Ranking, który nikogo nie obchodzi

BLOG O GRZE
3412V
user-2112804 main blog image
Glovis | 15.01, 18:23
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Ranking, który nikogo nie obchodzi

Seria „Assassin's Creed” z jakiegoś powodu pozostaje dla mnie ważną. Na ten moment ciężko jest mi nawet powiedzieć, dlaczego wciąż śledzę poczynania Ubisoftu związane z przygodami najsłynniejszych (obok Agenta 47) zabójców w branży. Wielokrotnie obiecywałem sobie, że kolejna gra już n a p e w n o będzie tą ostatnią. I choć na mojego wymarzonego Asasyna, osadzonego w realiach drugiej wojny światowej, dawno straciłem nadzieję, o tyle kontrowersyjne „Shadows” pewnie ogram, mało tego, być może nawet splatynuję. A jako, iż kilka dni temu gruchnęła wieść o kolejnym już opóźnieniu najnowszej odsłony Kreda (tbh nie chcę mi się wierzyć, że w marcu rzeczywiście gra trafi na sklepowe półki), postanowiłem w końcu przysiąść do tego, co w fanach serii programowo wywołuje często zupełnie niepotrzebne spięcia.

Przed Wami mój w pełni subiektywny ranking oficjalnych, głównych części tasiemca od walącego się giganta z Francji. Z góry zapraszam do dzielenia się w komentarzach własnymi zestawieniami, jednocześnie prosząc o zachowanie kultury osobistej. W końcu, jak mawiał klasyk, możemy się przecież pięknie różnić.

 

13

Assassin's Creed: Odyssey”

 

 

Miejsca niniejszego zestawienia w wielu przypadkach zmieniają się w zależności od mojego humoru, przysłowiowej „dyspozycji dnia”, czy po prostu aktualnej fazy na jakiś okres historyczny, tudzież realia mitologiczne. Inaczej rzecz ma się jednak z Odyseją, która już od wielu, wielu lat (właściwie od premiery) pozostaje u mnie na samym dnie i nic nie zapowiada, by przy okazji wypuszczenia „Shadows” miało się to zmienić. Ta gra jest za wielka w stosunku do tego, co oferuje, jej świat zbyt rozdmuchany, a główny wątek tak słabo napisany, że po latach nie jestem w stanie wymienić ani jednej postaci niezależnej, włączając w to głównego złola. Do tego dochodzą kontrowersje związane z usunięciem ukrytego ostrza, możliwość wyboru niekanonicznego protagonisty, beznadziejny plot współczesny – mógłbym wyliczać i wyliczać. Żałuję, że główną postacią tej odsłony nie uczyniono po prostu Dariusza, którego przecież, jako pełnoprawnego zabójcę, mieliśmy okazję poznać już w dwójce. Szkoda.

 

12

Assassin's Creed: Rogue”

 

 

Coś czuję, że za this one dostanie mi się mocno. Zanim jednak zaczniecie mnie nawlekać na sztywny pal Azji, wysłuchajcie proszę argumentacji, stojącej za tak niską pozycją tej gry w moim zestawieniu. W „Rogue” wcielamy się w Shaya Cormaca (UWAGA SPOILER), asasyna, który po wydarzeniach związanych z artefaktem Isu w Lizbonie, decyduje się przejść na stronę śmiertelnych wrogów bractwa – Templariuszy. Założenie produkcji jest zatem genialne. Mogliśmy otrzymać grę, w której przyszłoby nam się zagłębić w filozoficzne podstawy stojące za działaniami Zakonu. Czy tak się stało? Niestety. Twórcy bowiem postanowili całkowicie zamienić strony konfliktu. To, co w odsłonach poprzednich stanowiło fundament retoryki Zabójców, nagle jest postulowane przez wyznawców „Ojca Zrozumienia”, natomiast odwieczne dążenia organizacji założonej przez Bayeka zostają zastąpione zwykłą raczej ich wrogom obsesją kontroli i totalitarnego porządku. „Rogue” jest dla mnie zatem synonimem zmarnowanego potencjału. Mam nadzieję, że deweloperzy – o ile Ubi oczywiście przetrwa obecne zawirowania – jeszcze kiedyś wrócą do tego pomysłu, bo myślę, że perspektywa wcielenia się w prawdziwego Templariusza, nadal elektryzuje wielu fanów serii.

 

11

Assassin's Creed: Unity”

 

 

Bardzo długo próbowałem sobie wmówić, że jestem fanem tej gry. Oferuje ona bowiem całkiem sporo ostrego, asasynowego sosu. Zwłaszcza po słynnym już „after the patches”. Oczywiście kondycja, w jakiej „Unity” została wypuszczona na rynek w dniu premiery, była absolutnie nie do zaakceptowania, jednak nie sposób nie zgodzić się ze stawianą przez wielu tezą, że do dziś stanowi ona chyba najambitniejszą próbę odtworzenia klimatu z trylogii Ezia. Podobnie, jak w przypadku „Rogue”, założenia produkcji są rewelacyjne. Oto bowiem przychodzi nam włożyć buty młodego, początkującego zabójcy, Arno Doriana, zagubionego w rewolucyjnym, trawionym wszechobecnym bezprawiem i szerzącą się degrengoladą Paryżu. (UWAGA SPOILER) W trakcie rozgrywki powoli pniemy się po kolejnych szczeblach drabiny bractwa, prowadzeni za rączkę przez tajemniczego Belleca (swoją drogą, fantastycznie napisany NPC). I tutaj docieramy do największej bolączki tytułu, którą wbrew pozorom wcale nie będzie jego kondycja techniczna. Miałkość postaci, zwłaszcza w zestawieniu z takimi tuzami jak wspomniany już Ezio, a także Edward, Al Mualim, Bayek czy familia Borgiów, wprost wylewa się z ekranu. Poza mentorem głównego protagonisty, wymienionym wyżej Belleciem, ciężko mi stwierdzić, że do kogokolwiek naprawdę się przywiązałem. I choć bardzo doceniam postęp, jaki poczyniono w usprawnieniach parkouru, walki, eksploracji miasta w ogóle, dla mnie solą branży są opowiadane historie i to właśnie fabuła często najbardziej rzutuje na mój ostateczny odbiór jakiejś gry. A ta jest w „Unity” mocno naciągana.

 

10

Assassin's Creed: Mirage”

 

 

Do teraz ciężko stwierdzić, czy dziesiąte miejsce dla „Fatamorgany”, to aby nie nazbyt łaskawe potraktowanie przygód Basima. Być może duży wpływ na tę ocenę wywarł fakt, że właśnie skończyłem „Mirage” ogrywać, przez co wywołane adrenaliną wrażenia po końcowym gwizdku wciąż siedzą na mym mózgu, szpecąc wrednie kłamstwa do ucha, jak zły dżinn ze snu głównego bohatera. Gra przenosi nas w realia pięknego, kolorowego Bagdadu, przypominającego nieco klimatem „Piaski Czasu” wydane jeszcze w erze, kiedy Ubisoft naprawdę zajmował się produkcją dobrych gier. Twórcy postanowili poupychać w kodzie mnóstwo fan serwisu, który o dziwo, trzyma się dość mocno asasynowej kupy. Kompletnie bezużyteczny w „Valhalli” social stealth tym razem działa, zabójstwa w większości są dobrze zaprojektowane, a walka w końcu nie jest tylko bezmyślnym (słowo powszechnie uznawane za wulgarne) jednego klawisza na padzie. Co najistotniejsze, mapę skondensowano nareszcie do pojedynczego miasta i jego okolic, przez co gra, na żadnym etapie przeżywanej historii, nie zdołała wgnieść mnie poczuciem beznadziei w fotel, jak to miała w zwyczaju chociażby „Odyseja”. Tytuł oczywiście, jak przystało na dzieło francuskiego dewelopera, ma sporo wad. Na plejce działa tak sobie, parkour jest często kwadratowy, a główny bohater ma brzydki zwyczaj powszechnego nie wykonywania wydawanych przez nas poleceń. Postacie niezależne są pozbawione właściwej starszym produkcjom głębi, a sam Basim wydawał się bardziej interesujący jako Ukryty w średniowiecznej Anglii. Hmm... Muszę powiedzieć, że za kilka tygodni/miesięcy, w odświeżonym zestawieniu, „Mirage” ma potencjał uplasować się nieco niżej. Ale póki co, otwiera topową dychę. Lecimy dalej.

 

9

Assassin's Creed: Valhalla”

 

 

Historia Eivor jest tytułem (obok miejsca ósmego, za które pożrecie mnie żywcem) wywołującym we mnie chyba najbardziej skrajne emocje. Z jednej strony boryka się z większością problemów Odysei, czytaj za dużym, w wielu miejscach opustoszałym światem, słabymi, pisanymi często na odwal side questami i w ogóle niespójnym z pierwotnymi założeniami serii, pozbawionym sensu wyborem pomiędzy główną bohaterką, a niekanonicznym bohaterem (w Norwegii imię Eivor jest imieniem stricte żeńskim). Z drugiej jednak, przy wątku głównym maczał palce niejaki Darby McDevitt, facet odpowiedzialny między innymi za „Revelations” czy „Black Flag” i to chyba dlatego opowieść nordyckiej wojowniczki, przynajmniej w pierwszoplanowych etapach odkrywanej przez gracza narracji, pochłonęła mnie bez reszty. Po latach otrzymaliśmy bowiem sensowną, podzieloną na quasi sekwencje historię, ujawnianą stopniowo w trakcie zawierania sojuszy z kolejnymi hrabstwami, skutkiem czego main quest nie zasysa gracza tak mocno, jak robiła to wywołana już do tablicy Odyseja. Na pochwały zasługuje również modern day, który chyba po raz pierwszy od premiery „Trójki”, nie został potraktowany jak ten niechciany, zawsze obdarzany najtańszymi prezentami wnuk. Całkiem jednak prawdopodobne, że tak wysokie miejsce dla „Valhalli” w dużej części zostało podyktowane moim osobistym zamiłowaniem do klimatów skandynawskich i dla wielu z was będzie ono niezrozumiałe. Cóż, ja tę produkcję darzę naprawdę sporą sympatią, a ostatnio chodzi mi po głowie pomysł ponownego jej skosztowania.

 

8

Assassin's Creed: Syndicate”

 

 

Chyba najbardziej kontrowersyjna pozycja na mojej liście. Doskonale zdaję sobie sprawę, że dla wielu Syndykat, o ile nie jest najgorszą odsłoną serii, to na pewno stanowi przykład jednej z tych najsłabszych. Cóż, dla mnie to gra absolutnie wyjątkowa, gra w której spędziłem masę fantastycznych godzin, którą ukończyłem na sto procent więcej niż raz. Gdzie tkwi sekret? Po pierwsze: jestem absolutnym psychofanem epoki wiktoriańskiej. Londyn, wykreowany przez deweloperów z Ubisoft Quebec, olśnił mnie, zniewolił, zassał już od pierwszej misji. Pamiętam, jak lubiłem po prostu przemieszczać się po dachach wielkich fabryk, faktorii i bloków z czerwonej cegły za pomocą linki (do której za chwilę przejdę) i podziwiać rozmawiających ze sobą kominiarzy, wylegujące się na balkonach damy i zaczytanych w najnowszych numerach gazet dżentelmenów. Po drugie: niesamowicie spodobała mi się mechanika wyzwalania kolejnych dystryktów miasta i rozbudowa własnego, mającego ambicję przejąć kontrolę nad stolicą ówczesnego Imperium gangu. Misje poboczne dawały radę. Oczami Evie, tudzież Jacoba mogliśmy pomóc takim osobistościom tamtego okresu jak Grahamowi Bellowi, Charlesowi Dickensowi, a nawet samej Królowej Wiktorii. Także system walki i parkouru, względem Unity, został dopracowany i usprawniony. I jak wielu wylewało wiadra inwektyw na niesławną linkę, umożliwiającą naszemu rodzeństwu bezinwazyjne pokonywanie kolejnych metrów przestrzeni między szeroko rozstawionymi budowlami, tak moim zdaniem jej wprowadzenie było w pełni uzasadnione z punktu widzenia opowiadanej historii. Bractwo nie stoi w miejscu. Rozwija się wraz z epoką. Ech, może jeszcze kiedyś będzie mi dane nałożyć kaptur zabójcy, oprócz ukrytego ostrza, skrywającego za pazuchą płaszcza także sławetnego Stena (pistolet maszynowy, żaden Dragon Age), by z finezją wygrywanej z radia melodii „Horst Wessel Lied” eliminować kolejnych członków drugowojennego Zakonu Templariuszy. Pomarzyć można.

 

7

Assassin's Creed: Revelations”

 

 

Ostatnia część przygód Ezia długo pozostawała moją ulubioną odsłoną z trylogii renesansowego zabójcy. Jednak jako, że jestem świeżo po ograniu odnowionych portów wszystkich trzech gier na plejce, muszę nieco zweryfikować swój dawny pogląd. W „Revelations”, względem poprzedniczek, zawiódł mnie przede wszystkim wątek współczesny. Tak, wiem, dla wielu fanów od zawsze był on niepotrzebnym elementem serii, z którego Ubisoft powinno było zrezygnować dawno temu. Ja jednakże uważam, iż historia Desmonda zgrabną klamrą dopinało to, co mieliśmy okazję śledzić w Animusie. Nadawała całości większej głębi i sensu, które gracz mógł odkrywać wraz z kolejnymi dopasowywanymi do siebie klockami narracji, a które – nota bene – całkowicie w produkcjach nowszych pogrzebano. Oprócz tego, nie do końca spodobała mi się mechanika tower defense, wprowadzona jako urozmaicenie budowanego przez nas w Konstantynopolu bractwa. Poza tym jednak otrzymaliśmy wspaniałą, dojrzałą historię wkraczającego, właściwie należało by powiedzieć, w quasi starczy wiek głównego bohatera, mierzącego się nie tylko z demonami własnego powołania, ale także z coraz wyraźniejszymi konturami kroczącej za nim śmierci. Całość okraszono niesamowitą (UWAGA SPOILER), za każdym razem wywołującą te same ciarki na plecach sceną pojednania protagonistów oryginalnych gier w Masyafie, do dzisiaj pozostającą oczywistym highlightem całej serii. Łezka się w oku kręci.

 

6

Assassin's Creed III”

 

 

Jeśli miałbym ranking Asasyna zestawiać, biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie sposób, w jaki poszczególne gry przedstawiały przeciwników Bractwa (czyt. Templariuszy), „Trójka” prawdopodobnie uplasowałaby się na miejscu pierwszym. Sam prolog tytułu, o całe eony wyprzedza to, co twórcy tak nieudolnie próbowali uchwycić w „Rogue”. Haytham Kenway (UWAGA SPOILER), ojciec głównego bohatera, wprost uosabia stojące za Templariuszami racje i założenia. Jest zimny, wyrachowany, inteligentny i szczerze mówiąc, często zdarzało mi się żałować, że tak szybko musieliśmy się z nim, jako postacią grywalną, pożegnać. Moim skromnym zdaniem, trzecia (choć tak naprawdę piąta) część serii o zakapturzonych zabójcach, po dziś dzień stanowi najambitniejszą próbę ukazania dynamiki pomiędzy rywalizującymi ze sobą frakcjami. Do tego oczęta gracza podziwiać mogły chyba najbrutalniejszy system walki w całej serii, włączając w to pękające od indiańskiego tomahawku łepetyny brytyjskich żołnierzy, krwawe finiszery i cudowne „ludzkie tarcze”, z których z jakichś względów, w kolejnych odsłonach postanowiono zrezygnować. Nie wolno także zapominać, że to właśnie przygody Connora wprowadziły mechanikę bitew morskich, tak chętnie eksploatowaną przez Ubisoft także dzisiaj. I tylko szkoda, że z oferowanych nam kiedyś wspaniałości, jest to jedyny aspekt, jaki studiu udało się jako tako zachować.

 

5

Assassin's Creed: Origins”

 

 

Jest to przykład gry, która po czasie w mym rankingu kilka oczek straciła. W dniu premiery byłem Początkiem absolutnie zachwycony. Po dość miałkim Arno i dzielącym społeczność graczy rodzeństwu Frye, Ubisoft w końcu wykreował bohatera prawdziwie wyjątkowego. (UWAGA SPOILER) Medżaj Bayek jest mroczny, poważny, dojrzały i absolutnie oddany sprawie odnalezienia i ukarania zabójców swojego syna (ogromne propsy należą się panu Abubakarowi Salimowi, voiceaktorowi). Nigdy nie zapomnę sceny otwierającej, kiedy po soczystym, pełnym mięcha i charakteru dialogu, pustynny wojownik brutalnie morduje Rudżeka, pierwszego ze ściganych członków Zakonu. Człowiek od razu wie, że ma w końcu do czynienia z grą traktującą samą siebie na serio. Jest to zdecydowanie jeden z moich ulubionych openingów w historii gier w ogóle. I to właśnie wyraziste, oddychające postacie są największą zaletą produkcji. Poza głównym protagonistą będzie dane nam poznać także jego żonę, charyzmatyczną Ayę, piękną i zabójczą Kleopatrę, dumnego, zapatrzonego w siebie Juliusza Cezara, oraz tajemniczego Skarabeusza, jednego z najlepszych villainów całej serii. Szkoda, że contentu pobocznego nie potraktowano z równie wielką miłością. Zadania spoza wątku głównego często są powtarzalne, żeby nie powiedzieć nudne, a postacie z nimi związane borykają się dokładnie z takimi samymi problemami, które omawiałem przy okazji Odysei i „Valhalli”. Dopiero po pewnej refleksji udało mi się przed sobą przyznać, że „Origins”, właśnie przez kiepskie szczegóły i często pustawy świat, nie jest grą tak wybitą, jak ją odbierałem na samym (hehe) początku. Co nie zmienia faktu, że nadal uważam, iż Bayek jest postacią wprost stworzoną do kolejnych części, szczególnie mając na uwadze DLC „Hidden Ones”, które otworzyło wiele, wciąż niedomkniętych drzwi.

 

4

Assassin's Creed: Brotherhood”

 

 

Tak, wiem, wiem, powinna być wyżej, nie znam się, jestem uprzedzony. Chwila. Jest to gra absolutnie genialna. Poważnie. Problem tkwi jednak w celu, dla którego została ona wyprodukowana. Nie jestem pewien, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale cytując klasyka: „Brotherhood to najlepszy w historii skok na kasę”. Chyba nawet opinię taką, po latach, wyraził któryś z jej twórców. I nie ma w tym kompletnie nic złego, ba, ja bym sobie życzył być tak „łojonym na hajs” znacznie częściej. Ale właśnie. Bractwo jest wszystkim tym, czym była „Dwójka”. Jasne, że wiele rzeczy zostało dopracowanych, poprawionych, uzupełnionych, rozbudowanych, jednak założeniami, gameplayem i wykonaniem właściwie nie różni się od swojej poprzedniczki. Swego czasu pojawiały się nawet głosy, że jest to najwybitniejszy DeElCek, jaki kiedykolwiek został wydany. Ja bym jednak powstrzymywał się przed wydawaniem tak ekstremalnych opinii. Gra opowiada bowiem rewelacyjną historię dojrzalszego już nieco Ezia, muszącego uporać się z wydarzeniami z epilogu poprzedniej części. Na uwagę zasługuje także Cesare Borgia, który bezapelacyjnie do dziś wyróżnia się na tle innych antagonistów tasiemca od Ubisoftu. Tylko właśnie... Cesare był przeciwnikiem genialnym, ale cieplej wspominam Rodrigo; odnawianie Rzymu sprawia po dziś dzień wiele radochy, lecz to nie to samo co renowacja willi w Monteriggioni... Za dużo tych ale.

 

3

Assassin's Creed”

 

 

Uwielbiam tę grę. Naprawdę. Długo nawet rozmyślałem, czy nie umieścić jej na miejscu pierwszym. Byłoby to jednak skrajnie niesprawiedliwe względem dwóch pozostałych w zestawieniu produkcji. Zapytacie pewnie, co sprawiło, że zdecydowałem się tę nudną, do bólu powtarzalną i nawet w dniu premiery źle wyglądającą pozycję osadzić tak wysoko? Ano, argumentów zebrało się całkiem sporo. Pierwszym i najważniejszym, jak zwykle w moim przypadku, jest fabuła. Oryginalne Kredo zawiera właściwie tylko trzy, liczące się dla całej historii postacie (UWAGA SPOILER): głównego bohatera Altaira, jego przyjaciela i późniejszego Rafiq'a – Malika oraz starego mentora Bractwa, Al Mualima (wątek współczesny pomińmy, żeby się nie rozdrabniać). I to właśnie relacje między nimi wydają się być rzeczywistym protagonistą gry. Grając w pierwszego Zabójcę przez zeszłoroczne już święta, często łapałem się na bezgłośnym podziwianiu „cutscenek” (właściwie to nie były cutscenki, ale wiecie o co chodzi), z fascynacją obserwując, jak trójka głównych NPC-ów żywiołowo gestykuluje, przechadza się podczas wygłaszanych monologów, przegląda księgi itp. Naprawdę, to nawet dziś imituje prawdziwe życie znacznie lepiej, niż zeskakująca z tysiąca metrów Kassandra. Nie sposób także nie wspomnieć naprawdę soczyście zaprojektowanego świata. Za najjaskrawszą jego cechę uznać należy wszechobecną wrogość i atmosferę powszechnego zaszczucia. W Damaszku, Akce, czy Jerozolimie aż czuć, że każdy napotkany strażnik tylko czeka na pretekst, by naszego Altaira usiec. To chyba właśnie dlatego social stealth już nigdy nie był tak przydatny, nawet w – skądinąd – rewelacyjnej dwójce. Jeśli tylko przymkniecie oko na powtarzalność śledztw, miejscami toporny gamelplay i (miałem w tym miejscu wymienić parkour, ale ten o dziwo naprawdę daje radę) mało angażujące znajdźki, doświadczcie pełnokrwistej historii, wartej poznania ZWŁASZCZA dzisiaj, w czasach, kiedy większość gier pozbawiona jest jakiejkolwiek głębi. Serdecznie polecam!

 

2

Assassin's Creed: Black Flag”

 

 

Długo moje miejsce pierwsze. Gra wyjątkowa, niesamowita, przepięknie zaprojektowana i jeszcze lepiej wykonana, z jednym z najcharyzmatyczniejszych głównych bohaterów w historii marki. Na wypisanie wszystkich zalet Wesołego Rogera nie starczyłoby mi z pewnością czasu, przeto pozwolicie, że od razu przejdę do rzeczy najistotniejszych. Czwarty Asasyn był, względem dotychczasowych gier, prawdziwym przełomem. Z szerszej perspektywy ciężko stwierdzić, czy koniec końców wyszedł swym następcom na dobre. Bajkowe, rajskie Karaiby, w samych założeniach, na miejsce do wykorzystywania wymyślnego parkouru, nadają się co najmniej średnio, przez co to Wielki Błękit był właściwym miejscem eksploracji świata przedstawionego z pokładu dzielnej „Kawki” (lub jak kto woli: „Jackdaw”). Mamy tutaj zatem do czynienia z epicką, piracką przygodą, momentami niemającą właściwie nic wspólnego z założeniami gier „Assassin's Creed”. Podczas podróży, na drodze gracza staną takie tuzy Złotej Ery Piratów jak: Blackbeard, Kapitan Charles Vane, Benjamin Hornigold lub Mary Read. Czy jednak pewne odejście od dotychczasowej konwencji w czymkolwiek powinno graczowi przeszkadzać? Absolutnie nie (moim skromnym zdaniem ofc)! Protagonista, Edward Kenway (UWAGA SPOILER) z czasem przechodzi bowiem prawdziwą metamorfozę. Od zwykłego, morskiego bandziora, do spokojnego, troskliwego ojca, a przy tym zakapturzonego, mędrkującego nad każdą śmiercią zabójcy. Tak jak uwielbiałem pierwszego Asasyna za całość, tak to właśnie kapitan „Jackdaw” jest w moim odczuciu największą zaletą „Black Flag”. Obok Bayeka, wprost wymarzony kandydat do kontynuacji, może nawet trylogii? Gdyby nie beznadziejny wątek współczesny i fakt, że to jednak Ezio otrzymał kilka tytułów, miast pojedynczej gry, to Czarna Flaga byłaby moim osobistym faworytem. Zresztą, długo tak właśnie było...

 

1

Assassin's Creed II”

 

 

… Do momentu, w którym postanowiłem jeszcze raz ograć sobie pierwszą część przygód Zabójcy z renesansowych Włoch (co miało miejsce całkiem niedawno). O tej grze powiedziano już chyba wszystko. Nie ma sensu rozwodzić się nad kosmicznym klimatem, rewelacyjnie skrojonymi postaciami, fantastycznymi, odkrywanymi wraz z kolejnymi sekwencjami gry grobowcami, najlepszym w historii serii wątkiem współczesnym, czy prostym, choć przy tym szalenie satysfakcjonującym systemem walki. Produkcja z 2009 roku jest po prostu nieprawdopodobna. Podróż Ezia, od nieopierzonego, zakochanego w winie i spódniczkach gówniarza, do znającego swoje obowiązek i powołanie mężczyzny, jest jedną z najlepiej wykreowanych opowieści w historii elektronicznej rozrywki w ogóle. I nie będzie tu przesadą stwierdzenie, że dziecko Ubisoftu na długi czas stało się swego rodzaju benchmarkiem, wzorem, do którego deweloperzy nie tylko kolejnych odsłon serii, ale również nowych, wychodzących dopiero gier konkurencyjnych, odnosili się w swych założeniach. Wielka szkoda, że z czasem tytuł, przez lata definiujący grę wybitną, stał się tylko ciekawostką, do której raz na ruski rok wraca kilku zakochanych po dziś dzień w niej nerdów. Ja „Dwójki” nigdy nie zapomnę, bo to właśnie ona, w dużej mierze, ukształtowała mnie jako gracza.

 

Podsumowanie

 

Jeśli ktoś wytrwał do tego momentu, serdecznie dziękuję i podziwiam! Zachęcam do podzielenia się własnym zestawieniem w komentarzach i zapraszam do kulturalnej, pozbawionej bluzg i wyzwisk dyskusji. Pamiętajcie: możemy się pięknie różnić. Dzięki za uwagę!

Oceń bloga:
24

Która część Twoim zdaniem jest najlepsza?

Assassin's Creed
484%
Assassin's Creed II
484%
Assassin's Creed: Brotherhood
484%
Assassin's Creed: Revelations
484%
Assassin's Creed III
484%
Assassin's Creed: Black Flag
484%
Assassin's Creed: Rogue
484%
Assassin's Creed; Unity
484%
Assassin's Creed: Syndicate
484%
Assassin's Creed: Origins
484%
Assassin's Creed; Odyssey
484%
Assassin's Creed: Valhalla
484%
Assassin's Creed: Mirage
484%
Pokaż wyniki Głosów: 484

Komentarze (61)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper