GieeRTe #38 - Dlaczego jeszcze nie przeskakuję na PS5?
Do napisania poniższego bloga skłoniła mnie pośrednio lektura bloga Bankaia84 "PlayStation 5, co już wiem?" (swoją drogą dobry kawał tekstu, kto nie miał jeszcze czasu czytać to polecam). Bezpośrednim impulsem był fragment jednego z komentarzy do tamtejszego bloga, gdzie jego autor dziwił się, że jeszcze ktoś zwleka z zakupem tego sprzętu.
Tak się składa, że ja jestem jedną z osób, która nie zakupiła i zwleka z zakupem najnowszej konsoli spod strzechy Sony, mimo tego, że czasem chcica potrafi przycisnąć.
Wydawałoby się, że powodów do zakupu mam wystarczająco
Pomijając ww. chcicę, to pod kątem sprzętu jestem już nieco zacofany, bowiem osiadłem na PlayStation 4 Slim. Nie miałem więc jeszcze okazji zakosztować przyjemności z grania na wersji Pro i słuchania wycia jego wiatraków. W międzyczasie w salonie wisi telewizor obsługujący 4K i częstotliwość 120 Hz, z trybem gamingowym i Dolby Atmos i to wszystko aż się prosi o przyprowadzenie konsoli najnowszej generacji. Dorzucić do tego te wszelkie bajery o jakich się w kółko słyszy - a to cuda nowszego pada, a to ciągle rozwijane funkcje konsoli, ray tracing, przeskok graficzny... Chyba jednak tym, co najbardziej mnie przyciąga do wizji zakupu PS5 jest możliwość bezpiecznego ogrania "Cyberpunk 2077" i dorwanie się w końcu do "Ratchet & Clank: Rift Apart". Ciekawą pozycją wydaje się też być nadchodzący "Forspoken", a i chętnie zagrałbym w "Horizon Forbidden West" oraz "God of War: Ragnarok" i "Hogwarts Legacy" na poziomie wyższej generacji.
I tutaj już pojawia się pierwszy zgrzyt.
Zauważyliście, że na liście powyżej wymieniłem tylko 2 tytuły, które będą dostępne na PlayStation 5, ale nie na PlayStation 4?
W międzyczasie tytułów cross-genowych wymieniłem 4. Niewielka różnica na niekorzyść, ale dorzućmy do tego moją skłonność do powracania do ogranych gier po pewnym czasie, by przeżywać je na nowo. Nie ważne, czy z aktualizacją do PS5, czy bez, z dopłatą za to, czy bez - robi się z tego większa lista. Tu jest właśnie pierwsza kwestia mnie hamująca przed zakupem - za mała lista gier ekskluzywnych, która by mnie przekonywała.
I nie zrozumcie mnie źle, bo jako tako, ta lista wcale nie jest taka krótka.
Tyle tylko, że jakoś nigdy mnie nie ciągnęło do serii "Final Fantasy", nie jestem fanem gier typu "Demon Souls"... mimo, że lubię czasem się ścigać autem to jakoś nigdy mnie nie przyciągnęła do siebie seria "Gran Turismo" - może dlatego, że wokół niej jest taka poważna aura podczas, gdy ja wolałem luźniejsze ścigałki typu "Test Drive Unlimited 2"?
Nie ciągnie mnie do bijatyk pokroju "Destruction AllStars"...
Może kiedyś zainteresuję się "Ghostwire Tokyo", ale to z kolei exclusive tymczasowy...
Wszelkie Spidermany i Wolveriny... o ile lubię od czasu do czasu obejrzeć filmy z uniwersum Marvela, to nie jestem tego fanem na tyle, by ciągnęło mnie po gry z nimi związane. Bliżej mi do sięgnięcia po grę z Batmanem od DC, a... pomijając jeden tytuł na Pegasusie, za dzieciaka, nigdy tego nie zrobiłem.
"Pragmata" zaś na pierwszy rzut oka wywołuje we mnie wrażenie bycia "The Last of Us" podanym w inny sposób podczas, gdy przygody Joela i Ellie mnie w ogóle nie kupiły i żałuję wydania pieniędzy na to. Dobrze chociaż, że zrobiłem to przy promocji.
Jak pewnie wywnioskowaliście z mojej wyliczanki wcześniej, a niektórzy pewnie i z moich poprzednich blogów, mnie bardziej ciągnie do gier, powiedziałbym, fantastycznych. Na swój sposób magicznych. Żeby dopełnić obraz to tylko wymienię choćby serię "Spyro", "Rayman" (dwójka, trójka i "M-ka" na zawsze w sercu - ostatnio zagrywałem się w ostatnią z nich w strefie retro na konwencie Skiercon w Skierniewicach), "Kangurek Kao" (nowy kupiony, czeka na ogranie), czy "Super Lucky Tale" (które było co prawda za łatwe, bo mocno ustawione pod dzieci, ale gra bardzo piękna i bardzo przyjemnie się grało). Pomijam już wymienianie np. pewnego hydraulika, bo to oczywiste, że na konsole Sony nigdy nie zawita. Oczywiście do tego dochodzą też gry przygodowe, jak seria "Uncharted", "Wiedźmin", czy gry w fantastycznych settingach umożliwiające wpływ na fabułę jak trylogia "Mass Effect".
Swoją drogą jakiś czas temu ukończyłem pierwsze przechodzenie całej trylogii "Mass Effect" i pokochałem tę serię. I powiem jedno - Tali jest kochana, to słodziak :)
Wynika to stąd, że wychowywałem się na takich grach (plus seria "Grand Theft Auto" :P) i wielu innych, a nawet jak sięgałem po gry pokroju "Larry 7: Miłość na fali" to animowana oprawa graficzna sprawiała, że czułem się jakbym faktycznie przenosił się w inny świat (abstrahując od... fabuły gry :P). Między innymi stąd się wzięło moje podejście do gier jako formy relaksu, zabawy, oderwania się od szarej polskiej rzeczywistości - takie rzeczy jak np. mechanika u mnie zeszły na dalszy plan. Siłą rzeczy gry w przeszłości dążące do jakiegoś realizmu, ze względu na ograniczenia technologiczne, też jednak prezentowały się w pewien inny, bardziej fantastyczny sposób, a nie ultra realistyczny. Miewam czasem problem z obecnym fotorealizmem w grach, bo np. o ile zachwyciła mnie grafika w takim "Assassin's Creed: Odyssey" - poprzez kolorowy, barwny świat, jednocześnie dający się odczuć - tak z kolei "Assassin's Creed: Valhalla" już graficznie bardziej nudziła, a wczesnośredniowieczna Anglia nie wciągała tak samo jak starożytna Grecja. Odnoszę zaś wrażenie, że obecnie dominują gry mocno zbliżone do realizmu, momentami mroczne - i czasem dobrze i w takie coś zagram, do dziś czasem wracam do "Dead Space" - jednakże trzeba też więcej gier odmiennych od takich konwencji.
Efekt jest więc taki, że pod kątem gier, nie odczuwam za bardzo potrzeby przeskakiwania dalej. Przywykłem jednak do tego, że pod kątem gustów w grach, należę do mniejszości.
Kwestia jest nie tylko w grach, ale i w ekonomii
Nie chodzi tylko o to, że gry są coraz droższe. Mniejsza już o branżowe powody tego stanu rzeczy. Mamy jednak obecnie szalejącą inflację na rynku, co odbija się na portfelach każdego, o ile ktoś nie wypracowuje nie wiadomo jakich zysków na giełdzie, bo nawet najlepiej oprocentowane lokaty i konta oszczędnościowe nie dają możliwości nadrobienia straty w wartości pieniądza. Czym jest oprocentowanie 7% w porównaniu do inflacji 15%? To jedynie zmniejszanie strat. Inflacja rynkowa, drożejące gry, a do tego dochodzi jeszcze wciąż wysoka - z mojej perspektywy - cena konsoli, w tym i wersji używanych. Mówię tu konkretnie o wersji z napędem, ponieważ mając kolekcję gier na PS4 nie wyobrażam sobie, bym miał przejść na model digitalowy i być praktycznie skazanym na monopol PlayStation Store.
Mam to szczęście, że mieszkam sam i zarabiam na tyle dobrze, że nie potrzebuję dodatkowych lokatorów. Jeszcze. Szczęśliwie też mam wszystkie poprzednie zakupy ratalne spłacone, nie mam kredytu na karku, a obecne czasy nie skłaniają mnie pozytywnie ku kupowaniu dodatkowych rzeczy - bo powiedzmy sobie wprost, konsola to nie jest produkt pierwszej potrzeby jak np. lodówka, czy pralka, idzie się bez niej obyć. Po co więc mam teraz pchać się w zakup na raty, czyli innymi słowy, w kolejną pożyczkę? To już wolę poczekać na lepsze czasy.
Inna sprawa, że jestem aktualnie singlem i nie zapowiada się na zmianę tego stanu rzeczy. Tak więc wszystko co jest związane z życiem - np. rachunki, czy ubezpieczenie samochodu - jest na moim karku, nie mam z kim współdzielić kosztów by móc pozwolić sobie na większe oszczędności, które w pierwszej kolejności przeznaczam na umacnianie poduszki finansowej, na zabezpieczenie się na przyszłość. Zepsuje się sprzęt AGD albo będzie trzeba coś naprawić w samochodzie? Jestem skazany sam na siebie.
Optymizmem nie napawa też zarówno polityka wewnętrzna, jak i geopolityka. Nie chcę tu wchodzić w dywagacje nt. Rosji, ryzyka polexitu, bankructwa kraju, czy przekształcenia Polski w PRL 2.0. Chodzi o to, że mam z tyłu głowy, że może będzie trzeba kiedyś wyemigrować i w pierwszej kolejności wolę jednak przygotować się na taką ewentualność niż obudzić się potem z ręką w nocniku.
W pewnym stopniu brzmię jak hipokryta - z jednej strony szczęście z mieszkania samemu, z drugiej zwracanie uwagi na koszty i oszczędzanie. Ja to ujmę tak - coś za coś, nie da się mieć w życiu wszystkiego, a jednak ponad granie pokochałem wygodę nie bycia zmuszonym do dzielenia mieszkania z kimś obcym. Przez kilka lat żyłem ze współlokatorami, bywali różni i owszem, bywali też super lokatorzy, z którymi kontakt mam do dziś - mimo wszystko jednak nie chcę robić tego kroku wstecz i wracać do takiego życia.
No niestety, jestem tym typem człowieka, który nie za bardzo lubi żyć chwilą, wg. filozofii "yolo", tylko wolę myśleć perspektywicznie i zabezpieczać się na różne scenariusze życiowe, a do tego z biegiem lat zacząłem się robić wygodny.
Inna sprawa to skończmy z myśleniem, że firma coś wypuszcza to my musimy biegiem lecieć do sklepu i się w to zaopatrywać. Z myśleniem, że producentów konsol i gier AAA trzeba ślepo wspierać. Nie. Ekonomia jest czasem okrutna. Po stronie tamtych firm stoi nie tylko sztab developerów i marketingowców, ale też sprzedawcy i ekonomiści. Obecne warunki gospodarcze to idealna dla nich okazja do wykazania się umiejętnościami analizy rynku i szukania możliwości optymalizacji celem zaoferowania konsumentom jak najlepszych warunków zakupu. Aczkolwiek tutaj dla uczciwości muszę pochwalić Sony i Microsoft za to, że udało się mocno zmniejszyć problem istnienia zbędnych pośredników w drodze do sprzedania konsoli finalnemu odbiorcy. Szczęśliwie to już nie czasy, gdy niektórzy PS5 oferowali w internecie po 8, a nawet 10 tys. zł.
Zmieniło się też moje życie
Z jednej strony w pracy przeskoczyłem kilka miesięcy temu na inny, ciekawszy projekt i bywa, że praca potrzebuje może nie tyle więcej czasu, co energii - póki jednak czuję wiatr w żaglach ku dalszemu rozwojowi i daję radę to godzić z życiem prywatnym, ja jestem naprawdę zadowolony.
Z drugiej strony zmiany zaszły też w moim prywatnym życiu.
Po pierwsze w tym roku zaliczam aż 3 wesela, z czego jeden - ślub mojej siostry - odbył się w czerwcu. Każdy ze ślubów ma miejsce na jednym z krańców Polski. Trzeba więc dojechać na miejsce, trzeba coś wrzucić do koperty, zadbać o siebie... A u mnie sezon ślubów zaczął się już we wrześniu zeszłego roku, gdzie też potrzebowałem zainwestować w nowy garnitur. Więc koszta, a skądś na to pieniądze też trzeba brać. Życie czasem po prostu weryfikuje plany i w takich chwilach prywatne zachcianki na hobby czasem schodzą jednak na dalszy plan.
Po drugie - trochę wypaliłem się z grania.
Częściowo nie wiem... znudziłem się tematem, bo coraz trudniej mi znaleźć tytuł, który mnie zainteresuje i jak patrzę na półki sklepowe to albo widzę gry już ograne albo grupę gier do siebie podobnych, różniących się niuansami. Mam wrażenie, że obecnie świat gier AAA jest zdominowany przez gry, gdzie steruje się ludźmi wyposażonymi w karabiny lub spluwy, w jak najbardziej realistycznych światach, mających umożliwić graczowi wejście w inny świat na poważnie, a nie w sposób bardziej rozluźniający, relaksujący. Kiedyś gry były bardziej zróżnicowane i każdy mógł łatwo znaleźć coś dla siebie, potem nastąpił okres, gdzie pewne rodzaje gry miejscami wręcz zanikły. Od kilku lat widać, że próbuje się przywrócić np. platformówki, czy przygodówki, ale efekty tego skłaniają mnie bardziej do myślenia, że może w przyszłości znów zrobić się okres przesunięcia z różnorodności ku generalizacji.
Po trzecie - gry mi zastąpiły inne rzeczy. Podjąłem kolejną próbę walki ze swoją nadwagą. Poza dietami i kontrolami u dietetyczki, poświęcania więcej czasu na zakupy i przygotowywaniu kilku dań dziennie, doszły jeszcze przede wszystkim spacery, które uatrakcyjniam sobie grą w "Pokemon Go!". I są efekty. Nie tylko odczuwam poprawę w dystansie i tempie jaki przejdę bez zmęczenia, ale też obecnie osiągnąłem najniższą wagę od początku pandemii. Póki co to tylko 8 kg w dół, jeszcze trochę przede mną, ale i tak się cieszę.
Dzięki spacerom zacząłem też częściej wychodzić na miasto, do ludzi, na poszukiwanie przygód i szczęścia. Gdy więc nie jestem w poszukiwaniu kobiety albo nie korzystam z rozrywek na mieście (np. granie w "Overcooked" i "Metal Slug" w Cybermachinie), to siedzę w ulubionym pubie rockowym ze znajomymi.
Po czwarte - mi gry mocno zastąpiły platformy VOD. Najpierw Netflix - choć on moim zdaniem "wysechł", brakuje dobrych pozycji. "Cuphead", czy "Oderwij wzdłuż linii" (genialna kreskówka spod ręki Zerocalcare, polecam) to trochę za mało. Do tego więc doszedł HBO Max i CDA, przy czym z HBO zrezygnowałem po paru miesiącach, bo szybko obejrzałem wszystko co mnie interesowało, a przyrost nowych pozycji był dla mnie niesatysfakcjonujący. Zrezygnowałem z HBO Max - i jak czytam ostatnie newsy i plotki to wygląda na to, że dobrze - i przeskoczyłem do Disney+.
W końcu! Tyle lat czekania na tę usługę i się doczekałem! Wsiąkłem w to od razu i widząc ile tam jest rzeczy do obejrzenia i ile rzeczy mam w końcu okazję nadrobić - chociażby "Simpsonowie", uniwersum Marvela, świat "Star Wars"... po prostu mnie ta platforma kupiła na dobre. Z kolei świat z gumy nie jest, więc coś kosztem czegoś.
Efekt wszystkich powyższych czynników jest taki, że obecnie gram zdecydowanie rzadziej i mniej. I tutaj wraca ekonomia - jeżeli ja rzadko gram, mam jeszcze tytuły czekające na ogranie, to jaki jest sens tego, bym już teraz wykładał conajmniej ok. 2 500 zł na konsolę, która w praktyce będzie przez większą część czasu stać i się kurzyć?
Moim zdaniem to żaden sens i w moim przypadku odpada też argument zaszpanowania - rzadko mnie ktoś odwiedza, a na moich znajomych taki zakup i tak wrażenia by nie zrobił, bo w moim otoczeniu dominują ludzie, którzy albo nie grają albo preferują PC albo ewentualnie zainwestują w konsolę i potraktują ją jako dodatek do ich życia, nic więcej.
Zwlekanie z zakupem konsoli ma też swoje plusy
Z jednej strony można siedzieć i narzekać, że nie kupuje się konsoli, łolaboga i co teraz.
Ja na to wolę patrzeć jak na szansę. Obecnie PlayStation 5 jest rozwijane, regularnie dochodzą nowe, dopracowane funkcje. Do tego z biegiem czasu konsole stanieją siłą rzeczy. Opóźniając więc moment wejścia, będę mógł wejść niższym kosztem zyskując sprzęt o pełnej funkcjonalności i zmniejszoną awaryjnością sprzętu. Dla mnie to sytuacja win-win.
Jeszcze większym win-win będzie jeśli się okaże, że będzie wydana ulepszona wersja konsoli, dajmy na to PlayStation 5 Pro. Może do tego czasu moje warunki albo rynkowe się zmienią i nowszy model będzie łatwiej dostępny niż przez ostatnie 2 lata była dostępna jej poprzedniczka? Jest to co prawda wróżenie z fusów, ale gdyby faktycznie udałoby mi się taki skok zaliczyć, to byłbym faktycznie szczęściarzem. Z telewizorem się udało - po 11 latach przeskoczyłem ze starego telewizora na jeden z topowych modeli 2021 r., więc nie tracę optymizmu.
Podejrzewam, że poważniej o zakupie konsoli będę myślał w okolicach Black Friday, a więc w listopadzie. Może wówczas trafi się dobra oferta albo do tego czasu zapowiedziana zostanie nowa wersja sprzętu, w cenie też dość atrakcyjnej? Czas pokaże.
Inny plus to też wpływ czasu na ceny gier. Owszem, gry dla mnie są za drogie w momencie premiery, ale one zaczynają tanieć już po paru miesiącach. Będę więc mógł z czasem ograć hity, które omijają mnie teraz, a jeśli dalej cena tych gier będzie zaporowa - do tego czasu zapełnią się sklepy z używkami.
Straszna januszeria ze mnie wychodzi w tym blogu i zdaję sobie z tego sprawę. Niełatwe jest jednak życie singla (o czym się głośno nie mówi), zwłaszcza w kraju o niskiej sile nabywczej pieniądza, a jakoś sobie radzić trzeba. Nie chodzi jednak o to, by mi współczuć, czy coś - bo ja nie narzekam na swoją sytuację, podchodzę do niej ze spokojem i pełną akceptacją. Chodzi o to żeby umieć spojrzeć na sytuację z różnych perspektyw. Inną bowiem sytuację ma gracz mający założoną rodzinę, inną ma gracz mieszkający z rodzicami. Inną sytuację ma gracz singiel zarabiający minimalną, inną ktoś ze średnią/przeciętną pensją, a jeszcze inną ma singiel zarabiający krocie jako szycha w korpo, czy senior programista. No i oczywiście inną sytuację mają ci, którzy teraz mają kredyty hipoteczne na karku i od miesięcy ze stresem obserwują stopy procentowe.
Kończąc ten wpis, serdecznie pozdrawiam i życzę udanego długiego weekendu ;)