Trofea sieciowe jako symbol nierówności społecznej wśród graczy?
W czasach, gdy producenci gier sięgają po coraz perfidniejsze sposoby wyciskania pieniędzy z Nas - Graczy, w efekcie coraz szybszej dynamiki zmian w branży, aż trudno nie mieć oczu dookoła głowy. Tym bardziej, że pojęcie "równe szanse dla wszystkich graczy" wydaje się zacierać coraz bardziej.
Na początek witam wszystkich po Nowym Roku! Jak to szło... ? Nowy Rok, Nowy Ja? Chyba tak.
Powróciłem z Trójmiasta, gdzie spędziłem ostatnie dni na imprezowaniu z przyjaciółmi i swoją ukochaną, zwiedziliśmy co nieco w Gdańsku i Sopocie. Kiedyś ja i Aga chętnie zawitamy w te strony ponownie, bo nie wszystko zdążyliśmy zobaczyć, a o ile Sopot jest zapchany wręcz turystami, tak Gdańsk urzeka, a jeszcze ten Żuraw Novigra-... khem, Gdański, robi wrażenie. Przy okazji doszło parę postanowień, jak chociażby dokończenie ostatniego "Uncharteda" i zrzucenie z 5-10 kg. Mogłem w końcu też na własne oczy przetestować Nintendo Switch, który na imprezę przywiózł jeden z kumpli, ale dzisiejszy wpis nie o tym. Niech o Switchu piszą ludzie lepiej z nim zaznajomieni ode mnie.
Życzę Wam, by rok 2018 był jak najbardziej satysfakcjonujący i życzmy sobie wzajemnie, by branża growa przestała upadać nisko w pogoni za pieniędzmi.
Chociaż ostatnie trendy w postaci coraz bardziej obecnych lootboxów i mikrotransakcji, nawet w grach, w których pozornie takich elementów tym bardziej nie powinno być, pokazują, że to raczej życzenie, które się nie spełni. Temat ten jest szeroki jak rzeka, w internecie już niejedno na ten temat napisano, a i ostatni numer PSX Extreme pod tym względem nie zawodzi. Część Zgredów przekonuje na łamach czasopisma, że walka z tym zjawiskiem to walka z wiatrakami. Aż się chce użyć cytatu "Tej siły nie powstrzymacie". Trudno jednak się nie zgodzić z tą opinią. Wystarczy bowiem prześledzić pewne fakty.
Chociażby DLC. Pamiętam wielkie oburzenie jakie towarzyszyło wycięciu fragmentów "Assassin's Creed II", by je sprzedawać jako dodatki. Na szczęście z czasem pojawili się producenci potrafiący w tej materii bardziej uszanować graczy i wydać konkretne dodatki, za które warto było sięgnąć do portfela, nie krzywdząc przy tym wersji podstawowej gry. Daleko szukać nie trzeba - genialne rozszerzenia do "Wiedźmina 3", czy chociażby dodatki do "GTA IV" mówią same za siebie. Nadal jednak do niejednej gry potrafią pojawić się pierdółkowate dodatki, za które ludzie gotowi są rzucić hajsem. Podejrzewam, że z czasem z lootboxami i mikrotransakcjami będzie podobnie - będą firmy lepiej i gorzej korzystające z tego sposobu. Ale dopóki nie zobaczę jakiegoś wyciągu z kosztorysu produkcji gry, z zestawieniem ile kasy na co konkretnie idzie, to proszę mi nie mówić, że one są konieczne dla wyrównania finansów firmy, że to zło konieczne - dla mnie póki co to jedynie pazerność firmy w imię maksymy, że przedsiębiorstwo ma generować jak najwięcej zysku. Trudno się dziwić - każdy chciałby zarabiać jak najwięcej.
To też nie jest tak, że mikrotransakcje i lootboxy pojawiły się nagle i sprytniejsi postanowili wykorzystać to w sprytny sposób. Żeby to tylko pierwszy raz były takie chytre sztuczki. Pamiętam, że za dziecka trzeba było uważać, jak się pobierało grę na telefon jakieś 10 lat temu, czy nie pobiera się gry z dodatkowymi płatnościami. Niedawno świat obiegła historia kobiety, której syn wydał ok 1500 zł na Fifa Pointsy, rzekomo nieświadomie i tym zniszczył święta rodzinie. Kto zaś pamięta historie typu, że dziewczynka grała na telefonie w jakieś ubieranie postaci i nabijała wysoko rachunek na telefon w abonamencie, bo wybierała dodatkowe ubrania lub zwierzątka dla swojej postaci?
Uczciwie trzeba jednak powiedzieć, że coraz większa perfidność wydawców gier wynika jedynie z przyzwolenia graczy na takie działania. Protesty i krzyki w internecie nic nie dadzą poza szumem, realnym przedmiotem wpływu są pieniądze. W momencie, gdy widziałem z jednej strony dramy wokół "Battlefronta II", z drugiej strony widziałem, celebrytę, który chwalił się kupieniem gry, dopiero po czasie przyznając, że nie ogarnia o co jest ten cały szum. Z trzeciej strony nie brakowało trolli internetowych z tekstami typu "Hehe, patrzcie, ja sobie wybuliłem za Vadera, a Wy biedaki co? Nadal dopiero nabijacie poziom?".
Gracze zaakceptowali DLC. Zaakceptowali pierdółkowate dodatki. Od lat w przypadku gier MMORPG na piece istnieje rzemiosło postaci (Ręka do góry, kto zna kogoś, kto wyrobił niezłą postać w "Tibii", "Metinie", czy w innej grze tego typu i sprzedał w internecie?). To, co działo się wokół "Battlefronta II" jedynie pokazuje, że szumy i protesty może będą, ale te zmiany będą postępować i pozostaje mieć nadzieję, że twórcy opamiętają się w pewnym momencie.
Problem bowiem jest poważny. Nie chodzi tu tylko o samo dojenie Nas, Graczy, z pieniędzy ciężko zarobionych lub ciężko wyciągniętych od rodziców. Problemem jest zagrożenie istnienia sprawiedliwości społecznej. Daruję sobie jednak rozpisywanie się na temat tego, że ktoś będzie męczył się godzinami, by zdobyć wypasioną postać podczas, gdy przysłowiowy bananowy Brajan wyda cash, by szybko ją mieć i pozamiatać na mapie.
Warto bowiem zauważyć przy tym wszystkim, że równość wobec graczy jest już od dawna zachwiana nie tylko przez skrzyneczki, ale i przez pewną ułomność systemów trofeów. Od razu przepraszam, że nie nawiązuję do Achievementów - nie gram na xBoxie, może więc tam być inaczej niż opisuję tutaj. Nie chciałbym przypadkiem chlapnąć głupoty.
Do czego zmierzam?
Każdy na swój sposób podchodzi do trofeów. Jedni je całkowicie olewają, drudzy je maniakalnie kolekcjonują i chwalą się, ciesząc się z ich zdobycia. Ja osobiście lubię nabić te, które chce zdobyć i do których mam odpowiedniego skilla, jeżeli gra dostatecznie przypadła mi do gustu.
Już za czasów PlayStation 3 w niejednej grze, jeśli istniał tryb multiplayer, oczywistością były trofea możliwe do zdobycia tylko tam. W pewnym momencie przyszło PlayStation 4 i płatna subskrypcja za możliwość grania w sieci z innymi graczami. Tutaj przyznam się do czegoś, za co pewnie zostanę zlinczowany, ale od samego początku istnienia PlayStation Plus, subskrypcję wykupiłem 2, może 3 razy? Co z tego, że co miesiąc parę gier jest za free, jeżeli rzadko kiedy jest to tytuł, który mnie konkretnie zainteresuje? Bez chmury potrafię się obyć. Zawsze też bardziej preferowałem tryb singleplayer, ponieważ ja w gry grywałem dla odprężenia, ale i dla fabuły, zaś multi zawsze traktowałem jako swoistego rodzaju dodatek, tak więc nie odczułem straty dostępu do tego trybu.
Tak więc "łańcuch" prezentuje się tak: kupujemy nową grę na konsolę. Cena wydania pudełkowego przeważnie oscyluje wokół 200 zł. Nie raz ta gra potrafi kosztować dużo drożej i to nie ważne, czy mówimy o wydaniu pudełkowym, czy cyfrowym. Jeśli gra na nas wpłynie jakoś tak, że zechcemy zdobyć w niej platynowe trofeum, które w zamyśle powinno być zwieńczeniem umiejętności gracza, pewnym wyrazem szacunku, znów nam się otwiera portfel. Trzeba w końcu zapłacić za subskrypcję PlayStation Plus by dorwać się do trybu sieciowego. I chyba dobrze pamiętam, że niektórzy wydawcy jeszcze każą mieć własne konto na ich platformie, czy nawet płacić jakiś kolejny abonament? W ten sposób wychodzi na to, że chcąc zdobyć platynę, należy jeszcze włożyć w ten interes nieco pieniędzy, chociaż to powinno być osiągalne dzięki samej inwestycji w kopię gry.
Ktoś by się zaśmiał i rzucił hasłem, że wolna ręka rynku weryfikuje, czy jest potrzeba na zainwestowanie w szacunek wyrobiony platynowymi trofkami. Dla mnie to jest znak tworzącej się pewnej patologii zamysłu trofeów.
Dodajmy jeszcze to, że po dotarciu do trybu sieciowego należy mieć nadzieję, że trofea nie będą zabugowane. Dokładnie tak! Do dziś pamiętam, że platyny w "Assassin's Creed: Brotherhood" nie uzyskałem tylko dlatego, bo zbugowało mi trofeum przyznawane za zdobycie każdego rodzaju premii przynajmniej raz.
Pójdźmy o krok dalej. Załóżmy, że ktoś jest graczem z pasji, ale nie stać go na kupowanie nowych gier (nie wyjeżdżajcie mi z argumentem "Stać na konsolę, to stać i na gry", bowiem używane konsole w zależności od modelu, można dostać taniej lub drożej), więc kupuje używane po jakimś czasie. Albo kupi dla dziecka starą grę na PlayStation 3, bo dziecko lubi gry, a taka gra będzie kosztowała koło 50 zł, a nie 200. Niech taka osoba zechce wbić sobie platynowe trofeum, to pojawia się jedna z dwóch możliwych barier.
Pierwsza to niedobór graczy. Jak już nawiązałem do "AC: Brotherhood", to polećmy z tym przykładem - tam by rozegrać grę w sieci, w zależności od trybu potrzeba 6 bądź 8 graczy. W dzisiejszych czasach bardzo trudno o skompletowanie graczy, a mówimy o grze mającej 7 lat, ale będącej od ponad roku dostępną na PS4 i Xbox One. Szczęśliwie, temu da się zaradzić. Wystarczy znaleźć forum, wrzucić ogłoszenie o potrzebie ludzi do grania i liczyć na to, że uda się zgadać z ludźmi.
Druga bariera - upływ czasu. Nikt nie będzie wiecznie podtrzymywać trybu sieciowego przy życiu. Minie kilka lat i serwery pustoszeją, ponieważ gracze masowo przenoszą się do nowszych tytułów, albo właśnie serwer zostaje zamknięty na amen, tym samym odcinając bezpowrotnie szanse na zdobycie platynowego trofeum.
Dochodzimy więc do sytuacji, gdy zdobycie platyny oznacza nie tylko konieczność zainwestowania dodatkowej gotówki, ale i pewnego rodzaju wyścig z czasem.
Owszem, zdaję sobie sprawę, że nieco wyolbrzymiam problem - dla spojrzenia perspektywicznego, skupiając się na wszystkich grupach graczy, nie tylko na tych, którzy szczęśliwie zarabiają odpowiednie pieniądze, by z branżą grową być na bieżąco.
Przyznam się Wam szczerze - osobiście zaczynam się bać, że powoli granie w gry zmienia się w rozrywkę luksusową, dostępną powoli coraz bardziej dla ludzi bogatszych. Mam jednak pewną nadzieję, że to tylko tak mi się wydaje. W końcu jak też udowadniano jakiś czas temu na PPE - od lat wieszczono śmierć trybów single, a jednak w dzisiejszych czasach one nadal istnieją i mają się dobrze. Może więc w przyszłości z branżą nie będzie tak źle, że gracze zostaną podzieleni na kasty bogatszych i biedniejszych?
Dobra, nakreślono problem, co teraz?
Myślę, że do tego momentu udało mi się udowodnić, że uzależnianie zdobycia platynowego trofeum od grania w sieci jest pewnego rodzaju niesprawiedliwością. Nie można jednak zrezygnować z trofeów za cuda wykonane w sieci, bowiem byłaby to rażąca niesprawiedliwość wobec graczy poświęcających temu trybowi godziny. Biorąc zaś pod uwagę, że bywają gry skupiające się głównie wokół trybu sieciowego, gdzie tryb pojedynczego gracza jest jedynie dodatkiem, pomysł typu "trofea za tryb multiplayer nie są wymagane do uzyskania platyny" odpada w przedbiegach.
Dodawanie trofeów do gier jest ponoć standardem ze strony Sony - każda gra wydana na PS3 i PS4 musi zawierać system je wspierający. Dlatego zastanawiam się, czy nie powinna po prostu ruszyć ze strony Graczy międzynarodowa petycja z prośbą o wprowadzenie nowego standardu mającego być kompromisem pomiędzy graczami preferującymi tryb sieciowy, a tymi, którzy go z jakichś powodów nie preferują, albo zwyczajnie szkoda im płacić za dostęp do niego.
Standardem tym miałoby być wprowadzenie podziału trofeum platynowego na trofeum platynowe za tryb sieciowy i off-line. I zakaz dodawania dodatkowego trofeum za zdobycie obu platyn.
Nie unikniemy dalszej komercjalizacji gier. Zapewne równość graczy wobec gry wcześniej, czy później będzie jeszcze bardziej zachwiana niż jest teraz, jednakże realizacja tego pomysłu mogłaby się przyczynić do częściowego umocnienia poczucia sprawiedliwości wśród graczy. Trofea dla wielu graczy to pierdółki, ale gdyby udało się zrealizować ten pomysł i Sony zrealizowałoby takie postanowienie, mogłyby stanąć się pewnego rodzaju symbolem starań o zachowanie przyjemności z grania.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do dzielenia się opiniami na przedstawione tutaj kwestie w komentarzach!
Źródło grafiki: http://www.gamerassaultweekly.com