ChU #6: Klątwa Supermana – Historia ekranizacji Pana S
Fakt? Mit? Paranormalne zjawisko? Czyli o przekleństwie które napotyka na swojej drodze pozaziemska istota w trykotach i wszystkie osoby z nią związane.
Na początku planowałem wylać tylko recenzję nowego filmu o Supermanie – Man of Steel, jednak chwilowa zajawka na Pana z wielkim S na piersi spowodowała że w mojej głowie zakiełkowała myśl prześledzenia historii ekranizacji opowieści o Supermanie oraz pewnej legendy. Legendy o klątwie Supermana.
To ptak? To samolot? Nie, To Superman!
W roku 1938 roku Joe Siegel i Joe Shuster stworzyli postać uważaną za pierwszego superbohatera komiksu - Supermana. To nie żadne przechwałki. Po latach, wielu znanych nam dzisiaj twórców komiksów wzorowało się na tym właśnie superherosie. Choćby Stan Lee, który sam otwarcie się do tego przyznaje.
Superman nie był taki jak dziś – początkowo nawet nie umiał latać, a przeskakiwał wieżowce. Z czasem jednak kolejni scenarzyści doprowadzili herosa do dzisiejszego stanu. Cały czas był z czytelnikami, rozwijał się z nimi, miewał wzloty i upadki. Czekały go kolejne komiksowe odrodzenia, przepisywania jego historii na nowo, kolejne zdobywane moce, aż w końcu popularność otworzyła mu drzwi do innych form rozrywki.
Objaw pierwszy
Człowiek ze stali dorobił się kinowego serialu. Pierwszy serial zwał się odkrywczo „Superman” (1948) i składał się z 15 odcinków. Doczekał się też kinowej kontynuacji („Atom Man Vs. Superman”(1950)) i tym samym pierwszego występu eSa w kinie. W postać Clarka Kenta/Supermana wcielił się Kirk Alyn. Dla Alyn’a ta postać stała się przekleństwem. Został zaszufladkowany, nie dostawał ról, a jedyne na co mógł liczyć to rola statysty albo aktora nawet nie wymienionego w napisach końcowych. To był pierwszy objaw że coś jest nie tak z postacią Supermana.
Śmierć Supermana
W 1951 SuperCzłowiek doczekał się drugiego filmu „Superman and the Mole-Men”(1951) a w roku następnym (1952-1958) serialu „Adventures o Superman”. Tutaj w tytułową rolę wcielił się George Reeves. Tyle lat grania jednej postaci zaowocowało oczywiście zamknięciem go do szuflady z której nie dało się wyjść. Ale nie to było najgorsze…
16 czerwca 1959 w mieszkaniu Reeves’a policja znalazła jego postrzelone zwłoki i pistolet. Gazety rozpisywały się: „Śmierć Supermana!”; „Superman nie żyje!”; „Superman się zabił!”. Stwierdzono samobójstwo. Dziwne w tym wszystkim jest to, że niezależne śledztwo wykazało że na broni brak było odcisków palców ofiary. Reeves choć był zaręczony, miał romans z żoną jednego z szefów ze studia MGM, a ten miał związek z mafią. Coś jest na rzeczy… Śmierć G. Reeves’a jest tematem przewodnim filmu Hollywoodland (2006) gdzie w rolę Reeves’a wcielił się Ben Affleck.
Telewizyjna droga eSa została na długi czas zamknięta. Kolejne piloty seriali nie skutkowały („The Adventures of Superboy”(1961)).
Superman (1978)
W 1974 Ilya Salkind wraz z ojcem Alexandrem zdobyli prawa do sfilmowania Supermana. Ilya marzył sobie o wielkim blockbusterze. Do napisania scenariusza zatrudnił samego Mario Puzo – autora Ojca Chrzestnego, a reżyserem został Richard Donner. W samej obsadzie aktorskiej znalazł się nawet sam słynny Godfather – Marlon Brando (jako Jor-El) i Gene Hackman (Lex Luthor). W rolę Clarka „nie jestem Supermanem” Kenta wcielił się nieznany jeszcze Christopher Reeve, a rola Lois Lane przypadła Margot Kidder. Nowe, poważniejsze, naturalniejsze podejście do tematu oraz przełomowe efekty specjalne miały przesądzić o sukcesie produkcji. Udało się! Ludzie uwierzyli że człowiek może latać.
Film jednak miał problemy w trakcie produkcji. Producenci (Salkindowie i WB) zaplanowali od razu wyprodukowanie dwóch części. Źle jednak przeanalizowali koszty nowoczesnych efektów specjalnych. W efekcie budżet produkcji rósł z dnia na dzień. Kłótnie Donnera o włożenie większej ilości kapuchy (tzn. tłumaczenie że efekty są droższe niż się wydawało) nic nie dały. Gdy zdjęcia do Supermana II nakręcono były w mniej-więcej 75%, Donner postanowił skupić resztę sił (i pieniędzy) na dokończeniu pierwszego filmu.
Superman II (1980)
Premiera pierwszej części w 1978 roku okazała się niebywałym sukcesem. Dość powiedzieć że do poziomu eSa dobił dopiero Batman Burtona z 1989. Plan na wtedy – dokończyć i wydać kontynuację. Origin z głowy, pora na konkretnych przeciwników (Zod i jego ferajna). Różnice w zdaniach pomiędzy producentami i Donnerem, poskutkowały odsunięciem od projektu tego drugiego. Salkindowie chcieli nadać kontynuacji więcej humoru na co Donner nie chciał przystać. Dokończeniem reżyserii zajął się Richard Lester. Na szczęście nie udało mu się zepsuć historii o Kryptończyku, choć nakręcił wiele scen od nowa i zamienników tego co nakręcił Donner np. jak Lois demaskuje Clarka. Jak słabe są te zamienniki można się przekonać w wersji reżyserskiej Donnera, która została wydana dopiero w 2006 roku(!). Wersja Donnera mogła być lepsza od oryginalnej, niestety zrównała się poziomem z pierwotną przez kompletnie spieprzone zakończenie podobne na wzór pierwszej części filmu (wyglądało na to że Superman może wszystko odkręcić za pomocą magicznego cofania czasu). Ale ja nie o tym…
Superman III (1983)
Mniejszy względem jedynki (choć zawsze) dochód z dwójki poskutkował następnym sequelem. Na stołek reżysera wrócił Lester. Widocznie wytwórnia wspaniałomyślnie posądziła go o sukces drugiej części. W efekcie dostaliśmy nudny film sci-fi gdzie tytułowy bohater grał drugie skrzypce,a do tego film nieudolnie udawał komedię.
Od tego filmu postać Superfaceta zaczęła podupadać. W roli złoczyńcy mięliśmy komputerowca (w tej roli komik Richard Pryor) i jego super-komputer. Jedynym plusem filmu była wariacja na temat czerwonego kryptonitu. Co ciekawe tutaj nadal skała była zielona i była kamieniem stworzonym przez antagonistów na podobieństwo kryptonitu. W zetknięciu z nim Pan Loczek nie był już taki superbohaterski, przestało mu zależeć, stroił sobie kawały, ogólnie rozrabiał. Aż w końcu doszło do walki pomiędzy dwoma osobowościami naszego ufoludka.
Super… Supergirl (1984)
Teraz to poszli po całości. Dali widzom spin-off z Supergirl w roli głównej (urodziwa Helen Slater). Christopher Reeve w ostatniej chwili wycofał się z planowanego cameo (chwała mu!), a film to kompletna klapa, pomimo nienajgorszych efektów specjalnych. Kara (superdziewczyna) przylatuje na Ziemię w poszukiwaniu małej kulki pełnej mocy do podtrzymywania jej rodzinnego kryptońskiego miasta. Przy okazji powalczy sobie z jakąś tam czarownicą.
Z jakiej paki istnieje sobie jakieś kryptońskie miasteczko, gdy Krypton wyleciał w powietrze? Skąd Kara wie że na Ziemi jest jej kuzyn, jest Supermanam i jego ziemskie imię to Clark? I dlaczego blondyneczka wydaję mi się bardziej pusta niż mój portfel? Odpowiedzi tutaj nie szukajcie.
Superman IV (1987)
Czemu do niedawna nie wiedziałem o istnieniu tego filmu? Polskie stacje ciągle karmią nas powtórkami Supermanów z Reeve’m, ale ten jakoś pomijają. To całkiem logiczne posunięcie zważywszy na fakt co ten film sobą reprezentuje.
Powraca Lex Luthor, który z włosa Kal-Ela(Superman) stwarza swojego SuperCzłowieka – Nuclear Mana. W tle Kryptończyk walczy z groźbą wojny nuklearnej. Walka z Nuklearnym Człowiekiem jest nieuchronna.
Ten film można podsumować jednym słowem: Ma-sak-ra! Że wymienię tylko sceny w których Superman odbudowuję Chiński Mur swoim wzrokiem (wtf?), nuklearny steryd lata sobie po kosmosie z babeczkom (czym ona oddycha - WTF?!), a do tego efekty specjalnie są po stokroć gorsze niż w poprzednikach (triple wtf?!). To nie jest słaby film, to jest zły film. Tak zły, że aż trzeba go samemu zobaczyć.
Dlaczego czwarta część jest aż tak zła? Najważniejszym z czynników było obcięcie w ostatniej chwili budżetu filmu z 35 mln o połowę. Do tego dodajmy prawie 40 minut usuniętych scen, bo albo zabrakło kasy na ich doszlifowanie, albo nie podobały się, albo (moje ulubione) wspaniałomyślnie zostawiono je na planowaną kontynuację. Zresztą co się dziwić gdy w połowie prac nad filmem reżyser zwierza się jednemu z aktorów że to będzie mała katastrofa. Nie pomógł ani Reeve ani Hackman. Chociaż muszę przyznać że Clarkowe sceny są całkiem znośne.
Superman IV był pogrzebem Supermana, był niczym nadciągający Doomsday – pogrzebał kinowego Supermana na lata.
---------------------------------------------------------------------
Klątwy ciąg dalszy
O „klątwie Supermana” zaczęto szerzej mówić gdy Christophera Reeve’a spotkała tragedia. 27 maja 1995 roku na planie filmowym spłoszony koń zrzucił go z siodła. Reeve skręcił kark i doznał paraliżu. Od tej pory nie mógł się ruszać a nawet samodzielnie oddychać. Tragiczne sprawa, tym bardziej że poprzednią jego rolą była rola sparaliżowanego od pasa w dół policjanta. Mimo wypadku aktor nadal się udzielał w filmach, zagrał w Oknu na podwórze i Smallville oraz reżyserował, udzielał się politycznie i społecznie. Nadzieja go nie opuszczała, jak i poczucie humoru. Gdy ogolił się na łyso, stwierdził nawet że „to moja nowa fryzura na Lexa Luthora”. Zmarł w wieku 52 lat doznając zawału. W jego przypadku można śmiało stwierdzić że Superman był stanem jego umysłu.
-----------------------------------------------------------------------
Kino zostało zamknięte
Porażka czwartego filmu z Christopherem Reeve w roli Supermana skutecznie zniweczyły plany co do piątej części. W niej to planowano pokazać pojedynek Człowieka ze stali z Brainiaciem, zaawansowaną sztuczną inteligencją zbierającą informację o świecie i go niszczącą. Strach się bać co wyszło by z piątki.
Włodarze Warner Bros. nadal próbowali przywrócić Supermana do życia. Bezskutecznie.
W międzyczasie Superman zaczął mieć problemy i na swoim podwórku. Komiksy notowały coraz mniejszą sprzedaż. Jak postawić na nogi komiksowego herosa? DC Comics postanowiło go uśmiercić za sprawą istoty ochrzczonej mianem Doomsday. Śmierć Supermana odbiła się wielkim echem w komiksowym półświatku, a co za tym idzie i sprzedaż wywindowała w górę. Oczywiście w pewnym momencie Superman powrócił na karty komiksu.
Serialowa ofensywa
Pan Loczek był już spalony w kinie. Postanowiono wspaniałomyślnie zarobić trochę na tej postaci w telewizji. W serialu Superboy (1988-1992) postawiono na ukazanie życia młodego Clarka i jego Super-wcielenia - Superboya. To nie było wybitne dzieło. Problemy z prawami do postaci zaowocowały w końcu zdjęciem serialu z anteny, a następnie został on zastąpiony przez inny serial o superbohaterze pewnie wielu z was znanym - Lois & Clark: The New Adventures of Superman (1993–1997) . W odróżnieniu od poprzednika ten serial aktorski okazał się małym sukcesem. Przez mały budżet (a co za tym idzie mniejszy rozmach) twórcy postawili na większe rozbudowanie relacji między Lois i Clarkiem na niekorzyść samego Supermana. Serial co prawda wytrzymał tylko 4 sezony, ale i u nas miał całkiem sporą grupkę fanów mimo często infantylnej fabuły. Oczywiście obaj odtwórcy roli Kal-Ela nie zrobili oszołamiającej kariery.
Telewizyjne przełamanie klątwy
Gdzieś tam cały czas przewijały się jakieś mniejsze seriale animowane, jednak nie były to produkcje wybitne. Do czasu Superman: The Animated Series (1996-2000). Ten serial Bruce’a Tima, któremu wrota otworzył animowany Batman, okazał się sporym sukcesem i zarazem upatruję w nim początek przełamanie telewizyjnej klątwy Supermana. W końcu mogliśmy podziwiać prawdziwą moc faceta z S na klacie, do tego przyprawione nie głupim scenariuszem. Batman TAS i Superman TAS zapoczątkowały przy okazji wspólne uniwersum animowane DC. Później panowie występowali w Lidze sprawiedliwych (2001-2006). Całe uniwersum złożone z kilu seriali i filmów animowanych trwało od 1992-2006 roku.
Następnym znakiem zwiastującym powrót herosa do łask był serial aktorski Smallville (2001-2011). Tym razem ukazano nam młodzieńcze lata Clarka Kenta dorastającego w Smallville, zanim ten włożył swój kostium. Całkiem nowe podejście do tematu było strzałem w dziesiątkę, a serial stał się młodzieżowa wersją Z Archiwum X. Scenarzyści mocno namieszali w samej historii Człowieka ze Stali. Np. Clark przyjaźni się z Lexem Luthorem - co stanowiło bardzo ciekawy wątek, ze względu na to jak potoczą się ich losy, bo w końcu każdy wiedział że kiedyś będą wrogami. Do tego masa występów gościnnych z Christopherem Reevem, Margot Kidder i Deanem Cainem na czele.
Dostaliśmy 10 sezonów, co daje 217 odcinków (!). Serial zakończył się wraz z wkroczeniem na scenę Clarka w jego niebieskim uniformie. A co z odtwórcą głównej roli – Tomem Wellingiem? Posucha aktorska i jego zastała, chociaż gdzieś tam majaczą w tle dwa filmy zapowiedziane z nim.
Droga do Superman Returns
Jednym z nie sfinalizowanych projektów kinowych był Superman Reborn. Całość miała być oparta na komisowej historii The Death of Superman. Walka Kal-Ela z Doomsdayem miała zakończyć się śmiercią obydwu. Kryptończyk miał ostatnim tchnieniem w magiczny sposób zapłodnić (wtf?) Lois. Z ich dziecka wyrósł by jego następca.
Superman Lives! – następny tytuł w kolejce i to najbliższy realizacji. Reżyserem miał być sam Tim Burton, a nad scenariuszem pracował Kevin Smith! Smith planował przyjąć za wroga Brainaca i użyć znany już motyw śmierci i zmartwychwstania Supermana. Wszystko spaliło na panewce między innymi przez dziecinne zachcianki producenta Jona Petersa, który chciał wpakować do filmu wszystko co tylko można i co było na wtedy na fali. Sam Superman nie umiałby nawet latać. Człowiekiem ze stali miał być (o zgrozo!) Nicolas Cage (zrobiono mu nawet zdjęcia próbne w kostiumie).
Gdzieś tam majaczył się też film Batman vs. Superman, ale nikt nie bardzo wiedział co z tym filmem zrobić. Zaś kolejnym solowym superfilmem bliskim realizacji był Superman: Flyby J.J. Abramsa, który miał być rebootem. Krypton wcale by nie wybuchł. Pogrążyłaby go wojna domowa, a żli kryptońscy wojownicy dotarli by i na Ziemię za dzieckiem Jor-Ela, naszym Supkiem. Na końcu Super-ziom wróciłby na swoją ojczystą planetę torując drogę do sequela.
Superman Returns (2006)
Jakimś cudem udało się Supermanowi przylecieć do kina. Postawiono jednak na pomysł sprawdzony, bo kontynuację „starych” Supermanów z Christopherem Reeve. Na reżysera wzięto Bryana Singera, faceta który odpowiadał za sukces filmowych X-Men (2000).
Trzeba nadmienić że film jest kontynuacją, ale tylko i wyłącznie dwóch pierwszych filmów z Reevem w reżyserii Donnera. Spuściznę dawnych filmów czuć w filmie aż nadto: scenografia, muzyka, kostiumy, design – wszystko to nawiązuje do tego co tak dobrze znamy. Ziemscy naukowcy odkrywają szczątki Kryptona, Kal-El gdy się o tym dowiaduje postanawia wyruszyć w stronę swojej rodzinnej planety. Bardzo fajny pomysł, tylko dlaczego twórcy nie pokazali nam tej wędrówki i zniszczonej planety? Film zaczyna się momencie gdy Kryptończyk wraca na Ziemię (!). Dziwniejsze tym bardziej iż scena wędrówki została nakręcona i to za 10 mln $ !
Tak długa nieobecność głównego bohatera sprawia mu problemy, bo oczywiście on stał w miejscu gdy wszyscy dookoła się rozwijali. I tutaj dochodzimy do bardzo kontrowersyjnych kwestii tego filmu. Być może to przesądziło o jego porażce (o czym za chwilę). Otóż Lois Lane ma faceta i… dziecko! Najgorsze w tym wszystkim że jej facet to miły gość. Scenarzyści nie nadali mu ani jednej negatywnej cechy! Nie ma za co go nie lubić. Co w takim razie z relacją z Lois/Clark/Superman? Niby dlaczego Lois miała by zostawiać fajnego faceta dla tytułowego kosmity? Do tego panienka ma dziecko, które okazuje się …SPOILER dzieckiem Supermana!!! Czy ona o nim w ogóle wie? Patrząc na ten film jak na sequel, dochodzimy do wniosku że Pani Lane nie wie nawet o tym że przespała się z niebieskim Ufoludkiem, bo ten przecież wyczyścił jej wspomnienia. A może o czymś nie wiemy? KONIEC SPOILERA
Gdzieś tam pod nogami pałęta się jak zawsze Lex Luthor (Kevin Spacey). I tutaj dochodzimy do następnego problemu tego filmu. Czemu Superman Returns jest taki bezpłciowy? Hmmm… Czegoś tutaj brakowało….aha… przeciwnika! Bo śmiesznym jest nazywać tak Luthora, gdy postać ta stała się stałym bywalcem serii. W końcu zaczynamy go traktować jak oczywistą oczywistość, jak część scenografii, on tam musi być i już. Widzowie chcieli prawdziwego przeciwnika z krwi i kości. Dożyliśmy czasów w których technika nie była już przeszkodą dla pokazania potęgi przybysza z gwiazd, więc dlaczego nie pokazano nam jego potęgi. Demo z samolotem nie załatwia sprawy.
- Nie boisz się tej klątwy Supermana?
- Hej, mogło być gorzej... Mogłem nie dostać tej roli (B. Routh)
Singer świetnie nakreślił rysy psychologiczne, nowy Clark „Superman” (Brandon Routh) wywiązał się wzorowo ze swej roli. Co ważniejsze nie powtórzył roli Ch. Reeve’a, nie jest tak spięty jak poprzednik w roli Clarka, a i tak jest nie rzucającym się w oczy człowiekiem. Spacey na plus, ale nie rozumiem wyboru Kate Bosworth w roli Lois Lane. Kompletnie bezpłciowa postać w jej wykonaniu.
Wytwórnia Warner Bros nie uznała filmu za sukces mimo tego ze przy wydanych ponad 200 mln $ film zarobił około 400 mln. Reżyser też się zdziwił, bo jak pokazuje historia inni by się cieszyli. WB widocznie miała bardzo wygórowane oczekiwania. Jeżeli chodzi o Brandona Routh’a to jego kariera nie jest oszołamiająca. Kolejny komiksowy projekt z aktorem w roli głównej (Dylan Dog) okazał się klapą.
Sequel – Man of Steel
Mimo wszystko planowano jednak kontynuację z tą samą ekipą. Kolejne przesunięcia początków zdjęć (do 2009 roku jeszcze oficjalnie mówiło się o tej kontynuacji) i niezadowolenie WB z poprzednika spowodowało zamknięcie projektu. Szkoda… Widać w podobieństwie tytułów z Batmanem (Batman Begins - Superman Returns, Dark Knight - Man of Steel) że być może WB planowało wspólne filmowe uniwersum.
O czym miał opowiadać sequel? Uwaga na spoilery względem poprzednika. Otóż w stronę Ziemi zbliża się niewiadomego pochodzenia statek kosmiczny. Superman przybywa na spotkanie z tym UFO. Ze statku wychodzi postać łudząco podobna do ludzkiej. Przedstawia się jako jedyny ocalały z planety Krypton. Przybył na Ziemię po śladach „Nowego Kryptona”- wyspy wyrzuconej przez głównego herosa w kosmos w końcówce poprzedniego filmu. eS „oprowadza” go po naszej planecie, tłumaczy prawa i zachowania Ziemian. Przybysz uważa że Superman powinien zaprowadzić swój ład i porządek na Ziemi. Sam chce tak uczynić. Zaczyna dzielić się z Ziemią swoją technologią. Superman czuje się niepotrzebny, wini się za to że nie podzielił się wcześniej kryptońską technologią z ludźmi.
Przeczuwa coś złego w intencjach przybysza. Wyrusza do jego statku, w nim odkrywa masę klonów przybysza, zaś z pokładowego komputera dowiaduję się że przybysz to sztuczna inteligencja z Kryptona nazwana „Brainiac”, wciąż doskonaląca się dzięki zbieraniu informacji z pobliskich planet i ich niszczeniu. Kryptoński wynalazek jest też współodpowiedzialny za zagładę Kryptona. Jak pewnie się domyślacie dochodzi do epickiej walki pomiędzy Supermanam a Brainaiciem w postaci jego armii klonów.
Brainac’owi zostaje już tylko jedno ciało. Wie że potrzebuje innego by przeżyć. Silnego, które by go nie odrzuciło, kryptońskiego. Resztką sił skanuje Ziemię i wyszukuje chłopca - dziecko Lois i Supermana. Heros w ferworze walki nie zdąży zatrzymać sztucznej inteligencji. Ta znajduje chłopaka i ładuje swój program w jego ciało. Od tej pory syn Kal-Ela jest w jego władaniu. Dochodzi do walki „bogów”. Superman chcę uratować naszą planetę, wie że pozostaje mu tylko jedno wyjście – zabicie własnego syna.
Widać w historii duże nawiązania do Nowego Testamentu – Superman Bogiem który musi poświęcić syna dla dobra ludzkości. Szczerze to bardzo żałuję że nie dano jeszcze jednej szansy przestarzałemu Supermanowi.
„Bede grał w gre…”
W branży gier video również objawia się magiczna klątwa. Że wspomnę o Supermanie na NES’a, w którym to mniej-więcej 100% moich znajomych kompletnie nie wiedziało o co chodzi. Jednak to trójwymiarowe przygody pierwszego superbohatera Ziemi zapisały się pogrubioną czcionką na kartach historii. Niestety na tych negatywnych kartach.
Superman 64 na Nintendo 64 nieoficjalnie nazywany jest najgorszym tytułem w bibliotece tej konsoli! Ten nie żadne przechwałki, gra była i jest brzydka, jeszcze gorzej brzmi, jest zabugowana i frustrująca. Następnymi w kolejce były Superman: Man of Steel (XBOX) oraz Superman: Shadow of Apokolips (PS2, NGC), które były tak nijakie że do dzisiaj wielu graczy nie wie nawet że istnieją. Najjaśniejszą solową grą eSa był Superman Returns (X360, PS2), choć i tutaj nie było czym się podniecać. Gra była przekładana, w efekcie wyszła w okolicach premiery wydania DVD filmu. Trzeba przyznać że pomimo średniego wykonania, miała kilka fajnych patentów. W końcu można było poczuć szybkość naszego herosa i polatać sobie gdzie tylko chcemy, do tego Superman nie martwił się o swoje zdrowie, a o bezpieczeństwo miasta.
Superman pojawiał się gościnie jeszcze w grach z Ligą Sprawiedliwych – Justice League: Heroes (PS2, NGC, XBOX), MortaL Kombat Vs. DC Universe (PS3, X360), DC Universe Online (PC, PS3, PS4) oraz Injustice: Gods Among Us (PS3, X360). Tytuły nie odniosły jakiegoś większego sukcesu. Czyżby powodem była obecność wszechmogącego faceta w czerwonych gaciach?
Szczęśliwej drogi już czas…
Wszystkie znaki na niebie zwiastują że pech Supermana się kończy. Telewizja przyjęła go z otwartymi rękoma. Dostał też spory kredyt zaufania na rynku filmów animowanych na DVD/Blu-Ray. Superman: Doomsday, All-Star Superman, Superman Vs. The Elite, Superman: Unbound, dylogia Superman/Batman, filmy z serii Justice League - to filmy których ekipa z DC nie musi się wstydzić. Do tego w wielu przypadkach dużo lepsze niż inne filmowe adaptacje superbohaterskich komiksów.
Teraz przyszła pora na kino. Zamiast Man Of Steel – sequela, dostajemy Man Of Steel – reboot. Reżyserem jest Zack Snyder, pracę nadzoruje sam Christopher Nolan (producent). Panowie pokazują nam inne podejście do tematu. Bardziej naturalne, prawdopodobne (o ile jest w tym coś takiego…), mroczne, zaczynają od początku i nie oglądają się za siebie.
Co najważniejsze na barkach filmu Man of Steel (Człowiek ze stali – polski tytuł) ciąży nie tylko jego zmartwychwstanie, ale także całego filmowego uniwersum DC. Kilka lat temu wprowadzającym na salony miał być Green Lantern (2011). Jednak nie udało się. Tym razem jest inaczej. Bo choć krytycy nie są zachwyceni filmem Snydera, tak widzowie bardzo chętnie nawiedzają sale kinowe. WB do spółki z DC już zapowiadają sequel, gdzieś tam między wersami wspominając o reszcie członków Justice League.
Epic Conclusion
Przez cały żywot Supermana, klątwa zbierała swojo żniwo. Muszę przytoczyć tutaj jeszcze chorobę psychiczną Margot Kidder, śmierć Lane’a Smitha na rzadką chorobę- stwardnienie zanikowe boczne, tajemnicze kilkudniowe zniknięcia Iliya Salkinda w Meksyku albo pecha kinowego Justice League (Liga Sprawiedliwych) w której skład wchodził Superman – film (2008 rok) kilka dni przed zdjęciami zastał problemy finansowe, a strajk scenarzystów zatrzymał projekt w czarnej d… dziurze. Ekipa była już nawet zebrana, a dzisiaj WB i DC Comics nie mają konkretnego pomysłu na zapowiadany od lat film.
Spychając na bok „pecha” ekipy pracującej przy kolejnych projektach to w czym tkwi filmowy problem Supermana? Jest to najbardziej znany superbohater na świecie, ale już nie najbardziej lubiany. Myślę że problem tkwi w tym że jest to postać wyidealizowana, mogąca wszystko i wiedząca wszystko niczym Bóg. Osoba bez skazy, z którą trudno jest się utożsamić. Trudno polubić kogoś kto nie daję nam oznak człowieczeństwa i jego ułomności, kto nie popełnia błędów. No i jak poważnie traktować faceta, który cały czas myli się w kolejności ubierania od pasa w dół.
Mam nadzieję, jak i wszystkim życzę żeby dzisiejszy Człowiek ze Stali Snydera i jego spuścizna wyfrunął z paszczy zabobonowego lwa w kierunku nieba i pokazał na co go stać, łamiąc tym samym klątwę co to klątwą Supermana się zwała.
PS. Moja recenzja filmu Człowiek ze Stali tutaj