W co gracie w weekend? #143
Chciałem podziękować Emasowi, Krzychowi007 i Misuta Bushido za poprowadzenie wcześniejszych w co gracie w weekend. W tym tygodniu wracam jako prowadzący. Zagram m.in. w Hatsune Miku: Project DIVA F 2nd, GTA IV: The Lost and Damned i w Bloodborne: The Old Hunters. [Wpis zawiera spoilery.]
Hatsune Miku Project DIVA F 2nd (PS3, Crypton Future Media + Sega, 2014r.)
Miałem się spotkać z Miku i jej znajomymi dopiero w okolicach urodzin, ale gra podrożała od chwili mojego postanowienia a ja nie chciałem, by była jeszcze droższa za trzy miesiące. Obawiałem się czy druga Diva dorówna poprzedniej części, ale po ponad trzydziestu pięciu godzinach spędzonych na treningu na najłatwiejszym poziomie trudności, podczas którego odblokowałem większość modułów postaci i po rozpoznaniu dwóch najkoszmarniejszych utworów w grze jest to kolejny przykład, że są jeszcze programiści, którzy są większymi sadystami od pracowników From Software.
Niektórzy gracze niesłusznie wiążą trudność gry z mrocznym designem i chwalą się jakimi to kozakami nie są, bo przeszli jakieś Soulsy lub Bloodborne. W Hatsune Miku Project DIVA F 2nd nikt nigdy ci nie pomoże, gdy zewsząd jesteś atakowany pstrokacizną a nutki pojawiają się na ekranie szybciej niż jesteś w stanie je zauważyć. Wolę nie przytaczać przekleństw, które wykrzykuje przy tej słodziutkiej grze dla małych dziewczynek gdy na kilkaset nutek brakuje mi zaledwie jednej do oceny perfekcyjnej. Poziom ekstremalny jest jak zwykle poza moim zasięgiem i wciąż nie mogę pojąć tego, że istnieją ludzie, którym on niestraszny.
Zmian w mechanice może i nie ma zbyt wiele w stosunku do poprzednika, ale przetłumaczono w końcu teksty większości piosenek i teraz w końcu rozumiem gdy nie mają one zupełnie żadnego sensu. Na szczęście nie dotyczy to każdego z czterdziestu kawałków, które znalazły się w grze. Z tym zauważalnych zmian zaobserwowałem jeszcze dodanie gwiazdek, które poruszają się na ekranie po linii ze zmienną prędkością, gwiazdek wymagających naciśnięcia dwóch analogów jednocześnie oraz odrobinę wyższy poziom trudności. W poprzedniej DIVie nie udało mi się zaliczyć tylko czterech utworów na wysokim poziomie trudności z najwyższą oceną. Tutaj nie dam rady zaliczyć wszystkiego z najwyższą notą nawet na normalnym poziomie trudności.
Nie zmienia to jednak faktu, że prawdziwa przygoda dopiero się dla mnie zaczęła. Kupiłem tą grę, bo w końcu doczekałem się piosenki godnej mojej ulubionej vocaloidki, Luki Megurine. Szkoda, że jej autor już nie żyje. 31 lat na odejście ze świata to stanowczo zbyt wcześnie. I na co to wszystko? Żyjesz, umierasz i kończysz jako nic nie znaczący nick w internecie. Smutna perspektywa, ale skoro sama Luka śpiewa, że przybywa, by rozwiać nasze troski, to może nawet tak krótkie życie ma sens. Nawet ono może wystarczyć, by zabić czyjeś przygnębienie. Luka Luka Night Fever spełnia swoje zadanie wyśmienicie. Szybki kawałek z roztańczoną i rozśpiewaną Luką kojarzy mi się z samymi pozytywnymi rzeczami.
Jednak to był dla mnie pewniak. Bardziej martwiłem się o inne piosenki i rzeczywiście, gdy podchodzę do tej japońskiej gry rytmicznej całkowicie znudzony, to niewiele rzeczy jest w stanie rozwiać posępne chmury, które się wokół mnie zebrały. Gram jedną piosenkę za drugą a zniechęcenie nie chce odejść. Pamiętam, że ludzie pisali w komentarzach pod utworami z poprzedniej DIVy, że Meiko nie ma już w tej części dobrych kawałków. Trochę mnie przerażała taka perspektywa, jednak gdy usłyszałem pierwszy raz Wintry Winds, który hojnie obdarowana przez programistów dziewczyna wykonuje z Kaito, to wiedziałem, że dwa pierwsze vocaloidy spisały się na medal. Głos Meiko w końcu przestał brzmieć jak płyta chodnikowa upadająca na ziemię a sceneria i podkład muzycznyj piosenki przypomniały mi wszystko to, za co pokochałem kiedyś Tenchu: Stealth Assassins, Shenmue i Okami, czyli jedyny w swoim rodzaju japoński klimat. Wspaniała niespodzianka.
Zapraszam zainteresowanych do poniższej playlisty. Na kolejne utwory przyjdzie jeszcze pora w kolejnych odcinkach w co gracie w weekend.
Grand Theft Auto IV: The Lost and Damned (X360, Rockstar North, 2009r.)
GTA IV nigdy nie było moją ulubioną grą. Jest u mnie wysoko na liście najbardziej przereklamowanych gier w historii, razem z Okaryną Czasu, MGSem 3, The Last of Us i Half-Life'm 2.
Pierwsze GTA na siódmej generacji okazało się dla mnie rozczarowaniem porównywalnym z MGSem 2. Grafika była niesamowita jak na swoje czasy, tyle, że po tym co oferowało San Andreas było to dla mnie cofnięcie się o kilka kroków wstecz w kwestii mechaniki. W GTA IV nie dało się wpłynąć na wygląd swojego bohatera (przykładowo Cyborg grał w SA koksem, którego twarzy nie skalała myśl, ja grałem C.J.em, który był chudzielcem z afro), nie dało się zanurkować w wodzie i z tego co pamiętam, to kierować członkami gangu też się nie dało.
Jednak najbardziej ze wszystkiego rozczarował mnie sztywny klimat tej gry. Większość misji polegała na dojechaniu z jednego punktu do drugiego i wystrzelaniu wszystkiego co się rusza.
Zwątpiłem w Rockstar i gdyby nie Max Payne 3, Red Dead Redemption i GTAV to pewnie uważałbym tego producenta za jednego z najbardziej przereklamowanego w branży.
Choć płytę z dodatkami do GTA IV pożyczyłem od Cyborga wiele miesięcy (lat?) temu, to zupełnie nie chciało mi się w nie grać, ale, że Rockstar zarabia teraz na mikrotransakcjach do GTAV i na wydawaniu kolejny raz tych samych gier a o dodatkach fabularnych do GTAV lub ich kolejnych projektach krążą jedynie plotki, postanowiłem więc spojrzeć na historię z GTA IV z innej perspektywy niż ta przedstawiona z punktu widzenia Niko Bellica.
W pierwszym dodatku gracz wciela się w członka gangu motocyklowego Lost Brotherhood, Johnny'ego Kiebitza, w momencie gdy jego szef, Billy Gray, wychodzi właśnie z paki.
Billy nie próżnuje. Trzeba odzyskać motor, znaleźć jakieś szparki i pokazać innym gangom, że z nim nie ma żartów. Czy Billy'ego obchodzi to, że do uwolnienia go z aresztu trzeba było skorzystać z usług prawnika i załatwić wszelkie formalności? Billy ma to w dupie. Dla niego Johnny to zwykły żyd i żołnierz, który ma tylko jedno zadanie, służyć przywódcy. Nie może go krytykować, bo jest zwykłym chłopcem na posyłki.
Antagonizm między tymi dwoma osobami jest tylko pretekstem, aby pokazać strukturę organizacyjną takiego nieformalnego zgromadzenia. Jesteś jednym z braci i do twoich obowiązków należy dbanie o dobre imię innych braci a to, że możesz mieć inne pomysły na prowadzenie gangu nikogo nie obchodzi.
Nie jest to specjalnie wyszukany scenariusz, bo po raz kolejny zaczynamy jako zero a naszym celem będzie stanięcie na szczycie. Jest to mniej więcej tak wyszukany koncept jak ratowanie świata w rpgach, no ale nic, jakoś to przeżyłem i powoli zaczynam doceniać tą grę.
Po ograniu Infamous: Second Son dostrzegam jak zestarzało się graficznie czwarte GTA, ale idzie się do tego szybko przyzwyczaić.
Pogrzebałem trochę w opcjach obrazu, wyłączyłem efekt ziarnistości, który jest mi potrzebny tak jak w pierwszych dwóch Mass Effectach, przesunąłem suwak odpowiadający za nasycenie kolorów, dzięki czemu gra nabrała trochę życia i ruszyłem w drogę.
Gdyby dziś ktoś mnie zapytał po co wracać do jakiegoś starego GTA? Moja odpowiedź zaskoczy pewnie niejedną osobę. Warto tam wrócić dla klimatu...Vice City.
Otóż wyobraźcie sobie, że autorzy dodali w dodatkach nowe stacje radiowe, których nie ma w oryginalnej czwórce a jedną z nich jest Vice City FM. Postanowiłem zaprezentować Wam trzy kawałki z tej stacji.
Rock, Harleye, skórzane kurtki, kumpelka ćpunka i szef wycierający sobie gębę koniecznością pamiętania o zmarłych kumplach myślący jedynie o szybkim zdobyciu narkotyków. Czasem muszę od tego wszystkiego odpocząć, obejrzeć w telewizji kolejny odcinek republikańskich Space Rangers'ów, pograć w jakąś grę komputerową lub w bilarda albo przejechać się po mieście, słuchając T'pau, rapowego klasyka Neneh Cherry lub uwielbianego przeze duetu Roxette.
Jak to dobrze, że nie skreśliłem jeszcze całkowicie czwórki, bo nagle się okazało, że nawet ona ma coś w sobie. Ciekaw jestem finału tej opowieści, ale im dłużej będę z tym zwlekał, tym więcej muzyki usłyszycie w kolejnych odcinkach w co gracie. Rockstar kolejny raz udowadnia, że megahity lat osiemdziesiątych doskonale komponują się z mniej znanymi piosenkami z tamtego okresu.
Bloodborne: The Old Hunters (PS4, From Software, 2015r.)
W życiu do ciebie nie pójdę.
W Bloodborne dalej badam dogłębnie dodatek The Old Hunters. Przesiaduję w wiosce rybackiej i o ile mam to miejsce już rozpracowae dzięki niezliczonej ilości sesji dla wielu graczy, to gdybym chciał przejść ten rejon samotnie, to w paru miejscach bym sobie na pewno nie poradził. Postanowiłem więc pomagać innym. Nie spieszy mi się na szybką śmierć z rąk Sieroty Kos, który jest jednym z najstraszliwszych przeciwników w całym Bloodborne.
Jedynym z najtrudniejszych miejsc jest okoliczna studnia. O ile pokonanie dwóch znajdujących się tam przeciwników nie jest zbyt trudne dla dwóch-trzech ostrożnych graczy, tak przejście tego miejsca samemu zajęło mi aż dwa dni. Tyle zajęło mniej więcej jako takie opanowanie sekwencji ataków tych monstrów. Oczywiście, bez dużej dozy szczęścia nie dałbym rady zrobić tego samemu. Po co to robiłem, skoro wcześniej zdobyłem już broń ze studni za ich pokonanie? Chciałem sobie udowodnić, że potrafię jeszcze jeszcze zrobić coś samemu. Przyznam się, że specjalnie schodziłem tam z graczami, żeby potrenować ruchy przeciwników. To był mój test, którym sprawdzałem, czy gram z graczem, który coś potrafi. I ja, i inni gracze ginęli tam bez przerwy, ale z tymi najlepszymi jakoś sobie radziliśmy.
Najbardziej denerwowały mnie momenty, gdy ginąłem przez lagi. Sytuacje, w których przywołany gracz ginie pomimo zrobienia uniku zanim otrzymuje cios to norma od czasu Demon's Souls. Brak sześćdziesięciu klatek w Bloodborne opóźnia znacząco reakcję kierowanej postaci na naciśnięty przycisk, więc sytuacje, gdy zadajesz cios przeciwnikowi, którego kod sieciowy nie zalicza a ty dostajesz skumulowane obrażenia i giniesz natychmiastowo próbując komuś pomóc to norma w grach From Software.
Z VeraLynnem rozmawialiśmy ostatnio o najlepszej strategii na studnię i łatwo jest powiedzieć zabij szybko tego przeciwnika z kotwicą, ale on i tak w większości przypadków ucieka, aby zwabić rozkojarzonego gracza w miejsce, w którym z sufitu spada drugi przeciwnik. Jest to zdecydowanie najtrudniejszy moment tej niesprawiedliwej potyczki. Wtedy gracza czeka szybka śmierć albo...
W skrócie powiem tylko tyle, że czasem aby rozwiązać jakiś problem trzeba do niego podejść w sposób łopatologiczny.
Poniżej znajduje się rozwiązanie mojego problemu w pełnej wersji. Za drgania obrazu nie odpowiadam. To moc "najpotężniejszej konsoli na świecie, na Ziemi, we wszechświecie itd."
Mi się udało. Choć wiem, że gdyby ktoś kazał mi powtórzyć to starcie to zginąłbym na pewno, ale tak jak mówiłem, chciałem sobie coś udowodnić i udowodniłem. Granie wciąż dostarcza mi satysfakcję.
Tym optymistycznym akcentem postanowiłem zakończyć swój wpis. Życzę wszystkim udanego weekendu.