Dzień gracza #2 - "Zagrałbym, ale..."
Zapraszam do obczajenia kolejnego odcinka z serii "Dzień gracza". Proszę tylko o odrobinę dystansu, by ów tekst przypadkiem nie wpływał na wasze stosunki... Growe, bądź też jakiekolwiek inne. Miłego, "innego" czytania :)
Środa, okolice godz. 17.00
Spoglądam za okno, a tam jakby nawałnica szaleje - pada desz ze śniegiem i mocno wieje wiatr. Pogoda wręcz idealna na granie - pomyślałem. Bezprzewodowy czajnik napełniłem wodą w celu przyrządzenia sobie mojej ulubionej kawy rozpuszczalnej. Do czerwonego kubka, którego używam tylko ja, wsypałem 1 łyżeczkę kawy i 2 łyżeczki cukru. W oczekiwaniu na sygnał, który zawsze wydaje czajnik po zagotowaniu wody, podszedłem z powrotem do okna. Padało jak z cebra. Sięgnąłem do kieszeni po telefon komórkowy, by sprawdzić czy mam jakąś nową wiadomość. Uzmysłowiłem sobie, że dzisiaj środa - epicentrum tygodnia. Moja druga połówka siedzi w pracy do godz. 21.00, a więc jestem skazany na siebie - pomyślałem. Czajnik się odezwał. Zalałem kawę wrządkiem i dodałem trochę mleka, po czym zgasiłem w kuchni światło i poszedłem do pokoju by odpalić mój sprzęt...
Zapraszam do obczajenia kolejnego odcinka z serii "Dzień gracza". Proszę tylko o odrobinę dystansu, by ów tekst przypadkiem nie wpływał na wasze stosunki... Growe, bądź też jakiekolwiek inne. Miłego, "innego" czytania :)
Środa, okolice godz. 17.00
Spoglądam za okno, a tam jakby nawałnica szaleje - pada desz ze śniegiem i mocno wieje wiatr. Pogoda wręcz idealna na granie - pomyślałem. Bezprzewodowy czajnik napełniłem wodą w celu przyrządzenia sobie mojej ulubionej kawy rozpuszczalnej. Do czerwonego kubka, którego używam tylko ja, wsypałem 1 łyżeczkę kawy i 2 łyżeczki cukru. W oczekiwaniu na sygnał, który zawsze wydaje czajnik po zagotowaniu wody, podszedłem z powrotem do okna. Padało jak z cebra. Sięgnąłem do kieszeni po telefon komórkowy, by sprawdzić czy mam jakąś nową wiadomość. Uzmysłowiłem sobie, że dzisiaj środa - epicentrum tygodnia. Moja druga połówka siedzi w pracy do godz. 21.00, a więc jestem skazany na siebie - pomyślałem. Czajnik się odezwał. Zalałem kawę wrządkiem i dodałem trochę mleka, po czym zgasiłem w kuchni światło i poszedłem do pokoju by odpalić mój sprzęt...
Środa, godz. 17.30
Postawiłem kubek na jamniku, który zawala większą część mojego pokoju, w którym mieści się jeszcze 32 calowy ekran LCD, 2 konsole, kanapa oraz zestaw perkusyjny ION Drum Rocker. Rzuciłem okiem na półkę z moimi grami, w myślach zastanawiałem się - w co by tu sobie ciupnąć. Do wyboru miałem, zaliczony, ale genialny Mass Effect 2, zaczęty, ale niezaliczony jeszcze Brutal Legend - który niestety przechodzę z przerwami, bo jak się okazało "nie do końca tego się spodziewałem". Poza tym czeka na mnie Killzone 2, którego ukończyłem jakiś czas temu, jednak pech chciał i padły mi save'y. Uncharted 2, ukończyłem już kilkukrotnie, jednak nadal mam na ten tytuł parcie. Na półce czekał na mnie MotorStorm 2, którego często odpalam w multi, zaraz obok czaił się Tekken 6 - jak się szybko okazało był to nietrafiony zakup (ktoś chętny na edycje limitowaną bez bluzy? heh). Nagle ktoś zapukał do drzwi...
Środa. kilka minut po godz. 19.00
Chwyciłem za pada z konsoli PS3, po czym wcisnąłem logo "PlayStation" - sprzęt się odpalił. Wybrałem swój profil i w pierwszej kolejności skierowałem się w zakładkę "PS Store", w celu sprawdzenia czy czeka na mnie coś nowego. Zaglądałem tu i tam, ale nic ciekawego nie znalazłem, dopiero po chwili zajarzyłem, że nowa aktualizacja internetowego sklepiku będzie przecież jutro (czyt. czwartek). "Wróć!" Osobą, która przerwała mój kontakt wzrokowy z ekranem telewizora, był dostawca pizzy, który omyłkowo pomylił drzwi - a szkoda, bo akurat miałem smak na coś nie do końca zdrowego. "Forward!". Dobra... Odpalam MotorStorma, skopie tyłki zakapiorom na ostatnim levelu, ha - mruknąłem pod nosem. Standardowo, zaczęło się od trasy Paraside Beach, na której to najczęściej dostaję w „cztery litery”. Pierwsze okrążenie - poszło gładko. Zaczął się drugi lap - byłem na prowadzeniu. Na ogonie siedział mi jakiś monster-truck. Nie przejmując się specjalnie tym faktem, dzielnie zapierniczałem na motorku - ha! Zaczynam wydawać z siebie dziwne dźwięki. Myślę sobie to już bardziej niż pewne, że wygram! Wreszcie mijam linię mety, po czym na ekranie zawitał napis "Last Lap!" - krzyknąłem "k^&*a! łat da fak?". Pomysliłem się, czy k*&^a jak? No nic, cisnę dalej. Jazda niemal na krawędzi... Co prawda krawędzi brak, jednak co chwilę naparzałem na dopalacz, po czym puszczałem i tak od nowa. Wystarczyła jedna nierówność, jeden fałszywy ruch i ten zakapior co ciągle depcze mi po piętach, zrobi mi z tyłka jesień średniowiecza! No i kurde wykrakałem... Ostatni zakręt, lekko zniosło mnie na prawo i... Jebut! „Jak-rzem-przyebbbbbbbał-aaaaa...” Okazało się, że załapałem laga i całkiem niechcący (powaga), zbyt długo przytrzymałem przycisk na padzie, odpowiadający dopalaczowi. Po chwili się odrodziłem, facio na motorze mignął z trzy razy przed moimi oczyma. Wyminęło mnie czterech kierowców, w tym zakapior siedzący za sterami monster-trucka – niech go &U*()U)*&!!!!!. Gaz do dechy wraz z dopalaczem wcisnąłem jednocześnie! I wreszcie minąłem linię mety... Na piątej pozycji - „FŁUCKKKK”!!!!. W tym oto momencie cała nadzieja na dalsze obcowanie przy konsoli przepadła, po czym wróciłem do głównego menu konsoli. Od niechcenia, rzuciłem okiem na półkę, po czym z powrotem skierowałem wzrok na ekran telewizora. Zacząłem wciskać strzałki na d-padzie i odpaliłem (chyba najnowszy) hicior Lejdi Zgagi...
Środa, okolice godz. 22.00
Położyłem się brzuchem ku sufitowi... Przez przypadek natknąłem się na kilka innych ciekawych kawałków i tak mnie oto wessało w klimat przedziwnych brzmień, które kiedyś jeszcze w moim mniemaniu były trendi. Złapałem za comiesięczną prasę... Kartkowałem najnowszy numer PE, zastanawiając się jednocześnie - czego jeszcze być może nie przeczytałem. Od wstępniaka Ściery, po Butcherowe listy - i tak w kółko. Wreszcie postanowiłem wyłączyć konsolę i położyć się spać. Nagle na telefonie otrzymałem wiadomość tekstową od Lokiego - "Wbijaj do PS Home, mam zajefajną, nową koszulkę do pokazania!". Odpisałem krótko - "PS Home, ssie! Nie mam ochoty na oglądanie twojej zarośniętej klaty. Do jutra. Buziak!" Położyłem się spać...
Czwartek, godz. 8.13
Wstałem cały obolały, jak codziennie zresztą - za każdym razem zastanawiam się, co ja w nocy takiego wyprawiam, że rano prawie zawsze czuje się skacowany, „Czy ktoś mi odpowie?”. Usiadłem na brzegu mojego łoża i uświadomiłem sobie, że niedługo trzeba jechać do pracy. W głowie rozpętała się burza myśli samobójczych - "wczoraj nic w sumie nie pograłem, a miałem przecież czas! kurde, jak to możliwe. teraz mam chęć, ale przecież muszę się zbierać do roboty. damn! dzień bez grania, dniem straconym!" WTF!? Co ja wyprawiam pomyślałem... Złapałem za telefon wysłałem SMS-a do mojej ukochanej i poszedłem coś zjeść. W lodówce jak zwykle - puścizna! Wskoczyłem w moje ulubione Converse'y i umieściłem klucz w zamku od drzwi do mojej siedziby gracza. Przypadkowo spojrzałem na czasomierz w telefonie... Okazało się, że w redakcji muszę być za 10 minut. Drogę, Kochłowice - Katowice muszę, więc pokonać w tym przedziale czasowym, by sięgnąć po złoto. "K&*(a! Sojer, to nie jest MotorStorm!". A może by tak...