Tymczasem w Zgredziej zagrodzie...
Ahoj Szkraby!! Pamiętacie mnie? Kiedyś tam składałam literki na blogu. I byłam uzależniona od gier. Teraz piszę coraz rzadziej, ale gry niezmiennie przyprawiają mnie o delirkę. Wpis zawiera wulgaryzmy. PEGI 18
Gdzie byłam jak mnie nie było? Ano tu troche namieszałam, tam powkurzałam ludzi, czasem mi się też zdarzyło coś fajnego podziałać. Ostatnio gdy robiłam nalot na redakcje i rozpijałam zgredów tajską łychą, doszłam do wniosku, że wszędzie dobrze, ale wśród takich samych friqów jak ja, najlepiej! Bo nikt nie zrozumie Cię lepiej, jak inna równie zwichrowana pod względem hobby osoba, jak Ty! Często pytacie mnie, jak to jest w tej naszej redakcji. Czy faktycznie jest sielsko jak się wydaje. Ano jest. Z małymi zgrzytami hehe.
W magazynie nie wypada rozpisywac się o prywacie Zgredów, więc stwierdziłam, że tutaj mogę pouprawiać trochę redakcyjnego ekshibicjonizmu. Będzie bez cenzury i sentymentalnie, jak to na staruszkę przystało.
Jak w ostro pokręconej rodzince.
Kiedy tylko mogę oderwać się od pracy i jestem akurat w stolicy, staram się pognębić chłopaków koczujących w czterech kątach na Cedrowej. A to Pereza próbuję przekupić ciastkami, żeby pozwolił mi posiedzieć na swoim „dyrychtorskym” fotelu, kiedy indziej, gdy Roman nie patrzy, przestawiam mu kursorki na makiecie aktualnie składanego numeru i napawam się jego skonsternowaną miną, zmieniamy Gołębiowi zdjęcia na pulpicie, wstawiając ptasie porno i czatujemy kiedy ktoś wyjdzie do toalety i nie wyloguje się z fejsa. Dziecinada. Ale jaka zajebista! :)
Przeważnie moje wizyty w sposób zamierzony zbiegają się z terminem „koncówki”.
Wtedy właśnie z Opola przybywa Butcher, z groźną miną próbując przywoływać resztę ferajny do porządku. Perez rzuca statystykami, gromiąc nieobecnych za spóźnienia, Roger próbując zachować pełną powagę, kiwa potwierdzająco głową. Wpada też reszta warszawskiej ekipy: Soqu, Rozbo, Sobek, żeby odetchnąć od codziennej pracy i pogadać.
Niby nic takiego, prozaiczne zajęcia, gadki o wszystkim i niczym, ale te chwile są pewną odskocznią od codzienności. Gdy mam już dość pracy zawodowej i prozy życia, takie spotkanie jest dla mnie swego rodzaju terapią. Redakcja staje się Oazą, w której człowiek może poluzować krawat, zrzucić maskę powagi i powygłupiać się jak dzieciak, popijając procentowe trunki.
Końcówki zwyczajowo wieńczy wypad w miasto. Przecież trzeba uczcić zakończoną sukcesem ciężką pracę. Ekipa wybiera jakieś zaciszne miejsce, gdzie nie wzbudzą popłochu okrzyki "na pohybel skurwysyna" i można dobrze zjeść.
Mamy konekszyn.
Gdy jeden z czytelników zapytał mnie którego ze Zgredów nie lubię. Sama ze zdziwieniem odpowiedziałam, że nie ma takiej osoby. Każdy z chłopaków jest tak skrajnie inny, że aż się dziwię jak to wszystko funkcjonuje. Nie wiem dlaczego, chociaż nie są moimi, jak to się określa, przyjaciółmi, to wspólna pasja sprawia, iż mam wrażenie, że jestem wśród „swoich”. Można to określić jako szczególny status koleżeństwa.
Kiedyś w pracy dopadła mnie głupawka. Ostatni klient opuścił budynek, a ja złapałam kawałek listwy walający się po remoncie i naśladując buczenie, zaczęłam improwizować walkę mieczem świetlnym. Czy wiecie jakie to frustrujące uczucie, kiedy wszyscy w około patrzą na Ciebie jak na wariata i nie kumają zajawki?! Masakra…
Zaraz przypomniała mi się redakcyjna Wigilia, kiedy Wodzu zarządził tematy tabu: Nowe Star Wars i polityka, a wszyscy ze zrozumieniem, nawet bez mrugnięcia okiem poparli jego decyzję. Albo nalewając do kieliszków „rudą” i „wiśniówkę” pytał którą stronę mocy wybieramy.
Niby nic, ale to zajebiste uczucie kiedy z kimś rozumiecie się nawet w takich sprawach :)
Po laurce dla każdego.
No cóż chyba nie pozostaje mi nic innego jak tylko opisać Wam za co każdego z nich lubię i co mnie w nich wkurza. Szczerze. Bez cenzury. I z nigdy wcześniej niepublikowanymi zdjęciami.
Perez, alias Prezes. Człowiek długo nie ujawniający swojej twarzy. I to wcale nie dlatego, że (jak sam twierdzi) jest brzydki, bo całkiem przystojny z niego alvaro, tylko na moje oko po prostu się wstydził :)
Tak tak Szkraby. Perez-ten Perez siejący postrach w całej redakcji, którego się boi nawet Rzeźnik, bywa wstydliwy jak sześcioletnia dziewczynka. Oczywiście on tego nie pokazuje, ale ja Cie rozgryzłam cholero! :)
Mam wrażenie, że to mistrz Szaolin dzisiejszych czasów. Jego stoicki spokój, wyrozumiałość i kultura są momentami przerażające. Nigdy nie okazuje emocji, nie plecie trzy po trzy, waży każde słowo zanim je wypowie. Jest bardzo spostrzegawczy. Jego przeszywające spojrzenie, które dostrzeże najdrobniejszą słabość, sprawia wrażenie, że Perez tylko czeka żeby w najmniej oczekiwanym momencie jednym susem dopaść ofiarę, rozerwać jej tętnicę, po czym powoli usiąść w fotelu i gdy ta będzie w konwulsjach konać na podłodze, on spokojnie zacznie odpisywać czytelnikom na forumku, dla niepoznaki dodając radosne emotki. Jeśli jeszcze się go nie boicie, to lepiej zacznijcie. I to w tej chwili. :)
A jak nadal macie ochotę dowiedzieć się o nim czegoś więcej, muszę Was zapewnić, że Perez to skromny, mega inteligentny facet, z którym można porozmawiać o wszystkim. Jest rzeczowy, konkretny i cholernie cierpliwy. No i ma dar jednania ludzi. Nie wiem czy jest coś w stanie wyprowadzić go z równowagi. :)
Za co Go lubię? Najbardziej chyba za sarkastyczne poczucie humoru i szczerość. I to, że po całej nocy imprezy, potrafi szamać jajecznicę na stojąco, beż żenady krytykując kuchenny burdel gościnnego gospodarza.
Butcher. Chłop na pierwszy rzut oka wygląda na poważnego człowieka. No może poza spodniami ala Mick Jagger w które czasem się wciska z lubością.
Ułożony, kulturalny, z permanentną przypadłością zwaną kijem w dupie. Jak jest wściekły, to warczy na wszystkich bez wyjątku. Tylko nie na Pereza. Pereza trzeba szanować. Pamiętaj. Tętnica.
PR-owiec z Butchera raczej żaden, mało subtelny w wyrażaniu zdania. Nigdy nie owija w bawełnę i potrafi być szczery aż do bólu. A jak zapewne wiecie, szczerość nie popłaca. Zazwyczaj srogo się za nią człowiekowi obrywa. A Jemu wyjątkowo mocno.
Chłop twardą ręką trzyma w szachu bandę PSXa, inaczej szarańcza pochłonęłaby wszystko, łącznie ze sobą na wzajem. Ale i pochwali czasem i uśmiechnie się. Chociaż z nim to nigdy nie wiadomo, czy się śmieje do ciebie czy z ciebie ;)
Enyłej Butchera nie da się nie lubić. Zwłaszcza jak się wyluzuje np. podczas sesyjki Halo, które od zeszłego roku próbujemy wraz z Rozbo i Walkiewiczem przejść w coopie. Udało nam się w komplecie przysiąść aż jeden raz(!). Miało być na godzinkę, zeszło się pół nocy. Wiecie legendarny poziom, nawet grunty potrafią pocisnąć. My przyczajka-full profeska, Rozbo-stary wyjadacz manewruje snajperką, Walkiewicz z ukrycia wali headshoty, ja musze robić za pielęgniarkę (chłopaki zapomnieli, że nie jesteśmy nieśmiertelni). A tu zza winkla wybiega radośnie Wodzu dzierżąc mieczyk i z dzikim chichotem sieka elitów na prawo i lewo. Przepraszam bardzo, przypomnij mi Butch-ile Ty masz lat?! :)))
Albo jego pierdolec na punkcie zbierania, nazwijmy je po imieniu- LALEK. Tych z wielkimi głowami.
Ile trzeba mieć dystansu do siebie, żeby przyznawać się do takiego hobby? Mało tego. Jak się nakręci w opowieściach, to przebija nawet Komodo z Godzillą. No i jest sentymentalny: „Rozumiesz to?! Tyle lat temu kupił ode mnie figurkę, a teraz wreszcie się poznaliśmy! I on mi mówi, że to on ją kupił! Rozumiesz jakie to zajebiste?!” :)
Tak czy inaczej za to uwielbiam faceta. Logistycznie ogarnia wszystko na tip-top i chociaż czasem brakuje mu subtelności, a ten kij w czterech szanownych, nader rzadko stamtąd znika (chociaż to nie dziwne-ktoś musi ogarniać szarańczę), to dobry z niego człowiek. Kiedy trzeba to i na piąte piętro wtaszczy i wejściówki na targi w 3 minuty załatwi.:)
Rogera, aka Rodżeła, aka wielbiciela płaczących japonek, aka Słoneczko znacie chyba doskonale. Wiecie, że z niego chłop prostolinijny, radosny i pomocny. Gdy nie ma w pobliży Kalego, dzielnie dźwiga brzemię człowieka-imprezki, zawsze gotowego na wychylenie browarka i pląsy na parkiecie. Permanentnie zlewa modę, mając wyjebane na styl i zasady dobrego smaku. Pomijając już jego uwielbienie do koszulek bez rękawa, kamizelek i klapek (no przecież to nic złego jechać na targi w japonkach i spodenkach kąpielowych-przecież latooo jest i gorącoooo….:), Roger WIE WSZYSTKO.
Tak, to istny Pudelek naszej branży. I nie mówię tu tylko o grach i wydawcach ;) Nie mam pojęcia w jaki sposób zapamiętuje te wszystkie ploteczki, jednocześnie umiejąc wyrecytować kolejne premiery i dane techniczne poszczególnych konsol od starusieńskiej Amigi zaczynając. W tym całym chaosie Roger jest cholernie kompetentny i paradoksalnie uporządkowany. Czy liczyliście czasem ilość jakościowych tekstów w miesiącu, jakie wychodzą spod pióra Rogera? No właśnie…
No cóż nie będę ukrywać, że jest jednym z moich ulubionych Zgredów. Właśnie za ten luzacki sposób bycia. :)
Chyba jak na jeden blog wystarczy tych sentymentów. Czytajcie i komentujcie jak Wy postrzegacie Zgredów. Tylko szybko, bo taki szczery wpis "przez przypadek" może szybko zniknąć.;) W następnym wezmę na tapet Soqa, Sobka i Rozbo. Miłej lektury!