GieeRTe #31 - Trylogia GTA na PS4 cz.3 - GTA: San Andreas

BLOG O GRZE
1180V
GieeRTe #31 - Trylogia GTA na PS4 cz.3 - GTA: San Andreas
TyskiPL | 07.01.2021, 13:25
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Oto nadszedł czas na ostatni blog nt. Uniwersum GTA 3D na PS4. Czas na grę, która według niektórych jest lepsza nawet od przygody w Vice City. Jak sprawuje się podróżowanie po San Andreas? 
I najważniejsze pytanie...
Czy PS4 jest w stanie udźwignąć zamówienie Big Smoke'a?
Zapraszam!

Uwaga, spoilery. 

EDIT: Blog nie dotyczy wersji Definitive Edition. 

Oh sh*t, here we go again ~ Carl Johnson, 1992

 

Ile gustów, tyle opinii - najczęściej spotykam się z poglądami, że "GTA: Vice City" było najlepszą odsłoną serii w tamtych czasach. A nawet ostatnio poznałem dziewczynę, która za najlepsze wydanie "Grand Theft Auto" uznaje przygody Carla "CJ'a" Johnsona po jego powrocie na pogrzeb zamordowanej matki. 

Pamiętam pierwsze moje spotkania z tą grą, jakby to było wczoraj. Byłem dzieciakiem, który wówczas niespecjalnie przejmował się fabułą. Nie było polskiego wydania gry, to nawet nie próbowałem jej zrozumieć. Wówczas gra średnio przypadała mi do gustu.
Dlaczego?
Po pierwsze nie pasował mi gangsta/dresiarski klimat. Wystarczyło mi, że dorastałem w jednym z najbardziej dresiarskich miast i mafijne klimaty w słonecznym Vice City bardziej mi pasowały jako ucieczka od szarej codzienności.
Po drugie - muzyka w radiu. Grając na PC i trafiając w stacjach radiowych na te gorsze, dziwniejsze utwory (które mojego młodego umysłu, nie mającego jeszcze wyrobionego gustu, nie przekonywały do siebie), natychmiastowo korzystałem z możliwości wrzucenia własnej muzyki do gry. Jednak żebyście mieli świadomość jak bardzo wtedy miałem nie do końca ogarnięty gust - ja grając kiedyś w "GTA:VC", w kółko słuchałem Flash FM, a w "GTA 3" w kółko Rise FM i tak samo tam, jak i tutaj, po latach dopiero otworzyłem się na resztę muzyki w grze. 

 

 

Co się zmieniło po latach? Nadal uważam "GTA: Vice City" za moją ulubioną część, ale potrafię uczciwie wskazać w czym "GTA: San Andreas" jest mocniejsze.
Muzyka radiowa jest moim zdaniem lepsza w innych częściach, ale jeśli trafi się w odpowiednim momencie, na odpowiedni utwór, to faktycznie potrafi ona uprzyjemnić grę. 
Pamiętam jak zacząłem w końcu zagłębiać się w fabułę gry i odkrywać różne smaczki. Czy to smaczek w formie postaci Polaka... albo syna polskich imigrantów, wszak o ile nazwisko Pulaski jest od Kazimierza Pułaskiego (jednego z bohaterów narodowych USA), tak Eddie za bardzo nie jest polskim imieniem... Pada o nim określenie "polski pies", ale to można różnie interpretować. Gdyby się okazało, że w dzieciństwie naśmiewano się z jego polskiego pochodzenia, to może mielibyśmy wyjaśnienie dlaczego był on takim rasistą... ? 

No dobra, ale inne smaczki... sam fakt, że jednej z głównych postaci głos podłożył Samuel L. Jackson. Nie wiem jak uważacie, ale moim zdaniem on rewelacyjnie poradził sobie w roli Franka Tenpenny'ego. 

W całej tej trylogii, to właśnie "GTA: San Andreas" zaprezentował najbardziej dojrzałą fabułę, dotykającą niełatwych tematów od nieco poważniejszej strony. Niby jej poprzedniczka prezentowała konflikt Kubańczyków z Haitańczykami, ale podobne motywy dużo lepiej pokazywały walki gangu Grove Street i Rodzin z gangiem Ballas i Los Santos Vagos.
Tommy Vercetii miał nieuleczoną ranę z przeszłości, ale ona została pokazana tak na dobrą sprawę dopiero pod koniec gry, ujawniając przyczynę takiego, a nie innego podejścia jego do Sonny'ego Forelli. W międzyczasie w "GTA: SA" problemy i niewyleczone rany z przeszłości w zasadzie uderzają nas na dzień dobry, przy pierwszym odwiedzeniu domu w Ganton i spotkaniu ze Sweetem. Mają one więcej głębii i tworzą atmosferę całej gry. A problem upadku rodzinnego gangu i śmierć członków rodziny to nie jedyne problemy ukazane w tej grze - mamy tutaj nierówności rasowe, policję nadużywającą swojej pozycji, narkotyki ukazane jako nie tylko przedmiot handlu, ale też i jako uzależnienie, czy w końcu wybuch zamieszek. 

 

 

Do tego to ta gra najmocniej dokonuje powiązania wszystkich trzech gier ze sobą. Spójrzmy tylko - w Vice City mamy w zasadzie tylko powiązanie Tommy'ego z Liberty City oraz postać Phila Cassidy'ego i Donalda Love'a, który praktycznie stanowi tło. Można jeszcze podciągnąć rodzinę Forelli, ale w poprzedniej grze praktycznie nikogo stamtąd nie poznajemy. W międzyczasie w San Andreas natrafiamy na plejadę znanych już postaci, zarówno ze Wschodniego Brzegu, jak i z Florydy, co moim zdaniem nadaje więcej smaczku towarzystwu złożonemu z nowych, wyrazistych postaci, z których moją ulubioną jest Wu Zi Mu, znany jako "Woozie" - młody, elegancki chłopak, szef odłamu Triady z San Fierro, kulturalny, prowadzący interesy... a do tego nie raz przejawiający optymizm pomimo jego ślepoty. Ciekawa postać. Tylko wyobraźcie sobie jaki musiał mieć szacunek w Triadzie, skoro nikt go nie zdjął i nie zajął jego miejsca. 

 


Za to z nowych postaci, najmniej do gustu przypadł mi m.in. Sweet - przyznaję, że to ciekawa postać i jest ona na swój sposób logicznie zbudowana, ale praktycznie przez całą grę gość jedynie wymaga od Carla poświęcania wszystkiego w imię gangu, będąc nim niejako zaślepionym. Gość jest ślepo lojalny czemuś, czemu poświęcił życie, niewiele z tego tak naprawdę mając i aż żal mi się zrobiło CJ'a, gdy on zamiast dostać odpowiedź na pytanie, co kiedykolwiek gang zrobił dla niego, dostaje wyliczankę jak to Sweet musiał sobie przez 5 lat radzić bez brata w pobliżu. I tutaj jest problem fabuły - w kółko mamy nakreślaną tragedię sprzed 5 lat, o której praktycznie nie wiadomo nic poza tym, że zginął brat CJ'a i Sweeta i, że Carl jest za to obwiniany przez Sweeta - co było przyczyną ucieczki głównego bohatera do Liberty City. Jednak co i jak się stało... przez całą grę nie dowiadujemy się niczego o tym, ale i tak jesteśmy świadkami tego jak Sweet to cały czas wypomina swojemu bratu, nie wyrażając wdzięczności m.in. za opiekę jego i Cesara nad ich siostrą i za to, że dzięki Carlowi, Sweet zostaje wypuszczony z więzienia. Gracz nie ma nawet okazji spróbować ocenić, czy faktycznie Sweet ma tutaj rację obwiniając Carla, czy może to znów jest po prostu jego zaślepienie gangiem. Uważam, że Sweet to chyba wbrew pozorom najbardziej toksyczna postać z gangu Grove Street, do tego patrząca strasznie krótkowzrocznie. Skoro on robi wszystko, by hamować rozwój CJa i trzymać go przy gangu, siostrze próbuje blokować związek z ukochanym mężczyzną (przez sam fakt bycia głową innego gangu, nie widząc np. szans na jakiś sojusz) oraz, że to przez niego zginęła ich matka (pierwotnie to Sweet miał być celem zamachu Zielonego Sabre), nie zdziwiłoby mnie to, gdyby Brian Johnson zginął tak naprawdę przez niego, a ten nie mogąc dopuścić do siebie takiej myśli, wyżywa się na Carlu.

Ale dobra, wróćmy na tory, bo za bardzo odjechałem na bok.

Ostatnią rzeczą, która wyróżnia tę część GTA, to coś, co określam jako memiczność.  Nie przypominam sobie żadnych memów z "GTA 3", czy "GTA: Vice City". Trudno mi skojarzyć jakieś memy powiązane z nowszymi grami z serii. To właśnie "GTA: San Andreas" dało podwaliny pod meme "Here we go again", a zamówienie składane przez Big Smoke'a w Clucking Bell kojarzy wielu i nawet zdarzało się, że stawało się elementem pranku przez telefon w Stanach. 

 

 

No dobra, dosyć wprowadzenia, pora wypowiedzieć się o samej grze. Jak się sprawdza ten tytuł na PS4? 

Ogólnie rzecz biorąc, gra chodzi płynnie i się nie zacina. Wszelkie ładowania i zapisywanie gry przychodzi bardzo szybko i żeby nie konieczność jeżdżenia do punktu zapisu, można by czasem to pomylić z autosavem. Okazjonalnie zdarza się dłuższy loading w przypadku wchodzenia/wychodzenia z budynku. 

Problem mam z dźwiękiem - grając przy włączonym soundbarze, czasem jak wchodzę w menu pauzy by np. sprawdzić mapę, czasem jest cisza, a czasem taki dźwięk pukania mieszanego z lekkim trzeszczeniem. To jest pierwsza kwestia. Druga kwestia, to raz mi się zdarzyło, że rozpoczynając kolejną z misji dla Cataliny, animacja wprowadzająca załadowała mi się bez żadnego dźwięku. Szybkie ponowne załadowanie save'a jednak pokazało, że to chwilowy bug, nic groźnego - ten błąd potem mi się nie powtórzył. 

Celowanie broniami wymagającymi specjalnego trybu celowania nie jest łatwe i czasem zdarzyło się, że misję przechodziłem 2-3 razy tylko dlatego, że nie mogłem opanować tego jak szybko przesuwała się kamera w trakcie celowania prawą gałką, przy jednocześnie zazwyczaj małym celowniku. Niemniej - to jest do wyuczenia i w porównaniu do "GTA 3" jest dużo wygodniejsze i sprawniejsze. Szczególnie, że tutaj strzelanie nie jest ograniczone do kółka, ale można sobie ułatwić życie korzystając z przycisku L1. 

 

 

W porównaniu do "Vice City" odczuwana jest większa swoboda kamery. Pamiętacie jak w poprzednim blogu narzekałem na to jak w praktyce wyglądały walki w klatkach schodowych? Cóż, tutaj miałem conajmniej raz sytuację, gdzie musiałem przedrzeć się klatką schodową i wybijać przeciwników i tutaj w końcu miałem swobodę działania. Dużo dobrego tutaj dają też możliwości celowania i poruszania się CJ'a, łącznie z przewrotami w bok. 

Dyskomfort to mam za każdym razem, gdy korzystam z jetpacka. Jest on bardzo wrażliwy na najmniejsze przesunięcie się lewej gałki pada, co czasem powoduje, że trudno szybko i dobrze wylądować na poruszającym się pojeździe. Niemniej to też kwestia wprawienia się. 

Misje Trucking udowodniły mi dwie rzeczy - w wersji konsolowej gry policja wydaje się być bardziej zdeterminowana do zatrzymania Gracza (aczkolwiek nie tak jak w "GTA: VC") i, że ruch na drodze w tej grze jest najgorzej zrobionym ruchem drogowym ze wszystkich gier serii "Grand Theft Auto". 

Na chwilę się zatrzymam przy tym ostatnim. Dlaczego tak uważam? Cóż:

  • kierowcy pojazdów nie myślą o tym kiedy postanawiają zmienić pas. Potrafią więc nagle zjechać na drugi pas w momencie, gdy ich wyprzedzasz,
  • Jak dotąd to jedyna część GTA, gdzie miałem do czynienia z kierowcami skręcającymi w prawo z lewego pasa i odwrotnie,
  • kierowcy zauważalnie wolniej reagują na syreny wozów uprzywilejowanych, 
  • gdy zatrzymasz się na środku drogi, to w większości przypadków masz gwarancję, że zaraz w Ciebie od tyłu uderzy inny samochód,
  • autostrada z San Fierro do Los Santos - przykład nr 1 - kto normalny buduje farmę przy autostradzie i wyjeżdża traktorem pod rozpędzone samochody jakby nigdy nic? I nie mam na myśli wyjeżdżane konkretnie przede mną, bo bywałem świadkiem jak np. jadące przede mną trucki dobijały do niego. 
  • autostrada z San Fierro do Los Santos - przykład nr 2 - jest sobie południowy zjazd z Angle Pine na jezdnię w kier. Los Santos. Dwupasmowy - nie wiadomo po co 2 pasy przy tak niskim ruchu... po czym nagle okazuje się, że z naprzeciwka jedzie na Ciebie cały sznur rozpędzonych aut. To absolutnie nie ma sensu biorąc pod uwagę, że zjazd z San Fierro jest kilkanaście metrów wcześniej, a jezdnia z Los Santos ma własny zjazd, a od ww. dzieli go pas zieleni... 
  • Lubię sobie czasem po prostu wsiąść do samochodu i pojeździć po mapie. O ile w Vice City, czy w Liberty City mogę liczyć na to, że uda mi się przejechać nawet całą mapę dookoła nie narażając się na zniszczenia, to w San Andreas, niestety, ale przejechanie trasy spokojnie, bez najmniejszego zadrapania, jest często po prostu niemożliwe. 

Przemilczę fakt, że tablice drogowe na mapie gry są praktycznie nieczytelne, a w wielu potrzebnych miejscach ich brakuje, więc o ile jestem w stanie poruszać się po Liberty City i Vice City bez korzystania z mapy w menu pauzy, tak tutaj... tutaj albo polegam na pamięci albo muszę użerać się ze wspomnianym wcześniej trzeszczeniem dźwięku. 

 

 

To co wymaga zaznaczenia tutaj... uważam, że są mechaniki w grze, które są wręcz zbędne. Na przykład randki. Praktycznie nic one nie wnoszą. Z drugiej strony nie jestem tym typem Gracza, co potrzebuje w grze AAA mini-gierek by w grze popykać w coś innego w celu odpoczęcia od gry, w którą się pyka. Dla mnie to zawsze są po prostu dodatki, którymi mogę, ale nie muszę się zainteresować. Innym przykładem zbędnej mechaniki jest możliwość wyboru pozytywnej lub negatywnej odpowiedzi - w grze mamy głównie dwie sytuacje, gdzie trzeba z tej mechaniki skorzystać i w jednym przypadku my jesteśmy zmuszeni poprowadzić rozmowę w jeden konkretny sposób, bo inaczej nie wykonamy misji. W drugim przypadku tak naprawdę zmianie ulegają kwestie dialogowe, ale poza tym, to nie zmienia nic - w końcu fabuła jest liniowa. 

Kolejną rzeczą do przyczepienia się tutaj jest działanie samego gangu Grove Street, co dobitnie pokazała mi jedna z ostatnich misji, gdzie jestem zmuszony do zrekrutowania kilku członków gangu do akcji. Pozornie wszystko fajnie, ale rekruci w większości przypadków się nie słuchają i zamiast podążać za mną, to potrafią nagle pójść w swoją stronę, z dala od celu. Niby "Grove Street 4 life", a w drodze do kolejnego punktu w misji część rekrutów nagle potrafi stwierdzić "Nara" i wysiąść z jadącego auta, by rzucić się z pistoletem na innych ludzi. W tym na członków gangu, któremu jedziemy pomóc. No po prostu super przemyślana rzecz... Prawdę mówiąc tę misję jestem w stanie wykonać bez gangu, wszelkie podbicia terenów wrogich gangów dokonuję sam - szkoda więc, że gra mnie tu zmusza do korzystania z pomocy innych, której jakość jest... zerowa. Otóż to! Ani razu nie odczułem, by zrekrutowani kumple w jakikolwiek sposób pomogli mi w walce. Albo stają tak, że mi blokują cel albo nie strzelają w przeciwników albo zostają wybici jak kaczki i co chwile mam powiadomienie o osłabieniu się siły gangu... w praktyce nie widzę z nich żadnego pożytku, widzę same zawalidrogi. 

Ta sama misja, którą mam na myśli, potrafi pokazać, że ubytki w SI mają nie tylko rekruci gangów - Cesar raz potrafi za mną podążać, innym razem nagle stwierdza, że skręci gdzie indziej nie wiadomo po co i potem gra każe mi się po niego wracać, bo "go zostawiłem". Innym razem widzi, że ja strzelam do kogoś, a on nie reaguje, bo odległość od przeciwnika jest za duża, by on go dostrzegł i zamiast tego, spacerowym krokiem ładuje mi się pod linię ognia. Conajmniej 3 razy jeden z jego pomocników, zaraz po cutscence dokonywał tak złego strzału wyrzutnią rakiet, że ginął na miejscu, co wywoływało komunikat "Mission Failed". Swoją drogą... uwierzycie, że za zawalenie misji jest do zdobycia trofeum?
Innym razem, co już nie tyczy się SI, po wybiciu wszystkich przeciwników, Cesar stał jak wryty i nic. Po dłuuuuugim czasie (ok 1-2 min) nagle się ogarnął, że wszyscy są wybici i wskazał kolejny punkt do podążania.
Żeby nie było - to nie jest tak, że te wszystkie bugi w tej misji wychodziły mi za pierwszym razem. Za każdym razem wyskakiwał mi inny rodzaj bugów z puli opisanych wyżej, przez co misja "Los Desperados" była tą, z którą najwięcej przyszło mi się męczyć. Wyobraźcie sobie irytację, gdy musicie powtarzać misję po raz enty, z tak naprawdę nie waszej winy, tylko czegoś na co nie macie wpływu. 

Same walki gangów o teren są ciekawym dodatkiem do gry, ale tutaj znów muszę stwierdzić, że nie jest to element w pełni dopracowany. Problemem jest to, że możemy przyjechać na teren wrogiego gangu i albo długo nie spotkać żadnego przeciwnika albo spotkać ich zwyczajnie za mało, by sprowokować wojnę albo gra Ci wczyta na tym terenie członków nie tego gangu co trzeba (a to Ballas na terenie Grove, a to Grove na terenie Ballas). Inną rzeczą jest element, który lata temu wyłapałem w wersji PC i prawdę mówiąc liczyłem na to, że do 2020 r. zostanie to poprawione - podbicie wszystkich terenów, ze względu na mechanikę gry, graniczy z cudem. Dlaczego? Spójrzcie na screen poniżej, a konkretniej to na radar... 

 


Swoją drogą to jedyny screen z gry, jaki zrobiłem ja sam. Tak gra się prezentuje na PS4. 

 

Zauważyliście na radarze cienki, fioletowy pasek na północ od terenu zagarniętego dla Grove Street? Ten pasek to kwintesencja niedoskonałości tego systemu - chodzi bowiem o to, że żeby sprowokować wojnę gangów nie wystarczy tylko zabić członków gangu przeciwnego. Trzeba jeszcze stać na terenie, który chce się zdobyć. W takim momencie istnienie takiego paska na mapie Los Santos to nic innego jak kpina w kierunku gracza i trudno stwierdzić, czy to błąd, niedopatrzenie, czy może... celowo zostawiona furtka, by walki gangów nie miały końca? W wersji PC udało mi się jakimś cudem i ten pasek zdobyć i gdy podbiłem wszystkie możliwe tereny, to faktycznie okazywało się, że gangi Ballas i Vagos znikają z powierzchni mapy na amen. Na konsoli odechciało mi się podbijania obszarów dla glorii i chwały Grove Street, tym bardziej, że mapa Los Santos miejscami jest podzielona na terytoria w sposób nielogiczny. 

W każdym razie przez taki smaczek jak ten wyżej oraz problemy z intelektem NPC-ów, nigdy nie zgodzę się z tym, że "Grand Theft Auto: San Andreas" to najlepsza część serii. Przyznaję uczciwie, że ta gra to duży skok naprzód w rozwoju, w stosunku do Vice City, jednak co mi z serii minigierek, masy różnych dodatkowych mechanik, gdy nie wszystko działa tak jak należy i w efekcie końcowym, Gracz jest hamowany w drodze do końca fabuły? Inna sprawa, że mamy tutaj straszną mieszankę klimatów, co dla jednych jest zaletą, dla mnie stanowi wadę. Zawsze jak gram w tę część, to cieszę się, gdy w końcu akcja gry wynosi się z Los Santos i potem niechętnie do Los Santos wracam - bo mi zwyczajnie klimaty ziomalsko/gangsterskie nie podchodzą. O wiele bardziej wolę to, co dzieje się w pozostałych obszarach stanu San Andreas. I tutaj trochę szkoda, że twórcy czasem starają się zadowolić wszystkich naraz - zazwyczaj tak się nie da i w efekcie tego cierpi coś innego.

Zauważcie, że to samo ma miejsce w "GTA V" - mamy 3 grywalne postacie, by każdy mógł znaleźć tą, z którą najbardziej się utożsamia, ale i tak czasem trzeba poświęcić czas mniej lubianej postaci... Myślę, że tutaj lepiej by zadziałał motyw proponowany przez "Cyberpunk 2077", gdzie tworzy się postać i wybiera się jedno z 3 pochodzeń, co wpływa na początek gry i pewne niuanse w dalszej części fabuły. To teraz wyobraźcie sobie, że wybieracie model Trevora, Michaela, Franklina albo tworzycie własną postać w edytorze i wybieracie jedną z proponowanych super-umiejętności i wybieracie jaką przeszłość ma mieć dana postać... Kto wie, pewnie tego nie zobaczymy jeszcze w "szóstce", ale może kiedyś... ? 

 

 

Czy polecam zagranie w "Grand Theft Auto: San Andreas" na PS4? Myślę, że spokojnie każdy się w tej grze odnajdzie. Odnajdą się fani ziomalskich/dresiarskich/gangsterskich klimatów dzięki Los Santos. Odnajdą się fani spokojniejszych lokacji i klimatów mafijnych dzięki San Fierro. Dla tych i Las Venturas ma sporo do zaoferowania. Pozostałe obszary dostarczą sporo frajdy ludziom wyczekującym wyścigów (choć tych nie brakuje i w miastach), napadów i innych rodzajów misji. Znajdzie się też co nieco dla ludzi lubiących skradanki - jest kilka misji, które można przejść tylko się skradając, aczkolwiek jak coś pójdzie nie tak, gra jest na tyle elastyczna, że pozwala zazwyczaj dokończyć zadanie. Nie wszystkie też misje wymagają podejścia bycia chodzącą armią, czy czołgiem i przedzierania się przez wszystkich przeciwników do celu - jak się dobrze podejdzie do planowania akcji, można spokojnie przekraść się do celu, zabić cel, zabrać przedmiot misji, a dopiero potem zabić pozostałych albo zwiać. 
Jedyne co mogę polecić, dla większego wczucia się w fabułę gry, to obejrzenie na Youtubie "Grand Theft Auto: San Andreas - The Introduction". Film ma 20 min i pozwala lepiej zrozumieć większość wydarzeń, które mają miejsce w grze lub do których gra się odnosi. Tutaj tylko drobna wada - ja nie znalazłem lepszej rozdzielczości filmu niż 360p... 

Oceń bloga:
17

Komentarze (36)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper