Piątkowa GROmada #18
Już za chwileczkę, już za momencik zlot, a my tematycznie o rycerzach i wikingach.
Dzisiejszą odsłonę cyklu poprowadzimy nieco inaczej. Zamiast szeregu zróżnicowanych tytułów, o których pisałby dla Was sztab zatrudnionych do współuczstnictwa użytkowników, postanowiliśmy wraz z REAListą przejąć pałeczkę i skupić się na swego rodzaju artykule "hands-on" z trwającej właśnie bety For Honor. Myślę, że z racji mocno ograniczonego czasu trwania testów, jak i ich zamkniętego charakteru, taki tekst będzie dla Was zdecydowanie bardziej wartościowy i liczę, że ułatwi Wam podjęcie wyboru co do ewentualnego kupna gry. Nie przedłużajmy więc, miecze w dłoń i za ojczyzneeeeeeee!
REALista
For Honor Beta
W tym tygodniu Ubisoft dał mi możliwość zagrania w bete swojego nowego IP o nazwie For Honor. Szczerze mówiąc nie pamiętam, żebym grał w drugą tak skillową grę. Każdy wojownik jest tutaj potężny i tak naprawdę mało ważne jest to jaki sprzęt mamy założony, a najwięcej zależy od naszego skilla, bo często ginie się od jednego uderzenia. Do tego nie wiem czy jest jakaś druga gra, w której można tak bardzo spersonalizować swojego wojownika. Ilość tatuaży, wzorków, kolorów, ubrań jest tak duża, że sądzę, że znalezienie drugiego takiego samego wojownika jest raczej mało możliwe.
Tutaj razem z Daaku i dwoma moimi kumplami zaraz zaczniemy rządzić na serwerach
For Honor w większości wypadków stawia na pojedynki jeden na jednego, ale wiadomo, że w czasie, gdy dwóch graczy jest skupionych na sobie to potrafi podbieć ktoś kto akurat z nikim nie walczy, aby wspomóc swojego sprzymierzeńca. Walka dwóch na jednego prawie zawsze kończy się przegraną tego, który walczy samotnie i trzeba mieć naprawdę wielkiego farta, albo trafić na wyjątkowych nie ogarów, aby przetrwać takie starcie. Walka jest prosta i trudna zarazem, bo jest tu kilka typów typów ataków między, którymi przełączamy się w locie za pomocą analoga i możemy atakować od góry, od prawej, lub od lewej, gdy jesteśmy w obronie na takiej samej zasadzie się blokuje (atak idzie z lewej, bronimy się z lewej itd.). Podczas starcia trzeba uważnie obserwować przeciwnika, aby widzieć, z której strony zaatakuje, zablokować go i skontrować. W becie mozna bylo grać w trzech trybach: Pojedynek (starcie jeden na jednego), Potyczkę (starcie dwóch na dwóch) i Dominacje tryb, w którym w każdej drużynie jest kilku bohaterów, którzy, gdy zginą odradzają się i aby wygrać trzeba opanowywać trzy konkretne miejsca za, które dostajemy punkty. Drużyna, która pierwsza zdobędzie ich tysiąc i zabije w tym czasie wszystkich wrogów wygrywa. Ogólnie chyba zamierzenie twórców było takie, żeby gracze uczciwie walczyli 1 vs 1 i po pokonaniu przeciwnika przechodzili do następnej walki, ale w becie ewidentnie coś nie pykło, bo taktyka stosowana w niej najczęściej polegała na zebraniu się w grupke i atakowaniu przeciwników całą hordą , a najlepiej, żeby przeciwnik był sam, wtedy dopiero zaczynało się szaleństwo i konkurs kto pierwszy go zabije. Bardzo fajnie ucieka się przed taką hordą psychopatów, którzy zobaczyli, że nie masz sprzymierzeńców i stwierdzili, że będziesz ich następną ofiarą. Kupą mości panowie. Ogólnie w trybie Dominacji panuje taki chaos, że trudno się w tym wszystkim połapać, a jeśli bijesz się w centralnym punkcie, w którym tłuką się miniony to na pewno nie ogarniesz co się dzieje. Tak, są w tej grze miniony na wzór tych znanych z gier typu MOBA, ale one spotykają się w centralnym punkcie mapy i po prostu ze sobą walczą, na innych punktach ich nie ma, można wpaść w ich grupę i rozrzucać po polu walki. Miałem sytuację, która była wręcz komiczna: spotkałem samotnego wojaka i o dziwo nie było ze mną chmary innych graczy, on też nie miał pomocników. Ja i mój przeciwnik stwierdzilismy, że to jest ten moment, właśnie w tej chwili nastał czas, w którym musimy sie zmierzyć, uczciwie, jeden na jednego, tak jak to powinno wyglądać. Zalockowałem się na przeciwniku, on na mnie i walczymy. Kilka ciosów później już było wiadomo, że jesteśmy tak samo dobrzy, obaj mamy bardzo mało życia i przegra ten kto pierwszy popełni błąd. Pech chciał, że byłem to ja i zapewne kolo by mnie zabił, gdyby nie to, że gdzieś z boku wypadł mój towarzysz, zobaczył, że się tłukę z typem i zaszarżował na niego, a że był wielkim wikingiem, a mój przeciwnik małym samurajem to wziął go na ramię, przebiegł z nim kilkanaście metrów i obaj spadli z urwiska. To tyle jeśli chodzi o tryb Dominacji. I w sumie to w tym trybie spędziłem najwięcej czasu.
