Memorka 2: Lost in Random

BLOG O GRZE
328V
user-2111135 main blog image
StarlordG | 21.03, 02:50
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Wiecie, co jest lepsze od rozgrywki w planszówki i karcianki? Planszówki i karcianki wrzucone w gamingowy blender, doprawione szczyptą akcji i podane w sosie z baśniowego klimatu! I właśnie tak się czułem, gdy pierwszy raz odpaliłem Lost in Random. Ten tytuł od razu przykuł moją uwagę. Tylko pytanie: czy ten miks to przysmak godny mistrza kuchni, czy raczej fast-food, który Rocket wrzuciłby do śmieci? Przyjrzyjmy się temu!

Lost in Random wylądowało na całej flocie platform: PC, PlayStation 4/5, Xbox One, Series X/S i Nintendo Switch. Za sterami było Zoink – szwedzka ekipa, co ma na koncie takie tytuły jak Fe czy Ghost Giant. Tak.. wiem. Też nie kojarzę. Wsparło ich Electronic Arts w ramach EA Originals – to taki program dla mniejszych ekip z wielkimi pomysłami. Premiera była w 2021 – czyli wszyscy już ograli poza mną. No dobra, czas na mięso. To przygodowa gra akcji z RPG-owym twistem, gdzie real-time walka flirtuje z turówką, a talia kart robi za Twój arsenał. Brzmi kosmicznie? Bo jest! Strategia gra tu pierwsze skrzypce – kolekcjonujesz karty, rzucasz kością (a właściwie Kostkiem, ale o tym za moment) i kombinujesz, jak pokonać przeciwników, którzy również pochodzą z karcianego wymiaru. Całość dzieje się w mroczno-baśniowym świecie, który mógłby spokojnie wyjść spod ręki Tima Burtona – serio, miejscami obawiałem się że na pierwszy plan wyskoczy Jack Skellington czy też inny Edward Nożycoręki. 

Twoim kompanem w tej szalonej przygodzie jest Even, a z nią wędruje Kostek – żywa, gadająca kostka, która jest trochę jak Groot, tylko... mniejszy i bardziej sześcienny. Kostek to klucz do wszystkiego – rzucasz nim, zdobywasz punkty akcji, zagrywasz karty i rozpętasz rozróby! Masz karty ataku, obrony i... no dobra, te które pozwalają Ci oszukiwać. Rocket byłby dumny. I najlepsze – kiedy dobierasz kartę, czas staje. Serio! Żadnych quick-time eventów ani refleksu godnego Gamory. Masz czas się zastanowić jak prawdziwy dowódca będący w ciele dwunastolatki. Coś a'la Napoleon. 

Fabuła? Prosta, ale chwytająca za serducho. Even wyrusza ratować swoją siostrę Odd z łap złowrogiej królowej rządzącej Randomem. Po drodze poznajesz krainy – każda jak inna ścianka kostki – pełne dziwaków, absurdów i losowych zasad. System jak w Kantynie Mos Eisley gdzie nigdy nie wiesz, co cię spotka. 

Największy plus? Styl graficzny! Mroczny, pokręcony, z klimatem jak z Coraline czy Miasteczka Halloween (Nightmare Before Christmas). NPC-e wyglądają jakby uciekli z najdziwniejszego snu Groota, choć niektórzy powtarzają się częściej niż Rocket narzekający na moją muzykę. Przeciwnicy są ciekawi, ale różnorodność… no, mogłaby być lepsza. W połowie gry zdążymy poznać już wszystkich i nawet na piwo możemy iść razem bo żandarmeria Królowej raczej niczym nas nie będzie w stanie zaskoczyć. 

Technikalia? Jest okej, choć zdarzały się małe wtopy. Dwa razy utknąłem między elementami mapy, a czasem dialogi urywały się jak Rocket, gdy Gamora go ucisza. Nie wiem, czy to wina wersji gry, czy jakiejś czarnej dziury w kodzie. 

Ale, bo zawsze jest jakieś „ale”, nie? Brakowało mi tu nowych kart. Grubo w połowie gry waluta w grze leży i kurzy się jak stare mixtape'y na strychu. Liczyłem na to, że dostanę jakieś turbo-wypasione karty, które zmuszą mnie do zmiany strategii, ale się przliczyłem. W związku z tym starcia robią się przewidywalne, a jedyny dreszczyk emocji to większa horda przeciwników przy bossach, która czasem robi chaos jak Rocket na imprezie. Ale jeśli nie jesteśmy uwaleni w 3 pupcie jak na imprezie ze Zdunem to gra nie powinna nam stwarzać żadnych problemów. 

A co z zadaniami pobocznymi? Są! I choć czasem zabawne, to nagrody... no, takie sobie. Najczęściej kopie kart, które już mamy. Więc jeśli chcesz je robić, to raczej dla klimatu i historii, niż z potrzeby ulepszania talii.

Czas gry to jakieś 15-20 godzin – zależy, czy robisz wszystko, czy lecisz na autopilocie. Fabuła jest liniowa, więc nie ma tu masy wyborów ani alternatywnych zakończeń. Raczej jedna droga – ale i tak warto się nią przejść. Raz.

Lost in Random to jak wyprawa na dziwną planetę, gdzie wszystko jest trochę pokręcone, ale urocze. Dla fanów karcianek, planszówek i baśniowego klimatu – idealne na kilka wieczorów. Nie jest to AAA-hicior, nie rozbije banku, ale zapewni trochę frajdy. Zwłaszcza jeśli szukasz czegoś innego niż kolejna strzelanka z laserami. Ja tam nie żałuję – poznanie historii Even i Odd było dosyć ciekawym doświadczeniem. Ale czy wrócę? Pewnie nie. Wolę ruszyć dalej na kolejne przygody.

StarLord out! 

Oceń bloga:
14

Komentarze (11)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper