Pełen chillout przy starociach...

BLOG
482V
eRaven | 03.07.2012, 00:35
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Nie lubię grać na szybko. Przed konsolą muszę usiąść raz a dobrze. Zarezerwować sobie te kilka godzin, w których jestem nieobecny i jakikolwiek inny kontakt z rzeczywistością, oprócz jeść-pić-toaleta-jeść-pić, nie ma racji bytu. Inaczej ma się sprawa z handheldami. Taki zwykły DS sprawia sporo frajdy podczas podróży i nadaje się idealnie jako oderwanie od rutyny. Na dłuższe dystanse jednak zdecydowanie prym wiedzie stacjonarka. Ostatnio jednak wzięło mnie na szeroko pojęte retro. Ja wiem, niedobrze się już od tego robi, ale najzwyczajniej w świecie lubię poczuć klimat starych tytułów, które zamiast fajerwerków graficznych oferowały całkiem niezłą grywalność.

Nie lubię grać na szybko. Przed konsolą muszę usiąść raz a dobrze. Zarezerwować sobie te kilka godzin, w których jestem nieobecny i jakikolwiek inny kontakt z rzeczywistością, oprócz jeść-pić-toaleta-jeść-pić, nie ma racji bytu. Inaczej ma się sprawa z handheldami. Taki zwykły DS sprawia sporo frajdy podczas podróży i nadaje się idealnie jako oderwanie od rutyny. Na dłuższe dystanse jednak zdecydowanie prym wiedzie stacjonarka. Ostatnio jednak wzięło mnie na szeroko pojęte retro. Ja wiem, niedobrze się już od tego robi, ale najzwyczajniej w świecie lubię poczuć klimat starych tytułów, które zamiast fajerwerków graficznych oferowały całkiem niezłą grywalność. xxxxx

 

Marc Ecko's Getting Up: Content  Under Pressure zyskało bardzo różne opinie. Dla mnie to perełka i właśnie jeden z takich must-have na PS2. Klimat, muzyka, grywalność i odczucie undergroundu to główne zalety produkcji. Do takiej gry trzeba podejść z kredytem zaufania, inaczej nici z czerpania przyjemności podczas rozgrywki. W 2006 roku była czymś świeżym, czymś czego potrzebowało PlayStation 2. W naszym kraju nie ma zbyt wielu graczy, którzy nawet słyszeli o Content Under Pressure. Szkoda, bo tytuł zacny. Przetrawiony w dwie/trzy noce, narobił smaku na więcej.

 

 

Tym sposobem na mojej półce znowu pojawiło się Def Jam: Fight for New York i kilkanaście godzin świetnej zabawy. Fakt, główny wątek fabularny zajmuje około 2,5h (co jest straszną bolączką gry, niedosyt gwarantowany), jednak pozostają zawodnicy do odblokowania, areny i oczywiście świetne VS. Ta gra to dla mnie jedna z najlepszych lajtowych bijatyk na czarnulkę dzięki możliwości obicia pysków znanym raperom i tej potędze ciosów, którą czujemy z każdą wibracją pada. Wlepa podeszwy w cudzą facjatę jeszcze nigdy nie sprawiała tyle chorej przyjemności.

 

 

Do kolekcji klasyków powoli dochodziły następny tytuły. God of War II, Mortal Kombat Deception, Dragon Ball Z: Tenkaichi Budokai 3 (możecie sobie marudzić że Budokai 3 było lepsze, ja jestem wierny Tenkaichi!), X-Men 2: Wolverines Revenge a nawet obydwie części Kingdom Hearts (z sentymentu oczywiście). W końcu jednak gier coraz więcej, czasu na klasyki coraz mniej. Zdecydowałem się sprzedać konsolę na popularnym serwisie aukcyjnym (tak, tym serwisie) co spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem mojej drugiej połówki.

 

"No ale jak to? To w co ja będę teraz grała?" - i kto mi powie że kobiety-gracze nie są słodkie?

Oceń bloga:
0

Komentarze (14)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper