Guitar Hero Live - Recenzja
Powrót Guitar Hero dla wielu fanów serii to jedna z bardziej wyczekiwany premier tego roku. Po spędzonych kilkuset godzinach z plastikowym wiosłem, czekałem na premierę z wykupionym pre-orderem. Czy wielki powrót z rockowej emerytury to dobry biznes? Czy fani wciąż czekają i chcą abyśmy rozgrzewali ich do czerwoności? Sprawdźmy to.
Na początku zacznę od zawartości. W pudełku nie znajdziemy nic ponadto, co jest nam potrzebne do grania. Gitara, gra, dwie baterie AA, odbiornik USB do gitary, niewielka instrukcja obsługi oraz pas. Krokiem wstecz jest odbiornik, bo skoro gra jest dedykowana pod daną konsole to dlaczego nie ma bezpośredniego połączenia? Szkoda, że w zestawie nie ma chociażby kilku naklejek. Jak na wersję w pre-orderze to trochę biednie. Samo zapakowanie jest schludne i budzi pozytywne emocje.
Gitara jest wykonana całkiem solidnie. Odniosłem wrażenie, że za wiele w tej materii się nie zmieniło i dostaliśmy tej samej klasy sprzęt jaki był dołączany chociażby do Guitar Hero 5. Nowością są nowe przyciski na gryfie, których jest sześć, rozmieszczonych w dwóch rzędach. Na „pudle” znajdziemy: strunę, wajchę, przycisk pauzy, przycisk otwierający menu Guitar Hero TV (działający w tylko w trybie GHTV), przycisk łączności z odbiornikiem, posiadający także funkcję d-pada i w tej wersji gitary przycisk Hero Power, a nie Star Power, który wciąż służy do uruchamiania dopałek. To co bardzo mi się nie spodobało to blokada gryfu. Dźwignia, która bardzo dobrze spełniała swoją funkcję, została zastąpiona trójkątną śrubą. Niewygodne rozwiązanie sprawiło mi mały problem przy odłączaniu gryfu. Zasada jest ta sama – przy odpowiednim przekręceniu następuje zwolnienie blokady. Można zapomnieć o szybkim spakowaniu sprzętu.
Panie, same nowości!
Mechanika gry to dobrze znane Guitar Hero. Pokonujemy autostradę dźwięków, trafiając jednocześnie przyciskiem na gryfie i tak zwaną struną. Wciąż występują podświetlone dźwięki, nie wymagające uderzania w strunę i serie dźwięków, które po prawidłowym zagraniu napełniają nam Hero Power. Różnica jest taka, że dźwięki przybrały wygląd kostek do gitary. Czarna kostka w górę, oznacza górną partię na gryfie i analogicznie kostki białe w dół oznaczają dolną partię przycisków. Trzeci rodzaj dźwięku oznaczony jest czarno-białym prostokątem. Oznacza, że należy trzymać dolny i górny przycisk jednocześnie. Czwarty dźwięk, to sama struna. W poprzednich odsłonach gry występowała, jeśli graliśmy na basie. Gitara zyskała ten „chwyt” na każdym poziomie trudności. Nie ukrywam, gra jest trudniejsza z nowym systemem sterowania i na najwyższym poziomie trudności potrafi nieźle zajść za skórę, jest wyzwaniem i daję dużo satysfakcji. Z kwestii technicznych, należy też zaznaczyć, że gry nie da się stream'ować, ani robić screenów podczas grania. Niby nic, ale jest to niezrozumiała decyzja.
HUD został odchudzony maksymalnie. Nie znajdziemy już wskaźnika jakości naszej gry. Nie ma go z jednego głównego powodu. Nie ma żadnej kary za słabą grę. Utworu nie da się nie dokończyć. Szkoda, bo wyrzucanie z utworu motywowało do dalszego trenowania. Skoro już przy trenowaniu jesteśmy, nie wypada nie wspomnieć, że zniknął tryb Practice.
Ale co to za kariera?
Guitar Hero Live stawia nas przed dwoma trybami rozgrywki – LIVE i TV. W trybie LIVE znajdziemy dwie trasy koncertowe, odbywające się w Stanach Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii, odpowiednio podzielone na osiem koncertów w USA i pięć w U.K., tryb quickplay oraz tutorial. Tutorial przechodzimy zaraz po uruchomieniu gry i pozwala nam szybko zrozumieć nowe sterowanie.
Każdy koncert składa się z 3 do 5 utworów i grane są w różnych lokacjach. Od małych barów, gdzie gramy wręcz przy publice po stadionowe powierzchnie, mieszczące dziesiątki tysięcy fanów. W tym momencie dochodzimy do tego czym twórcy gry chcieli nas oczarować ,czyli żywy zespół oraz publiczność i trzeba im przyznać, że ten zabieg bardzo się udał. Każda, ale to każda piosenka ma nakręcone własne video. Widać i słychać, że wokalista śpiewa utwór, który gramy, perkusista jak i reszta zespołu także grają tą samą piosenkę. Przejścia między piosenkami, to po prostu płynne przechodzenie do kolejnego utworu jak na prawdziwym koncercie. Publika, żywo reaguję na nasze poczynania i w zależności jak gramy, skacze i śpiewa, albo w razie gdy nam się nie powodzi gwiżdże, rzuca w nas butelkami, buczy czy patrzy z pogardą i przestaje interesować się koncertem. Nasi kompani, także nie zostają obojętni na naszą grę. Jeśli dobrze nam idzie, cieszą się, tańczą i komplementują nas, ale w odwrotnej sytuacji potrafią, kręcić głową z pogardą, motywować nas do większych starań, albo okazywać wściekłość, że tak marnie gramy. Tutaj ogromny plus dla twórców gry.
Niestety, ale w tym momencie muszę skończyć chwalenie trybu LIVE. Szkoda, że nie istnieje jakakolwiek fabuła. Ot, rozgrywamy kilkanaście koncertów i tyle. Trybu kariery nie przejdziemy z kumplem na kanapie, bo jest to tryb single player. Wspólnie utwory zagramy w trybie quickplay. Tutaj także jest możliwość śpiewania – na szczęście gra jest kompatybilna z każdym mikrofonem usb oraz headsetami.
W zależności jak rozegramy dany koncert odblokowujemy zdjęcia ów koncertów w galerii i historie wymyślonych(sic!) zespołów oraz jego członków. Całość składa się tylko z 42 utworów. Właśnie 42 utwory. Chciałbym napisać, że to same hity i na pewno zagramy je po kilkadziesiąt razy, ale nie. Większość to mało znane kawałki w klimatach Indie rock i Alternative. Wiele z nich, nie pasuje w ogóle do gry, a są i utwory gdzie samej gitary nie ma np. Skirlexx – Badarang. Do pełnej listy odsyłam TUTAJ. Jeśli uważacie, że Guitar Hero 3 miało świetny soundtrack, to będziecie zawiedzeni.
Parcie na szkło.
Tryb Guitar Hero TV przenosi nas do świata muzycznej telewizji. Dostępne są dwa kanały, które możemy w każdym momencie włączyć i wpaść w sam środek odtwarzanego utworu, kolejny utwór gramy już od początku. W tle wyświetlane są klipy do tych utworów tak samo jak miało to miejsce w Sing Star. Co kilka utworów pojawiają się przerywniki, reklamujące kanał lub piosenki, dodane do playlisty. Są krótkie i mają na celu tylko większą immersję, chociaż, mi zaczęły przeszkadzać i męczyć po kolejnym już razie.
Kanały podzielone są na bloki tematyczne i tak, wchodząc między 7:00 a 10:00 rano zagramy piosenki Indie, a między 22:00, a 24:00 hard rock lub metal. Na szczęście nie jesteśmy skazani na granie tego co podają nam kanały. Możemy wejść do biblioteki muzycznej i zagrać jeden z 200! utworów. Niestety i tu także jest słabo z muzyką, podobnie jak w trybie LIVE. Twórcy obiecali uzupełniać bibliotekę nowymi utworami co tydzień więc jest nadzieja, że będzie lepiej. Niestety nie wiadomo czy stare utwory będą znikać z listy. Aby zagrać utwór z biblioteki musimy zapłacić „przepustką”. Przepustki zdobywamy wydając zarobione monety poprzez granie utworów lub przez uwaga – mikro płatności. Spokojnie. Na szczęście monety całkiem szybko wpadają i nie ma problemu z ciągłością rozgrywki. Hero Cash – waluta, którą nabywamy za prawdziwe pieniądze pozwala nam kupić wspomniane monety lub przepustki. Monety możemy wydać na nowy emblemat naszego profilu w grze, skin gryfu czy dopałki. Hero cash pozwala na wykupienie eventów muzycznych np. koncert Avenged Sevenfold, składający się z trzech utworów, niedostępnych w bibliotece.
Multiplayer?
Podczas gry rywalizujemy z 9 innymi graczami, którzy w tym momencie także grają ten sam utwór. W zależności od tego, które zajmiemy miejsce zdobywamy, konkretną sumę monet oraz punkty doświadczenia. Ów punkty podnoszą nam level, który odblokowuje nowe dopałki czy możliwość wykupienia wspomnianych wcześniej skinów i motywów gryfu.
Wspomniałem o rywalizacji z innymi graczami, podczas grania utworu. Kolejny raz - niestety, ale jest to jedyny tryb rywalizacji z jakim przyjdzie nam się spotkać w tej odsłonie GH. Gra została pozbawiona, jakiegokolwiek trybu PVP. Osobiście, to był dla mnie główny powód dla, którego kupiłem GHL.
Co? Już po koncercie?
Czy powrót z muzycznej emerytury się udał? Pod względem kasowym – możliwe, pod względem satysfakcji fanów – prawdopodobnie nie. Dostajemy pięknie opakowany produkt, dopracowany oraz dobrze znaną mechanikę. Niestety, to praktycznie wszystko nie licząc kilkunastu dobrych utworów. Gra została pozbawiona, moim zdaniem podstawowej funkcji czyli rywalizacji. Teraz GH spokojnie, możemy odpalać na imprezach i nie martwić się, że znajomy doprowadzi do przedwczesnego ukończenia utworu. Myślę, że Guitar Hero Live zostało stworzone właśnie dla casuali, którzy z serią GH mieli mało do czynienia albo w ogóle. Jeśli więc jesteś hardcorowym zapaleńcem serii GH i pragniesz znów oddać się w wir rywalizacji i skilowania utworów na najwyższym poziomie, to możesz spokojnie przejść obojętnie obok tego tytułu. Jeśli wyzwaniem jest dla Ciebie średni poziom trudności, chcesz raz na jakiś czas zagrać jakiś utwór i umilić czas znajomym na imprezie to ta gra jest dla Ciebie.