W co gracie w weekend? #162
Dziś przeczytacie o czymś innym niż o Final Fantasy VI, w które oczywiście mam zamiar dalej grać w ten weekend. Ciekawskich zapraszam do wpisu. Dziś w menu: Guilty Gear XX #Reload, Fallout 4, Tokyo Mirage Sessions #FE oraz Deus Ex: Human Revolution. [Blog zawiera spoilery.]
Zastanawiałem się jak zacząć ten wpis. Są tacy, którzy i tak powiedzą Wam, że one są i tak o niczym albo zawsze o tym samym, tymczasem niedawno w pracy w ucho wpadła mi się jedna piosenka. Słyszałem ją raptem ze dwa razy. Chciałem usłyszeć ją jeszcze przynajmniej raz, żeby się w nią lepiej wsłuchać. Nie wiedziałem ani kto ją wykonuje, ani nie znałem jej tytułu. Zapamiętałem z niej tylko radosną melodię i słowo 'shake it' z refrenu.
Udało mi się ją bardo szybko znaleźć. Za jej pomocą dam Wam szansę, żeby w cztery minuty zrozumieć trzy ostatnie lata mojego życia i sens w co gracie w weekend.
Przeraziłem się, gdy okazało się, że śpiewa ją Taylor Swift, która zmienia facetów jak rękawiczki. Sam utwór jest megahitem, który ma półtora miliarda wyświetleń na YouTubie. Jak na złość moja niechęć do stylu życia tej wokalistki nie powstrzymały mnie przed włączeniem tego utworu jeszcze raz, potem drugi, trzeci, czwarty itd. Dziś już nawet nie liczę ile razy słyszałem tą piosenkę.
Refren tego kawałka spodobał mi się tak bardzo, że zacząłem nawet szukać jego wersji z tekstem, żeby zrozumieć jego przesłanie w stu procentach. Aż dziw bierze, że piosenka, która garściami czerpie z życia osobistego jej wykonawczyni tak celnie trafiła w sedno tego, co teraz czuję i myślę a często boję się o tym powiedzieć lub napisać.
Niby słowo player z refrenu nie dotyczy graczy (w tym kontekście dotyczy ono raczej wyrywaczy lasek, którzy je wykorzystują, bawiąc się nimi), ale mi to nie przeszkadza, bo jeśli rozumieć player jako gracz, to mamy całe w co gracie w weekend w pigułce.
Dedykuję Shake If Off Wam moi drodzy czytelnicy.
Skoro wiemy już po co są gracze, hejterzy, łamacze/łamaczki serc, oszuści oraz jak łatwo jest zrzucić nam z nas wszystkie negatywne emocje, to możemy zaczynać.
Guilty Gear XX #Reload (PS2, Arc System Works, 2004r.)
Dosyć niedawno zamieniłem parę słów z jedną osobą z ppe na temat muzyki i tak mi się spodobała nasza konwersacja, że postanowiłem wrócić do grania na PS2.
Dwa lata temu poznałem Guilty Gear na PSone i choć do dziś pamiętam ile krwis napsuł mi Justice (ostatni boss) oraz pani ze zdjęcia, czyli Millia Rage, to z tamtej bijatyki pamiętam natychmiastowe ciosy zabijające oraz przede wszystkim świetną muzykę metalową, która towarzyszyła mi w moich największych porażkach i zwycięstwach, jakie odniosłem w tamtym klasyku.
Od razu po tym jak poznałem historię większości głównych bohaterów z pierwszej części Guilty Gear, GGXX#R był następny w kolejce, szczególnie, że zawsze chciałem poznać I-No, która przejęła rolę w doprowadzaniu graczy do szaleństwa...nie tylko swoimi umiejętnościami, ale też i seksapilem. Po niej poznałem się bliżej z przeuroczą i wiecznie rozdartą Dizzy, spotkałem się znów z jej przyjaciółką, May oraz poznałem Johnny'ego, kapitana pirackiej załogi, do której należy też ta ostatnia dziewczyna, która walczy za pomocą wielkiej kotwicy.
Dlaczego akurat tym razem padło na Millę? Wytłumaczenie tego jest niezwykle proste. Gdy słuchałem swoich ulubionych piosenek z pełnej ścieżki dźwiękowej GGXX#R trafiłem na komentarz pod filmikiem, że brakuje w niej jednego kawałka. Znalazłem go niezwłocznie i nie mogę się od niego oderwać od kilku dni. Jest to utwór z ostatniej walki Milli w trybie fabularnym.
W bijatyce Arc System Works bardzo podoba mi się to, że w trybie fabularnym ostatnim bossem nie zawsze jest ta sama postać. Milla jest Rosjanką, która walczy włosami, które są obdarzone wolną wolę. Może z nich zrobić śmigło, przeszyć nimi oponenta, wytworzyć strzałę, na którą wskoczy i spróbuje zaatakować czyjeś nogi itd. Kiedyś była zabójczynią. Dziś, na skutek kłamstw rozpowszechnianych przez złośliwą gitarzystkę I-NO, sama musi walczyć z natrętami gotowymi ją wykończyć.
Nic to jednak nie znaczy dla pięknej blondynki. Zabiła kiedyś Zato, nad którym władzę przejął żądny mordu cień. Bardzo chciała się z nim ponownie spotkać. Nie wiem czemu Zato w GGXX#R stał się nagle Eddy'm, ale udało mi się w końcu do niego dotrzeć i kiedy przygotowywałem się już do ciężkiej walki, którą miałem nieraz powtórzyć ze względu na liczne porażki, to stało się coś nieoczekiwanego.
To miał być tylko pretekst do posłuchania genialnego Still In The Dark. Z moich planów nic nie wyszło. Gdy tylko zaczęła się finałowa konfrontacja odpaliłem niszczycielski atak Millii i było po zawodach. To jeden z niewielu moich perfectów. No to się nasłuchałem. Nieważne, mam jeszcze tego bloga i teraz to nadrobię. Na poniższej playliście znajdziecie też jeszcze inne kawałki z gry.
Fallout 4 (PS4, Bethesda Game Studios, 2015r.)
Skasowałem z dysku PS4 chyba z 50gb filmików z Dark Souls II: SotFS, ale wciąż nie mogłem pobrać patcha do gry Bethesdy, więc zirytowało mnie to do takiego stopnia, że skasowałem jakieś indyki z Plusa, w które i tak nie gram i wreszcie mogę zapoznać się bliżej z niesławną w kręgach miłośników post-apokaliptycznej serii czwartą odsłoną cyklu. Szybko stworzyłem postać, rozdysponowałem punkty do cech postaci, ale zanim rozpocząłem grę, to przejrzałem poziomy trudności. Zaciekawił mnie w szczególności tryb przetrwania dodany w jednej z poprawek. Zanim się na niego zdecydowałem (pewnie jeszcze tego pożałuję), to powęszyłem trochę w sieci na jego temat.
Dowiedziałem się m.in., iż w owym trybie:
- można zachowywać stan gry śpiąc tylko i wyłącznie w łóżku (od teraz nieudane włamywanie się do zamkniętych miejsc lub zablokowanych komputerów oraz nieudane próby kradzieży będę miały bardzo przykre konsekwencje)
- zablokowano możliwość szybkiego przemieszczania się pomiędzy miejscami, które wcześniej odkryliśmy
- stimpaki nie leczą złamań kończyn
- postać, którą kierujemy musi jeść i pić, inaczej będzie osłabiona
- można uzależnić się od radaway'ów, które redukują poziom napromieniowania w naszym organizmie.
Nie wiem, czy dam radę przejść tą produkcję w ten sposób, ale muszę chociaż spróbować. Jestem na samym początku po wyjściu ze schronu.
Opowieść w F4 jest wręcz prostacka. W Falloucie 3 szukaliśmy własnego ojca a w czwórce gramy ojcem szukającym naszego dziecka, które zostało porwane z rąk żony, która została zabita na naszych oczach.
Nie wiem jeszcze czy spodoba mi się ta gra, ale trzy rzeczy zauważyłem dosyć szybko.
- Protagonista umie mówić i choć odpowiada tylko krótkimi kwestiami, to spotykani przez nas bohaterowie są rozgadani jak na poprzednie części Fallouta przystało.
- Z systemu rozwoju postaci usunięto wszystkie grupy zdolności (np. duże i małe bronie, medycyna, włamywanie się, handel itd.)
- Uproszczenie systemu rozwoju zapewnia jego elastyczność. W ostatniej odsłonie Fallouta nauczenia się perka (zdolności specjalnych) przez bohatera nie jest uzależniona od poziomu tak jak do tej pory mieliśmy w tej serii. Wystarczy podnieść wartość konkretnej cechy postaci (np. siła, inteligencja, charyzma itd.) i perk jest nasz. Co więcej, zamiast uczyć bohatera nowych perków możemy podnosić w dowolny sposób cechy, które są naszą piętą achillesową.
Jednak chyba najlepszych pomysłem w ostatniej części historii o życiu po zagładzie nuklearnej jest możliwość rozbudowy własnej osady. Produkcja mebli, budowa sklepów z zaopatrzeniem, egzoszkielet, produkcja broni i ich modyfikacje to tylko czubek góry lodowej. Mam nadzieję, że nie znudzi mnie to za szybko i, że nie trafi mnie szlag jak zginę gdzieś na pustkowiu po dużej przerwie od ostaniego zapisu stanu gry.
Tokyo Mirage Sessions #FE (WiiU, Atlus, 2016r.)
Trzymajcie z dala ode mnie to cholerstwo. Przedwczoraj włączyłem jrpg Atlusa na chwilę, żeby tylko sprawdzić czy moje WiiU wciąż działa a skończyłem grać o pierwszej w nocy.
W końcu udało mi się rozwiązać pewien problem Tsubasy, więc mogę kontynuować karierę w showbiznesie. Problem w tym, że główny bohater nie ma pojęcia czy chce śpiewać, tańczyć lub robić jeszcze coś innego. No nic, skoro do ekipy dołączają kolejni bohaterowie, to warto byłoby ich lepiej poznać. Na całe szczęście w TMS#FE zostało to ułatwione w stosunku do Person. Nie goni nas czas przy wykonywaniu misji pobocznych. Pomiędzy poszczególnymi misjami fabularnymi możemy poszwendać się po Shibuyi, poczytać wiadomości od znajomych, spotkać się z nimi, zajrzeć do pobliskich sklepów i zrobić zakupy, dzięki którym dostaniemy kupony rabatowe na kolejne zakup[y itd.
Podoba mi się, że tytuł na wyłączność na konsolę Nintendo nie ma jakiegoś przesadnie wielkiego świata. Dla kogoś kto lubi sprawdzać wszystkie zakamarki na ogromnej połaci terenu to pewnie źle, ale tu przynajmniej historia napędza całą grę.
Szkoda, że inni gracze zamiast pograć w kolaborację uniwersum Shin Megami Tensei i Fire Emblem wolą wyszukiwać ocenzurowane sceny w tym tytule zamiast opowiedzieć o cechach samego systemu rozwoju lub o dosyć dobrym japońskim dubbingu itd. Mnie na przykład bardzo bawi, że gra, która nie ma dużego budżetu (widać to szczególnie po dosyć oszczędnej grafice) ma oryginalne japońskie głosy a do takiej Persony lub gier Square Enix trzeba je będzie pewnie dokupić za dodatkowe pieniądze. Brak oryginalnych głosów w kolejnych odsłonach Tales of lepiej przemilczę. Przecież Tales of Symphonia HD je miała, więc po co Namco z tego rezygnowało?
Dochodzę do wniosku, że im bardziej niszowa produkcja, tym większe prawdopodobieństwo otrzymania oryginalnych głosów.
Boje się włączać tą grę, bo znowu wejdę do jakiegoś lochu, po zdobyciu kolejnych perform udam się Ogrodu Rozkwitu i znów będę sprawdzał jakie nowe bronie czekają na przyjazne miraże, które są coraz bardziej zafascynowane światem ludzi. Kto wie, może kiedyś i ja dowiem się czegoś więcej o nich samych i poznam przyczynę ich tajemniczego zaniku pamięci?
Deus Ex: Human Revolution (PS3, Eidos Montreal, 2011r.)
Postanowiłem wrócić do świata Deus Ex. Muszę się w niego wczuć i przemyśleć, czy warto brać kontynuację Human Revolution w dniu premiery.
Kim jest główny bohater Human Revolution, Adam Jensen? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie bez napisania wpierw o tym kim był. Był szefem ochrony Sarif Industries, firmy zajmującej się najnowszymi technologiami. Miał wspaniałą kobietę, Megan Reed, z którą był szczęśliwy. Czy chciał z nią być do końca swych dni? Czy chciał mieć z nią dzieci? Nigdy się już tego nie dowiemy, gdyż jeden dzień zaważył o jego dalszych losach. Firma, w której sumiennie wykonywał swoje obowiązki została zaatakowana przez terrorystów, którzy zabijali wszystkich w polu widzenia. Adam miał nieszczęście trafić na jednego z nich. Może lepiej by było gdyby nie przeżył tej konfrontacji. Zginąłby na stole operacyjnym w strasznych męczarniach, gdyby nie zadziałał jego szef. Sarif wykorzystał wszystko do czego miała dostęp jego firma. Tamtego dnia Adam ze zwykłego człowieka przeistoczył się w superczłowieka, którego celem jest znalezienie osób odpowiedzialnych za zuchwały atak.
Szkopuł w tym, że choćby nie wiadomo ile wszczepiło się usprawnień mechanicznych lub cbyernetycznych w ludzkie ciało, nie da się zastąpić jego wspomnień, serca i umysłu. Na pierwszy rzut oka gracz może pomyśleć, że z panem Jenesenem jest wszystko w porządku. Wraca przecież do pełnienia obowiązków w firmie, w której pracuje. Jednak jeśli jesteśmy wystarczająco uważni, to szybko zrozumiemy, że stan psychiczny protagonisty Human Revolution pozostawia wiele do życzenia. Nic dziwnego. Miał na pewno jakieś marzenia dotyczące swojej przyszłości i w jednej chwili życie postanowiło mu wszystko odebrać. Nigdy więcej nie uda się na romantyczny spacer w blasku zachodzącego słońca ze swoją ukochaną. Nie usłyszy najpiękniejszych słów, które można usłyszeć od drugiej osoby. Nie spędzi z nią kolejnego dnia w zupełnej ciszy, z radością w sercu, że ktoś kogo kocha jest obok i odwzajemnia jego uczucia.
Z człowieka stał się kimś, na kogo żaden inny człowiek nie spojrzy już zwyczajnie jak na innych ludzi. Jego serce będzie biło nawet gdy on sam chciałby je uciszyć na zawsze. Jego siła fizyczna została odpowiednio wzmocnione. Jeśli tego zechcemy, to nie zabiją go ani upadki z wysoka, ani wysokie napięcie.
Czy możemy jednak oddać mu jego przeszłość i szczęście? Nie, i w tym tkwi szczegół. Po jego ukochanej zostały już tylko wspomnienia. Teraz nie mógłby mieć żadnej innej kobiety, bo kto chciałby być z mechanicznym potworem ze skłonnościami do agresji? Jensen nie boi się już niczego. Musi zapomnieć o uczuciach, jeśli chce rozwiązać śledztwo, które prowadzi.
Czy stanięcie twarzą w twarz z tymi, którzy odebrali mu wszystko dało mu ukojenie? Moim zdaniem nie. Adam żyje ze świadomością, że los wyrządził mu wielką niesprawiedliwość i z chęcią oddałby wszystko, gdyby mógł wrócić do stanu sprzed tamtego feralnego dnia.
Ja sam na pewno bym tak zrobił, gdybym mógł. Na swoim przykładzie wiem, że gdyby kilka spraw potoczyło się w moim życiu inaczej, to pewnie nie byłoby mnie tu dziś na portalu. Nie pisałbym blogów, tylko spożytkowałbym ten czas na bardziej produktywne zajęcia.
Ta, chińskie bajki same się nie obejrzą.
Iron, dzięki za polecenie mi Texhnolyze. Nie wiem, czy nadszedł wreszcie czas na to, abym je w końcu zaliczył. Jedno jest jednak pewne, potrzebowałem chwili oddechu przed coraz bardziej wciągającym One Piecie, od którego ciężkie techno z openingu z cyberpunkowej historii z niezbyt rozmownym protagonistą jest doskonałą odskocznią. Aż mi się przypomniało wysypisko śmieci z TimeSplitters 2. Jest dobrze.
Do przeczytania następnym razem. Życzę Wam udanego weekendu.