Gdzieś Ty się szlajała, lafiryndo?
Jak pewnie zdążyliście się zorientować, czytając moją recenzję poprzedniej części, należę do osób, które reboot serii przygód Lary Croft zdecydowanie zachwycił.
Byłem pod wrażeniem tytułu, po którym nie spodziewałem się wiele, a dostałem fantastycznie dopracowany i niezwykle efektowny produkt, który śmiało stanął w szranki z aktualnie największą marką gatunku - Uncharted.
Po obejrzeniu ostatniej sceny, wieńczącej niezwykle udany powrót Lary, z miejsca zadeklarowałem chęć zagrania w sequel, o którym wtedy jeszcze nikt nawet nie mówił.
A kiedy w końcu zaczęli mówić - okazało się, że pazerny wydawca (SquareEnix) połakomił się na ciężarówki dolarów Microsoftu i zaprzedał duszę Lary diabłu (jak się później okazało - na niecały rok).
Wreszcie skończyły się męczarnie oczekiwania, marka wróciła na łono PlayStation, a ja w końcu mogłem zagrać w długo oczekiwaną kontynuację.
Czy jest równie dobrze jak ostatnio? Czy warto było tyle czekać? Czy w tej recenzji dam wyraz swojego niezadowolenia z faktu, że M$ podkupił mi TR, czy też zachowam czysty umysł i po prostu w miarę obiektywnie ocenię zawartość wydania 20 Year Celebration, które nabyłem prawie tydzień przed oficjalną premierą?
Czytajcie, a będzie Wam dane... poznać moją opinię :)
Z DESZCZU POD... ODŚNIEŻARKĘ?
Gra wita nas wprowadzeniem, czytanym przez ojca Lary (o którym będzie sporo w tej odsłonie), a później trafiamy na ośnieżony, syberyjski szczyt górski, w towarzystwie znanego z poprzedniej odsłony, sympatycznego grubaska - Jonaha.
Prolog ten jest jednocześnie takim tutorialem, który ma za zadanie zaznajomić nas z podstawami sterowania, a także odpowiednio nakręcić na resztę przygody, gdyż jest niesamowicie efektowny i, jakby to określiła dzisiejsza młodzież, "epicki" :)
Później następuje cofnięcie w czasie, w którym dowiadujemy się, co kierowało Larą przy podejmowaniu decyzji o tej wyprawie i trafiamy do zgoła odmiennej miejscówki (niestety na zbyt krótko), w której mamy już szansę zapoznać się z właściwym gameplayem i poznajemy kilka nowości (pułapki, uczenie się języków), uczymy się rozwiązywać "wodne łamigłówki" (nic skomplikowanego, z czasem dojdą bardziej rozbudowane), a także zaznajamiamy się ze strzelaniem oraz sekwencjami platformowymi.
PIĘKNA JAK TA... LARA
Oczywiście pierwsze, co rzuca się w oczy, to piękna oprawa, więc ten akapit poświęcę sprawom technicznym.
Graficznie jest świetnie. Jest oczywiście ładniej niż w części poprzedniej (która jest jedną z najładniejszych gier siódmej generacji, ale nawet na PS4 zachwycała w edycji "definitywnej").
Model Lary jest wręcz cudownie szczegółowy (znów piękna buźka, zadrapania na skórze, przemoknięte ciuchy, świetnie animowane włosy) i kapitalnie animowany - niesamowicie przyjemnie steruje się tak naturalną i "żywą" postacią, a nawet gdy się nią nie steruje, to przyjemnie na nią popatrzeć, jak stoi, jak się rozgląda, jak po każdym wyjściu z wody poprawia fryzurę, jak pociera dłońmi zmarznięte ramiona - ludzie z Crystal Dynamics znów dali radę i dali nam do dyspozycji jedną z najlepszych postaci w grach ever.
Lokacje też nie pozostawiają wiele do życzenia, choć niestety większość z nich to pokryte śniegiem połacie syberyjskiej tajgi, co na dłuższą metę może zmęczyć. Trafiają się co prawda grobowce, wioski, czy instalacje wojskowe, w których białego puchu nie znajdziemy, ale i tak będziecie mieli go dość po pewnym czasie. Oczywiście wygląda to świetnie, wręcz czuć ten siarczysty mróz, do tego jeszcze strój Lary pokrywający się białym osadem oraz korytarze, żłobione w śniegu przez jej stopy (do tego odpowiednia animacja, gdy brodzi po kolana w grubszej warstwie), a także ślady zostawiane przez zwierzynę.
Przywiązanie do detali znów jest na bardzo wysokim poziomie i całość oprawy, mimo monotonii miejscówek, ponownie zachwyca. Wrażenie robi zwłaszcza kapitalne oświetlenie oraz efekty cząsteczkowe. Do tego dochodzą naprawdę świetnie zrealizowane cut-scenki, w których modele postaci zyskują jeszcze na szczegółowości.
Czy jest to poziom Uncharted 4? Raczej nie, choć TR zupełnie inaczej traktuje oprawę - w sposób bardziej użytkowy, niż "oczo#ebny" - podobnie jak i poprzednia część, tak i ta odsłona sprawia wrażenie bardziej realistycznej niż ciągle kreskówkowe w swym nasyceniu kolorów Uncharted 4.
Poza tym w U4 mieliśmy dość szerokie korytarze, po których można sobie było pobiegać na boki, ale nie za bardzo było co tam robić, oprócz podziwiania widoków. W przygodach Lary mamy do czynienia z tzw. "hubami", czyli większymi obszarami, w obrębie których wskazana jest eksploracja w poszukiwaniu ukrytych sekretów, czy kolejnych miejscówek (opcjonalne grobowce np.), a całość konstrukcji poziomów sprawia wrażenie bardziej praktycznej i przemyślanej niż w konkurencyjnej produkcji.
Żeby nie było jednak tak "słodko-pierdząco" nawet w tym departamencie pojawia się kilka zgrzytów, choć niezbyt znaczących. Przede wszystkim - lip-sync, czyli zgranie wypowiadanych kwestii z ruchem ust postaci w scenkach przerywnikowych. Większość z Was pewnie nie zwróciła na to uwagi, bo kaleczy sobie odbiór historii drewnianą polską ścieżką dzwiękową, ale w wersji oryginalnej widać półsekundowe przesunięcie dźwięku i animacji, co u oglądającego wprowadza pewien dyskomfort.
Roślinność, a szczególnie liściaste krzaki, w których Lara nauczyła się chować, to na pewno nie poziom PS4 i U4 - tutaj liście ani drgną podczas kontaktu z naszą bohaterką.
Do tego czasem występuje śmieszny błąd, podczas którego niektórzy przeciwnicy przyjmują "wyjściową pozycję developerską", czy "pozycję T", w której stają na baczność i prostują ramiona w poziomie - komicznie to wygląda, gdy podczas tego nadal wykonują swoje czynności, jak noszenie skrzynek np. Zdarzyło mi się to ledwie ze dwa razy, ale wspomnieć należy.
STĘKANIE I INNE ODGŁOSY PASZCZĄ
Skoro wizualia mamy już za sobą to za jednym zamachem odbębnimy również omówienie oprawy dźwiękowej. Główny motyw muzyczny jest naprawdę świetny, a reszta utworów zawsze włącza sie w odpowiednim momencie, doskonale podkreślając dramaturgię wydarzeń, których aktualnie jesteśmy świadkami.
Reszta udźwiękowienia również trzyma wysoki poziom, począwszy od znów świetnej Camilli Ludington w roli naszej protagonistki (nawet mi tu nie zaczynajcie z jakąś Gorczycą...), a na odgłosach broni, trzaskach łamanych desek czy warczeniu dzikiej zwierzyny skończywszy.
Jedynie przyczepiłbym się do poziomu zaangażowania lektorów, czytających niektóre znalezione scrolle czy nagrania - kilku z nich wyraźnie pracowało za karę i ich czytanki zaniżają poziom ogółu.
SIĘ GRA, SIĘ MA
W temacie szeroko pojętej rozgrywki mamy rozwinięcie idei zapoczątkowanej świetnym rebootem z roku 2013. W sumie posłużono się metodą "bigger, better and more bad-ass", choć z tym "better" nie do końca się udało.
Na plus zdecydowanie więcej sekwencji platformowych i ogólnie zręcznościowych, typu wspinaczka z użyciem dwóch czekanów, zjazdy na linie, czy używanie nowych gadżetów (których ilość może czasem wręcz przytłoczyć i zawstydzić samego Batmana), typu strzały do wspinaczki - to wszystko sprawia, że człowiek jest ciągle zaangażowany w jakąś aktywność i nie ma miejsca na nudę. No i jest to dość miły ukłon w stronę ortodoksyjnych fanów starszych odsłon, choć tu nie musimy mierzyć skoków z dokładnością co do milimetra, bo Lara nadal jest bardzo responsywna w sterowaniu i znów możemy korygować tor jej skoku nawet wtedy, gdy już znajduje się w powietrzu.
Kolejny plus to ograniczenie liczby otwartych starć z przeciwnikami. Nie jest to niestety poziom U4, więc cieszy, że twórcy dali sporo możliwości na ominięcie, cichą eliminację czy chociażby przedwczesne zakończenie starć (sporo interaktywnych elementów otoczenia, dość spory arsenał i możliwości Lary). Zdecydowanie brakuje tu możliwości strzelania "z biodra", a dość upierdliwy input-lag podczas celowania do przeciwników, powoduje że zabawa "w stylu Rambo" jest dodatkowo utrudniona, więc zdecydowanie lepiej się bawiłem, podczas samej eksploracji, niż podczas starć.
Całe szczęście te są nie tak częste jak w poprzedniej części, więc można skupić się na tym, co w serii zawsze było najważniejsze - eksploracja, rozwiązywanie łamigłówek oraz sekcje zręcznościowe.
A jest co zwiedzać, bo znów mamy pół-otwarty świat, lokacje są spore, wielopoziomowe, oferują sporo dróg i sposobów dotarcia w różne miejsca, a czasem nawet, wzorem Dark Souls, można otworzyć skrót, który oszczędzi nam czasu przy okazji następnej wizyty w okolicy. Nadal mamy miejsca, w które nie dostaniemy się od razu i będziemy mogli je odwiedzić dopiero po zdobyciu nowego, lub ulepszeniu już posiadanego gadżetu.
Oczywiście zwiedzanie dla samego zwiedzania nikogo nie bawi (no chyba, że ludzi z Naughty Dog), więc miejscówki udekorowano masą znajdziek (czasem zbyt dużą, ale o tym później), ukrytych przejść, wyzwań, zwierzyny, czy surowców do wytwarzania różnego rodzaju pomocnych przedmiotów. Tak, wzorem The Last of Us mamy tu crafting i Lara może na szybko sklecić strzały do łuku, koktaile Mołotowa, prowizoryczne granaty, a także apteczki (nie ma autoregeneracji zdrowia).
Wspomniane wcześniej opcjonalne grobowce to znów jeden z jaśniejszych punktów całej gry, więc znów można ponarzekać, że jest ich zbyt mało. Są to świetne odskocznie od głównego wątku, gdzie gracz może się trochę nagimnastykować, zarówno fizycznie, jak i intelektualnie (choć wszędobylskie podpowiedzi często psują zabawę), bez obaw o spotkanie przeciwników, a dotarcie do sarkofagu/księgi na końcu sprawia niesamowitą frajdę i daje sporą satysfakcję.
Niewątpliwym plusem jest też to, że przez większość gry Larze nie towarzyszy żaden kompan, dzięki temu nasza więź z bohaterką staje się silniejsza, a nasza troska o jej losy - większa.
Problemem może być również domyślny poziom trudności, bo na standardowym "normalu" Lara dość szybko staje się terminatorem i walka przestaje być jakimkolwiek wyzwaniem. Osobiście polecam grać na poziomie Survivor, a jeśli ktoś chce większego wyzwania - Ultimate Survivor - coś dla fanów Dark Souls, gdyż postęp zapisuje się jedynie podczas spoczynku przy ogniskach :)
"URZEKŁA MNIE TWOJA HISTORIA"... nie bardzo...
Najsłabszym elementem gry jest jej wątek główny i opowiadana historia. Może nie wszystko jest tu złe, bo sięgnięcie po legendę zaginionego miasta Kiteż było fajnym zabiegiem (choć mit lekko zmodyfikowano na potrzeby gry), tak już scenariusz leży i kwiczy - począwszy od przedstawionych wydarzeń, a na słabo wykreowanych postaciach skończywszy.
Rhianna Pratchett najwyraźniej nie odziedziczyła talentu po ojcu (słynny Terry, autor książek z cyklu "Discworld"), więc swoje wątpliwej jakości skrypty upycha w grach video. Oprócz samej Lary cała reszta postaci to jakieś śmieszne wydmuszki bez charakteru (ewentualnie jeszcze Jacob daje radę), a para głównych złych to duet godny Resident Evil Code Veronica - są strasznie kreskówkowi, a ich relacje są żenujące.
Przyjaciel Lary, Jonah, to postać wepchnięta na siłę, by gracz czuł jakiś związek z częścią poprzednią. Grubas jest nieprzydatny, na pewno nie jest pomocny, wręcz stanowi balast i ogólnie jest w grze, by w jednej scence pod koniec wywołać w graczu jakieś uczucia - sorry, no bonus, dla mnie jest on zupełnie obojętny (to nie Sully z Uncharted).
Relacje Lary z jej ojcem to też jakiś szyty grubymi nićmi brazylijski melodramat - wyniosły i lekko zbzikowany na punkcie swoich odkryć Lord Croft, który za pomocą nagrań na dyktafonach przekazuje swojej córce życiowe mądrości - żenada.
Ogólnie historyjka trąci sztampą i mimo fajnej legendy, jako punktu wyjścia, niezłego zakończenia, oraz ze dwóch interesujących twistów, nie wybija się ponad miernotę, którą serwuje nam wiele słabszych pod innymi względami tytułów - to zdecydowanie najgorszy element całej gry i dużo lepiej bawiłem się, gdy było już po wszystkim, a ja w spokoju mogłem oddać się czyszczeniu lokacji i beztroskiej zabawie w tzw. "free-roamingu".
Oprócz cienkiego scenariusza z tzw. immersji wytrącają różne głupotki i niekonsekwencje, typu brak możliwości wspięcia się na metrowy kamień, co uniemożliwia nam przejście do pewnej komnaty, zmuszając do latania na około, mimo że wyraźnie widzę miejsce dla mojej bohaterki i że spokojnie dałaby radę (na przyszłość proszę w takich miejscach umieszczać kraty, żebym nie musiał się czepiać). W pewnym momencie trzeba zdobyć wytrych, którym Lara może otworzyć zamek i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że potrafiła go zrobić wcześniej ze spinki do włosów, a teraz nagle straciła tę umiejętność.
Do tego sterty monet, które walają się w grobowcach i które są walutą potrzebną na zakupy w zaprzyjaźnionym sklepiku - Lara zawsze podniesie z nich dwie lub trzy sztuki, mimo że wyraźnie było ich więcej (więc albo dajcie więcej, albo niech faktycznie na ziemi leżą 2/3 sztuki).
Kolejną sprawą jest nadmierna liczba wszelkiego rodzaju notatek i nagrań - serio, co chwilę, bez zbędnego rozglądania się, na swojej drodze trafiamy na coś takiego, co po podniesieniu odpala nam czytankę, często mówioną beznamiętnym głosem lektora, pracującego za karę. Jak już pisałem, historyjka jest na tyle słaba, że takie próby sztucznego jej wzbogacenia i tak w niczym nie pomogą, a tylko wybijają gracza z rytmu. Wywaliłbym przynajmniej połowę z nich, a resztę lepiej poukrywał, by znalezienie ich było swego rodzaju nagrodą, a nie wkurzającą koniecznością (że już o sensie tych znajdziek nie wspomnę - ile oni mieli tych dyktafonów? i czemu każdy nagrywał na nich swoje złote myśli dla potomności?).
Wkurzają również skrypty w przypadku pułapek - często wiedząc już o zapadce w podłodze, próbujemy ją ominąć, idąc przy ścianie, a gra i tak postanowi w ostatniej chwili przesunąć nam Larę na środek korytarza, byle tylko w pułapkę wdepnęła.
No i ostatnia z wad to pojawienie się gry na konsoli Sony - a dokładniej tej pazernej firmy, która postanowiła stworzyć międzygeneracyjnego potworka o nazwie PS4PRO.
Przez to gra otrzymała patcha 1.04, który dodał obsługę wyższych rozdzielczości i ogólnie bajery na miarę mocniejszych bebechów, jednocześnie psując masę rzeczy w samej rozgrywce (znikające czy uszkodzone save'y, niewpadające trofea itp.). Zareagowano więc błyskawicznie, wypuszczając kolejną łatkę, eliminującą błędy poprzedniczki, ale teraz gra ma znaczące problemy z płynnością animacji, przez niemalże cały czas serwując nam drgania obrazu, graniczące z czkawką framerate'u.
Ja miałem to szczęście, że ogrywałem Rise... w wersji 1.03, gdzie wszystko było w jak najlepszym porządku (ba! byłem wręcz pod wrażeniem, że tak duży tytuł w dzisiejszych czasach działa tak bezawaryjnie) i na tej podstawię wystawię ocenę końcową, ale miejcie na uwadze, że kolejne łatki na razie robią więcej złego, niż faktycznie łatają problemy.
20 Year Celebration
Wydanie w niemalże rok po premierze na XBOXa wersji na PS4, zbiegło się w czasie z dwudziestoleciem marki Tomb Raider, której pierwsza część pojawiła się na rynku w listopadzie 1996 roku. Z tej okazji SquareEnix dopakowało podstawkę o wszystkie dodatki, które z czasem pojawiały się do zakupienia, całość wrzucając na płytę i do pudełka, które jednocześnie jest takim biednym artbookiem - miła sprawa, ale rozmiary tego pudełka są dalekie od standardowych, więc chyba wolałbym wydanie normalne.
Tak czy siak - edycja na dwudziestolecie (a więc premierowa na PS4) otrzymuje zatrzęsienie zawartości od razu na płycie.
Cztery duże rozszerzenia - Croft Manor (zbliżone nieco sposobem rozgrywki do Murdered Soul Suspect, gdzie Lara bawi się w eksplorację podupadłej rodzinnej posiadłości, rozwiązując pewną zagadkę, rozwijającą wątki z podstawki), Baba Yaga (dodatkowy wątek wewnątrz gry, dość krótka, ale fajnie zeschizowana opowieść), Cold Darkness (gameplayowe połączenie MGS, TLoU i Resident Evil - cicha infiltracja wrogiej instalacji opanowanej przez "zombiaki" - momentami całkiem niezły survival-horror) oraz Endurance, czyli zabawa w przetrwanie, w proceduralnie generowanych lokacjach (także do wspólnej gry przez sieć). Oprócz tego do zabawy mamy dodatkowe stroje, czy wręcz całe modele Lary wyciągniętej ze starszych odsłon, oraz karty modyfikujące rozgrywkę (np. w kolejnym dodatkowym trybie - Score Attack).
Jak widać jest tego sporo i jest w czym wybierać. Wskaźnik tzw "value for money" w przypadku tego wydania jest niezwykle wysoki i już samo to winduje ocenę o przynajmniej oczko w górę. Mamy tony zawartości, długie godziny świetnej zabawy (samo przejście wątku głównego to od 15 do 20 godzin, a dla lubiących czyszczenie map nawet 30).
Do tego ktoś pomyślał i wywalił zupełnie zbędny tryb multiplayer, zastępując go masą innych aktywności.
Czytając powyższy tekst (jeśli udało Wam się dobrnąć do tego miejsca), pewnie zauważyliście pewien schemat - sporo chwalenia/trochę narzekania i tak praktycznie co akapit. Biorąc pod uwagę proporcje pomiędzy jednym a drugim, wyłania mi się obraz gry raczej dobrej, ale jak bardzo?
Z jednej strony gra bardzo dobra technicznie, ale posiadająca drobne bugi i glitche.
Gra ze świetnym gameplayem i kapitalnie zaprojektowanymi miejscówkami, ale ze słabymi postaciami i cienką historią, której chęć poznania nie jest czynnikiem motywującym do parcia przed siebie.
Gra z olbrzymią ilością fajnej zawartości, mnogością trybów rozgrywki i godzinami świetnej zabawy, ale to wszystko za cenę prawie rocznego oczekiwania dla posiadaczy PS4...
Kontynuacja, w której wszystko chcieli zrobić z większym rozmachem, pakując do gry jeszcze większe ilości tego, co podobało się w części poprzedniej - niekoniecznie okazało się to receptą na sukces. Wolałem jednak dużo lepiej wyważone proporcje w poprzedniczce. Zakończenie znów mamy otwarte, a oficjalne źródła przyznają, że prace nad częścią trzecią trwają. Nadal chętnie zagram, ale już nie czuję tego entuzjazmu, jak przed zagraniem w tę tutaj recenzowaną odsłonę - trzeci raz to samo, tyle że jeszcze dłuższe i większe? Nie na tym polega sekret dobrej kontynuacji i mam nadzieję, że ta złota myśl trafi również do głów ludzi odpowiedzialnych za markę Tomb Raider.
A póki co moja ocena wygląda tak...