jeszcze będę musiał zobaczyć takich dziwadeł i ile rozczarowań przeżyć, żeby w końcu je z dala omijać. W miasteczku na Alasce dochodzi do serii niewyjaśnionych zniknięć, a FBI zostaje tam wezwane ponad miliard razy. Psycholog w osobie Milli Jovovich wie coś o tym, bo traci w ten paskudny sposób męża. Postanawia rozwiązań zagadkę jego śmierci, a przy okazji kilka innych, niemal bliźniaczo do siebie podobnych, dziwnych zdarzeń.
Na pierwszy rzut oka obstawiałem oczywiście ruską mafię sprytne duchy. Za chwilę jednak dowiaduję się, że o 3 w nocy (lub 3.30 lub 3.33) mam wyczekiwać nie duchów, a… kosmitów! Może nie tyle co „wyczekiwać”, bo z filmu płynie jasny przekaz, że na drugi dzień po przebudzeniu rano nie będę pamiętał, że kosmici w ogóle mnie porwali. No chyba, że ktoś zafunduje mi hipnozę, w czasie której zobaczę co „oni” mi robili i nie będę już mógł z tym żyć, więc będzie musiało dojść do tragedii. Tak się przedstawia sytuacja wielu z pacjentów pani psycholog. Jest jeszcze w to wplątana sowa, normalna zwyczajna sowa, ale która w sumie to… nie jest sową. Wiem, głupie, ale tak to w filmie jest przedstawione. Kto nie wierzy niech obejrzy.
Film jest ukazany w dosyć dziwnej konwencji, czegoś w rodzaju paradokumentu. Już w pierwszej scenie, kiedy Milla Jovovich stoi w lesie, a kamera obraca się wokół niej o 180 stopni (wygląda to naprawdę paskudnie), słyszymy z jej ust, że to wszystko działo się naprawdę , że takie są fakty, a „na końcu sami zdecydujemy, w co wierzymy”. Nic, tylko oglądać. W trakcie filmu co jakiś czas ukazywane są „prawdziwe” nagrania rzekomo prawdziwej pani psycholog. Sama pani, niby prawdziwa, psycholog też zresztą występuje w filmie we fragmentach wywiadu, który miał zostać został z nią kiedyś tam przeprowadzony. Bez owijania w bawełnę – ona sama wygląda jak istota nie z tej ziemi. Prawdziwe wziąłem w cudzysłów, bo nie dość, że już w trakcie miałem wątpliwości co do autentyczności tych bajek, to po sprawdzeniu okazało się, że te prawdziwe wydarzenia w filmie nie są prawdziwe! Kumacie to? Reżyser z pełną premedytacją łże i robi w balona widzów wmawiając im do tego, że pokazuje prawdziwe nagrania i historię opartą na faktach. No tego to jeszcze nie było, nie na taką skalę. Wytwórnia filmu dostała oczywiście karę pieniężną za mydlenie oczu i przypisywanie innym czegoś, co nie miało miejsca. Te jawne oszustwa to nie jedyna bolączka filmu, ale pomogły mi w zredukowaniu ogólnej jego oceny.
Chciałbym napisać, że aktorstwo w tym filmie było chociaż dobre, ale na chęciach niestety się kończy. Elias Koteas, zwany również drugim panem De Niro (zdjęcie porównawcze niżej), jako jedyny nie zawiódł. Obie odtwórczyni roli pani psycholog zagrały fatalnie. Udająca prawdziwą psycholog aktorka mówi jednostajnie, jak ostatnia ofiara losu, a jej gadka nie wiem czy jest bardziej nużąco czy monotonna. Oprócz ruchów ust niczym innym nie rusza. Milla Jovovich ma także jedną minę, z której wyraźnie można odczytać jej pojedynczą myśl „kurde, jak to rozgryźć”.
Jeżeli chcecie obejrzeć coś stosunkowo nowego o obcych to polecam „Paula”. „Czwarty stopień” to jedno wielkie rozczarowanie. Wtrącenie w to wszystko jeszcze starożytnego języka, rzekomo używanego przez kosmitów tylko pogrąża film i upewnia mnie w przekonaniu, że drugi raz po ten syf nie sięgnę.
Tytuł oryginalny: Fourth Kind
Rok produkcji: 2009
Reżyser: Olatunde Osunsanmi
Obsada: Milla Jovovich, Will Patton, Elias Koteas, Corey Johnson
Gatunek: Thriller Sci-fi
Ocena: 3/10
To mój stary tekst, nie dawajcie mi bana.