The Red Woman

BLOG
482V
Darek | 26.04.2016, 22:18
Gra o Tron wraca i to z hukiem. Pierwszy odcinek szóstego sezonu za nami, więc, jak co roku, dzielę się swoją opinią na jego temat. Zapraszam.

Parafrazując samego siebie, pierwszy odcinek danego sezonu zazwyczaj nie urywa dupy, jego zadaniem jest nasadzenie postaci i wydarzeń, których zadaniem będzie napędzanie fabuły przez kolejne odcinki. Piąty sezon Gry o Tron perfekcyjnie wpasowywał się w te słowa. Wszyscy gdzieś sobie łazili, o czymś tam rozmawiali, a kamera skakała z miejsca w miejsce tak często, że można się było wręcz pogubić. Po premierowym odcinku szóstego sezonu absolutnie nie spodziewałem się niczego innego, tym większe więc było moje zdziwienie, kiedy po 49 minutach zobaczyłem napisy końcowe. Było całkiem grubo. 

 
"Czerwona kobieta" wywiązała się z zadań pierwszego odcinka zdecydowanie lepiej niż zeszłoroczne "Wojny które nadejdą". Nie próbowano pokazać nam za wszelką cenę każdej, nawet najmniej istotnej w danym momencie postaci po to tylko aby przypomnieć nam o jej istnieniu. Nie widzieliśmy więc jak Petyr Baelish popija gdzieś herbatkę, a Bran Stark uczy się latać (chociaż to akurat pewnie prędzej czy później zobaczymy). Byliśmy za to świadkami paru ciekawych wydarzeń, od których w internecie już zdążyło zrobić się gorąco. A więc...
 
Let's start from the top (of the Wall). Wiem straszny suchar, ale nie mogłem się powstrzymać. Jon Snow nie żyje. Koniec spekulacji, dywagacji i innych -acji na ten temat. Lecz czy na pewno? Nie zapominajmy kto znajduje się na zamku poza stygnącymi zwłokami Jona. Tak, obdarzona niemałą magiczną mocą kapłanka Boga Światła, melisandre, zwana również "o-kur@a-ale-stara-i-do-tego-te-cycki-fuck!". Nie od dziś wiemy, że kapłani Boga Światła posiadają ogromną moc, dzięki której nawet śmierć nie jest im straszna. Przypomnij sobie jak w drugim (bodajże) sezonie Beric Dondarion, wyznawca R'hllora, zostaje wskrzeszony przez podróżującego u jego boku czerwonego kapłana. Jeśli Melisandre rzeczywiście wierzy w to, że Jon Snow jest zreinkarnowanym Azorem Ahaiem, to być może spróbuje przywrócić go do życia. Nadal nie wiemy na ile jest to niebezpieczne, więc na podjęcie decyzji możemy jeszcze trochę poczekać. Dobrze, że na zamku jest zimniej niż w zamrażarce, więc Snow nie powinien się zbyt szybko roztopić. I znowu suchar. 
 
W King's Landing Cersei dokonała czegoś niemożliwego - sprawiła, że zrobiło mi się jej szkoda. Niby podła, zimna suka, a jednak ten moment kiedy zdała sobie sprawę z tego, że Jaime wraca sam i kiedy jej twarz powoli przestała wyrażać radość i niecierpliwość, a zaczęła smutek i niedowierzanie, to był dla mnie pierwszy moment, kiedy poczułem, że ma w sobie jednak coś z człowieka. Mi też było przykro. Najbardziej szkoda w tym wszystkim Jaime'ego, którego od pewnego czasu naprawdę lubię (czyżby to był jego ostatni sezon? ;)). Jego ostatnie słowa dobitnie pokazują, że ma już tego wszystkiego dosyć. Czyżby wielka bitwa tego sezonu miała rozegrać się pomiędzy Lannisterami a Dorne?
 
Skoro już mowa o Dorne, muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak mocnej zmiany tak wcześnie. Bracia Martell byli do siebie, koniec końców, bardzo podobni. Obu łatwo polubić i obu zakończyło swoje życie znacznie szybciej niż można by się spodziewać. Z drugiej strony, nadal widzieliśmy bardzo mały kawałek Dorne. Może w państwie wcale ni dzieje się tak dobrze jak mogłoby się początkowo wydawać? Może gdybyśmy zobaczyli więcej, przewrót byłby łatwiejszy do przewidzenia? Zaskoczyła mnie obojętność strażników, kiedy Elaria (jak ja jej nie lubię!) dźgnęła Dorana i kiedy ten powoli wykrwawiał się na schodach. Zdecydowanie szykuje się wojna. Kto ją wygra, ciężko odgadnąć. Nie jest powiedziane, że całe Dorne zjednoczy się pod Elarią, a z drugiej strony zasoby złota Lannisterów są na wyczerpaniu. Może być ciekawie. Na pewno ciekawiej niż potoczyła się walka Trystane'a ze żmijami. Nawet nie jest mi go szkoda. Odwracać się plecami do wroga. Kto tak robi?! 
 
Najwyraźniej ludzie Boltonów. Fetor/Theon uratował Podricka w dokładnie taki sam sposób w jaki Trystane stracił życie. Nie ładna to zagrywka, prawda, ale to nie jest słodko pierdzący świat honoru, gdzie przeciwnik pomoże ci wstać jeśli upadniesz. Jak to w życiu. Liczy się wygrana, a nie sposób w jaki się ją osiągnie. A naszej ekipie ułomków się tym razem udało. Mówię ułomków, bo jakoś nie mogę traktować ich poważnie. Jest wiecznie zapłakana damulka (nóż mi się w kieszeni otwiera na myśl, że to ona gra Jean Grey w nowych X-men), pełen tików nerwowych facet bez przyrodzenia, rycerz z cyckami którego nikt nie chce traktować poważnie, a który traci wszystkich tych których obiecał(a) chronić, i pierdołowaty, acz pełen werwy i dobrych chęci giermek. Dream Team poprostu. Sansa w końcu podpisała na siebie wyrok godząc się na pomoc Brienne. Pytanie tylko jak to nastąpi. Wiemy, że Ramsey nie odpuści jej tak łatwo, tym bardziej, że to od niej zależy cała jego przyszłość. Sama Starkówna pewnie też będzie szukała zemsty. Czekam z niecierpliwością. 
 
Na szczęście nie cały odcinek był tak mroczny. Varys rozmawiający z Tyrionem to zawsze jasny punkt danego odcinka i nie inaczej było tym razem. "dobrze, że nie jesteś już chłopcem" i mina Varysa po usłyszeniu płęty, cała sytuacja z Tyrionem-kanibalem. Nie sposób się nie uśmiać. Nie żeby chłopaki mieli się z czego śmiać. Daenerys zniknęła, ludzie są źli, pojawili się krzykacze nawołujący do samodzielnego kontynuowania tego co zapoczątkowała Matka Smoków, ktoś spalił całą jej flotę. Nie wiem do czego zmierzają wydarzenia w Meereen, ale bez Danki i Drogona nie będzie to nic dobrego, a nie zapowiada się, żeby ta miała szybko powrócić do swoich ludzi. Niby Daario i Jorah trafili na jej trop, ale Jorah jest już przecież zasadniczo chodzącym trupem, a Daario mówi o tym, że chciałby dożyć czasów, kiedy Danny podbije cały Westeros. Czyli zasadniczo też jest już martwy. Sama Daenerys też nie znajduje się w najlepszej sytuacji. Ok, udało się jej uniknąć przymusowego seksu analnego z dwoma pieprzącymi od rzeczy tępakami, ale za to ma zostać  odesłana do klasztoru. Tak źle i tak nie dobrze. Podobała mi się za to jej postawa. Przeszła daleką drogę od pierwszego sezonu, kiedy jedynym jej sprzeciwem były łzy płynące po policzkach. Plus dla niej. 
 
Na chwilę odwiedziliśmy też Aryę. Z jednej strony szkoda mi jej, z drugiej, sama sobie zasłużyła. Na własne życzenie wstąpiła do Bezimiennych, a to wiązało się z pewnymi zasadami, których nie potrafiła przestrzegać. Ale myślę, że to nie jest jeszcze jej koniec. Wzrok straciła magicznie, więc i odzyskać go może magicznie, a do tego czasu 'ta osoba' będzie przerabiać ją na coś w stylu westerosowego Daredevila. Strach się bać co to będzie, kiedy trening dobiegnie końca. 
 
"Czerwona kobieta" zaskoczyła mnie pod kilkoma względami. Zginęło kilka istotnych postaci, inne zawiązały sojusz, a generalnie cały odcinek dobrze nastawił kurs jaki serial obierze w tym sezonie. Jasne, nie wszystko zagrało idealnie. Niektóre dialogi dobrze by było nagrać jeszcze raz, kilka scen skrócić, niektóre zaś wydłużyć, no i, jak to powiedział jeden kolega, "mało cycków" było, ale generalnie było to bardzo solidne rozpoczęcie sezonu. No i nie zapominajmy! Po raz pierwszy jesteśmy na etapie do którego książki jeszcze nie dotarły, więc kolejne odcinki będą pełne niespodzianek dla nas wszystkich. Strach pomyśleć co dadzą nam czwarty i dziewiąty odcinek w tym roku! Ja jestem pełen nadziei. 
Oceń bloga:
5

Ile dał(a)byś pozbawionej naszyjnika Melisandre?

1
30%
6,5
30%
Kręcą mnie czterystuletnie babcie - 10
30%
Kpisz chyba z tym pytaniem
30%
Pokaż wyniki Głosów: 30

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper