Relacja z Kwadrat Games 2016 [Aktualizacja #1]
Może nie powinienem pisać tego co zaraz napiszę, ale zawsze żyłem z przekonaniem, że lepiej powiedzieć prawdę i żałować tego do końca życia niż ukrywać swoje prawdziwe uczucia przed innymi. Najpierw jednak głos zabiorą inni zlotowicze. Tylko wtedy zrozumiecie co znaczy być kwadratem pośród zębatek.
Nie będę się rozpisywał, bo nie widzę takiej potrzeby w blogu zbiorczym. Postaram się krótko opisać co i jak, nie robiąc jakiejś pojebanej abstrakcji jak relacja z Szyszka Games. Na pewno coś pominę, możliwe literówki.
Zaczęło się jeszcze przed umówioną godziną 15. Wbiłem na chwilkę na shouta, przeglądam i widzę wpis Reala, że Sycho zaspał na pociąg. Już zapowiadało się ciekawie. Wyruszyłem pod zamek troszkę wcześniej i jako, że miałem trochę czasu to zamiast od razu szukać pozostałych, podpiąłem się pod jakąś wycieczkę i słuchałem sobie jak to z żydowskiej części zostało niewiele, a kamienice są podwójne, bo coś tam z fotografią.
Grupka poszła dalej, a ja zacząłem się rozglądać za jakąś grupką nerdów. Nic, no to dzwonię do Kwadrata, a ten do mnie, że już są i sobie siedzą (jak się okazało usiedlitak, że nie widziałem ich zza jakiegoś kwiatka).
Zaczynam się rozglądać i widzę jakiegoś faceta w spodnie w kwiatki, mówię mu żaby pomachał ręką i macha, mówię mu żeby się odwrócił, za trudne. Podchodzę witam się i pierwszy zgrzyt. Przedstawiają się z imienia (ja przedstawiałem się jako Dario, żeby sobie nie pomyśleli, że jestem Affkiem czy cuś) , myślę sobie „Aha, to teraz jakoś muszę jakoś dojść, który to który”, na szczęście były tylko 4 osoby z czego Kwadrata poznałem bo rozmawiałam z nim przez telefon, która to Abi też nie było zbyt trudno się domyślić. Zostało dwóch i dowiedziałem się, że to Snakedużocyrf i Muminek.
Ok, czekamy na Mano i Cyborga. Pojawili się dość szybko, a nasz portalowy barbarzyńca zaskoczył mnie totalnym brakiem włosów na głowie, ale nie chciałem być nieuprzejmy i postanowiłem nie drążyć tematu. Najlepsza część zlotu jak dla mnie miała miejsce w tym momencie, Mano do każdego z tekstem „-inaczej sobie Ciebie wyobrażałem; -a mnie tak sobie wyobrażałeś?; -tak”. Nie wiem czy to dobrze, czy źle i pewnie się nie dowiem. Ruszyliśmy na lody i nagle do Kwadrata dzwoni Cesarzdużocyfr, który jest jedyną osobą na świecie, która po tym jak powiedziała, że jest 50% szansy na to, że się pojawi to się pojawiła.
Po dotarciu na miejsce (Galeria Olimp) spotkaliśmy Liptona, Olę i jakiegoś kolesia z krzywym ryjem. No i sprawy się pokomplikowały, kręcimy się dookoła, a lodów nie ma. Zlot już się sypie, wszyscy krzywo patrzą, zła energia narasta i co się okazuję? Przesunęli lody o pięć metrów
w lewo i już Kwadrat nie może się odnaleźć. Tak, tak, znaleźliśmy lodziarnię dopiero przy drugim okrążeniu.
Ruszyliśmy do Padbaru, gdzie mieliśmy spotkać się a Damiaanttem. Jednak ktoś rzucił hasło, że przecież zdjęcie sobie trzeba zrobić na schodach i sobie czekaliśmy na słoneczku, aż kolega się pojawi, a Real i Lipton sobie pili piwko w miejscu publicznym, totalnie na widoku. Rozbawił mnie square, który czekał sobie na uboczu. Pewnie jakby co to „ja tych ludzi nie znam”.Fotka zrobiona, idźmy do Padbaru, a tu organizatorzy zniknęli. Rezerwacja jest na jakiegoś A.Kcośtam. Ktoś powiedział, że to Cyborg.
Co się działo w padbarze? Transhumanizm, SI, Motorhead, Wiedźmin, dubbing, tłumaczenie i jeszcze kilka innych rzeczy, których nie usłyszałem albo nie mogę sobie przypomnieć. Real narzucił dość szybkie tempo, co skończyło się zgonem biednego Damiaantta. Tyle, więcej nie powiem, trzeba było się pojawić.
Graliśmy bardzo mało, trochę w Mortal Kombat 9 na X360, trochę w Mario Kart na Wii. Niestety dość szybko opuścił nas Mano, który musiał udać się na jakiejś porąb-posiekaj party z innym barbarzyńcami, nieco później zabrał się Cesarz, a jakąś godzinę po nim Lipton z Olą (ciekawe co sobie o nas pomyślała) i Realem. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mam strasznie mało zdjęć (tak właściwie to nie miałem żadnego) i dopiero pod koniec udało mi się coś zdobyć.
Real zadzwonił w pewnym momencie do Sycha, ale ten nie był zbyt rozmowny, potem do Gaba, którego chyba przeraziło „It’s a me, Dario!”, bo nie usłyszałem żadnej odpowiedzi.
