Uncharted 2 - dlaczego to moim zdaniem wciąż najlepsza odsłona przygód Drake'a
W tym roku druga część kultowej serii gier PlayStation obchodzi okrągłe 15-lecie, co uznałem za idealną okazję, by powspominać emocje, które towarzyszyły mi podczas ogrywania tej produkcji. Z racji mojej miłości do gier stworzonych przez Naughty Dog muszę przyznać, że każda z części ma w moim sercu szczególne miejsce. Pierwsza część, mimo swojej toporności, broni się do dziś klimatem, a trzecia, nawet jeśli miewała nieco przeciągnięte momenty, wciąż zachwyca audiowizualną oprawą. W przypadku czwartej części oba te aspekty również się sprawdzają, a ja doceniam, jak umiejętnie wpleciono w z pozoru lekką narrację bardziej dojrzałe i refleksyjne motywy. Wydane rok później „Zaginione dziedzictwo”, koncentrujące się na duecie Chloe i Nadine, w ciekawy sposób rozszerza historię obu bohaterek, stanowiąc przyjemne uzupełnienie dobrze znanego uniwersum. Natomiast druga część, wspomniana na początku, zasługuje na dłuższy wywód, ponieważ to właśnie ona rozpoczęła moją przygodę z serią i sprawiła, że od razu się w niej zakochałem. Dlaczego? Oto kilka subiektywnych powodów.
Powód 1: Przygoda i akcja w jednym.
Mgnący do przodu pociąg, dynamiczna zmiana muzyki i krajobrazu, czy pełna napięcia walka z helikopterem – brzmi jak scena rodem z Hollywood. Nic bardziej mylnego. Wszystko to dostajemy w ramach jednego z etapów gry komputerowej, która nie bez powodu zyskała miano „growego Indiany Jonesa”, mimo że sam główny bohater nie jest archeologiem. Abstrahując od wspomnianego rozdziału z pociągiem i porównań do Indiany Jonesa, gra obfituje w tego typu „hollywoodzkie momenty”, pozwalając nam wziąć udział w ulicznych starciach podczas trwającej w Nepalu wojnie domowej czy skakać między ciężarówkami w górskim konwoju*. Jednak nie samą akcją gra stoi, gdyż znajdziemy także momenty bardziej stonowane, w których, oprócz wszechobecnego strzelania, postawiono także na elementy platformowe i zręcznościowe. To właśnie wtedy przyjdzie nam zwiedzać m.in. hinduistyczną świątynię czy górskie szczyty w asyście „przewodnika”, co gwarantuje niezapomnianą wycieczkę krajoznawczą. W mojej opinii druga część idealnie sprawdza się w swoim gatunku „action-adventure”, balansując pomiędzy tymi dwoma elementami, minimalnie prześcigając pod tym względem czwartą część. Spotkałem się jednak z opiniami osób krytykujących serię za nadmiar elementów nastawionych na akcję, opierających się na eliminacji przeciwników za pomocą różnego rodzaju broni, ironicznie nazywając głównego bohatera nie „Indiana-Drake”, a „Rambo – Drake”. I oczywiście takie zdanie także szanuję, ponieważ każdy inaczej odbiera wytwory kultury, a argumentacja o "Rambo-Drake" również ma swoje uzasadnienie. Po prostu dystans przede wszystkim. Moim zdaniem jednak seria Uncharted jest swego rodzaju postmodernistycznym tworem, idealnie sprawdzającym się w interaktywnym medium, jakim są gry wideo, gdzie Drake ma w sobie zarówno coś z Indiego, jak i kultowego komandosa.
*Warto zaznaczyć, że to właśnie "dwójka" wprowadziła do serii elelmenty rozgrywki związane z skakaniem między samochodami czy walki na ruchomych pojazdach jak pociągi czy samolot, które stały się charakterystyaczną cechą każdej kolejnej części.
Powód 2: Fabuła i lokacje
W przypadku pierwszej części lokacje, które zwiedzali nasi bohaterowie, były do siebie dość zbliżone, gdyż fabuła rozgrywała się w obrębie południowoamerykańskich dżungli i prekolumbijskich świątyń, naznaczonych obecnością hiszpańskich konkwistadorów. Nawet w środku dżungli Nate był w stanie natrafić na dość niespotykane znalezisko, jakim był niemiecki U-boot z czasów II wojny światowej. Tyle o lokacjach z części pierwszej, ponieważ prawdziwą paletę różnorodnych miejsc przygotowali twórcy w kontynuacji. Oczywiście najbardziej pamiętne pozostają tybetańskie szczyty i świątynie, a także Shambhala., ale w trakcie rozgrywki zwiedzimy również stambulskie muzeum, wyspę Borneo czy pełną sielankowego nastroju tybetańską wioskę. Pomimo, iż grę można ukończyć w 8-10h to jej środowisko cały czas się zmienia., dostarczając nam masę różnorakich atrakcji. Nadmiar lokacji jest wynikiem fabuły, w której bohaterowie, aby znaleźć kamień Cintamani, próbują odtworzyć podróż Marco Polo. W tym aspekcie gra umiejętnie łączy elementy fikcji historycznej z prawdziwymi wydarzeniami, wplatając także motywy fantastyczne i przekładając znane z filmów przygodowych klisze fabularne na język gier, co już pośrednio opisałem w poprzednim akapicie.
Powód 3: Bohaterowie
Jednak tym, co wyróżnia serię Uncharted na tle innych produkcji, także w kontekście porównań do gier z udziałem Lary Croft, są bohaterowie. Moja miłość do serii w dużej mierze wynika z postaci, które, mimo swego przerysowania i archetypowości, wnoszą do serii niezapomniany, świeży aspekt. Głównie za sprawą błyskotliwych dialogów i interakcji, jakie prowadzą między sobą, nie tylko podczas przerywników filmowych, ale i w trakcie rzeczywistej rozgrywki, co znacząco ją urozmaica. Warto zaznaczyć, że na podobnym schemacie, gdzie bohaterowie rozmawiają także poza przerywnikami filmowymi, opiera się również „The Last of Us”. Dzięki tego rodzaju mechanikom gry Naughty Dog nie są dla mnie jedynie „głupimi nawalankami”, ale wpływają na emocjonalne budowanie więzi między postaciami na ekranie. Jako gracz, kierując jedną z postaci, czuję, jakkolwiek schizofrenicznie to zabrzmi, jakbym to ja rozmawiał czy żartował w raz z nimi i przeżywał te wszystkie przygody. I właśnie to druga spośród wszystkich części w moim odczuciu najlepiej reazlizuje te wszystkie zamysły. Jest w stanie dostarczyć mi zarówno soczyste dialogi, jak i po prostu dających się lubić lub wręcz przeciwnie bohaterów, których postawy nie zawsze są do końca moralne i honorowe, nie bez powodu druga część nosi nazwę” wśród złodziei". I właśnie tutaj początek ma trwający do dziś między wieloma graczami spór. Team Cloe czy Team Elena.
Powód 4: Oprawa audiowizualna
Tym co wyróżnia serię Uncharted i większość gier Naughty Dog na tle innych produkcji jest niewątpliwie dopieszczona w każdym calu oprawa audiowizualna. W przypadku drugiej odsłony przygód Drake'a, przeskok między pierwszą częścia jest olbrzymi. Widać, tutaj ogrom włożonej pracy, zarówno po stronie programistów jak i speców od dźwięku. Można powiedzieć, że kiedy pierwsza część testowała możliowości nowego sprzętu Sony, to druga w pełni odkrywała jego potencjał. Dzięki fabule, która wyrzucała naszych bohaterów w różne rejony świata, twórcy mogli zaszaleć, dostarczając nam pięknie animowane panoramy Nepalu, Stambułu czy górskich szczytów. Na zachowanie bohatera reagują także elementy środwiska i tak Drake po wyjsciu z wody (słynny basen i Marco Polo) jest jeszcze jakiś czas przemoczony, podczas zamieci śnieżnej na jego ubraniu pozostaje śnieg, a ruchy są spowolnione przez zaspy. Same lokacje także zawierają masę innych szczegółów, zależnie od tego gdzie się znajdujemy jak np. bogate elementy wystroju świątyń czy rozrzucone po katakumbach szczątki. Swoje robi tutaj także gra świateł jak chociażby odbicia na wodzie, padające z gór promienie słoneczne czy wpływające na stopień widoczności światło z latarki lub pochodni. Dodatkowo w większość scen świetnie wpleciona jest odpowienio budująca napięcie muzyka, a motyw przewodni z głównego menu chodzi mi po głowie po dziś dzień.
Na koniec dodam, że drugą część ograłem najwięcej ze wszystkich w całej serii i także teraz chętnie do niej wracam, a zdobywanie skarbów i cała otoczka o której wspomniałem w tekście wpływa na jej regrywalność, którą potraktujmy jako ostatni powód i pewną puentę. W końcu na to jak oceniamy daną grę, wpływa także to, jak wiele jest nam w stanie zaoferować już po jej ukończeniu i jak chętnie do niej wracamy, nie czując znużenia. Dlatego dla mnie Uncharted 2 jest 10/10 w moim osobistym rankingu i jedną z najlepszych gier jakie przyszło mi ograć.