Kwadratowe TOP10 Gier Życia
Swego czasu próbowałem zorganizować na ppe głosowanie na TOP 10 Gier Wszech Czasów, lecz pomysł nie spodobał się wielu osobom i jedynie Czarny Ivo ustosunkował się do tej kwestii. Niniejszy blog jest odpowiedzią na jego wpis. Postaram się też podać argumenty, które wziąłem pod uwagę wybierając konkretne pozycje.
Myślę, że taka lista to rzecz umowna. Jak niby można ograniczyć całe swoje growe życie z setkami skończonych gier na dziesiątkach platform do gier do tak skromnej listy? Po prostu nie da się tego zrobić, ale skoro Ivo spróbował, to ja też muszę. Obiecałem mu to dawno temu i teraz chcę się wywiązać ze swojej obietnicy. Zanim wymienię i opiszę w kilku zdaniach swoich faworytów przedstawię w celu przypomnienia topkę znajomego, który nieraz pomagał mi w realizacji pomysłów.
10.Heroes of Might and Magic III (PC)
9.Megaman 2 (NES)
8.Baldur's Gate II (PC)
7.God of War 2 (PS2)
6.Street Fighter 3 Alpha (PSone)
5.Diablo II (PC)
4.Legacy of Kain: Soul Reaver (PSone)
3.Resident Evil 2 (PSone)
2.Okami (PS2)
1.Super Metroid (SNES)
Myślę, że dobór tytułów Iva jest niczego sobie, i to w oparciu o jego listę, która okazała się pomocną wskazówką, skonstruowałem swoją własną. Posłużył mi w tym celu komentarz, który zostawiłem kiedyś u niego na blogu z wyżej wymienionymi tytułami. W swojej liście zrobiłem jednak lekkie zmiany, no i przede wszystkim napisałem dlaczego wybrałem akurat te pozycje a nie inne. Zasady były jak zwykle te same, czyli w zestawieniu nie znalazła się więcej niż jedna pozycja z danej serii.
10.Soul Calibur II (PS2, Project Soul, 2003r.)
Wiele się mówi o tym, że Soul Calibur z Dreamcasta to najlepsza część w całym cyklu i mogę się zgodzić z każdym kto tak uważa, jednak nie zmieni to faktu, że to Soul Blade ma najlepsze intro w tej serii bijatyk oraz tego, że jako gracz nie umiejący w o ogóle grać w bijatyki spędziłem z drugą odsłoną Soul Calibura II ponad 585 godzin, tocząc w nim tysiące walk. Mogę więc powiedzieć, że co nieco wiem o tej pozycji. Uważam, że system walki to dość złożona sprawa i każdy z bohaterów dostępnych w tej bijatyce ma coś do zaoferowania. Astaroth czy Nightmare mają piekielne silne ataki. Taki, Talim, Cassandra lub Maxi wykonują bardzo szybkie ciosy i mają bardzo krótki zasięg, Ivy znęca się nad swoimi oponentami, wiążąc swoich rywali i złośliwie się przy tym śmieje a Mitsurugi tak dobrze włada kataną, że jest nią w stanie odbijać pociski z broni palnej. A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo poza wojownikami, którzy mają ponad sto ciosów do dyspozycji gra oferuje wiele trybów rywalizacji pomiędzy żywymi graczami oraz spełnienie marzeń dla samotników-odkrywców, którzy mogą zdobyć dodatkowe stroje, bronie oraz odblokować dodatkowe postacie w trybie Weapon Master Mode.
Żeby wpoić sobie podstawy stylów walki poszczególnych wojowników nie wystarczy walić w przyciski na padzie bez sensu, bo to zbyt mało do opanowania płynnych przejść pomiędzy poszczególnymi stancjami, nie mówiąc już o tym, że wybijanie z rytmu oponenta za pomocą guard impactów to już wyższa szkoła jazdy. W Soul Caliburze II wszystko zależy od preferencji danego gracza i to on zdecyduje na czym skupi się podczas starć. Mogą to być ciosy nie do obrony, rzuty, ciosy poziome, pionowe albo wykonywane z boku. Dla każdego coś miłego.
9.Resident Evil 2 (PSone, Capcom, 1998r.)
RE2 to moje pierwsze spotkanie z żywymi trupami w grach wideo oraz bodajże pierwszy ograny survival horror w życiu. Gra opowiada o żółtodziobie z policji, Loeonie S. Kennedy'm, oraz o Claire Redfield, która poszukuje swojego brata. Oboje spotykają się przez przypadek w Raccoon City, w którym wybuchła epidemia zombie i współpracując ze sobą starają się przetrwać ten koszmar.
Seria Resident Evil jest odpowiedzialna za spopularyzowanie motywu zombie w grach wideo a sam gatunek survival horror jest swoistego rodzaju pochodną od point'n'clików, tyle, że w serii Capcomu oprócz zagadek mamy jeszcze do czynienia ze świetnie zrealizowaną walką z pomniejszymi przeciwnikami oraz potężnymi bossami. Grę warto przejść dwójką bohaterów, bo dzięki temu możemy w niej odblokować dodatkowe scenariusze z bardzo ciężkim Hunkiem i koszmarnie ciężkim Tofu, którego nigdy nie udało mi się ukończyć. RE2 musiałem uwzględnić w tym zestawieniu, gdyż znajduje się w nim jedna z moich najbardziej ulubionych miejscówek w grach wideo, czyli posterunek policji w Raccoon City.
8.Metroid Prime (GCN, Retro Studios, 2003r.)
Kupiłem kiedyś GameCube'a tylko po to, aby zagrać w remake Resident Evil, Wind Wakera oraz Mario Sunshine i uwielbiam te gry do dziś, jednak to Metroid Prime zrobił na mnie największe wrażenie ze wszystkich gier ogranych na Kostce i do dziś jest najlepszym fpsem, w jakiego grałem w życiu. Dlaczego? Bo w dniu premiery mógł się pochwalić niesamowitą grafiką i nowatorskimi pomysłami na rozgrywkę. Metroid Prime to hybryda gatunkowa, bo jest to i strzelanina pierwszoosobowa, i platformówka, i gra przygodowa, a nawet gra przyrodnicza. Posiada także elementy rpga i wynagradza gracza za cierpliwość podczas eksploracji. Samus Aran poza potężnym arsenałem, możliwością transformowania się w piłkę i używania rakiet i bomb posiada także różne tryby widzenia. To nie jest kolejna strzelanina, gdzie wystarczy trafić we wroga i już wygrałeś. Najpierw trzeba poznać jego słabe punkty i dostosować do niego odpowiednią taktykę walki. A czasem nawet i to potrafi nie wystarczyć, bo w starciach z takimi potworami jak Meta Ridley lub Metroid Prime trzeba się wykazać jeszcze niezwykłą zręcznością oraz odpornością psychiczną. Niesamowite wrażenie robiło na mnie kiedyś to, że po szybce z wizjera głównej bohaterki spływała woda, po zetknięciu się z elektrycznością miała ona problemy z widocznością a gdy strzeliliśmy jakąś jasną wiązką energetyczną to rozbłysk powodował, iż mogliśmy zobaczyć odbicie jej oczu na szybce wewnątrz hełmu noszonego przez nią na głowie.
7.Contra (NES, Konami, 1990r.)
W moim zestawieniu nie mogło zabraknąć Contry, gdyż to od niej zaczęła się moja miłość do strzelania w grach wideo. Uwielbiałem grać w to z siostrą. Ta strzelanina składała się raptem z ośmiu plansz, ale nigdy mi to nie przeszkadzało, bo przejście jej na dwóch życiach było nie lada wyczynem i nigdy tego nie dokonałem. Wcielamy się w niej w komandosa (lub dwóch, jeśli gramy z drugą osobą) i strzelamy do wszystkiego co się rusza, a że możemy to robić za pomocą różnych typów broni, to gra praktycznie nigdy się nie nudziła. W Contrze idziemy zazwyczaj w bok lub przemieszczamy się do góry, ale są w niej też plansze, w której widzimy bohatera zza pleców, więc poniekąd jest to też jedna z pierwszych gier, która przyczyniła się do powstania wszystkich strzelanin trzecioosobowych.
6.Crash Bandicoot 3: Warped (PSone, Naughty Dog, 1998r.)
Gra, przez którą wybłagałem kiedyś u babci zakup swojej pierwszej konsoli w życiu. Przed tym wydarzeniem grałem też na innych sprzętach, ale to nie było to samo. Crash to jeden z najwspanialszych bohaterów Sony, z którymi miałem przyjemność sie spotkać a jego prześmieszne animacje śmierci bawią mnie do dziś. Zresztą chyba przez ostatnie dwadzieścia lat nie powstał żaden platformer, który posiada więcej unikatowych i jednocześnie budzących śmiech animacji zgonów głównego bohatera. Jamjar zbiera kryształy w różnych epokach, zajadając się jabłkami, strzelając z bazooki, kręcąc się jak wariat, zgniata przeciwników, jeździ na motorze i lata samolotem. Nawet jego siostra potrafi wsiąść na tygrysa i gnać przed siebie. Crash 3 to kwintesencja grywalności. To bohater, którego pokochały też moje dwie siostry, które nawet nie grają w gry! To najwspanialsza maskotka Sony, przy której bledną wszystkie pseudogwiazdeczki z PlayStation All Stars.
5.Shenmue II (DC, Sega AM2, 2001r.)
Któreś Shenmue musiało znaleźć się na tej liście a wybrałem drugą część, bo uwielbiam oglądać w akcji Xiuyung Hong, znaną tez jako Lishao Tao. Uważam, że bardzo łatwo jest wymyślić kobiecą postać, której jakiś facet pogna na ratunek niczym książę na białym rumaku. Natomiast wykreować jakąś kobiecą postać tylko po to, aby pokazać przepaść między nią a głównym bohaterem to świetny pomysł na pokazanie jak długą musi przejść jeszcze drogę do zrealizowania swoich celów. Co jest celem Ryo Hazukiego? Pomszczenie zamordowanego na jego własnych oczach ojca. Japońska sierota musi wyjechać w tym celu do Hong Kongu. Tu na samym początku popada w tarapaty i w ten sposób zaczyna się jego kolejna wielka przygoda, w której pozna dziewczyną, która odmieni jego życie i żbliży się raptem o krok do Lana Di, którego ściga. Shenmue II w dniu premiery oferowała niesamowitą oprawę graficzną, ogromne przywiązanie do szczegółów, świetną orientalną muzykę oraz głosy podłożone dokładnie każdej spotkanej w grze postaci. Poza wątkiem głównym gracz mógł pograć w rzutki, siłować się na ręce, bić się na ringu, grać na automatach, kolekcjonować przedmioty i robić całą masę innych rzeczy. Seria Shenmue jest też jedną z pierwszą w dziejach elektronicznej rozgrywki pozycją, o której możemy śmiało powiedzieć AAA, bo jak na tamten czas jej twórcy dysponowali ogromnym budżetem na jej produkcję.
4.Okami (PS2, Clover Studio, 2007r.)
Zawsze starałem się ogrywać gry z serii The Legend of Zelda, bo są one wizytówką konsol Nintendo, ale za każdym razem czegoś mi w nich brakowało. Czego? Zrozumiałem to dopiero po zagraniu w Okami, czyli przepięknej historii, w której Bogini Słońca, Amaterasu, pomaga w niedolach ludziom, którzy dawno zapomnieli o bogach. Towarzyszy jej niepoprawny politycznie Issun, który nie dość, że gada jak najęty, to potrafi rzucić jakąś seksistowską uwagą, po której gracz zwija się ze śmiechu.
Przed tym duetem staje niezwykle trudne zadanie pokonania sił ciemności oraz sprawienie, aby ludzie ponownie uwierzyli, że ktoś nad nimi czuwa. Jest to chyba najwspanialsza pochwała kultury japońskiej z niepowtarzalnym stylem graficznym, który sprawia, że gra wygląda jak namalowany obraz. Ile w tej grze jest rzeczy do zrobienia, to się w głowie nie mieści. Zabawy jest na dziesiątki godzin. Wszystkim naszym działaniom towarzyszy muzyka, z której Japonia aż promienieje i do tej pory słyszałem coś podobnego tylko i wyłącznie w pierwszych grach z serii Tenchu. Okami to pozycja niezwykła. Nieraz wzruszyła mnie do łez i ścisnęła za serce, aby potem rozśmieszyć i sprawić, że uwierzyłem. Ammy, uwierzyłem, że gdy Japończycy się postarają, to zrobią tytuł, którego nigdy nie zapomnę.
3.Metal Gear Solid (PSone, Konami Computer Entertainment Japan, 1999r.)
Pierwszy MGS na zawsze zmienił mój sposób postrzegania gier wideo. Wcześniej w grach interesowała mnie rozgrywka, warstwa dźwiękowa i ewentualnie grafika. Wszystko to uległo zmianie, gdy poznałem Solid Snake'a. Kojima w oparciu o zabawę w chowanego stworzył taką historię, bohaterów, muzykę i klimat opowieści, że doprowadziło to do całkowitego przewartościowania mojej całej dotychczasowej wiedzy o graniu. Nie dość, że ta skradanka zmusiła mnie do rozważań nad życiem, to zacząłem się zastanawiać też na tym, czy ktoś taki jak Sniper Wolf lub Psycho Mantis zasłużyli na śmierć? Czy Solid Snake jest kimś dobrym, skoro odebrał bezbronnemu i nieporadnemu człowiekowi kobietę, którą kochał? Czy miłość potrafi rozkwitnąć na polu walki? No ludzie, nigdy bym nie przypuszczał, że gra potrafi stawiać pytania natury filozoficznej a po jej ukończeniu dać satysfakcję i uczucie spełnienia za pomocą piosenki. Nie wierzę, że tylko ja byłem smutny, gdy Gray Fox umierał ratując życie Snake'owi, krzycząc na końcu do swojego przyjaciela, żeby powiedział Naomi, że to on zabił jej rodziców a wąż powiedział jej, że jej brat kochał ją do samego końca. Nie przekonacie mnie, że jestem jedyny, który to pamięta, bo o takich rzeczach nie da się zapomnieć do końca życia.
2.Super Mario Bros. (NES, Nintendo R&D4, 1987r.)
Minęło już tak wiele lat, od kiedy zagrałem pierwszy raz w platformer, który uratował kiedyś świat gier przed miernotą serwowaną na Atari 2600 a dziś wystarczy chwila i miód wciąż płynie bez końca. Mamy święta Bożego Narodzenia. To czas, gdy spotykamy się z bliskimi, więc odwiedziła mnie siostra i szwagier wraz z dzieckiem. Wystarczyło, że pokazałem im ten klasyk na chwilę i już szukaliśmy ukrytych dodatków, gwiazdek nietykalności, grzybków, kwiatów, łodyg, przejść do innych światów, strzelaliśmy do przeciwników, używając mocy ognistego kwiatu, wrzucaliśmy Bowsera do lawy i walczyliśmy o to, kto z nas skoczy najwyżej na maszt na końcu planszy. Nie wiem jak Nintendo to zrobiło, ale wyprodukowali ponad trzydzieści lat temu produkcję z nieśmiertelną grywalnością, o której nikt kto w nią kiedyś grał nie powie dziś, że jest brzydka. Przecież tych melodyjek nie da się zapomnieć i ja również tego nie potrafię. Jestem dorosłym chłopem a przy tym Mario zawsze czuję się jak małe dziecko, które jest ciekawe otaczającego go świata i jest to bardzo cenne i wyjątkowe uczucie.
1.Final Fantasy X (PS2, Squaresoft, 2002r.)
Myślę, że dla wielu osób nie będzie to żadne zaskoczenie. Final Fantasy X jest grą, z która spędziłem najwięcej czasu ze wszystkich gier w moim życiu, bo ponad 2000 godzin i skończyłem ją siedmiokrotnie. Znam ją praktycznie na pamięć, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że dzięki niej otworzyłem sobie drzwi do serii mojego życia, Final Fantasy, wpadłem w sidła mojego ulubionego gatunku gier, czyli jrpgów oraz zacząłem kolekcjonować gry, bo doszedłem do wniosku, że są takie pozycje, które należy trzymać zawsze blisko siebie, bo nigdy nie wiadomo kiedy najdzie nas ochota, żeby je sobie odświeżyć a ja remasterów posiadanych gier nie kupuję, szczególnie jeśli te remastery mają niepotrzebnie zmienioną oryginalną ścieżkę dźwiękową. Kiedyś, po ograniu MGSa wydawało mi się, że niemożliwym jest, aby zagrać w gry z równie dobrym scenariuszem, ale to właśnie Dziesiątka, cała masa jrpgów, gry BioWre i inne udowodniły mi, że jeszcze nieraz przejmę się losem bohatera w grze i zmierzę się z takim potworami, że na myśl o walce z nimi każdy gracz będzie czuł przerażenie.
I tym sposobem udało mi się w końcu odpowiedzieć na wpis Iva. Ivo, przepraszam, że trwało to tak długo, ale dałem radę i bardzo się cieszę, że mamy nawet te same gry w naszych zestawieniach, co wydaje się nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę fakt, że obaj skończyliśmy ich naprawdę wiele. Inną cechą wspólną naszych obu list jest to, że nasze najlepsze gry ograliśmy dawno temu i mało co robi dziś na nas wielkie wrażenie. Taki jest widocznie urok życia gracza z ogromnym bagażem doświadczeń.