W co gracie w weekend? #126
Wciąż jestem w szoku po skończeniu trylogii o Phoenix Wright'cie. Scenariusz śmieszył, smucił i zaskakiwał mnie wielokrotnie. Nie wiem czy gry ogrywane przeze mnie w ten weekend są w stanie sprawić, abym choć na chwilę zapomniał o tych wszystkich pięknych chwilach, które spędziłem z asem wśród adwokatów? W ten weekend gram w: Fallouta, Soul Blade'a, Tales of Xillię i może w coś jeszcze.
Fallout (PC, Interplay, 1997)
Nareszcie mi się udało znaleźć czip oczyszczający wodę i Fallout jest w końcu post-nuklearną grą o odgrywaniu ról a nie post-nuklearną grą na czas, w której groziło mi zobaczenie ekranu końca gry, jeśli się nie wyrobię na czas z dostarczeniem czipa do Schronu Trzynastego. Affek z sychem mnie ostrzegli, więc na całe szczęście nie musiałem zaczynać gry od nowa i po odwiedzinach Schronu w Necropolis mogę w końcu chłonąć klimat okolic zniszczonego Los Angeles.
Coraz mniej boję się radskorpionów, błyszczących i zwykłych ghouli, szczurów, czy agresywnie nastawionych do mnie osób. Od dużych grup raczej uciekam, co jest łatwe po ustawieniu w opcjach gry automatycznego biegania, no i przede wszystkim od supermutantów, bo każda seria z ich gatling gunów jest dla mnie śmiertelna.
W tej chwili mam dopiero siódmy poziom, ale obiecuję im kiedyś odpłacić pięknym za nadobne. Przyzwyczaiłem się już do topornej mechaniki zakupów (po wybraniu interesujących nas przedmiotów do sprzedania trzeba jeszcze zaznaczyć kapsle, które chcemy otrzymać za wykonanie transakcji) i jakoś powoli sobie radzę. Wiem już gdzie znajdują się wszystkie newralgiczne miejsca w grze. Teraz muszę jedynie zdobyć odpowiednie doświadczenie do moich dalszych eskapad po pustkowiu. Muszę sobie kupić lepszy pancerz, bo ten który noszę, skórzany, nie nadaje się nawet do podtarcia brudnego zada brahmina. Tanie to nie będzie, ale zakup młota bojowego też nie był a go mam.
Zupełnie nie mam pojęcia gdzie iść...i oto chodzi w Falloutach. Najbardziej zależy mi na dołączeniu do Bractwa Stali, które w Falloucie 3 pełniło niezwykle ważną rolę a w Falloucie: New Vegas zostało zdegradowane do roli jakiejś zapchajdziury, co stanowiło dla mnie jedną z największych porażek rpga Obsidianu.
Tu na szczęście liczę na zupełnie coś innego. Liczę za zobaczenie u nich technologii, której będzie obawiał się każdy spotkany przeze mnie Szpon Śmierci i supermutant.
Poza pierwszą misją główną na czas, która mi się niezbyt podobała w dziele Briana Fargo są również inne misje poboczne wymagające od gracza stawiennictwa w określonych dniach miesiąca, co bardzo przypomina mi Final Fantasy Tactics; War of the Lions lub FFT A2: Grimoire of the Rift. Zamierzam się w nie trochę pobawić i zbadać przyczynę znikania okolicznych karawan.
Soul Blade (PSone, Project Soul, 1997)
Nadszedł czas, aby wziąć się za niedokończone sprawy. Nie chce mi się za bardzo uzewnętrzniać, bo już co nieco pisałem o tym klasyku na pierwszą konsolę Sony. Powiem Wam tylko tyle, że moim celem jest zakończenie najważniejszego trybu gry w tej produkcji każdą postacią do końca tego roku. Czasu mam już niewiele, ale poddawanie się nie leży w mojej naturze. Przedstawię teraz historię jednego z najbardziej znanych postaci w świecie Soul Blade'a/Calibura, którą gracz może poznać w książce zawartej w trybie Edge Master.
Imię i nazwisko: Heishiro Mitsurugi
Wiek: 22 lata
Data urodzin: 8 czerwiec
Wzrost: 168 cm
Waga: 59 kg
Typ krwi: AB
Rodzina: wszyscy nie żyją (umarli z przyczyn naturalnych)
Broń: Korefuji
Styl walki: Mitsurugi
Młody samuraj znany jako Strażnik w czasach wojny domowej. Nazywany jest także Wielkim Szermierzem. Choć inni boją się jego zajadłego stylu walki, to urodził się on jako syn rolnika w Bizen. Choć silny i młody chłopak uwielbiał pracę na roli, to po wielu latach przyglądania się temu, jak jego ukochane gospodarstwo jest pustoszone przez wojnę zwątpił we wszystko i strasznie się rozzłościł. Stwierdził wtedy: Lepiej jest napadać niż być napadanym.
Pewnej zimy, gdy miał czternaście lat, porzucił swoją motykę na rzecz miecza. Ucząc się sztuki władania mieczem pod okiem potężnego przywódcy klanu, został w końcu zatrudniony jako najemnik na czas zbliżającej się wojny. To właśnie wtedy przyjął imię Mitsurugi. Jego niespotykany styl walki i niezwykle potężne ataki podczas pojedynków sprawiły, że obawiało się go wielu wojowników. Niektórzy powiadali, że przedzierał się przez wrogów jak gdyby byli polem pszenicy.
Posiada niesamowity wynik na polu walki, co doprowadziło do tego, że składano mu wielokrotnie propozycję zostania oficerem. Wszystkie je jednak odrzucił, gdyż jedyne czego pragnie, to spotkać na swojej drodze godnego przeciwnika. Po jakimś czasie Mitsurugi opuszcza klan Wrakami, przy wielkiej dezaprobacie swoich pracodawców. Robi to dla kariery najemnego wolnego strzelca. Walczy w każdej wojnie jaka ma miejsce, dzięki czemu zdobywa wyżej wymieniony przydomek.
To właśnie wtedy dowiaduje się o karabinie Tanegashima. Co to jest? Broń palna? Wygląda jak rurka. Mitsurugi przygląda się z niedowierzaniem. W każdym bądź razie nawet potężna kawaleria Takedy zostaje unicestwiona za pomocą tej broni. Dla Mitsurugiego, który walczył tylko za pomocą miecza była to niezwykle istotna rzecz. Jeśli ta broń zostanie udostępniona światu, to wojen nie będzie wygrywał ten kto jest silny a ja stracę pracę najemnika.
Muszę znaleźć broń silniejszą od tego karabinu. Plotka o legendarnym mieczu SoulEdge dociera do jego uszu. To jest to.To jest broń, którą można przeciwstawić broni palnej. Bez żadnych wątpliwości Mitsurugi rozpoczyna swoje poszukiwania ostrza, stwierdzając jedynie. że gdzieś tam na świecie istnieje ten cały SoulEdge.
Wystarczy jeśli chodzi o Soul Blade'a. Pożegnam się z Wami muzycznie. Produkcja wydana kiedyś przez Namco może się pochwalić nie tylko niesamowitym wprowadzeniem do gry. Ma też dosyć ciekawe podejście do muzyki, zawiera bowiem;
- oryginalną ścieżkę dźwiękową
- zaaranżowaną ścieżkę dźwiękową
- alternatywną ścieżkę dźwiękową zwaną Khan Super Session.
Każdą z nich możemy oczywiście usłyszeć w grze, walcząc na konkretnych arenach lub z konkretnymi przeciwnikami. Możemy jednak wybrać jedną z nich w opcjach a wtedy poszczególne podkłady ulegną zmianie podczas samej rozgrywki. Po co o tym wspominam? Bo ma to wpływ nawet na piosenkę końcową, jaką usłyszymy po ukończeniu trybu zręcznościowego w grze. Bez bicia przyznam się, że alternatywna wersja muzyki podoba mi się o wiele bardziej niż podstawowa, a już w szczególności podoba mi się Our Way Home, śpiewane przez tą samą panią co w intrze. Piosenka z liter końcowych nie jest już takim wulkanem jak intro, ale działa na mnie szalenie odprężająco i traktuję ją jak nagrodę porównywalną z zakończeniem przypisanym dla wybranej postaci w grze. Co mogę dodać? Może i o niesamowitym intrze Soul Blade'a dowiedziałem się od Was, ale piosenkę z końca traktuję jak skarb, który sam odnalazłem. "Soul Calibur 0" nie potrzebował bohaterek z cyckami większymi od głowy, by uwieść gracza swoim klimatem.
Tales of Xillia (PS3, Namco Tales Studio, 2013)
Ostatnią postacią w mojej drużynie jest Leia.
Leia fajnie wygląda w stroju niewolnicy. A nie, to nie ta bajka.
Leia jest przyjaciółką Jude'a z dzieciństwa. Dziecinna, zazdrosna, uwielbia spać w beczkach, choć jej rodzice prowadzą noclegownię, a do tego potrafi zdziałać cuda z kijem, którego używa w walce. Może go m.in. wydłużyć, co zwiększy zasięg jej broni.
Przez to, że zna się z jednym z głównych bohaterów Tales of Xillii praktycznie do zawsze jest jego idealnym partnerem do walki i vice-versa.
To pierwszy przypadek w tym japońskim rpgu, gdzie możliwe jest wykonanie łańcucha aż czterech dwuosobowych ataków podczas walki. Zaklęcia lecznicze, wspomagające, ożywiające i potężne wiry wytwarzane przy wspólnym udziale jej kija i rąk Jude'a to jest zdecydowanie to co misie lubią najbardziej.
W wyniku zaistniałych wydarzeń jestem zmuszony udać się do kopalni znajdującej się nieopodal rodzinnego miasteczka dwójki starych przyjaciół, aby zdobyć tam niezwykle ważny przedmiot. Byłby to pewnie kolejny podobny do poprzednich loch, gdyby nie to, że muszę pobawić się tam w górnika, a co za tym idzie, kruszyć znajdujące się tam głazy. Dzięki temu mogę zdobyć ukryte przedmioty, zrobić jakiś skrót, który pomoże mi w szybszym poruszaniu się po kopalni a nawet odkryć jakieś tajne przejście do innego jej rejonu. Jestem zdecydowanie na tak. Po więzieniu, w którym musiałem przesuwać ruchome kostki to dobra odmiana. Nie będę się nudził. Z Leią, która ciągle droczy się ze swoim przyjacielem to raczej niemożliwe. Zbyt jest ona ciekawa tego co robił po wyjeździe do wielkiego miasta.
Chciałem napisać co nieco o systemie rozwoju postaci i tytułach przez nich pozyskiwanych, ale jakoś za bardzo mi się nie chce, więc skupię się po prostu na tym co bardzo lubię, czyli na muzyce Motoia Sakuraby. Choć w grze trafiamy do Świątyni Millii dosłownie na chwilę, to moje ucho od razu wyłapało to, za co pokochałem kiedyś Star Ocean: Till the End of Time. Choć to Tales'y, to muzyka jest żywcem zaczerpnięta z oceanu gwiazd.
Overlapping Ripples przypomina mi czasy prawie sprzed dekady, gdy zrozumiałem, że jrpg może być dobry nawet bez grafiki na poziomie tej z Final Fantasy X. Wystarczy, że ma duszę a kto jak to, ale pan Sakuraba potrafi przelać swoje uczucia na jej stworzenie praktycznie w każdej grze, do której kiedyś coś skomponował.
Te ciche, nakładające się na siebie szmery zdają się zwalniać upływ czasu, ale tak sobie myślę, ze może wcale tego nie chcecie. Co powiecie na relaks przy delikatnych muśnięciach w struny gitary z Rich In Nature?
Kijariańskie Wodospady to jedna z moich ulubionych miejscówek w Tales of Xillii. Wodospad w okolicach gór to jest to. Nie ma to jak wspinaczka na coraz wyższe półki i podziwianie całej okolicy z tymi wszystkimi palmami wokół. W tym regionie otoczonym niezwykłym klimatem przejdziemy się po plaży oraz spotkamy różnorakie stwory wodne. Zróbmy tam następny zlot! Miejsca starczy na wszystkich a jak zaatakują nas jakieś straszydła to Mano z Gabem je pogonią.
To tyle na dziś. Życzę wszystkim udanego weekendu. Do kolejnego przeczytania.