Recenzja filmu Piła VII
Piła czy nie piła? Mejk jor czojs.
7 lat to szmat czasu. Przez ten okres seria o piłowaniu wyrobiła sobie niezbyt przychylną opinię wśród szanujących się widzów. Większość z nich zgadza się co do tego, że tylko 2 pierwsze części były w porządku, pozostałe to już tylko odcinanie kuponów. Ja sam jakoś do tej pory zbytnio cięty czy jak kto woli ostry na tę serię nie byłem. Oszczędzałem ją i czekałem z oceną aż do końca, właśnie do 7-emki.
Na początek sprawa spoilerów. Jeżeli ktoś filmu nie widział to po pierwsze nie ma czego żałować, a jeżeli bardzo mu na nim zależy to niech sobie odpuści dalszą lekturę – nie gwarantuję, że będę trzymał gębę na przysłowiową kłódkę. Co do reszty filmów z serii to spoilerów nie przewiduję z prostego względu – najzwyczajniej w świecie ich nie pamiętam ;D Może inaczej – pamiętam, ale wszystko zostało już tak pokomplikowane, że nie wiem już co z czym się je.
Streszczenie fabuły w tym przypadku chyba też jest zbędne. Albo dobra, co mi tam! Kolejni ludzie za swoje złe uczynki są wystawiani na próbę przez Pana Piłę (gdzieś wyczytałem takie tłumaczenie Jiggsawa). A że z każdą częścią te złe uczynki przybierają coraz mniejszą skalę to już inna bajka. I tak w tym odcinku mamy na przykład kolesia, który raz po pijaku prowadził auto oraz drugiego, który kłamał w tiwi (u nas w telewizji przydałaby się taka czystka nawiasem mówiąc). Fabuła sprowadza się do pojedynku o to kto zakończy sławną już na cały świat chorą grę. Schemat dalej ten sam: pobudka w nieznanym miejscu, skrępowanie ruchów, często przykucie do ściany, wrzaski i nawoływania o pomoc, odsłuchanie kasety z pogróżkami, live or die i w tym momencie rusza zegar i zaczyna się prawdziwa zabawa. Tak jak we wszystkich poprzednich edycjach było 500 ofiar razem wziętych, tak tylko w siódemce jest ich koło 6 stów (mogłem się walnąć przy liczeniu, ale kto to będzie sprawdzał). W każdym razie, co 3 sekundy ktoś ginie, też mniej więcej. Oczywiście są nowe zagadki, ale nie robią one już takiego wrażenia jak parę lat temu, po prostu się przeżarły, a kiczowate efekty jeszcze bardziej psują ten klimat. Swoją drogą ta część ma chyba mniejszy budżet od „Pogrzebanego”.
Najpierw minusy, bo o dziwo są w przewadze. Let the game begin – jak zwykł mawiać guru całej serii. Byłem naiwny, głupi i nierozsądny, przyznaję się od razu. Film był zapowiadany, jako ten, który zmiecie z powierzchni ziemi pozostałe „numerki”. „Efekt końcowy zwali was z nóg”. Zamiast zwalania nóg tylko ręce mi opadły. A zaczyna się całkiem całkiem, trójka pechowców zostaje przykuta do jednej z zabawek Jiggsawa w samym centrum miasta. Cała masa świadków – czegoś, czego do tej pory jeszcze nie było. Kolejna nowość to niczego sobie dziewczyna, o którą pojedynkuje się dwóch napaleńców. Piękne dziewczyny jakoś do tej pory omijały szerokim łukiem serię, a tu proszę jaki suprajs. A potem już tylko beznadzieja i starość Pariasa. Kompletnie nie przekonuje mnie ten cały detektyw Hoffman, który w filmie gości nie po raz pierwszy. De Niro z niego żaden, Einstein też raczej nie. Za to cieszy mnie, że dodali nowego policemana, bo miałem czym się przez chwilę zająć. Długo zachodziłem w głowę czy to przypadkiem nie jakiś krewny Christiana Bale’a. Twarz niemal ta sama, tak samo również sepleni. Okazało się, że absolutnie nie, ale sami najlepiej oceńcie czy nie ma podobieństwa do nowego Człowieka Nietoperza.
Wszystko niestety leci tutaj na łeb na szyję, dosłownie i w przenośni. Nie przyszło mi do głowy (chociaż było to niemal oczywiste), że twórcy reklamując swoje dzieło jako „najambitniejszą część serii” mają na myśli prostą zasadę „więcej, szybciej i jeszcze bardziej kiczowato”. Brak tu jakiegokolwiek powiewu świeżości, wszystko już było, a końcowy twist woła o pomstę do nieba. Może w 3D wszystko to wygląda nieco lepiej, ale nie było mi dane tego zaznać. Aktorstwo sięgnęło dna den, sami aktorzy nawet nie starają się nimi być, gościnnie pojawia się nawet jeden bardzo popularny wokalista.
To, co zawsze udawało się twórcom udało się i teraz. Mowa o plakatach, zwiastunach i muzyce, które stoją na dosyć przyzwoitym poziomie. Trochę to jednak za mało, żeby „Piłę VII” nie nazwać gniotem. Pierwsze doniesienia z planu głosiły, że będzie to definitywnie pożegnanie z serią. Ostatnio twórcy trochę zmiękli i twierdzą, że to koniec pewnego etapu, w razie czego zostawiają otwartą furtkę. Lepiej, żeby sobie już odpuścili tego tasiemca i zajęli się czymś poważniejszym. Przez te kilka części seria wystarczająco się już stępiła. Game is over.
Tytuł oryginalny: Saw 3D
Rok produkcji: 2010
Reżyser: Kevin Greutert
Obsada: Betsy Russell, Tobin Bell, Costas Mandylor, Chad Donella
Gatunek: Thriller/Horror
Ocena: 3/10