Na koniec pożegnaliśmy się z Abi, reszta ekipy wsiadła do taxi, ja ruszyłem w swoją stronę, napisałem do Sycha smsa, kiedy będzie w Lublinie, ale chyba źle sobie numer zapisałem, bo nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Jak dla mnie zlot był udany, postaram się pojawić na kolejnych i bardzo zachęcam innych do lokalnych inicjatyw.
Dario123
Impreza była przednia,skromna,ale przednia.
Doborowe towarzystwo w postaci VIPów z PPE,a zarazem wytrawnych graczy.
Kobiety (tylko dwie, ale jednak), wino (wina nie było, ale było zajebiściej-przynajmniej tym, którzy pili) i śpiew (do końca mnie nie było, ale liczę że był)
Klimatyczny lokal który idealnie podkreślał tematykę spotkania.
Czego chcieć więcej?
Powtórki!
CESARZ987655
Czas napisać relację ze zlotu. Kompletnie nie wiem jak się za to zabrać, ponieważ chyba nigdy nie pisałam relacji, ale postaram się zawrzeć to co może być najważniejsze, co przykuło moją uwagę i co najlepiej wspominam. Jako, że zlot miał miejsce w moim mieście problemu ze znalezieniem Zamku nie miałam. Pewnie powtarzałam to każdemu po kilka razy (zwłaszcza Cyborgowi i Muminkowi), ale niesamowicie się stresowałam idąc na zlot. Zupełnie inna atmosfera panuje, gdy poznajesz kogoś na żywo z kim do tej pory tylko pisałeś lub oceniałeś z dystansu w komentarzach. Przyjęta zostałam naprawdę ciepło, wszystkich dało się zapamiętać, ogromne podziękowania dla Muminka, który sprawdzał czy wszystko ze mną okay (doceniam bardzo). To samo tyczy się Cyborga, który dotrzymywał towarzystwa, abym się trochę bardziej ośmieliła (jedna dziewczyna na tylu facetów? ale warto było!). Jak zwykle popłynęłam, więc tylko w skrócie co się działo. Zrobiliśmy dobre 4-5km w obie strony do lodziarni, ale nikt nie narzekał, bo lody były świetnie.
Następnym punktem programu było umieranie z gorąca na schodach przed Zamkiem dla pamiątkowego zdjęcia, a na końcu wreszcie upragniony PadBar z zimnymi trunkami. Troszkę się w tym momencie rozdzieliliśmy, bo niektórzy zgłodnieli, a niektórzy wybrali procenty (tak jak ja), ale ostatecznie wszyscy się potem odnaleźliśmy w wynajętej dla nas sali na miejscu. Ogromne plusy dla organizatorów za wynajęcie tej sali – mogliśmy siedzieć w naszym jednym miejscu, pić i rozmawiać, czasami iść grać jak ktoś miał ochotę. Podejrzewam, że do tego momentu relacja każdego z nas będzie bardzo podobna, ale już od PadBaru pojawią się różne wersje, ze względu na wzrost alkoholu we krwi. Największym chyba zaskoczeniem tego zlotu była naprawdę ogromna dyskusja dotycząca transhumanizmu, która porwała sporą liczbę osób. Ja z Cyborgiem siedzieliśmy wpatrzeni w Muminka jak w obrazek w tamtym momencie wysłuchując kilku teorii, aż zaraz dołączyli się dodatkowi znawcy tematu (Damian i Cesarz prawda?). Tematów przeleciało sporo, ale kilka toastów później dołączyłam do grania w Mario Kart. Nigdy w życiu nie trzymałam tego pada w ręku! I jeszcze niedobre chłopaki mi przeszkadzali cały czas za plecami i przegrywałam! (dziękuję tylko Kwadratowi, który pokazywał mi co i jak robić, dobry chłopak jedyny!). Mimo wszystko ciągle było śmiesznie, porozmawiałam z paroma osobami, miło było zobaczyć te wszystkie mordki, więc teraz nie widzę waszych avatarów, ale wasze twarze. Naprawdę wspaniałe doświadczenie, które na długo zostanie w mojej pamięci i którego nie żałuję nawet przez chwilę. Na koniec mogę tylko podziękować wszystkim, których spotkałam i których jeszcze nie wymieniałam wyżej: Mano szkoda, że krótko, ale też było świetnie poznać, Lipton bardzo pozytywny z ciebie człowiek wydaje mi się i naprawdę ogromny szacunek dla twojej dziewczyny (Ola prawda? łatwiej mi zapamiętywać nicki niż imiona), Snake miło było poznać osobę z tego samego fachu co ja (Anglistyka to jednak Anglistyka!) REAL no co ja ci mogę powiedzieć, naprawdę świetny z ciebie facet, ale żadnych oświadczyn (i Deus Exa) to tam nie było ;), Muminkowi już dziękowałam wyżej i osobiście też, dobrze było cię zobaczyć w końcu na żywo!
Bo REAL oświadczył się tak naprawdę Muminkowi - przypis squaresofter
Najmniej rozmawiałam z Cesarzem i Dario i Damianem (chociaż ten pan tutaj był aż nade przytulaśny), ale chłopaki i tak fajnie, że też się pojawiliście! A na koniec jeszcze raz ogromne dzięki dla organizatorów – Square i Cyborg genialna robota, niesamowicie fajnie, że was też poznałam i w ogóle cieszę się z zobaczenia wszystkich! Mam nadzieję, że kolejny zlot w Lublinie się odbędzie. Powtarzam się pewnie cały czas, ale dalej gdzieś siedzi we mnie ta radość, że cały mój stres i zamartwianie się, było kompletnie nieuzasadnione i spędziłam wspaniałe popołudnie i wieczór w znakomitym gronie ludzi. Się rozpisałam, ale mam nadzieję, że to trochę da wgląd w to co się działo z perspektywy małej Abi :D
Abi
Dzień 23 lipca 2016 był dniem szczególnym, ponieważ akurat tego dnia odbywał się coroczny zlot PPE. Tym razem Kwadrat razem z Cyborgiem postanowili zmierzyć się z tym tematem i zorganizowali go w Lublinie.
REALista
Ponieważ w tym roku nie załapałem się na koncert Borsuka i Ironów a także Szyszka Gejms - pod wpływem impulsu napisałem do Kwadrata, że mógłbym odwiedzić go w Lublinie i przy okazji spotkać się z nim , Cyborgiem i Liptonem, który też mieszka w okolicy:P
...miało być romantycznie i w skromnym gronie..cóż.. następnego dnia przeczytałem ogłoszenie parafialne na blogu PPE, że zlot Kwadrat Gejms w Lublinie się szykuje :D..chętnych było trochę więcej niż się spodziewałem..:)
Sam zlocik opiszę krótko, bo sam byłem najkrócej z racji mnóstwa obowiązków kończącego się urlopu ( czytaj znajomi nie daaadzoo żyć na urlopie:)
Po dojechaniu na miejsce odebrał mnie znajomy Cyborg, który pilotował mnie do skutku, po dotarciu mieliśmy questa "znajdź zamek i współtowarzyszy misji" - okazało się że to blisko - pod zamkiem znaleźliśmy parę grup turystów - nasza akurat siedziała sobie przy ogni..tfu ach te Dark Souls..na murku:)
Przywitałem się z Kwadratem i zapoznałem z Abi -jedyną dziewczyną która była odpowiedzialna za losy tego świata , snake czyli wonszzz - zupełnie inaczej go sobie wyobrażałem - bardziej podłużnie i z innym językiem:) , Muminek wyglądał bardziej jak dyrektor Muminek , ale okazał się bardzo przyjazny w obejściu, tylko Dariołantufri wyglądał dokładnie tak jak go sobie wyobrażałem i nie omieszkałem mu tego powiedzieć - wcielona esencja gotika:P
Kwadrat obiecał boskie lody na Olimpie, więc zmotywowani ruszyliśmy na ..drugi koniec świata, żeby zjeść lody - po drodze złapaliśmy samotnego Cesarza który też był "nasz" - w trakcie trasy okazało się, że albo ja chodzę za szybko albo reszta drużyny za wolno..ale nie przeszkodziło nam to dotrzeć do celu i spotkać niezawodnego Reala , owłosionego Liptona i atrakcyjną Olę ( samiczkę Liptona:), która zresztą okazała się naszą dyżurną panią fotograf:)
Po lodach wróciliśmy w okolice zamku mijając po drodze z siedem innych lodziarni ( ta na olimpie to musiała być jakaś dupeczka, na którą Kwadrat ma ochotę chyba:).
Chyba gdzieś tu dotarł jeszcze jeden uczestnik zlotu, niejaki Damian - który zresztą uwierzył, że jestem dexxem i ogólnie sprawiał wrażenie człowiek który przeniósł się w czasie..nie wiem tylko w którą stronę:P..ale okazał się sympatyczny i wygadany jak na swoje 13 lat :D
Kilkoro z nas poszło do Padbaru ,a inne kilkoro poszło się nażreć ( że mnie w tej grupie nie było to do tej pory nie wiem jak to się stało:)
Nie będę opisywał, ile piw i drinków wypiliśmy bo i tak nikt nam nie uwierzy - ale grupa się szybko poznawała i integrowała ( nie pamiętam co to znaczy, ale ładnie brzmi:)
Musiałem się teleportować o 18 przez co ominęło mnie to najlepsze co było ponoć potem..cóż mam nadzieję, że następnym razem będę dłużej i plan będzie mniej spontaniczny i będzie mi więcej dane porozmawiać z każdym kogo poznałem - teraz już wiem jak ma na imię Abi i że jest bardzo sympatyczna , wiem co na szyi nosi Dario, jakie włosy ma Lipton, jakiego telefonu używa Muminek i jak szybko chodzi Cyborg na jednej baterii:P..o Realu nic nie będę pisał, bo on i tak zawsze jest w centrum uwagi, więc żeby mu sodówka do łba nie strzeliła - tym razem litościwie go oszczędzę ( Real Mordo:)
Dziękuję wszystkim, przepraszam że tak krótko, pozdrawiam i do następnego razu :)
ManoWar74
To, że w ogóle ten zlot powstał jest dla mnie chyba największą niespodzianką. Jakiś czas temu Kwadrat poinformował mnie, że Mano chce nas odwiedzić w Lublinie, myślę sobie zawaliście, że jednak w tym roku się zobaczymy. Chwile po tej informacji dostaje od Kwadrata link do bloga o zlocie organizowanym w Lublinie, aż mnie zamurowało. Odzew na blogu był tak duży, że czysto spontaniczny pomysł zaczynał przeradzać się w coś poważnego. Jak to się stało, że zostałem współorganizatorem to sam nie wiem, tak po prostu jakoś wyszło. Głównie chciałem pomóc Kwadratowi, bo wiedziałem, że nie ma teraz tak dużo wolnego czasu jak kiedyś. Z drugiej jednak strony współorganizacja takiej imprezy była w pewnym sensie sprawdzeniem moich umiejętności zawodowych. To tyle tytułem wstępu, więc przejdźmy teraz do meritum, czyli do tego jak wyglądał zlot moimi oczami.
Wraz z Kwadratem i Panem Prezesem Sosnowca Muminkiem (aktualnie drugim w kolejce do tronu Króla Sosnowca) wyruszyliśmy pod Zamek. Gdy dotarliśmy na miejsce oni czekali na resztę ekipy, a ja wyruszyłem na misje eskortową po naszego VIP'a ManoWar'a. Trochę się to wszystko przedłużyło, bo okazało się, że Mano otrzymał chorego rumaka i nie mógł dotrzeć tak szybko jakby chciał. Oczekując na barbarzyńce usłyszałem rozmowę starszej Pani z kierowcą busa, która mnie nieźle rozbawiła. Pani zapytała się: „czy bus jedzie do Opola Lubelskiego”, na co kierowca: „tak, ale przez Las Vegas”, mówicie sobie co chcecie o Lublinie, ale czy wasze busy dojeżdżają do Las Vegas?!
Gdy Mano się zjawił wyruszyliśmy pod Zamek, gdzie czekali na nas już Dario, Wonsz oraz pewna słodka kruszynka Abi :) Pewnie sobie myśleliście, że jak to zlot graczy to od razu pójdą chlać i grać, takiego wała! Wraz z Mano postanowiliśmy rozruszać trochę towarzystwo i za ich zgodą wyruszyliśmy na Olimp, bo doszły nas słuchy, że Kratos dostaje lanie od jakiegoś Zeus'a i trzeba mu pomóc. W międzyczasie do drużyna pierścienia dołączył Cesarz. Jak się okazuje rekreacyjny spacer każdy sobie definiuje inaczej i tak się rozgadałem z Mano podczas przechadzki, że trochę odłączyliśmy się od stada, bo szliśmy trochę za szybko. Dotarliśmy na miejsce, gdzie spotkaliśmy Olę, agenta Liptona i wariata REAL'a, który od razu rzucił się na nas, jak szczerbaty na suchary :P. Tajemnicza lodziarnia Kwadrata okazała się tak tajemnicza, że nawet on miał problem z jej odszukaniem, ktoś powiedział, że to był specjalny troll Kwadrata i owa lodziarnia nie istniała :D, ale jednak okazało się, że zmieniła swoje położenie. Każdy chętny nabył lody u atrakcyjnej młodej damy i trzasnęliśmy sobie pierwsze zlotowe zdjęcie. Wyruszyliśmy w drogę powrotną także na piechotę, nie licząc Oli, Lipoton'a i REAL'a, którzy cheat'owali i pojechali samochodem, oszusty wy jedne! Wszyscy już chcieli iść do Padbar'u, ale zauważyłem, że nie mamy jeszcze zdjęcia na tle Zamku! W między czasie odezwał się Damiaantt, na którego musieliśmy trochę poczekać pod Zamkiem, jednocześnie prażąc się na słońcu, za karę musiał przebiec po schodach 10 razy i zrobić 20 pompek, z nami nie ma lekko! W końcu po zrobieniu około 5 kilometrów dotarliśmy do drugiej atrakcji wieczoru, czyli Padbar'u. Wraz z Kwadratem i REAL'em poszliśmy na pizze, bo walenie w gaz na głodnego to nie jest dobry pomysł, reszta poszła do Pb. Będąc w pizzerii zdałem sobie sprawę, że rezerwacja naszej sali jest na moje imię i nazwisko i będą niezłe jaja jak ich tam nie wpuszczą XD, ale nikt do mnie nie dzwonił, więc jednak się udało. Niestety pizza nie była za dobra i do tego przypalona, ale przynajmniej wypchaliśmy czymś żołądki oraz żeśmy sobie pogadali na spokojnie. W Padbrze reszta ekipy już się rozgościła w naszej sali, więc do nich dołączyliśmy. Zaczęliśmy skromnie od piwa, ale potem poszliśmy już w pełnoprawne alkohole. Jako współorganizator obawiałem się tego na co nie mam wpływu, a mianowicie czy zlotowicze odnajdą wspólny język i rozmowa będzie się kleić. Jak się później okazało moje obawy były bezpodstawne, bo poruszyliśmy masę tematów, w których każdy brał czynny udział. Czego jak czego, ale że na zlocie dostane wykład na temat transhumanizmu oraz Sztucznej Inteligencji to bym nie przypuszczał, wielkie dzięki dla Muminka i Damiaantt'a, bo temat był mega wczutowy. Później były dyskusje o dubbingu, tłumaczeniu, Hitman'ie, książkach, muzyce, Deus Ex'ie, Mass Effect'cie oraz wielu wielu innych rzeczach. Było dużo epickich sytuacji, gdzie można był się nieźle pośmiać, ale przytoczę tu tylko jedną (reszta będzie naszą słodką tajemnicą :P). Po obaleniu wspólnymi siłami trzeciej bądź czwartej flachy, powiedziałem, że: „ja tak naprawdę to jestem abstynentem”, mina niektórych osób po usłyszeniu tego zdania była bezcenna :D Niestety jak to bywa po alkoholu mam drobne luki w pamięci, ale na szczęście nie tak duże jak REAL, którego pamięć pewnie wygląda jak ser szwajcarski :P. Mam nadzieje, że nie odwalałem tam żadnej maniany, bo niestety czasem mi się zdarza :/. O dziwo mimo, że był to zlot graczy to bardzo mało tam graliśmy, ja osobiście zagrałem jeden wyścig w Mario Kart na Wii i to tylko dlatego, że Wonsz był wielce uradowany, że wygrał dwa wyścigi z rzędu, więc trzeba było go utemperować :P.
Niestety powoli nastawał ten niezręczny moment, gdy musieliśmy się rozstać, najgorsza rzecz jaka może być podczas takiej dobrej zabawy. Po pożegnaniu się z reszta, pomogliśmy wrócić do domu Damiaantt'owi, który popełnił największy błąd w swoim życiu, a mianowicie pił tempem REAL'a. Gdy mieliśmy już pewność, że wszyscy bezpiecznie trafili do domu/noclegu, my także się tam udaliśmy rekreacyjnie na piechotkę :)
Wielka szkoda, że sporo osób nie dało rady uraczyć nas swoją obecnością, z przyczyn niezależnych od nich, ale mimo wszystko spotkanie w grupie kilkunastu osób ma jeden plus, a mianowicie każdy miał możliwość pogadać z każdym oraz brać czynny udział w grupowych dyskusjach (rok temu było tak dużo osób, że nie wiem czy zamieniłem słowo chociażby z połową obecnych). Natomiast cieszy mnie fakt, że mimo wszystko trochę ludzi postanowiło spędzić swój wolny czas w naszym towarzystwie :) Niezwykle doceniam obecność Abi, która przyszła na zlot, mimo że nie znała nikogo z nas osobiście, więc to musiała być szalenie trudna decyzja wymagająca niemałej odwagi. Na początku była speszona, co jest jak najbardziej zrozumiałe, więc starałem się, aby nie żałowała tej decyzji i poczuła się komfortowo w naszym towarzystwie i tak też się stało. Później już nie miała żadnych problemów, aby brać czynny udział w dyskusjach, co mnie niezmiernie cieszy :). Na uznanie zasługuje także Ola, która nam bardzo pomagała przy zdjęciach i która miała na pewno niezły ubaw podczas naszych zaciekłych dyskusji :D. Ogólnie dziękuje wszystkim za obecność i za niezwykle miłe słowa, które usłyszałem z waszych ust, chyba największą nagrodą dla współorganizatora jest zobaczyć uśmiech na twarzach zlotowiczów, wielkie dzięki i do zobaczenia jeszcze nieraz :)
Czy było coś co mi się nie podobało?, kilka rzeczy by się znalazło, na pewno to, że Mano ledwo się pojawił i już musiał iść, to że Muminek w niektóre dyskusje trochę za bardzo się wczuwał, to że za dużo nie pogadałem z Dario i Cesarzem, to że doba ma tylko 24 godziny oraz oczywiście ryj REAL'a :P
PS. Oczywiście dziękuje Kwadratowi, w którego głowie zrodziła się ta myśl oraz Mano, który pomógł mu wpaść na ten genialny pomysł, bez Was ten zlot nigdy nie miałby miejsca, jesteście wielcy :D
Cyborg
Miałem napisać relację wcześniej, nie (prawie) na ostatnią chwilę, ale przeliczyłem się z czasem, którego o dziwo zaczęło mi brakować. Do Lublina wbiłem autem, ale zaparkowałem przy stancji kumpla i pojechałem komunikacją miejską, gdyż abstynencji na zlocie zachowywać nie zamierzałem. Grzało niesamowicie, więc można by uznać, że pogoda jak na zamówienie, ale okazało się, że...nie do końca. Spotkanie odbyło się pod Zamkiem Lubelskim i stawili się...omg długo by wymieniać, a mnie czas goni - wszyscy obecni na zdjęciach prócz Damiaantta, Liptona z towarzyszką, Reala i Cesarza. Jak zapewne już ktoś wyżej napisał, Sycho zaspał na pociąg o 11:00 :P Spacer od Zamku do Olimpu i z powrotem po uprzednim załatwieniu wszystkich obowiązków domowych, w tym skoszeniu trawy w sadzie, jeździe do Lublina i tłoczeniu się komunikacją miejską nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Tzn. nie takie dystanse się chodziło, ale przy takim Słońcu i dystansie zacząłem powoli wysiadać. Po drodze zgarnęliśmy Cesarza, który zmienił mój pogląd na "będę na 50%", co dla mnie do tej pory oznaczało "nie będę na 100%", a tu taki błąd w Matrixie i się pojawił. Szliśmy do Olimpu po "lody", co budziło we mnie pewną dozę niepokoju, jak i ciekawości. To, co się tam zdarzyło zmieniło mnie na zawsze. Parafrazując Team Four Star i DBZ Abridged: "Pierwsza zasada lodów u Kwadrata: Nigdy nie mów o lodach u Kwadrata." Jednak nie można było nazwać imprezy Kwadrat GEJms, gdyż pojawiła się u nas niewiasta, a nawet dwie. W drodze powrotnej rzucałem już tylko one-linerami i myślałem wyłącznie o zimnym browarku. Z Liptonem, jego sympatią oraz Realem spotkaliśmy się pod Olimpem, a jak wróciliśmy pod Zamek Lubelski i czekaliśmy na Damiaantta, oni już pili po browarku, a ja musiałem na to patrzeć :"( Okrutnicy.
Jak dorwałem się do piwa w Padbarze, doznałem god-like uniesienia. Potem zabrałem się do obczajania gierek, bo spora część grupy oddzieliła się i poszła coś zjeść. Zajęło mi to z 10 minut, pogadałem trochę nt. nowego Guitar Hero z całkiem urodziwą pracowniczką Padbaru, a potem sam się za to GH zabrałem. Nigdy nie grałem w tą nową wersję i byłem jej ciekaw. Wrażenia mam bardzo negatywne. W poprzednim systemie wymiatałem na Ekspercie, a tutaj czułem się jakbym przegrywał w Mortala grając postacią o nazwie Noob (WTF, miałem niezłą bekę jak się dowiedziałem, że jest taka postać), co uczynił z resztą Cesarz lub Dario.
Lamiłem w to GH przeokrutnie i rage quitowałem, złorzecząc na Activision i wystawiając tej odsłonie w myślach 1/10 na szynach. Zasłużyła sobie na to, bo utwory w tym...czymś to jakiś żart i to niesmaczny. Grać już nie grałem poza 2-3 meczami w Mortala, gdzie nie wiedziałem co robię i dwóch zwycięstwach odniesionych z rzędu w Mario Kart (po pierwszej styczności z Wii w życiu!) i trzecim miejscu po zdetronizowaniu przez Cyborga. Reszta to dyskusja po pijaku nt. SI (dobrze, że nie zeszliśmy na Boga, wiarę i życie pozagrobowe ;)), która interesowała mnie dosyć umiarkowanie, czy nt. głębi postaci Adama Jensena, przy czym ja z Cyborgiem reprezentowaliśmy pogląd, że w grze nie nakreślono odpowiednio jego trudności z pogodzeniem się z implantami, a tylko Muminek i Abi pamiętali o jakimś zbitym lustrze i czymś tam jeszcze. Jestem pod lekkim wrażeniem, że po 5 latach od premiery wciąż pamiętają takie rzeczy. W moim przypadku hype na Deusa już dawno umarł śmiercią naturalną. 5 lat to za długo. Dowiedziałem się też, że Sapkowski to beztalencie i pijak, ale taki Lemmy Kilmister to wzór cnót wszelakich i wspaniały artysta. No...przesadzam może, ale w przypadku Lemmy'ego nikt nie wspomniał o tym, że (cytuję Lemmy'ego): "Acid made me a better man", chyba że akurat wtedy poszedłem po piwo. Widocznie gwiazdy rocka/metalu mogą, a "inżynierzy słowa" nie ;) Tak już się przyjęło.
Nie, żebyśmy tylko dyskutowali po pijaku na "poważne" tematy. Lipton jest ziomek, bo jako jedyny chyba wiedział gdzie są Ryki, a i dobrze się z nim cisnęło bekę ze wszystkiego. Pisałem wcześniej, że niewiasty były dwie, ale zapomniałem o jednej, która nawet posiedziała mi chwilę na kolanie, a była to REAListka. Tylko ciężka jak sam sku*wesyn. Umierałem w duchu z bólu ;)
Napisałbym więcej, ale czas goni. Szkoda, że Mano się zwinął wcześniej, szkoda, że Sycho zaspał na pociąg, ale to jedyne "mankamenty", bo ekipa niezwykle zacna, lokal przyjemny, a atmosfera epicka. Rzekłem i lecę nad Firlej. Trzymajcie się wariaty i do następnego!
SNEJK
Zlot w Lublinie, czyli jak zwykle sporo prywaty i mało słów… ponieważ mam mało czasu.
Po wielu przemyśleniach, postanowiłem zacząć wpis inaczej niż zwykło się to robić. Nie będzie to podsumowanie, ale w Lublinie bawiłem się naprawdę znakomicie i naprawdę ciężko opisać wszystko warte uwagi, ponieważ opis zmieniłby się w kilkustronicowy tekst, opisujący jak co kilka minut wybuchałem śmiechem. Zamiast tego mam dla Was mocno skróconą wersję. Ludzie, których numery telefonów posiadam, wiedzą, że miesięcznie wysyłam setki wiadomości mms i to – aczkolwiek nie tylko - skłoniło mnie, żeby udokumentować wyprawę. Finalnie zrobiłem jedno zdjęcie:
Godzina? Piąta rano? Zdjęcie przedstawia moje wyjazdowe słuchawki, nienagannie wypastowane buty i dobytek, który nie został zapakowany jak ten Włóczykija, czyli jakaś tam ścierka, zawiązana na kiju. W tle ulotka z kredytami i jakiś worek; Sosnowiec…
Pociąg pojawił się punktualnie. Moje „VIP miejsce” w drugiej klasie okazało się najlepszym miejscem w przedziale, czyli jednym - pojedynczym fotelem przy oknie, ze ścianą za plecami. Widząc dwóch przemiłych chłopców, którzy krzykami chcieli zwrócić na siebie uwagę matki, od razu założyłem na głowę słuchawki. Po pięciu godzinach z muzyką, oczywiście rozbolała mnie głowa.
Spod Dworca odebrał mnie Kwadrat, ale jako, że oczywiście uciekł nam autobus zdecydowaliśmy udać się na pyszne pierogi. Finalnie zamówiliśmy obrzydliwe zapiekanki na w dworcowej kawiarence. Duże. Znając swoje możliwości, miałem zapytać, czy są wersje XXXXXL… dobrze, że tego nie zrobiłem.
Ogłoszenie: ma ktoś na sprzedaż iPhone 5S albo LG G4? Haha
Po dojechaniu na osiedle Square’a, dołączył do nas Cyborg. Totalnie rozkleiłem się, opowiadając o tym, jak to stado graczy na moim osiedlu w kilka tygodni wyleczyło się z hobby, jakim są gry. Udaliśmy się do centrum, zaśmiewając się z Sycha, który zaspał. Uznałem mentorskim tonem, że to problem z chronicznym niewyspaniem, dotykającym graczy. Na przystanku prawie „nakupał” na mnie ptak. Może dlatego, że standardowo szkalowałem Fallouta 3? Może był to gołąb?
Rozdzieliliśmy się, a ja zacząłem faszerować się tabletkami przeciwbólowymi, chcąc mocniej skoncentrować się na opowieści Square’a, o blogach. Kątem oka obserwowałem architekturę Lublina i piękne lublinianki. Słońce świeciło coraz mocniej i w złotym blasku pojawiła się Abi. Potem pojawił się chyba Snake69 69 69 69, który rozbawił mnie na wejściu stwierdzeniem, że Sycho zaspał, a on zdołał… „skosić trawę w sadzie”? Sycho, ucz się! Kolejny był uśmiechnięty Mano, który prawie połamałem mi moją delikatną łapę witając się. Oczywiście ja przedstawiłem się jako Frytka, a Mano jako Karate Koks. No i był też Dario, który też cały czas się uśmiechał. Po chaotycznym krążeniu po mieście, dołączył też Cesarz. I poszliśmy na lody.
Nowa definicja Savepointu: zawiązywanie butów przy ławce, której musisz dotknąć stopą. Pod ławką musi znajdować się pusta flaszka, po nalewce. Save zajmuje mniej bloków na karcie pamięci, jeżeli podczas zapisywania Twoi znajomi obrażają "youtuberów".
Lody były dobre, ale bardziej interesują mnie ludzie! Po spotkaniu Reala, od razu zaczęliśmy gadać. Chciałem nadrobić to, czego nie zrobiłem rok temu w Warszawie, podczas urodzin PPE. Był też Lipton i jego dziewczyna (Aleksandra?), która wydała mi się groźna i postanowiłem jej nie drażnić. No i niezły sklep z garniturami. Przez chwilę zastanawiałem się jak dziwne będzie, jeżeli wrócę ze zlotu z nową dwurzędową kamizelką.
Cofnięcie na zamek wyszło całkiem płynnie. Pstrykneliśmy kilka fotek, dołączył do nas Damiaantt i udaliśmy się w stronę Padbaru. Kilka osób postanowiło posilić się pizzą. Jak się potem okazało była obrzydliwa. Dziwne to w perspektywie zapiekanek. Czy w Lublinie brakuje dobrych kucharzy? Szarlotka, którą poczęstowała mnie babcia Kwadrata, była zajebista. Może niech ich doszkoli?
Alkoholizacja ruszyła! Oczywiście zacząłem gadać o Deusie. W końcu Real zaproponował, że czas przerzucić się na wódkę i… tak wiele się działo. Kilka wydarzeń z mojej perspektywy:
- masowy zachwyt nad Life is Strange. Lipton, dziękuję za miłe słowo, kiedy powiedziałeś, że moje recenzje byłyby bardzo osobiste, ale i trafne. Czy jakoś tak.
- wielka energia Mano i jego opowieści.
- telefon do Gaba i odśpiewanie do słuchawki… czegoś tam…
- Abi przyznaje się, że nie przeczytała Deus Ex: Icarus Effect. Grożę palcem i przypominam, że obiecałaś przeczytać.
- mój przydługi monolog o transhumanizmie. Nie wiem, czy chociaż jeden temat został dokończony. Badania Cognomu, Strefa Dysona, Mózg – Matrioszka, istota pracy nad sobą, inteligencja kognitywna, Max More, rosyjscy badacze i w końcu mój idol: Raymond Kurzweil. Było mi bardzo miło, kiedy prawie wszyscy włączyli się do rozmowy. Nie lubimy trywialnych tematów na zlotach!
- zalanie moich spodni Colą i wesoły okrzyk ludzi, którzy uznali, że zsikałem się na wieść o tym, że ma odwiedzić nas Salt The Fries i chce mnie pobić. Plama szybko wyschła, ale mądrze zrobiłem zakładając „roboczą” marynarkę i spodnie.
- Snake, który konsekwentnie siedział przy Guitra Hero z gitarą, której rozmieszczenia przycisków nie znał.
- zgon Damianka haha
- Cyborg opowiada o swojej pracy (licencjackiej?) związanej z grami.
- mój hejt na Wiedźmina, którego uważam za „czytankę”. Czy w zasadzie hejtem jest przedstawienie argumentów i udowodnienie, że człowiek, który przeczytał bardzo dużo, może mieć większe spektrum porównania? Przegadałem Was wszystkich, bo jesteście pipki. ;)
- osobista rozmowa z Realem. Dzięki!
- rozmowa z Liptonem o Motorhead, Lemmym i zespołach, które cenie. Dzięki!
- Damian dalej zgonuje.
- toast za Griftera!
Czas mnie goni! Kończę! Chciałbym bardzo podziękować Square’owi, który mnie przenocował. Mam nadzieję, że kiedyś się odwdzięczę. Dziękuję też wszystkim, którzy pojawili się i zagwarantowali ten mile spędzony czas. Jesteście zajebiści i tylko dzięki Wam wchodzę na PPE i znoszę, to co dzieje się na portalu (ale Wojtka lubię). Nie dziękuję przewoźnikowi. Powrót w pierwszej klasie, bez klimatyzacji to skandal.
Z poważaniem,
Bartosz
Na wstępnie chciałbym podziękować wszystkim obecnym na zlocie. Szkoda, że nie piszę tych słów w tamtym tygodniu tylko teraz. Normalnie napisałbym pewnie, że w dniu zlotu wstałem o piątej rano, żeby dobrze się przygotować do niego przygotować i nie zaspać, bo miałem odebrać Muminka na dworcu, o naszym spotkaniu pod Zamkiem, lodach, Padbarze a nawet o tym, że jeśli chcecie dowiedzieć się czym jest transhumanizm, to wystarczy, że napijecie się z Damianem i szybko zrozumiecie w co jest w stanie zmienić się człowiek, ale dziś, tydzień po zlocie, nie ma to najmniejszego sensu. Ten zlot i wpis już zawsze będę traktował jako pamiątkę tego, jaki byłem szczęśliwy.
Dziś już bym tak o sobie nie powiedział. Im dłużej trwał zlot, tym smutniejszy się robiłem, bo wiedziałem, że prędzej czy później musimy się pożegnać. Pierwszy pożegnał się z nami Mano. Potem byli następni goście.
Nie spodziewałem się jednak jednej rzeczy po naszym spotkaniu, że przypomni mi tak żywo jeden z najgorszych dni z mojego życia, z początku 2004r., gdy zrozumiałem, że moje życie nigdy nie będzie takie, jak sobie zaplanowałem. Człowieka w takiej sytuacji dopada straszna melancholia. Niektórzy nie wytrzymują takiej presji i kończą ze sobą. Nie ma wyjątków. To dotyka nawet znanych aktorów, którzy żyją z rozśmieszania innych. Ja nie mogłem się poddać. Życie, choćby nie wiem jakie było, jest najważniejsze. Nie poszedłem wtedy do nikogo po pomoc. Nie zacząłem ćpać lub pić. Walczyłem ze swoim koszmarem. Wróciłem po dwuletniej rozłące do gier i wiem, że uratowały mnie wtedy przed ciężką depresją. Zacząłem oglądać też chińskie bajki na Hyperze. Byłem zrozpaczony, ale moje zainteresowania pomogły mi przetrwać ten ciężki okres. Zyskałem też największy skarb w moim życiu, _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _. Dzięki temu było mi łatwiej. Pamiętam, że wtedy postanowiłem, że już nigdy w życiu nie spotkam tej straszliwej melancholii. Myliłem się. Okazuje się, że przez dwanaście lat, gdy walczyłem o sens istnienia, o to, by mieć jakąkolwiek pracę trafiłem a potem trafiłem na portale o grach byłem coraz bliżej spotkania z moja starą przyjaciółką. Choć Konsolowisko zostało całkowicie zniszczone przez głupotę HIVa znalazłem swój drugi dom na ppe.pl.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak zżyję się z niektórymi z Was. To wspaniałe uczucie mieć możliwość wyrażenia samego siebie za pomocą bloga lub recenzji a jeszcze lepsze spotkać na żywo osoby, które stały się moją siłą i podporą w ciężkich chwilach. Po wielu niepowodzeniach wreszcie znalazłem pracę, pracę, która zabiera mi tyle wolnego czasu, że bez Cyborga ten zlot nie doszedłby do skutku. Myślałem, że teraz wreszcie wszystko się ułoży. Minęło dwanaście lat od tamtego dnia. Tak bardzo się zmieniłem. Swoim pobytem tutaj i determinacją udało mi się zrobić tak dobrego, że doczekałem się nawet osobistych trolli, którzy nie mogą pogodzić się z czyimś powodzeniem. Jednak w życiu niczego nie można być pewnym.
Pewne jest jednak, że straciłem swój największy skarb i już go nigdy nie odzyskam. Niby byłem na to zawsze gotowy, ale o tak nie mogę się z tym pogodzić. Swoją dwunastoletnią walkę uważam za przegraną. Mocowanie się z siłą, na którą nie znam sposobu jest bezcelowe. Jestem sam, tak jak przewidział Dario. Nie mogę nawet pogadć o tym szczerze z ludźmi z portalu. Zwierzyłem się ze wszystkiego tylko jednej osobie z zewnątrz i ona wierzy, że pokonam smutek.
Ciężko będzie teraz komukolwiek z Was namówić mnie na jakieś wspólne spotkanie. Muszę jedynie załatwić jedną sprawę z Borsukiem i jedyne co mi teraz pozostaje to gry. Nie mogę pogodzić się z tym, że sam doprowadziłem do tego, jak się teraz czuję.
Nic to, większość z Was i tak udało mi się spotkać. Żałuję, że nie zobaczyłem się z Dżonym i Zdunem, w czasie gdy nie donosiliśmy jeszcze na siebie do moderacji, z bratem Dakku, z Affkiem, z Tsurugim, z Musielem i z Dajznerem, który jako pierwszy uświadomił mi, że blogi, które napisałem jednak miały jakąś wartość. Cieszy mnie też, że udało mi się napisać wspólnego bloga z REALem, bo po tym jak zaproponował mi, że napiszemy wspólnego bloga o MŚ w Brazylii 2014 a potem odmówił, tłumacząc się, że nie umie pisać, byłem na niego zły za teksty w Srakcie. Potem gdy miał już gotowy tekst do w co gracie nie zgodziłem się na jego publikację. Taki małostkowy jestem. Cieszę się, że chociaż tą jedną sprawę udało mi się zakończyć tak jak chciałem.
A teraz wybaczcie. Zawsze chciałem napić się z Suzuhą.
Twoje zdrowie, Suzu, Ty jedna dokładnie wiesz jak się teraz czuję.
Dobrze mi było w naszym 'laboratorium' z Wami wszystkimi.
Aktualizacja #1: Tajemnica pewnej lodziarni
Ludzie zaczęli snuć dziwne teorie odnośnie tego, dlaczego nie udało mi się znaleźć lodziarni, do której wszystkich zaprosiłem. Nie słuchajcie ich nieprawdziwych domniemań. Prawdę odkryłem dopiero dziś i jest ona zupełnie inna od tego, co się tutaj sugeruje. Otóż, moi mili, wyobraźcie sobie, że weszliśmy do nie tych drzwi Olimpu co trzeba. Powinniśmy pójść wzdłuż budynku na prawo od wejścia, przy którym się spotkaliśmy. Lodziarnia, do której mieliśmy pójść stoi tam gdzie powinna stać. Aż dziw bierze, że udało nam się wtedy cokolwiek zjeść, ale nie martwcie się, ze mną znajdziecie nawet rzeczy, których nie powinno w ogóle być albo takie, o których istnieniu nikt nie wie.
Polecam się na przyszłość.