W co gracie w weekend? #167
W tym tygodniu wpis będzie nietypowy, bo najpierw zacznę od gry, której na pewno nie włączę w ten weekend a bardzo bym tego chciał, czyli od Overwatch a następnie napiszę trochę o Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone, Wiedźminie 3 oraz o Shin Megami Tensei: Devil Survivor, który gościł już na łamach tego cyklu prawie dwa lata temu.
Overwatch (PS4, Blizzard Entertainment, 2016r.)
Potraktujcie wpis o Overwatch jako wstęp do właściwej części bloga, który będzie później. Nie zagram co prawda w ten weekend w strzelaninę pierwszoosobową ojców Diablo, ale obiecałem REALiście, że jak pogramy wspólnie w tą grę, to nie omieszkam wspomnieć o tej produkcji we w co gracie. Jestem mu to winien, Personowi, który grał z nami w ubiegły weekend w sumie też.
Początkowo nic nie wskazywało na to, że spędzę przy Overwatchu udany weekend. Na samym początku nie widziałem nawet tego tytułu jako pozycji do pobrania, więc zacząłem powoli powątpiewać, że Blizzard pozwolił wszystkim graczom sprawdzić go za darmo.
REAL poinformował mnie, że będzie go można dopiero ściągnąć od godziny dwudziestej, co mnie trochę uspokoiło. Był piątek. Grać z REALem mieliśmy dopiero dzień później, ale postanowiłem sam wcześniej sprawdzić jedną z najlepiej ocenianych nowych marek obecnej generacji. Po krótkim wstępniaku zabrałem się za właściwą rozgrywkę i...szybko wyłączyłem grę. Doszedłem do wniosku, że nie warto było jej nawet pobierać. Nie wiedziałem jeszcze jaką wymówkę wymyślić, żeby nie grać w nią dzień później. Odpaliłem Wiedźmina 3 i zapomniałem o Overwatchu w mgnieniu oka.
Powiem tak, granie samemu w najnowszy hit Blizzarda mija się z celem, to tak jakby chwalić się grą w Borderlands, Diablo II albo w jakiś tytuł z rodziny Souls i nigdy nie spróbować gry z innymi ludźmi.
Gdy zebraliśmy się dzień później z REALem i Personem na wspólną grę nic im nie powiedziałem o tym, jak bardzo się zawiodłem na Overwatchu, i słusznie, bo oni chcieli sprawdzić grę a nie słuchać moich farmazonów.
Overwatch to tytuł stworzony do zabawy z innymi ludźmi i zupełnie nie przeszkadza mi w nim brak kampanii dla jednego gracza. Quake III też nigdy jej nie miał a jest pozycją ponadczasową. Gwarantuję Wam, że po tym, ile frajdy potrafi sprawić ten kolorowy fps, z Overwatchem będzie tak samo.
Gdybym miał go opisać skrótowo, to nazwałbym go Diablo II fps. Dlaczego akurat tak? Bo jak się okazuje, z pozycjami takimi jak Quake III lub Halo 3 Overwatch ma on tylko dwie wspólne cechy: jest bardzo dynamiczny i bardzo kolorowy.
Gdy grasz tylko jedną postacią, tak jak ja Tracer na początku, to nigdy nie zrozumiesz głębi i tego jak świetnie został przemyślany ten tytuł. Bohaterów podzielono na klasy, więc sama rozgrywka przypomina mecz piłki nożnej. Każdemu może się wydawać, że w piłce chodzi jedynie o strzelanie bramek a w fpsie o jak najlepszy stosunek ilości zabójstw do ilości śmierci. Nic bardziej mylnego. W Overwatchu postać atakujące są przeznaczone do atakowania, ale to nie gwarantuje sukcesu twojej drużynie. Wystarczy, że traficie na graczy, który doskonale potrafią się bronić lub wspierać i nie macie z nimi żadnych szans.
Dla mnie Overwatch zaczął się dopiero, gdy zacząłem grać D.Vą, bo im lepszy atakujący, tym więcej ma ona do powiedzenia. Nie jest ani tak szybka jak Tracer, ani tak pomocna jak Mercy, umiąca leczyć, wzmacniać siłę ognia towarzyszy a nawet ich wskrzesić. Porusza się jednak w mechu, który posiada matrycę obronną potrafiącą odbijać wrogie pociski. Im bardziej zmasowany atak, tym większe prawdopodobieństwo, że sami atakujący się pozabijają. Dla mnie bomba. Zresztą z mecha, którym kierujemy można zrobić wspomnianą bombę, która ma ogromną siłę rażenia, co rekompensuje niewielką ilość zdrowia samej D.Vy.
Nagrałem parę filmików z gry, którymi postanowiłem się z Wami podzielić. Zapomniałem, że gdy grzebałem w ustawieniach dźwięku, gdy próbowałem dociec czemu nie potrafię nagrać muzyki z Future Tone to nagrałem też swój głos z moich podczas wspólnej gry z REALem i Personem. Z początku tego żałowałem, ale przecież gdybym wiedział, że jestem nagrywany, to bym był bardziej grzeczny, nie przeklinałbym i mówił bardziej z sensem, ale doszedłem do wniosku, że wtedy nie byłbym naturalny. To nie sztuka przygotować się do skomentowania swoich materiałów. Lepiej iść na żywioł. Lepiej kląć jak szewc, żeby tylko przekierować całą swoją wściekłość na aktualny mecz i dać z siebie wszystko...i pokazać oponentom gdzie ich miejsce.
A, i nie odbierajcie mojego komentarza jako gadania z samym sobą. My naprawdę rozmawialiśmy wtedy z REALem (KARABUNIX) i Personem (TP330) i przyznaję, że takiej dobrej ekipy nie miałem od czasu gry w Borderlands, które przechodziłem z Cyborgiem i jeszcze z dwoma osobami na X360 i do dziś uważam to za jedno z najlepszych wspomnień związanych z grami. No dobra, jeszcze świetnie się bawiłem przy Diablo II z ludźmi z ppe.
Ok, czas kończyć, resztę o Overwatch dopowiem podczas filmików z gry.
Może kiedyś uda mi się zagrać jeszcze w Overwatch. Niestety teraz jest to niemożliwe, gdyż muszę mieć fundusze na Personę 5 i Steins;Gate 0.
Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)
Cóż to byłby za weekend bez Miku Hatsune? Nie chcę nawet o tym myśleć. Tydzień temu napisałem już co nieco o tym tytule. Cóż mogę jeszcze dodać? Zaliczyłem już 149 piosenek na łatwym poziomie trudności, więc zacząłem zabawę na poziomie normalnym w poszukiwaniu piosenek, których wcześniej nie słyszałem, a że jest ich jeszcze koło siedemdziesięciu, więc nie muszę się martwić, że w najbliższych tygodniach zabraknie mi muzyki z Future Tone.
Dziś do swojej playlisty sprzed tygodnia dodam dwie kolejne piosenki.
1. Jeśli tego jeszcze nie wiecie, to z internetu można się dowiedzieć, że Miku pojawiła się pierwszy raz w programie dźwiękowym VOCALOID2 w 2007r. O ile pierwsza wersja programu starała się usilnie naśladować dźwięki rzeczywiste, za co słono zapłaciły dwa pierwsze vocaloidy Meiko i Kaito, tak z drugą wersją programu było inaczej. Każdy mógł puścić wodze swojej fantazji. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Dwa miesiące po debiucie programu V2 w eterze zaistniała Melody, czyli jedna z pierwszych piosenek z najbardziej znaną vocaloidką w historii. Jej twórca stwierdził kiedyś, że Miku Hatsune zrewolucjonizuje muzykę...po czym wycofał się z tworzenia nowych kompozycji. Od tamtej pory minęła prawie dekada. Nie mam zamiaru zajmować się jego śmiałą tezą, bo jestem jedynie zwykłym graczem, ale nie mogę przejść obojętnie obok tego kawałka. Uwielbiam muzykę elektroniczną, uwielbiam strój Miku z FT, który przypomina pancerz (pozycja 2 na playliście), ale przede wszystkim uwielbiam, gdy ta przepiękna nomen omen melodia zwalnia po dwóch minutach i słuchaczowi wydaje się, że za chwilę się zatrzyma, jednak Miku ponownie ją rozkręca do wrzenia. Można powiedzieć, że tak to wszystko się zaczęło a gry z Miku, które pojawiły się na PSP i na kolejnych konsolach to już jedynie pokłosie tego szału na vocaloidy sprzed prawie dekady.
2. Drugi utwór to miód na moje uszy. Uwielbiam orientalną muzykę japońską odkąd zagrałem na PSone w Tenchu: Stealth Assassins i do dziś uważam ją za jedną z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek słyszałem. Zbliżyć się do tamtej magii udało się w moim odczuciu dopiero genialnemu Okami i to właśnie muzykę z tej produkcji najbardziej przypomina mi Dance of Many (pozycja 3 na playliście). Jest to pierwszy kawałek dostępny od normalnego poziomu trudności, który totalnie rozłożył mnie na łopatki. Jak mógłbym w skrócie opisać cuda, które wyczynia Miku z wachlarzem i tą cudownie japońskie rytmy z domieszką elektroniki, podkręcone do niesamowitej prędkości? Tylko jedno słowo przychodzi mi na myśl. Ekstaza.
Nawet nie wiecie jak się teraz cieszę, że jednak przemogłem się, założyłem japońskie konto i sprawdziłem demo Future Tone. Wy też nie bójcie się ryzykować, bo uniesienie to wspaniałe uczucie i nikt bojaźliwy go nie poczuje.
Wiedźmin 3: Dziki Gon (PS4, CD Projekt RED, 2015r.)
Dzięki rozmowom z moim aniołem stróżem wróciłem do Wiedźmina 3. Droga do odnalezienia Ciri jest wciąż daleka. Zresztą mój umysł zaprząta bardziej podziwianie widoków, znajdywanie skarbów, wyzwalanie wiosek spod okupacji bandytów, wykonywanie misji pobocznych i przechadzki po linii brzegowej nieopodal malowniczego Oxenfurtu, który ujął mnie swym pięknem. Uroku temu miejscu dodają statki przycumowane do brzegu i pałętający się tam marynarze rzucający pod adresem Geralta jakieś kąśliwe uwagi.
Powoli kształtuję u Białego Wilka to, co okoliczna ludność nazywa kodeksem wiedźmińskim. Wiedźmin to ktoś, kto mógły bez problemu odebrać czyjeś życie, kogoś zgwałcić lub dokonać jakiegoś innego przestępstwa, ale nie pozwala mu na to jego kodeks...i programiści. Nie przeszkadza mi to jednak, gdyż nawet misje poboczne są tak skonstruowane, że przy ich zwieńczeniu możemy zrobić coś zdrożnego albo powiedzieć jakiemuś kłamliwemu mocodawcy, że naszej przychylności i milczenia nie da się kupić przy pomocy brzęczącego złota. W takiej sytuacji zostaniemy zmuszeni do walki o nasze przekonania, ale Geralt nie jest kimś kto bałby się takich potyczek. To człowiek, który widzi rzeczy, których zwykli śmiertelnicy nigdy nie zobaczą, to ktoś, kto nie da się porwać Dzikiemu Gonowi, ani nie zostanie przez niego zabity podczas strasznych tortur. Nie będzie kolejną płochliwą czarodziejką, która osiadli się z dala od zgiełku wydarzeń, które mają wpływ na los świata. Będzie w epicentrum tego wszystkiego. Stawi czoła swojemu najpotężniejszemu wrogowi, który ma władzę nawet nad siłami przyrody.
Jak prawdziwy ojciec musi ją znów zobaczyć. Chce się dowiedzieć na jaką osobę wyrosła jego mała dziewczynka, dla której zrobi wszystko.
Z Wiedźmina 2 pamiętam jedynie jeden fragment muzyczny z całej ścieżki dźwiękowej, która, choć dobra, to nie dorównywała poziomowi dialogów w konsolowym debiucie REDów. Dlatego cieszy mnie, że trójka już jest lepsza pod tym względem a jeden z jej motywów bitewnych to prawdziwy niszczator.
Shin Megami Tensei: Devil Survivor (NDS, Atlus, 2009r.)
Dawno nie grałem w żadną grę z uniwersum Shin Megami Tensei, a że do premiery najnowszej odsłony Persony zostało jeszcze trochę czasu, więc postanowiłem poszerzyć swoją wiedzę o oczku w głowie Atlusa.
Potrzebuję jakiegoś tytułu do poduszki, więc wybór padł na Devil Survivora, którego krok po kroku przypominam sobie w ostatnich dniach. Pokonywanie przywódców w walkach, kupowanie nowych demonów na aukcjach oraz odliczanie czasu do własnej śmierci i próba uniknięcia tego koszmaru.
Swoją drogą doszedłem do wniosku, że całkiem zabawne jest zachowanie ludzi, których zamknięto na niewielkim obszarze celem przeprowadzenia fikcyjnej kwarantanny po wybuchu gazu, którego nigdy nie było. Co mnie tak śmieszy? Nienaturalne zachowanie odosobnionej ludzkości. Mając w pamięci to, co działo się w obozach pracy i koncentracyjnych w ubiegłym wieku dziwi mnie, że nie dochodzi tam do przestępstw na tle rasowym, seksualnym, do rozbojów i brutalnych zabójstw.
Niby Infamous to nic szczególnego pod względem fabuły a jego twórcy podeszli do tego tematu w bardziej realny sposób.
W Devil Survivorze ci źli zdobywają kompy podobne do tych, którymi posługują się głowni bohaterowie, aby wezwać demony na własne usługi. Coś strasznego. Będę bał się dziś zasnąć.
Hmm, ciekawe czy moje rozgoryczenie jest spowodowane brakiem pewnej kapłanki w mojej drużynie? Jeśli Dajzner miał naprawdę rację, to zbyt szybko jej nie zobaczę i będę zmuszony się dalej patrzeć na wielkie cycki Yuzu.
Hmm, to wcale nie taki zły pomysł.
Napisałbym jeszcze z parę zdań do bloga, ale wiecie jak to jest, płatny urlop nie trafia się zbyt często a ja jeszcze muszę przeczytać komentarze z poprzedniego wpisu, wziąć się za dalszą część bloga o jrpgach, obić ryja jakimś oprychom w Wiedźminie (i kogoś przelecieć, mam nadzieję) i ośmieszać się dalej przy kolejnych piosenkach Miku i jej znajomych. Na dziś wystarczy.
Życzę Wam udanego weekendu. Do następnego razu.