Rycerz razem z Wikingiem wybrali się na przebieżkę
Najmniej grałem w tryb pojedynku gdzie walczysz 1 vs 1 tam starcia są krótkie intensywne wygrywa ten kto pierwszy zarąbie przeciwnika 3 razy.
Wiadomo jak wygląda tryb dwóch na dwóch. Mój kompan był ogarnięty jako, że byliśmy na imprezie na PSN to bez trudu przeżynaliśmy się przez kolejnych wrogów, których nam wylosowało. W momencie, gdy przeciwnik zostawał sam mógł mieć pewność, że za chwile zginie, bo walka z dwoma wrogami na raz prawie zawsze jest przegrana. Tutaj też trzeba było pokonać przeciwników 3 razy
Ogólnie rzecz biorąc gra jest świetna. Jeśli ktoś lubi średniowieczne klimaty to niech się nie zastanawia tylko bierze. Mnie łyknęli od razu i mimo, że miałem trochę poczekać, żeby Ubi wyeliminowało bugi to chyba jednak wezmę na premierę.
Beta trwa do poniedziałku, dlatego jeśli ktoś ma możliwość sprawdzić to grę to niech to zrobi.
Czasem ty zabijasz...
... a czasem to ciebie zabijają.
Daaku
For Honor zamknięta beta [PS4, Ubisoft 2017]
Ci, którzy znają mnie na portalu nieco dłużej wiedzą, czym najbardziej jaram się najbardziej. Wszystkim, co ma w sobie Mega Mana? Jasne. Wielkimi robotami? Jak najbardziej. Trzecim moim największym konikiem jest z kolei średniowieczne uzbrojenie - pancerze, zbroje, miecze, broń drzewcowa, wszystko po kolei. Pierwsze dwa elementy obecne są i były w grach video na kopy (w sensie grywalnych Mega Manów i Gundamów jest cała masa), podobnie jest z szeroko pojętym rycerstwem. O ile jednak blaszany łeb znajdziemy w co drugim wydawanym tytule, tak już jego, khm, "dokładność historyczna" w zdecydowanej większości przypadków stoi pod znakiem zapytania. Bo co historycznego ma niby w sobie kolejna kalka heroic fantasy, gdzie na pierwszym planie znajdują się zbieractwo oraz fetch questy? Albo typowo japońskie próby interpetacji tematu, w którym więcej jednak magii i haremów niż stali i drewna? Nawet mocno odnosząca się do wydarzeń historycznych seria Assassin's Creed skupia się bardziej na gościnnych występach najbardziej znanych postaci tamtych epok niż na tym, co noszą i czego używają bohaterowie... Zrozumcie więc radość towarzyszącą mi podczas oglądania pierwszego zwiastuna zapowiadającego For Honor:
Niespotykana dotychczas szczegółowość ubioru i uzbrojenia, wykorzystanie stosowanych wtedy stylów walki i wyprowadzanych ciosów, brutalna efektywność każdego wymachu bronią, bitewny zgiełk, tłok i mogące zakończyć się śmiercią potyczki, podczas których podejmowane na szybko decyzje przekładają się na równie szybkie działania... Mnie te niecałe trzy minuty komputerowej animacji oczarowały, a była to jedynie pierwsza jaskółka zwiastująca grywalny, bliski realiom historycznym tytuł! Kolejne materiały o grze wchłaniałem więc hurtowo, choć wtedy cieniem na odbiór całości kładł się tylko jeden fakt - brak konsoli nowej generacji, nie!, ogólnie sprzętu, który by to cudo uciągnął. Na szczęście od pierwszego zwiastuna minęło bite półtorej roku - a do tego czasu Daak zdołał już zaopatrzyć się w PlayStation 4. Kiedy więc po początkowym fiasku zapisów do kolejnej bety pomocną dłoń zaoferował @abdul85pl (pozdrawiam gorąco!), oferując zaproszenie z własnego konta wiedziałem, że za nic nie chcę tego przegapić. Swój udział potwierdził także Real (którego wrażenia z rozgrywki możecie przeczytać powyżej), do masowego ataku na serwery Ubisoftu ruszyliśmy więc wspólnie - on jako Wiking, ja jako Rycerz.
Kto grał w Chivalry: Medieval Warfare, ten ma namiastkę tego, jak mniej więcej prezentuje się rozgrywka w For Honor - co prawda tylko marną namiastkę i to kilkukrotnie trudniejszą w odbiorze, ale zawsze coś. Systemy walki obu tytułów opierają się na kilku rodzajach ciosów zadawanych z innej strony i miejących inne zastosowanie, ale to właśnie w dziele Francuzów reprezentuje on należyty szlif. Niezależnie od tego, po której stronie konfliktu - Samurajów, Wikingów albo Rycerzy - stajemy, istota pojedynków pozostaje taka sama. Zarówno ataki, jak i bloki możemy wykonywać z trzech kierunków: z lewej strony, z prawej oraz od góry, znad głowy. Dwa rodzaje ataków (szybkie, ale słabe oraz mocniejsze, choć wymagajace głębszego wymachu) wykonujemy prawymi triggerami w połączeniu z wychyłem gałki analogowej, co przenosi się na przyjęcie przez naszego wojaka odpowiedniej postawy. Na obserwacji tych postaw u naszego przeciwnika opiera się skuteczna defensywa - jak najszybsze trzaskanie przycisku ataku na pałę niemal gwarantuje nam bolesną kontrę albo, co gorsza, bolesną kontrę przechodzącą w odsłonięcie się na kolejne, być może tym razem śmiertelne, razy. Dlatego też pomimo dużej dynamiki potyczek oraz krótkiego czasu trwania starć (otwarcie naszego lub wrogiego czerepa to kwestia średnio pięciu sekund) warto zachowywać zimną krew i korzystać ze wszystkich będących na naszym podorędziu technik - zmyłek, parowań, odskoków, rozbicia gardy, rzutów, pchnięć, umiejętności specjalnych, a w skrajnych przypadkach nawet mechanizmu Zemsty. Wskaźnik zemsty napełnia się właśnie podczas pojedynków i potrafi w najbardziej gorących momentach nie tylko uratować nam życie, ale też zwycięsko wyjść z sytuacji, wydawałoby się, podbramkowej. Podczas trwania Zemsty otrzymujemy mniejsze obrażenia, sami zadając ich więcej, do tego naszych ataków wrogowie nie są w stanie przerwać, więc przy dobrym prowadzeniu położenie pokotem trzech otaczających się chojraków nie należy do rzadkości. Nie powiem, wyrównuje to szanse w zwarciu z nadprogramową liczbą rywali oraz przyjemnie podbija adrenalinkę. Ilu z nich zdołam położyć na glebę, zanim sam padnę? A może nawet wyjdę z tego zwycięsko? Takie pytania mimowolnie kołatają się wtedy w głowie.
Po kilku sesjach w trybie Dominacji, podczas których próbowałem lamić nieco mniej Wardenem - domyślną, wypośrodkowaną klasą Rycerzy, postanowiłem dokonać rekrutacji i obrać nieco inny styl gry. Padło w związku z tym na Conquerora - wolniejszego, ale bardziej opancerzonego blacharza, który wymachiwanie długim mieczem zastąpił kręceniem młynków morgenszternem (dla nieobeznanych: nabijaną kolcami kulą na łańcuchu). Taki rodzaj ataku wydał mi się na pierwszy rzut oka nieporęczny, ale szybko zmieniłem zdanie, gdy przyszło do walki w zatłoczonym centrum mapy - wymachy kulą elegancko zahaczały o kilka łbów naraz, a dostępny pod R2 "charge attack" stawał się dodatkowym argumentem na znajdujących się dalej, ale szybko skracających dystans przeciwników. Jeżeli dodamy do tego umiejętność "pełnego bloku" pozwalającą zablokować nadchodzący pod dowolnym kątem cios, dostępne na krzyżaku podbicie obrony kosztem mobilności czy pasywne przyspieszenie czasu ożywiania członków drużyny, to otrzymamy jasny przekaz - Conqueror ma zostać na polu bitwy jak najdłużej. A ja sobie w tej klasie także długo pozostanę...
Conqueror - z której strony by nie patrzeć, kawał chłopa
A tutaj mój "customowy" Conqueror
Największe zaskoczenie przychodziło jednak po zakończonym meczu, kiedy naszej postaci sumowano doświadczenie i przydzielano łupy. Do tej pory gra była bowiem sieciową, nastawioną na współpracę siekanką - bardzo udaną, ale jeszcze nie must-have. Tym must-havem stała się jednak, kiedy przyszło mi wejść do ekranu kustomizacji klas - Ave Maria, ile tu dobra! Myślałem, że na początkowym składaniu sobie godła się skończy, a tu czeka na nas od groma schematów kolorystycznych, mnóstwo wzorów nakładanych na kilka partii ciała (tors, oba ramiona, spodnie, tarcza), ozdobniki na hełm, herby... Widząc takie akcenty, jak różne grawerowania na naramienniki czy fakturę materiału noszonych przez nas szat doznałem chyba typowego w takich sytuacjach nerdgazmu, przypieczętowując tym samym obietnicę kupna gry. Oj, będę miał co robić po premierze!
Jak oceniłbym pierwszy kontakt z betą? Zdecydowanie in plus. Pomimo nękających zwykle takie testy przypadłości nie natrafiłem na żaden psujący rozgrywkę bug, kod sieciowy chodził gładko, a z chętnymi do wspólnej gry nie było problemu - nawet, jeżeli w lobby zdarzyło się zapchanie niepełnej drużyny botem albo dwoma, to do czasu załadowania mapy zostawały one zwykle zastępowane świeżo przybytymi graczami. Nie brakowało także emocji -od salwy śmiechu, kiedy opadające właśnie wrota przebiły na wylot przebiegającego pod nimi wroga, przez wdzieczność względem wskrzeszającego nas pomiędzy świszczącymi ostrzami kolegi, po złorzeczenie i obietnice zemsty na tych je*anych rusherach, którzy naskoczyli na ciebie we czterech. Bardzo satysfakcjonujący kalejdoskop stanów emocjonalnych, który mam nadzieję przeżywać jeszcze wielokrotnie, tym razem już po premierze pełnej wersji gry. Do tej pozostaje nam poczekać jednak do Walentynek...
P.S. Mam jeszcze dwa wolne zaproszenia do bety w wersji na PS4! Jeżeli chcielibyście sami sprawdzić, jak w wirtualnych rękach leży Wam wirtualny topór, miecz lub katana, to piszcie! Niby nie jest tego wiele, ale bardzo chętnie sprawię komuś nieco rozgrywki na weekend - a może nawet dorobię się towarzysza broni podczas wspólnej gry?
To tyle lektury w tym tygodniu. Z wieloma z Was spotkam się w sobotę w Play Pubie, a za tych, którzy z jakiegoś powodu nie będą mogli do nas dołączyć, wypijemy po jednym. Na pewno będziemy się dobrze bawić i liczę, że również i Wy nie będziecie narzekać na niedobór rozrywki. Do przeczytania za tydzień,
Daaku
Przeczuwasz, że w piątek będzie grubo? Chcesz napisać coś do następnej GROmady albo nawet ją poprowadzić?
Pisz, pisz, pisz! Tu chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę!