Tak powinny wyglądać sandboxy
Ciągle czytam, że GTA wyznacza standardy w grach z otwartym światem. Po Sleeping Dogs moim zdaniem widać, że jest to stwierdzenie nieaktualne.
Z sandboxami jest u mnie zazwyczaj tak, że zaczynają nudzić mnie po jednej trzeciej zadań fabularnych a zadania poboczne są wykonane tak słabo, że zabieram się za kilka pierwszych i daję sobie spokój. Tym bardziej zaskoczyło mnie to jak produkcja, która w sumie o mały włos wcale by nie powstała, wciągnęła mnie na tak długie godziny oferując tygodnie dobrej zabawy.
Zacznę w każdym razie od początku - czyli zarysowania tła fabularnego. Celowo oszczędzę wszystkim detali dotyczących procesu powstawania produkcji. Sleeping Dogs jest grą z otwartym światem, której historia osadzona jest we współczesnym Hong Kongu. Głównym bohaterem jest Wei Shen - policjant przydzielony do zadania infiltracji grupy przestępczej Sun On Yee. Brzmi jak setki razy klepany schemat w wielu filmach akcji. Jest w tym sporo prawdy ale ile mamy takich motywów w grach? Do tego historia została poprowadzona rewelacyjnie, nie brakuje w niej zwrotów akcji, momentów zabawnych. Tyle będzie musiało wystarczyć. Szkoda psuć komukolwiek zabawę z odkrywania fabuły.
Jak się w to to gra? Miodnie. Sterowanie jest tak wygodne i intuicyjne, że od gry nie można się oderwać. Co więcej gra oferuję setki atrakcji. Przykładowo wsiadamy na skuter czy inne pyrkające coś z zamiarem przejścia jednej misji a tu mijają 2 godziny. Tu zobaczymy kontem oka kapliczkę podnoszącą punkty zdrowia. Parę metrów dalej widzimy kilku Stefanów pilnujących walizki. Wjeżdżamy w nich skuterem. Rozwalamy jednego, zabieramy mu łom i nokautujemy resztę. Po jatce okazuje się, że w pobliżu znajduje się kamera, którą hakujemy poprzez jedna z mini gierek. To tylko mały skrawek dodatkowych atrakcji przewidzianych przez twórców. W grze znajduje się tyle dodatkowych zadań, że na zaliczenie wszystkich potrzeba więcej czasu niż na nie jednego jrpg'a. Po paru godzinach gry możemy brać udział w wyścigach ulicznych i trzeba przyznać, że nie są to zapychacze czasu. Model jazdy jest w 100% arkadowy ale pasuje to do gry idealnie. Same pojazdy w trakcie misji czy poza nimi możemy jumać w mniej lub bardziej spektakularny sposób. Misje popychające fabułę do przodu zrealizowane są bardzo pomysłowo i mimo oczywistego faktu powtarzającej się mechaniki nie czułem zmęczenia materiału.
Mam wrażenie, że Sleeping Dogs mimo pozytywnych opinii przeszło bez większego echa, a wielka szkoda. Jeżeli jeszcze nie daliście grze szansy - spróbujcie. Warto dać się wciągnąć tej historii o lojalności, zemście i prawdziwym braterstwie. Zobaczycie jak każda sesja z grą zakończy się dopiero jak będzie trzeba wyjść z psem czy zbierać się do pracy. A wtedy i tak znajdzie się pretekst dla wykombinowania tych 10min na jedno zadanie. A.. i w grze można jeść z budek na świeżym powietrzu - coś dla fanów polskich budek z bagietko zapiekankami.