#1 Hype Train - czyli kupiłem i nie przeszedłem - Tomb Raider I-III Remastered

BLOG
1472V
user-2101341 main blog image
PanNiecodzienny | 14.01, 14:40
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Ach, piękna nostalgio, czyscicielko portfela.

 

Zapraszam na cykl dotyczący gier, na które długo czekałem, by je kupić, a po zakupie odpalałem tylko na kilka godzin. Dziś chciałbym omówić grę Tomb Raider I-III Remastered, którą zakupiłem w wersji cyfrowej na premierę na Nintendo Switch.

 

Gdy kilka miesięcy temu zobaczyłem trailer, zamarłem. Gra mojego dzieciństwa w odświeżonej wersji, teraz dostępna na konsolę przenośną. “Będzie grane” – myślałem. Chociaż nigdy nie byłem wielkim fanem Tomb Raidera, to właśnie druga część przygód długonogiej pani archeolog była pierwszą grą, którą samodzielnie kupiłem na Stadionie Dziesięciolecia w 1998 roku. Jeśli ktoś z Was nie kojarzy, przypomnę – Stadion to było miejsce w Warszawie, gdzie za równowartość 30 złotych można było nabyć dowolną grę, pod warunkiem, że była to piracka kopia… :)

 

Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy jechałem tramwajem na Stadion z kolegą. Wspólnie wspinaliśmy się na coraz wyższe piętra, gdzie na samej koronie czekali handlarze z wystawionymi grami. Kupienie gry to jedno, ale dowiezienie jej do domu – to drugie. W tamtych latach mój znajomy twierdził, że policja robi łapanki na kupujących piraty na mieście, więc jedynym sposobem na przemycenie gry było schowanie jej pod paskiem spodni lub pod bluzą. Stres towarzyszący temu wydarzeniu pamiętam do dzisiaj. Oczywiście, po latach okazało się, że to wszystko była bzdura, a policja, o ile już, robiła naloty na sprzedawców… :)

 

W domu, gdy odpaliłem Tomb Raidera, uderzyła mnie szczegółowa grafika i świetny soundtrack, który – swoją drogą – był nagrany jako audio na płycie. Często wkładałem płytkę do mojego discmana, aby słuchać muzyki z gry na mieście. Sama gra, choć bardzo mi się podobała, okazała się jednak zbyt trudna jak na tamte lata. Pamiętam, że poziom podwodny był dla mnie nie do przejścia. Mówimy o czasach, kiedy gier miało się mało i każdą człowiek starał się ograć na 100%.

 

Tak więc chęć powrotu do czasów młodości wygrała, i odświeżona wersja trafiła na moją konsolę Switch. Jak to bywa z moim hype’em, sam proces pobierania nowej gry zaspokaja chęć zagrania w jakieś 30 procentach. Dziwna sprawa.

 

No więc odpalam i od czego zacząć? Od pierwszej części, jak nakazuje tradycja, czy od razu rzucić się w wir nostalgii i zacząć od drugiej? Na plus: polska wersja językowa, której ze świecą można było szukać w tamtych czasach. Ale prawda jest taka, że wtedy nikt jej nie oczekiwał.

 

Wybieram drugą część i zaczyna się nirwana. Samo przełączanie grafiki z oryginalnej na zremasterowaną w czasie rzeczywistym uważam za genialne… Jednak gra po raz kolejny okazuje się wymagająca. W dzisiejszych czasach sterowanie typu “tank” może być uciążliwe, choć potrafię się do niego szybko przystosować. Tym razem odpadałem na etapie Wenecji. Sprawdzam jeszcze na chwilę pierwszą część. O trzeciej nie mogę się wypowiedzieć.

 

Doceniam udany remaster, ale po kilku godzinach odkładam grę, z nadzieją, że kiedyś do niej wrócę. Może w jakiś zimowy, świąteczny poranek? W końcu tyle innych gier czeka jeszcze na ogranie! :)

Oceń bloga:
18

Komentarze (31)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper