Moja miłość i nienawiść do New World (GameFrame #23)
![user-2102278 main blog image](https://pliki.ppe.pl/storage/b0617a822d198eb670af/b0617a822d198eb670af.png)
Długo zastanawiałem się nad odpowiednim tytułem dla tego wpisu, ale ten najbardziej oddaje moje mieszane emocje wobec tej konkretnej gry. Z jednej strony spędziłem w niej prawie 600 godzin – może to nie jest imponujący wynik, jak na standardy MMO, ale dla mnie to ogrom czasu. Odkąd porzuciłem Black Desert Online czy Need for Speed World, żadna gra nie utrzymała mnie przy sobie tak długo, więc był to swoisty wyczyn. Czekałem na tę produkcję miesiącami, biorąc udział w każdej becie i z niecierpliwością śledząc wszystkie nowości. Aż w końcu nadszedł ten wyczekiwany dzień....
28 września 2021 roku.
Pierwsze wrażenia
Pierwsze wrażenia były niesamowite. Otworzył się przed nami ogromny, żyjący świat, w którym w peaku zalogowanych było ponad 900 tysięcy graczy – wszyscy próbujący dostać się na serwery. To był prawdziwy pogrom: godziny spędzone w kolejkach, częste wyrzucanie z gry i chaos organizacyjny. Nawet znalezienie się na tym samym serwerze z ekipą graniczyło z cudem, ale udało się. W końcu wszyscy – całą szóstką – spotkaliśmy się w okolicach Wiatrochronu, gotowi na wspólną przygodę.
Każdy z nas obrał własną ścieżkę, dzieląc się zadaniami. Dwie osoby zajęły się wydobyciem złóż kopalnianych i ich przetapianiem, kolejne dwie odpowiadały za wycinkę drzew i połowy ryb, a ja z ostatnim towarzyszem skupiłem się na zbieraniu ziół i polowaniach. Dzięki temu opanowaliśmy każdą gałąź rzemiosła, a nasza gildia rosła w siłę.
Przetwarzaliśmy zdobyte materiały i sprzedawaliśmy w domu aukcyjnym, co pozwalało nam zdobywać coraz więcej złota i przyciągać nowych członków. Wkrótce mieliśmy wszystko – pełny skład DPS-ów, healerów, tanków, magów, łuczników i wojowników uzbrojonych w topory czy muszkiety.
Dołączyliśmy do frakcji Przymierze, stając się fanatycznym zakonem, który postawił sobie za cel oczyszczenie ziemi z heretyków i plugawców. Nasza misja? Przekształcenie tego świata w prawdziwą świętą ziemię, gdzie natura odzyska swoją władzę.
Walczyliśmy w bitwach o miasta, przejmowaliśmy terytoria i forty, nieustannie dbając o nasz łańcuch produkcyjny. W pewnym momencie kontrolowaliśmy połowę świata, z dwoma regionami w pełni pod panowaniem naszej gildii.
Ale ta dominacja nie trwała długo. Frakcja Maruderów, dotychczas mało znacząca, zaczęła rosnąć w siłę. Z dnia na dzień traciliśmy wszystko, o co tak ciężko walczyliśmy. Zmęczeni ciągłymi wojnami, postanowiliśmy odpuścić ambicje terytorialne. Skupiliśmy się na tym, co przynosiło nam najwięcej satysfakcji – rzemiośle, przemyśle i spokojnym zwiedzaniu świata.
Taka była nasza rozgrywka – eksploracja, zbieranie surowców, rekrutowanie ludzi, walka PvE i PvP. W tamtym czasie nie widzieliśmy błędów gry, bo bawiliśmy się świetnie. Te wspólne chwile naprawdę pokazały, czym może być dobre MMO.
Czym zachwyca New World?
Sporo powodów, dla których uwielbiam tę grę, mogło już pojawić się w poprzednim akapicie, ale mimo to chcę, aby wszystko było jak najbardziej spójne. Długo zastanawiałem się, co jest głównym powodem, dla którego ta gra tak bardzo przypadła mi do gustu. Niektórzy z Was, którzy śledzą moje wcześniejsze wpisy, zapewne już wiedzą, że uwielbiam pięknie zaprojektowane światy gier. W tym przypadku nie jest inaczej.
