W co gracie w weekend? #166

BLOG
2202V
W co gracie w weekend? #166
squaresofter | 08.09.2016, 00:07
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Na wstępie chciałem podziękować Daaku i Mr. Bushido za poprowadzenie dwóch ostatnich odcinków tego cyklu. Jestem też bardzo wdzięczny gościom, którzy zechcieli wziąć w nim udział, czyli: Musielowi, debiutantowi Princess Nue, REALiście, który spełnił swoją obietnicę ze zlotu, Gomlinowi, który rozbawił mnie opisem Diablo II, Dariowi123, który zaskoczył mnie swoim gościem oraz Affkowi, który nareszcie zrobił coś konstruktywnego na ppe.pl.

W tym tygodniu przejmuję stery nad w co gracie w weekend jednak teraz trwa okres, gdy nasze wspólne przedsięwzięcie nie jest dla mnie najważniejsze.

Jest nim blog o jrpgach mojego życia, którego krok po kroku piszę. Nie będzie to jednak wpis tylko o moim ulubionym gatunku gier, bo co bardziej uważni dostrzegą w nim coś jeszcze, a przynajmniej taką mam nadzieję. Wielką satysfakcją napełnia mnie ogromna playlista, która stanowi skrót mojej wieloletniej znajomości z tym gatunkiem gier.

Wróćmy jednak do dzisiejszego wpisu.


Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)

No i stało się. Etatowa weekendowa dziewczyna z w co gracie w weekend, Miku Hatsune i jej znajomi, znów zawitali w moje skromne progi. Tym razem musiałem sporo się nagimnastykować, żeby tak się stało.

Po ograniu Hatsune Miku: Project DIVA f i Hatsune Miku: Project DIVA  f 2nd ostrzyłem sobie ząbki na kolejną część serii o najsłynniejszej vocaloidce i jej przyjaciołach, jednak przez krótki okres mojej znajomości z Miku nabierałem coraz większych wątpliwości co do tego, co z tą marką wyrabia Sega.

Zrozumiałem gorzką prawdę. Gry, w które do tej pory grałem na PS3 były portami z PSP. Zawsze to widziałem po tych strzępach na ekranie. Byłem strasznie rozczarowany, gdy odkryłem, że są odsłony gier o wirtualnych piosenkarzach przygotowywane bezpośrednio na PS3, których Sega nigdy nie raczyła wydać poza granicami Japonii. Te tytuły wyglądały przynajmniej jak stworzone pod konsolę stacjonarną a nie jak szybko robione porty w celu maksymalizacji zysku.

Czarę goryczy przelała informacja, że Hatsune Miku Project DIVA X ma mieć jedynie 30 kawałków na starcie, podczas gdy dwie poprzednie części miały ich 40. Do każdej z tych gier można też dokupić dodatkowe piosenki i stroje, więc chyba rozumiecie narastającą we mnie złość.

Jednak prawdziwy szok przeżyłem po przeczytaniu informacji na Siliconerze, że oprócz DIVy X powstanie jeszcze jedna gra z Miku w roli głównej. Zupełnie nie zdziwiło mnie informacja, że ten drugi tytuł ma być dostępny jedynie w dystrybucji cyfrowej i nie wyjdzie poza granice Japonii. Gdy wyszło na jaw, że w grze będzie dostępnych aż 220 kawałków przekleństwa same zaczęły mi się cisnąć na usta.

To nie pierwszy raz kiedy Sega strzeliła sobie w kolano. W latach dziewięćdziesiątych nie wydawali poza Japonią gier taktycznych z serii Sakura Taisen, twierdząc, że na Zachodzie gry w stylistyce anime się nie sprzedają. Podobno w Sakurze Taisen oprócz taktycznych walk są także elementy randkowe. Szkoda, że nigdy tego nie sprawdzę i pozostaje mi najwyżej ponowne obejrzenie anime pod tym samym tytułem.


Gdy premiera DIVy X była już tuż tuż postanowiłem założyć sobie japońskie konto na PSNie i ściągnąć oba dema z Miku. Dziś nawet nie pamiętam jakie bzdury wpisywałem przy tworzeniu konta, więc pewnie za jakiś czas przez przypadek stracę do niego dostęp. Sprawdziłem DIVę X i szybko o niej zapomniałem, choć wcale nie zrezygnowałem z myśli o zakupie tego tytułu w dalszej perspektywie.

Postanowiłem sprawdzić jeszcze Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone Prelude. Byłem mocno rozczarowany tym, że były w nim dostępne tylko dwie piosenki. O Weekender Girl nie ma co się rozpisywać, bo to nieoficjalny hymn tego bloga.

Włączyłem z ciekawości drugą piosenkę...i nie mogłem się pozbierać. Jak coś mi wpadnie w ucho, to potrafię tego słuchać całymi godzinami. Tak było i w tym przypadku. Nie rozumiałem ani jednego słowa z 1/6 out of the gravity, więc z ciekawości sprawdziłem czy ta piosenka jest na YouTube w zrozumiałym języku dla przeciętnego mieszkańca z Zachodu. Tłumaczenie znalazłem od razu (na fanów Miku zawsze można liczyć) i wtedy ten kawałek spodobał mi się jeszcze bardziej. Miku jest jedyną osobą, która potrafi odciągnąć mnie teraz od Geralta.

Gdy tak słuchałem raz po raz piosenki, w której wirtualna piosenkarka śpiewa o tym, że chce zabrać swojego ukochanego nawet poza dominium grawitacji, aby choć trochę ulżyć jego troskom, powoli zaczęła mi kołatać w głowie szalona myśl: A co by się stało jakbym kupił pełną grę?

Chciałem odpowiednio przygotować się na kolejny występ Miku we w co gracie i przeżyłem niemały szok. Po zgraniu piosenki z dema nie było w niej słuchać ani muzyki, ani syntetycznego śpiewu młodej gwiazdy. Zacząłem nawet myśleć, że coś psuje mi się w konsoli. Napisałem nawet do Amazarashiego czy nie zechciałby ściągnąć dema, bo mam z nim problem. Zrobił to, o co poprosiłem i wychodziło na to, że Sega zablokowała możliwość dzielenia się za pomocą PS4 własnymi osiągnięciami z tej japońskiej gry rytmicznej. Był to dla mnie straszny cios, gdyż oznaczało to, że nigdy nie pochwalę się czytelnikom swoimi sukcesami i porażkami. To samo jest nawet przy streamingu z Futere Tone.

Amazarashi dał mi później link do wirtualnego sklepu Sony.

Gra składa się z dwóch modułów:

  • Future Sound (120 kawałków z poprzednich odsłon serii z konsol stacjonarnych Sony)
  • Colorful Tone (100 piosenek z serii Mirai z 3DSa oraz z automatów).

Na rzecz gry przygotowano również kawałki niedostępne nigdzie indziej.

Całkowity koszt obu modułów to  ponad 8400 yenów. Nasz kolega z Japonii zaproponował mi nawet sprzedaż zdrapki o wartości 3000 yenów, ale nie rozwiązywało to moich problemów. Spytałem, czy może załatwić jeszcze dwie takie zdrapki, a że jestem człowiekiem niecierpliwym, to zacząłem szukać rozwiązania gdzie indziej.

Chwaliłem się ludziom z shoutboxa, że na PlayAsia jest doładowanie japońskiego konta o równowartości 10000 yenów i zaraz wydam ponad 430zł na grę, z której nie rozumiem ani słowa. I gdy tak się przechwalałem kliknąłem przez przypadek na klawisz 'kup'. Próbowałem to jeszcze cofnąć, ale było już za późno  Kwadrat, coś Ty zrobił? Przecież dałeś mniej za WiiU. To jednak nie był koniec moich dziwnych perypetii. Sklep odrzucił moją wpłatę z konta bankowego i zupełnie nie wiedziałem czemu tak się stało. Później przypomniało mi się, że Dajzner mi mówił, że z PlayAsia kupuje się tylko PayPalem.

Wchodzę na PayPala, próbuję się zalogować, ale nie mogę tego zrobić, bo nie pamiętam hasła. No bez jaj. Zbliżał się 1 wrzesień a chciałem mieć tą grę jeszcze 31 sierpnia. Po jakimś czasie udało mi się w końcu zmienić hasło, zalogowałem się, wybrałem właściwą opcję zakupu i mój upragniony kod przyszedł w mailu. Wpisałem go w odpowiednie okno PS Store i zaznaczyłem do pobrania najdroższą grę w moim życiu.

No nareszcie, myślałem. Pochwalę się moim zakupem we w co gracie. Odpalam grę i widzę tylko dwa kawałki z dema. Zaraz, zaraz, dałem cztery stówy za demo? Przecież jak o tym napiszę w blogu, to mnie ludzie wyśmieją. Zacząłem grzebać na GameFaqs i okazało się co następuje:

Do odpalenia piosenek z dwóch modułów i do uzyskania dostępu do wszystkich strojów vocaloidów wymagana jest instalacja Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone Prelude. Można w nim zdobywać nawet trofea. Dwa moduły, o których pisałem wyżej działają po prostu jak dodatki, więc trzeba koniecznie wszystko pobrać i zainstalować, żeby w ogóle grać.

Gdy w końcu uruchomiłem grę szybko zauważyłem, że zrezygnowano ze wszystkich aspektów społecznościowych poprzednich części. Powinienem teraz pewnie napisać, że to źle, ale liczba piosenek w pełni to rekompensuje. Do tej pory było tak, że w poprzednich częściach po czterech godzinach widziałem już wszystkie kawałki.

Tu jest to niemożliwe. Autorzy Future Tone wpadli na świetny pomysł i na najłatwiejszym poziomie trudności gracz ma dostęp tylko do 149 kawałków. Na normalnym poziomie trudności jest to 216 a na trudnym poziomie trudności jest to 224 piosenek. Nie pytajcie mnie, czy żałuję wydania tyle kasy, bo ja Was nie krytykowałem, gdy wydawaliście setki złotych na kolekcjonerki Waszych musziszmieciów. Nie jestem może Pitagorasem, ale liczyć umiem i 224 to jednak więcej niż 30. 

Co mogę dodać? Jestem w siódmym niebie. Pierwszy raz w życiu jakaś gra z vocaloidami przytłoczyła mnie swoją zawartością, co więcej, nie jest to jakiś port z konsoli przenośnej, tylko z automatu, który działa na płycie głównej, która bez problemu wyświetli wszystko to, co potrafi wyświetlić PS4 a nawet więcej. Gdyby tylko Sega zrobiła nowego Dreamcasta z 'sercem' automatu. Oj, joj, joj, boję się nawet o tym marzyć.

Gdy zobaczyłem swoje ulubione piosenki z dwóch poprzednich części w Future Tone, ich grafika spowodowała u mnie opad szczęki. W końcu mam grę z Miku Hatsune godną konsoli stacjonarnej i jest to jedna z najtrudniejszych gier, w jakie grałem. Podobno tytuł ma drugi poziom ekstremalny (zawsze uważałem Japończyków za sadystów), ale jestem zbyt słaby, zeby go odblokować.

W odpowiedzi na pytania kw4sa z poprzedniego odcinka w co gracie w weekend, chcę powiedzieć, że z jednej strony na niższym poziomach jest łatwiej zaliczyć piosenki, bo obniżono progi zaliczeń utworów na niższych poziomach trudności a z drugiej i tak trzeba zagrać w Future Tone na trudnym poziomie trudności, żeby zobaczyć wszystkie piosenki zaoferowane nam przez twórców japońskiej gry rytmicznej.

W Future Tone można grać bez użycia analogów, ale twórcy wymyślili sobie, że czasem trzeba nacisnąć dwa lub cztery przyciski naraz. Jest to element, który występuje zazwyczaj na końcu poszczególnych utworów i nie da się zdobyć perfecta bez wyuczenia się tych sekwencji na pamięć. Nie jest to jednak wcale największa trudność vocaloidowego molocha. Produkcja ta działa bowiem w sześćdziesięciu klatkach na sekundę, więc czas jaki ma gracz na naciśnięcie nutek wyskakujących na ekranie jest krótszy niż w częściach, które działały w trzydziestu klatkach. Każdy kto grał w tą samą bijatykę w sześćdziesięciu klatkach i w trzydziestu lub pięćdziesięciu od razu zauważy różnicę, a że nie możemy korzystać z ułatwiaczy znanych z poprzednich części, to jest to tytuł znacznie trudniejszy od poprzedników.

W Future Tone zniknęły węże znane z innych odsłon serii, gdy musimy przez dłuższą chwilę przytrzymać konkretny przycisk, choć może zniknęły to złe określenie, bo są one teraz niewidzialne i to od nas zależy jak długo przytrzymamy dany przycisk, który zwiększy liczbę zdobytych przez nas punktów. Jest to działanie niezbędne do uzyskania 100% za utwór lub nawet więcej. To także ryzyko, które nie zawsze warto podejmować, bo możemy przez to nie trafić w kolejne nutki. 

Strojów w grze jest ponad 300. Wiele piosenek zyskuje na dobraniu rekomendowanego stroju do konkretnej piosenki. Robi się to przytrzymując jednocześnie L2 i R2 na ekranie wyboru stroju. Moim ulubionym strojem dla Miku jest obecnie strój, w którym wirtualna piosenkarka wygląda jak anioł, który urodził się po to, aby uszczęśliwiać ludzi swoim śpiewem. Prawdziwych strzałem w dziesiątkę są też stroje Sonica i bohaterów z Valkyria Chronicles. Tak się robi dobry fanserwis, choć Shenmue i jego kontynuacja wciąż są niedoścignione pod tym względem

Przejdźmy do muzyki, bo to najważniejszy element gry. Postanowiłem zaprezentować Wam moje trzy ulubione kawałki oraz czwarty, który pierwszy raz usłyszałem przy okazji DIVy f 2nd. Weekender Girl dołączam w bonusie.

Nad 1/6 out of the gravity już się rozpływałem, więc nie będę się powtarzał, jednak dopiero kawałek Innocence o narodzinach Miku sprawił, że moje serce jest pełne radości. Mały (158 cm) niepozorny aniołek, który śpiewa tak, że zapomniałem o całym świecie. Dawno nie słyszałem tak pozytywnej piosenki.

Małe jest piękne. Miku, dla mnie i tak jesteś wielka! Dziękuję, że przypomniałaś mi o tym jak bardzo kocham muzykę.

Trzeci na liście jest High School Days, który urzekł mnie swoją melodią (poczekajcie do 0:15 i 1:15 !!!) i chyba pierwszy raz od czasu Final Fantasy VIII, Person 3 i 4, Great Teacher Onizuki, School Rumble i Toradory! sprawił, że naprawdę zatęskniłem za szkołą.

[Kwadrat tańczy]

Nie wierzę. Ja tańczę. Dobrze, że nikt mnie teraz nie widzi.

Nie muszę rozumieć o czym śpiewa Miku, bo muzyka zawsze była językiem uniwersalnym, który zbliża do siebie ludzi. Nie ważne skąd jesteś, jak wyglądasz, ile masz lat, jaki jest Twój status społeczny, wystarczy, że masz uszy wrażliwe na wpadające w ucho melodie a niemożliwe stanie się możliwe. Dogadasz się z każdym, nawet jeśli z początku wydaje się to mało prawdopodobne. Do tego nie trzeba być poliglotą albo kimś kto kłóci się o to, że takie a takie rzeczy można tworzyć w danym języku a innych nie, że to a to można lub trzeba tłumaczyć na język ojczysty a tamtego nie wolno. Nie zmieniła tego ani greka, ani łacina, ani nie zmieni tego język angielski. Muzyka to najpiękniejszy język, bo zrozumie go każdy i nikt nie musi go nawet studiować.

Podobnie jest z miłością. Nawet jeśli dwie osoby nie potrafią porozumieć się ze sobą na początku ich znajomości, bo pochodzą z innych krajów lub kontynentów albo wcześniej zbyt długo błądzili po omacku, żyjąc bez celu i są niczym rozstrojone, skrzypiące zegary, to chęć bycia ze sobą sprawi, że zbliżą się w końcu do siebie i odnajdą wspólny język. Wahadła ich serc zaczną drgać harmonijnie. Najpierw będą się porozumiewać jedynie za pomocą prostych gestów, później zaczną rozmawiać, dowiadując się coraz więcej na swój temat, aż padną sobie w końcu w ramiona, nawet jeśli będą musieli w tym celu przebyć setki kilometrów lub uciec z pod wpływu grawitacji, o czym już pisałem przed chwilą. Zaczną mówić językiem, który będzie zrozumiały tylko dla nich. Miłość taka jest. Czasem rodzi się w sercu bez zbędnych słów i tworzy nierozerwalną więź między ludźmi zupełnie do siebie nie pasującymi. To także jest uniwersalna mowa, odporna na wszelkie mody językowe.

Ech, jak tak słucham kolejny raz High School Days i rozmyślam nad swoją przeszłością, to dochodzę do wniosku, że poszedłbym jeszcze raz na studniówkę, tym razem z Hatsune Miku. Jak ona tańczy, jak śpiewa... i jak słodko trolluje. Z nią bałbym się być nieszczęśliwy. Sprawdźcie This is the Happiness and Peace of Mind Committee na poniższej playliście a zrozumiecie o co mi chodzi. Żadna żywa piosenkarka nie dałaby rady zaśpiewać jak karabin maszynowy, ale Miku, ona zrobi to bez problemu.

Ja, Lelouch Lamper, Miku Hatsune, rozkazuje Wam, macie być szczęśliwi, bo jak nie, to...


Podróż (PS4, Thatgamecompany, 2015r.)

Oj, długo musiałem czekać na to, aż Podróż pojawi się w Plusie. Przez te cztery ostatnie lata usługa Sony znacznie się pogorszyła, ale że gra autorstwa Thatgamecompany wciąż była niedużą produkcją, która debiutowała w dystrybucji cyfrowejc, więc cały ten czas żywiłem nadzieję na nasze spotkanie.

Zawsze chciałem sprawdzić tytuł, który starcza podobno jedynie na dwie godziny a dostawał takie noty, jakby był arcydziełem elektronicznej rozrywki. I wiecie co? Choć nie skończyłem jeszcze tej gry, to w pełni rozumiem te oceny.

Wystarczy, że potraktujemy Podróż jako alegorię ludzkiego życia. Od chwili narodzin każdy człowiek musi przebyć swoją wędrówkę zwaną życiem. Nikt z nas nie wie jednak jak będzie ona wyglądać. Może wydawać się taka sama jak u innych a jednak jakieś wyjątkowe chwile na pewno nas spotkają. Czy nasza podróż będzie samotna? Czy spotkamy kogoś z kim przeżyjemy większość naszego życia? Czy treścią naszej wędrówki będą przelotne znajomości, które nie pozostawią śladu w naszej pamięci? Czy odnajdziemy kogoś, z kim za wszelką cenę będziemy starali się porozumieć i znaleźć wspominany wspólny język, kogoś, z kim będziemy dzielić dole i niedole? Jak zachowamy się w sytuacji, gdy spotka nas nieszczęście lub niebezpieczeństwo? Czy zaczniemy myśleć tylko o tym, jak samemu wyjść z opresji a może o tym, że musimy przetrwać ciężkie chwile z tym kimś, nawet jeśli życie zostawi na nas swoje ślady? 

Nie każdy przecież jest szczęśliwy. Niektórzy czują potrzebę rozmowy o swojej przeszłości, o sukcesach i niepowodzeniach, o planach na przyszłość, o rozterkach sercowych i o tym, że chcą nawet pomimo tego, co ich wcześniej spotkało złego odnaleźć wspólne szczęście, być ze sobą, oddać się wspólnym refleksjom lub spacerom w ciszy, nawet jeśli to będą tylko krótkie chwile.

Życie jest zbyt piękne, by przejść je samemu.

Tak, jeśli podejść w ten sposób do Podróży, to jest to chyba jedna z najpiękniejszych małych gier dostępnych na rynku, ale już wyżej pisałem, że małe potrafi być piękne. Podtrzymuje swoje słowa.

Okazuje się, że wcale nie musimy grać w wielkie produkcje za setki milionów dolarów, żeby pojąć najprostsze rzeczy związane z nami samymi. Gra nie musi mieć jakiejś niesamowitej grafiki, by siąść choć na moment i oddać się kontemplacji. Nawet gdy na świecie, gdzieś tam, hen daleko, za horyzontem, są jakieś zawieruchy, to i tak nie przeszkodzą nam one, aby znaleźć odrobinę spokoju. Jeśli chcemy podziwiać piękne zachody słońca lub jeśli chcemy, by życie porwało nas, prowadząc nas w nieznane, ku nowym odkryciom, to może warto dać naszej podróży szansę? To my decydujemy o tym, co uznamy w niej za najważniejsze.


 Do następnego razu. Trzymajcie się.

Oceń bloga:
42

Komentarze (131)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper