Replay: Darkwing Duck - NES
Pamiętacie czasy polskich bazarów pełnych stoisk z kasetami VHS, kardridży do Pegasusa i innych dobrodziejstw lat 90tych? Każda sobota w tamtym czasie była to dla mnie pobudka wcześnie z rana, żeby nie przegapić wyjścia rodziców z domu. Wraz z bratem w towarzystwie naszych sponsorów wychodziliśmy z nadzieją, że i tym razem uda się upolować wyborne smakołyki.
Na całe szczęście sprzedawcy z lokalnego bazaru posiadali naprawdę pokaźne zbiory gier. Wiadomo nie brakowało przekłamanych etykiet lub produkcji z cyklu 999999 in 1, ale będąc dzieckiem nie miało to znaczenia i po prostu czekało się na kolejną sobotę oraz na wymianę na następny kardridż. To właśnie dzięki takiemu kultowemu miejscu, które było niemal w każdym mieście nie brakowało nam znakomitych gier do ogrania. Spacer po bazarze trwał zazwyczaj 2-3 godziny i kończył się sygnałem od mamy, że kupiła już wszystko i możemy wracać. W tym czasie tata klasycznie zabierał nas wpierw na przegląd kaset VHS spędzając na tym nawet do 2 godzin, a następnie, kiedy znalazł coś dla siebie prowadziliśmy go do naszych ulubionych sprzedawców. I tu co sobotę ta sama historia...
W tamtych czasach nie było internetu, a jakiekolwiek gazety branżowe nie oferowały, aż tylu recenzji i informacji na temat gier, które wychodziły. Z tego powodu wybór odpowiedniego kardridżu nie był prosty. Krążenie od jednego sprzedawcy do drugiego było czymś na porządku dziennym. To był swojego rodzaju cotygodniowy rytuał. "Obmacywanie" każdej gry, przeglądanie okładek, ekscytacja na widok nieznanych grafik, a przede wszystkim debata na temat tego co wybrać trwać mogłaby w nieskończoność, ale zawsze z pomocą przychodziła mama stwierdzająca: "Do domu!" No i rzutem na taśmę brało się ostatni kardridż, który wpadł danego dnia w oko w nadziei, że to właśnie on będzie tym zajebistym tytułem na Pegasusa.
Po latach odnoszę wrażenie, że udało się ograć naprawdę pokaźną ilość znakomitych tytułów dostępnych w Polsce, a przede wszystkim tych z lokalnego bazaru. O wielu z nich opowiem na moim blogu, ale od czegoś trzeba zacząć. Jedna z takich sobotnich podróży zakończyła się nabyciem kardridżu z Darkwing Duck. Jest to gra platformowa, wydana przez Capcom na konsolę Nintendo Entertainment System (NES) w 1992 roku. Fabuła gry obraca się wokół tajemniczej fali przestępczości, która nawiedziła St. Canard. Tytułowy Darkwing musi ocalić miasto przed przestępcami na czele, których stoi Stalowy Dziób. Historia prosta niczym budowa cepa, a wciągnęła mnie jako młodego gracza do granic możliwości. Muszę przyznać, że w latach 90tych były to dla mnie swojego rodzaju Dark Soulsy, gdyż poziom trudności kopał nas po nieopierzonych cohones z siłą rozpędzonej kuli do rozbiórki. Nie przeszkadzało to jednak w praktykowaniu masochistycznej rozgrywki pełnej akcji, prób skręcania palców w celu wykonania fikuśnych akrobacji i czerpaniu radości ze wspaniałej jak na tamte lata grafiki i muzyki. Śmiem twierdzić, że nawet obecnie są one na bardzo dobrym poziomie. Gra stawiała poprzeczkę, ale dawała przede wszystkim to na czym zależy każdemu z graczy... miodność płynnącą z rozgrywki i uśmiech na twarzy po jej odpaleniu kolejny raz.
W mojej ocenie Darkwing Duck to klasyka platformówek z którą warto się zapoznać. To tytuł na którym wychowała się masa graczy, którzy nawet po latach z uśmiechem na twarzy odpaliliby go ponownie. Osobiście może nie jestem do końca fanem remake'ów i remasterów, ale nie obraziłbym się na odświeżenie przygód Darkwinga z nową oprawą graficzną i muzyczną. Być może przemawia za mną zbyt duża nostalgia i nie jest nam to potrzebne, ale kto z nas nie chciałby ponownie poczuć tych ciepłych wspomnieć z okresu bycia młodocianym graczem?
Pamiętacie ten tytuł? Jak go wspominacię? Chcielibyście ujrzeć odświeżone wydanie Darkwing Duck?