Twórcy włożyli całe serce i duszę w oddanie piękna przyrody Aeternum – tej przepięknej, niezbadanej dotąd krainy pełnej nadprzyrodzonych zjawisk. Zwiedzamy w niej malownicze łąki, zachwycające lasy, rzeki, jeziora, wyspy, bagna, góry, miasta, opuszczone wsie, fortece i zamki.
Różnorodność jest ogromna, a sama mapa zdecydowanie nie należy do najmniejszych. Co więcej, z czasem jeden z regionów został całkowicie przebudowany – powstała tam niecodzienna kraina pełna niezwykłej, bujnej roślinności. Dodatkowo twórcy wprowadzili nowy region – ogromną pustynię, która oferuje nie tylko surowy klimat, ale i zapierające dech w piersiach widoki. Projekt lokacji jest wręcz obłędny.
Być może dla niektórych system walki wydaje się zbyt prosty. Jednak po ograniu tysięcy godzin w takie tytuły jak Black Desert Online, ESO czy Guild Wars, ten system naprawdę przypadł mi do gustu. Walka jest intuicyjna i dynamiczna. Do dyspozycji mamy trzy umiejętności, każda broń oferuje kilka wariantów ataków, a w drzewkach rozwoju broni znajdziemy wiele ciekawych pasywek.
Co więcej, rozwój broni odbywa się poprzez jej noszenie i używanie – prosty, ale bardzo satysfakcjonujący system. Pod koniec mojej przygody z grą zajmowałem się głównie zmianą broni i rozwijaniem ich do maksymalnego poziomu, by sprawdzić, jak działają w praktyce, i w pełni dopracować swoją postać. Nawet takie grindowanie sprawiało mi ogromną przyjemność.
A skoro już o levelowaniu mowa – zbieranie surowców i rzemiosło to kolejne aspekty, które w tej grze wciągnęły mnie bez reszty. Cały proces opiera się na zbieractwie. Szukamy odpowiednich surowców, zbieramy je za pomocą coraz lepszych narzędzi, a następnie przetwarzamy w mieście. Na tym etapie pojawia się dodatkowa mechanika – jeśli dane miasto jest pod kontrolą konkretnej frakcji, to nakłada ona podatki, które są przekazywane do gildii za przetwarzanie surowców.
Przetworzone materiały możemy wykorzystać na wiele sposobów: tworzyć meble do domów, zbroje, pancerze, bronie, amulety, jedzenie i inne przydatne przedmioty. Takie surowce i przedmioty możemy sprzedać w domu aukcyjnym innym graczom, zostawić dla siebie lub przekazać członkom swojej gildii. To jest chyba moja ulubiona mechanika w grze – spędziłem nad nią najwięcej czasu i bawiłem się przy tym doskonale.
Nie sposób nie wspomnieć także o systemie frakcji, który również zasługuje na pochwały. Możliwość przynależności do jednej z trzech frakcji oraz wspólne walczenie o wpływy w regionie to świetne doświadczenie. Przyjemnie jest widzieć mapę pokrytą barwami swojej frakcji, walczyć ramię w ramię o forty i przejmować miasta. Ta mechanika sprawiła, że poznałem wielu niesamowitych ludzi w mojej gildii – osób, z którymi mam kontakt do dziś.
Czym rozczarowuje New World?
Twórcy skopali po całości wiele kluczowych mechanik. Dopiero po kilku latach od premiery dodali do gry animacje pływania. Wcześniej postać po prostu... chodziła pod wodą. Zbyt mała ilość contentu bardzo szybko dawała się we znaki – graczom kończyły się rzeczy do robienia w endgame. Dopiero później twórcy zaczęli kłaść na to nacisk, ale było już za późno.
Nie pomogło też wydawanie patchy, w których naprawiano 10 błędów, a jednocześnie pojawiało się 20 nowych. I to nie były jakieś drobne problemy, jak glitch tekstur czy gorsza optymalizacja (choć takie też się zdarzały). Mówimy tu o poważnych błędach, takich jak zniszczony dom aukcyjny, znikające przedmioty i złoto, bugi w ekwipunku, niedziałające przedmioty czy ogromne opóźnienia na serwerach. To wszystko skutecznie psuło frajdę z gry.
Dungeony, mimo świetnego projektu, również były problematyczne. Było ich po prostu za mało, a do tego można było grać wyłącznie w obrębie swojego świata, na którym maksymalnie mogło być 2 tysiące graczy. Często brakowało ludzi do walk o posterunki czy innych aspektów PvP. Dopiero po latach twórcy wprowadzili globalną wyszukiwarkę graczy na cały region, ale znowu – było już za późno.
Podobnym rozczarowaniem okazała się premiera okrojonej wersji gry. Twórcy obiecywali, że brakujący content zostanie dodany w późniejszych patchach, co częściowo miało miejsce.
Pojawiło się DLC z pustynną mapą, ale kolejne rozszerzenie, które wprowadziło wyczekiwane przez graczy wierzchowce, znalazło się za płatną barierą. To wzbudziło frustrację wśród społeczności. Oczywiście, dodatkowa zawartość za płatnym DLC to standard w wielu grach MMO, ale podstawowy wierzchowiec, choćby prosty koń, powinien być dostępny dla wszystkich graczy.
Twórcy zbyt wolno reagowali na prośby graczy o zmiany, co spowodowało, że wielu ludzi zaczęło odchodzić. Niedawno swoją premierę miało New World: Aeternum, które zmieniło grę z MMORPG na bardziej kooperacyjno-multiplayerowe doświadczenie, wprowadzając także możliwość gry na konsolach.
Chociaż oceny są teoretycznie dobre, a na konsolach gra się przyjęła, mnie już do tego świata nie przyciągnęła. Gdzieś po drodze zniknęła ta chęć dalszego grania i eksplorowania.
Gdyby twórcy inaczej rozłożyli priorytety i z większą uwagą pracowali nad grą, wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Niestety, efekt końcowy pozostawia wrażenie zmarnowanego potencjału.
Podsumowanie
Na pewno wiele osób grających w New World – zarówno kiedyś, jak i teraz – nie zgodzi się z wieloma rzeczami, które napisałem powyżej. I dobrze! To właśnie dlatego gry i inne dzieła kultury są tak wyjątkowe. Dają nam możliwość dyskusji, wymiany spostrzeżeń i wspólnej analizy różnych wątków.
W moim przypadku, jak widzicie, ta gra to jednocześnie miłość i nienawiść. Kocham ją za to, czym mogła być i co oferowała, ale nienawidzę za to, czym ostatecznie się stała.
Raczej już do niej nie wrócę, ale absolutnie nie mogę powiedzieć, że 600 godzin spędzonych w tym świecie było zmarnowane. Wręcz przeciwnie – bawiłem się świetnie! Ostatni raz tak dobrze czułem się w Black Desert Online, więc to naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Niestety, im dłużej grałem, tym bardziej zaczęły mi przeszkadzać jej wady. Z czasem przestałem je ignorować i w końcu powiedziałem sobie dość. Gdyby twórcy inaczej rozwijali tę grę – bardziej wsłuchując się w społeczność i kładąc większy nacisk na kluczowe elementy – zapewne grałbym do dziś.
Nadal zbierałbym surowce, handlował nimi w domu aukcyjnym i eksplorował przepiękne Aeternum. Jednak mój czas w tym świecie dobiegł końca.
Mimo wszystko, z tej przygody wyniosłem mnóstwo wspaniałych wspomnień, które zawsze będę miło wspominać.
A Wy? Graliście w New World? Macie swoje przemyślenia i doświadczenia związane z tą grą? Podzielcie się nimi koniecznie w komentarzach – jestem ciekaw Waszego zdania!
Bywajcie!
(Wszystkie zdjęcia zostały zarejestrowane przeze mnie na PC)