Platformówki mojego życia
Po przedstawieniu przez redaktora Gołębia jego ulubionych platformówek w trójwymiarze zacząłem zastanawiać się nad najlepszymi grami z tego gatunku w moim życiu. Jeśli jesteście ciekawi wyniku tych przemyśleń, to zapraszam do wpisu.
Po braku zainteresowania społeczności PPE pomysłem sporządzenia wspólnej listy najlepszych gier w ogóle, tym razem nie organizuję żadnego demokratycznego głosowania w kwestii najlepszych platformówek. Przedstawię swoją własną listę w oparciu o zasady znane z naszych wspólnych głosowań na TOP50 Gier Siódmej Generacji oraz Najlepsze Remake'i Wszech Czasów, czyli w moim zestawieniu nie znajdą się dwie gry z tej samej serii lub z tym samym bohaterem. Przyjmując takie założenia mogę wymienić dziesięć różnych platformówek. Przy wyborze moich najlepszych z najlepszych nie ograniczałem się ani do poszczególnych generacji sprzętowych, ani do tego czy platformer jest dwuwymiarowy lub trójwymiarowy, choć już teraz zaznaczam, że za tymi drugimi wprost przepadam.
Zapraszam do listy. Postaram się opisać w paru słowach dlaczego akurat wybrane przeze mnie gry znalazły się w tym zestawieniu.
10. Sonic Adventure (DC, Sonic Team, 1999r.)
To był mój pierwszy Sonic w życiu. Grałem co prawda wcześniej na MegaDrivie, ale nie miałem nigdy przyjemności z jeżem naddźwiękowym. Z mojego pierwszego spotkania z flagową postacią Segi pamiętam ogromne prędkości, z jakimi poruszał się główny bohater oraz niesamowitą grafikę jak na tamte czasy. Dreamcast oferował wtedy oprawę nieosiągalną na piątej generacji konsol i to było widać po bodajże pierwszej trójwymiarowej platformówce z maskotką niebieskich.
9. Rayman 2: The Great Escape (DC, Ubisoft Montpellier, 2000r.)
Pamiętam naszą rozmowę ze sroqiem z szałta, gdy rozmawialiśmy nad wpisem Rolanda Ninjy, który kategorycznie obwieścił, iż Rayman Origins jest najlepszym Raymanem. My tam wiedzieliśmy swoje. Razem z Sonic Adventure to była najpiękniejsza gra platformowa na rynku w momencie premiery i pokaz pomysłowości ojca tytułowego bohatera, czyli Michela Ancela. Rzadko zdarza się graczom grać postacią z samymi dłońmi i stopami. Okrągłe chwytaki do bujania się na linach z tego platformera widziałem później nawet w God of War II.
8. Donkey Kong Country: Tropical Freeze (WiiU, Retro Studios, 2014r.)
Dlaczego akurat ten Donkey Kong jest moim ulubionym, skoro gry z tej serii są jeszcze na NESie, na N64 był świetny Donkey Kong 64 a na Wii nastąpił wielki powrót bohatera, z którym walczył kiedyś nawet sam Mario? W DKC na SNESie nie grałem. DK64 nie ukończyłem, bo gdy zobaczyłem jak wyglądają gry na Dremcaście, to sprzedałem wszystko co miałem związanego z N64 i kupiłem swoją pierwszą, i jak się okazało, ostatnią konsolę Segi. Z DKC: Returns mam bardzo miłe wspomnienia, bo całą grę przeszedłem w kooperacji z Cyborgiem, więc łatwiej mi było znosić nasze ciągłe porażki, ale to Tropical Freeze wspominam najlepiej, ze względu na ambientową muzykę Davida Wise'a, który pracował przy pierwszych Kongach na SNESie. Nie wiem jak on to zrobił, ale nagrał aż cztery godziny odprężającej muzyki, która w moim odczuciu pokonała nawet samego mistrza w tym aspekcie, czyli Mirror's Edge.
7. Jak & Daxter: The Precursor Legacy (PS2, Naughty Dog, 2001r.)
Ostatni prawdziwy platformer Naughty Dog. Gra, która nie była nastawiona ani na strzelanie, ani na poruszanie się pojazdami po mieście lub poza miastem jak kolejne jej odsłony, tylko na wykonywanie przeróżnych rzeczy w celu zdobycia kolejnych jajo-podobnych kul przodków. Za humor w tej peesdwójkowej platformówce odpowiadał przezabawny Daxter, który był zbyt śmieszny na to, aby zginąć w eco. Jego wygibasy, wypowiedzi, ciągłe podrywanie lasek, seksistowskie żarty i kłótnie z pewnym mędrcem bawią mnie do dziś. Po tej serii ND robi już dla mnie tylko gry stawiające grafikę na pierwszym miejscu. Kiedyś była to przede wszystkim dobra zabawa.
6. Ratchet & Clank 3 (PS2, Insomniac Games, 2004r.)
Dlaczego akurat ten Ratchet a nie inne? Bo widzieliśmy do czego zdolni są główni bohaterowie tego cyklu, za to na to co pokazał Quark chyba mało kto z nas był przygotowany. Jest to bardzo dobra mieszanka strzelaniny i platformówki, w której poza rozwijaniem wykręconych w kosmos broni zagramy samym Quarkiem, poszukamy jeszcze śrub, przeczeszemy dzięki innym urządzeniom całą galaktykę oraz damy łupnia pewnemu zrobotyzowanemu rzezimieszkowi. Nie wiem jak, ale udało mi się zdobyć w tej grze 30 punktów umiejętności bez stosowania żadnych podpowiedzi.
5. Spyro 2: Gateway to Glimmer (PSone, Insomniac Games, 1999r.)
Kolejna gra Insomniac w zestawieniu. Trylogię Spyro ograłem dopiero w czasach siódmej generacji i mało co na tej generacji podobało mi się w równym stopniu co drugie przygody przesympatycznego smoka, który potrafi nie tylko ziać ogniem, ale i nadziać wrogów na swoje ostre rogi. Lepiej mu nie podskakiwać, bo on lubi świecidełka rozsiane po wszystkich mapach i zrobi wszystko, by je zdobyć. Drugą część serii lubię najbardziej ze względu na duże zmiany w rozgrywce w stosunku do pierwszej części. Poza zbieractwem możemy bowiem wykonywać w tym platformerze różnego rodzaju misje dodatkowe.
4. Psychonauts (Xbox, Double Fine Productions, 2006r.)
Najbardziej głęboka gra platformowa, z jaką miałem do czynienia. Zazwyczaj są to proste historyjki, natomiast tu od razu widać, że pomimo żywych kolorów ta gra nie jest wcale przeznaczona dla dzieci, bo porusza problem braku akceptacji w społeczeństwie ze względu na własną odmienność a nawet pokazuje jak czasem jest trudno wygrać z koszmarami własnego dzieciństwa. Z niezwykle pomysłowa grą Tima Schafera bawiłem się na pierwszej konsoli Microsoftu lepiej niż z niejednym tytułem ekskluzywnym napisanym na tą platformę.
3. Banjo-Kazooie (N64, RareWare, 1998r.)
Prawdziwy popis geniuszów z RareWare. Grę przeszedłem pierwszy raz dopiero w 2013r., ale od razu poczułem tą niezwykłość, do jakiej przyzwyczaili mnie wcześniej ojcowie GoldenEye 007 na N64. Z każdym zdobytym puzlem lały się tu hektolitry miodu a ja nie miałem zamiaru wzywać żadnej pomocy, gdy w nim wprost tonąłem. Jestem ciężkim fanbojem Anglików i płaczę za każdym razem, gdy myślę, że Nintendo nigdy nie pokochało należycie angielskich pomysłów na gry. Pozbyli się tej firmy w czasach GameCube'a a Microsoft dobił ją potem, każąc jej robić jakąś kinectową tandetę. Nic nigdy nie zapełni pustki, jaką czuję po stracie tak świetnych bohaterów. Zbieranie nutek wciągnęło mnie do takiego stopnia, że skończyłem grę drugi raz na X360 a ten niesamowity duet stawiam wyżej od każdej gry Nintendo z N64. Taki mamy klimat.
2. Crash Bandicoot 3: Warped (PSone, Naughty Dog, 1998r.)
Gra, dla której wyprosiłem u babci zakup mojej pierwszej konsoli w życiu, PlayStation. Wystarczyło, że wcześniej pograłem w ten tytuł przez chwilę u sąsiada. To była także moja pierwsza oryginalna gra i pierwszy moment w życiu, kiedy na chwilę zapomniałem o wszystkich pięknych chwilach spędzonych z grami z Mario. W tego Crasha grały nawet moje siostry. Boję się go dziś włączać, bo ostatnio jak tak zrobiłem, to przestałem grać we wszystko, aż nie zdobyłem w nim 100% (Tak, wiem, że da się więcej). Nie jest to tak trudna gra jak pierwszy Crash i w tym tkwił jej urok. Każdy mógł w nią grać. Do dziś nie powstała platformówka, która posiada więcej zabawnych animacji śmierci głównego bohatera. Robienie gier z gwiazdami Sony bez Crasha to śmiech na sali. Nie wiem w ogóle jak to jest możliwe, że Japończycy przez dwadzieścia lat nic nie zrobili, by odzyskać Spyro I głupkowatego jamjara. Wychodzi na to, że jak jesteś zajęty zarabianiem pieniędzy, to nie masz już czasu na słuchanie ludzi, którzy ci je wcześniej sami dali.
1. Super Mario Bros. (NES, Nintendo R&D4, 1987r.)
Grałem w wiele gier z wąsatym hydraulikiem. Super Mario 64 był wielkim przełomem w historii branży gier wideo. Mario Galaxy pokazał jak powinno się robić wielkie tytuły ekskluzywne w oparciu o kontroler ruchowy. Super Mario Sunshine pozwalał na dobrą zabawę sikawką a Super Mario 3D World lśni w kooperacji, ale to NESowski tytuł uczynił mnie graczem oraz sprawił, że szukałem w grze dodatkowych żyć, grzybów powiększających, tajnych przejść do innych światów, łodyg prowadzących do bonusów lub kwiatków dających strzelanie. SMB w pełni zaspokajał moją ciekawość, gdy byłem jeszcze dzieckiem i nawet nie śniło mi się, że mam własny sprzęt do grania. Dziś już jestem dorosły i w tym platformerze widzę ratunek dla branży, którą dotknął kryzys braku nowych pomysłów na gry w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Shigeru Miyamoto sprawił, że Nintendo chyba już zawsze będzie kojarzone z grami, choć w ponad stuletniej historii tej firmy nie zawsze tak było.
Tak oto przedstawia się lista platformówek mojego życia. Ciekaw jestem czy Wy też macie jakieś ulubione gry z tego gatunku? Jeśli tak, to koniecznie podzielcie się ich tytułami w komentarzach.