W co gracie w weekend? #173
Witam. Zbliża się halloweenowy weekend. Zazwyczaj szykuję na tą okazję jakieś horrory lub gry z potworami, ale tym razem co innego zaprząta moją głowę. W ciągu dwóch ostatnich tygodni kupiłem ponad czterdzieści gier oraz dwie konsole, więc sprawdzam sobie to wszystko na spokojnie. Na granie też spróbuję znaleźć trochę czasu. Tym razem w menu: Castlevania: Harmony of Dissonance, kolejne spotkanie z Miku i Resident Evil oraz Super Mario 64. A Wy w co gracie tym razem?
Castlevania: Harmony of Dissonance (GBA, Konami Computer Entertainment Tokyo, 2002r.)
Chciałbym zweryfikować pewne nieprawdziwe informacje, które napisałem w poprzednim tygodniu. Okazuje się bowiem, że rozmazywanie tekstur w grach z GBA na WiiU działa nie tylko na ekranie telewizora, ale również i na tabletopadzie, z tym, że na tym drugim obraz jest trochę powiększony i nie ma możliwości ustawienia na nim oryginalnej rozdzielczości, więc nawet po rozmyciu tekstur ząbki są widoczne.
Co się zaś tyczy Castlevanii, to powrót do Circle of the Moon okazał się czymś wspaniałym. Szóste ukończenie tej japońskiej metroidvanii było dla mnie jedynie rozgrzewką przed kolejnymi tytułami z serii, które cierpliwie czekają, aż je sprawdzę.
Tym razem padło na Harmony of Dissonance, które przeszedłem już kiedyś na emulatorze. Wtedy też doszedłem do wniosku, że nie są one dla mnie. Wolę pożyczyć od kogoś oryginał lub zapłacić za grę, bo lubię mieć świadomość, że zapracowałem na to, co kupiłem.
W niniejszą produkcję zamieszany był Koji Igarashi, który osiągną szczyt z serią Castlevania za sprawą Symphony of the Night. Jego zamiarem przy tworzeniu tego tytułu była próba prześcignięcia tamtego legendarnego klasyka. Grałem w wiele gier z cyklu o Draculi i (w ogromnej większości przypadków) dzielnych łowcach wampirów z rodu Belmontów, więc powiem Wam, że nie udało mu się to z Harmony of Dissonance, ani nie uda mu się to z żadną inną grą, którą dopiero stworzy. Z niektórymi ludźmi jest po prostu tak, że nie potrafią zaakceptować swoich największych osiągnięć. Próbują od nich uciec za wszelką cenę a życie i inne osoby wciąż im o nich przypominają.
Mam zamiar ponownie ukończyć Harmony of Dissonance, wszak wszystkie odsłony Castlevanii z GBA i NDSa są pokłosiem Symfonii Nocy a jako wielki fan zamkowego cyklu zawsze chciałem sprawdzić wszystkie jego części z tych dwóch nintendowskich przenośniakach.
W Harmony of Dissonance wcielamy się Juste'a Belmonta, który wraz ze swoim przyjacielem Maximem stara się uratować ich przyjaciółkę z dzieciństwa, która została uprowadzona do zamku pełnego potworów.
W systemie gry zmieniono parę aspektów w stosunku do poprzedniej części z GBA. Gracz może zdobyć mapy ujawniające pobliski obszar, dzięki czemu o wiele łatwiej jest znaleźć drogę do najbliższego miejsca zapisu stanu gry. Encyklopedia potworów pozwoli nam na sprawdzenie szczegółowych informacji dotyczących spotkanych przeciwników takich jak ich nazwa, wygląd, przedmioty, które zostawiają oraz liczba posiadanych prze nich punktów zdrowia. Wśród broni dodatkowych takich jak krzyż, siekiera, woda święcona i sztylety znalazła się także książka, co więcej w HoD znajdziemy także Księgi Zaklęć, które dodają konkretny żywioł tym broniom, a co za tym idzie, umożliwiają wykonywanie nowych, potężnych ataków.
Wielką frajdą jest również sekcja poświęcona reliktom, dzięki którym Juste uczy się nowych zdolności, co jest kwintesencją tego gatunku gier.
Ogon Jaszczurki pozwala mu na wykonywanie wślizgów.
Kula Duszy pokazuje, ile zadajemy obrażeń wrogom
Wróżkowy Dziennik mówi nam jak nazywają się potwory, z którymi się aktualnie mierzymy.
Wśród reliktów jest też Tom Potworów, czyli Encyklopedia, o której wspominałem już wyżej.
Nie są to oczywiście wszystkie relikty. Biorąc pod uwagę, że mam dopiero odkryte 22% mapy, a z tego co pamiętam w HoD są dwa zamki, więc jeszcze zobaczę niejedną nową rzecz.
Hatsune Miku Project DIVA: Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)
Dziwne rzeczy mi chodzą ostatnio po głowie. Myślałem nad sprawami, które okazały się stratą czasu, Zacząłem się żalić i grozić całemu światu jak jakaś nastolatka, i wtedy flab dał mi odpowiedz na wszystkie moje pytania. Spytał mnie co Miku zrobiłaby na moim miejscu? Wtedy wszystko zrozumiałem. Miku (też nastolatka, tyle że wirtualna) zawsze robi to w czym jest najlepsza: Tańczy i śpiewa. Hmm, więc skoro ona robi to, co jej najbardziej wychodzi, to czemu ja miałbym tego nie robić? Mógłbym teraz zapytać: Co najlepiej umiem robić? Podobno nic, ale ja wiem swoje...i dalej to robię.
Potrzebowałem czegoś optymistycznego w swoim wpisie i nie tylko w nim, więc chodźcie teraz ze mną. Pokażę Wam jak wygląda koncert wirtualnej gwiazdy. Piosenka, którą Wam przedstawię nazywa się Moon. Miku wyjątkowo w niej nie tańczy, ale muzycy, którzy jej przygrywają grają na instrumentach muzycznych z wielkim zaangażowaniem a publika wiwatuje, więc czego chcieć więcej?
Z początku nie podobała mi się ta piosenka, a w najbardziej to, że Miku w niej śpiewa w bezruchu. Jednak po kilku-kilkunastu przesłuchaniach, gdy próbowałem w niej zdobyć ocenę perfekcyjną, to wpadła mi w ucho a już w szczególności sama jej końcówka.
Do gry wróciłem także, bo na necie są już dobre opisy do trofeów, więc chyba je wszystkie zdobędę. Są takie jak cała ta japońska produkcja rytmiczna. a więc są czystą przyjemnością.
Resident Evil (PS4, Capcom, 2015r.)
W Resident Evil gram tym razem Chrisem...i próbuję przejść grę używając do walki tylko i wyłącznie noża. Łatwo nie jest, ale podoba mi się, że mogę w końcu zrobić w jednej ze swoich ulubionych gier coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Granie w ten sposób wymaga zupełnie innego podejścia do rozgrywki. Nie zbieram ani amunicji, ani nowych rodzajów broni, ani też przedmiotów defensywnych, żeby później nie okazało się, że męczyłem się na darmo.
Największym jednak problemem jest oczywiście niemożność palenia zwłok. Zwykłego żombiaka wystarczy trafić kilka razy nożem, żeby padł na ziemię, ale gdy każdy unieszkodliwiony umarlak wraca potem silniejszy, to zabawa się kończy. Na całe szczęście na najniższym poziomie trudności jest mniejsza ilość przeciwników, ich ugryzienia lub uderzenia są bardzo słabe a przy każdym znalezieniu taśm zapisu otrzymujemy aż sześć sztuk, dzięki czemu można częściej zachowywać stan gry a po ewentualnym niepowodzeniu.
W sytuacji, gdy otrzymamy od jakiegoś zainfekowanego przeciwnika zbyt duże obrażenia, to lepiej zastanowić się nad tym, czy nie lepiej zostawić tą zdobytą chwilę wcześniej roślinkę lub spray pierwszej pomocy na cięższe starcia z bossami lub powtórzyć jakąś sekcję gry.
Chris może nosić jednocześnie tylko sześć przedmiotów, jest o wiele bardziej odporny na obrażenia niż Jill a w próbie rozwikłania tajemnicy upiornej posiadłości pomaga mu sanitariuszka z oddziału Alfa S.T.A.R.S., Rebecca Chambers. Nie umie także grać na pianinie oraz używać wytrychów. I tu pojawia się kolejny problem, bo kompletnie nie pamiętam gdzie są te stare klucze a potrzebuję ich na gwałt.
To jednak zbyt mało. żeby się zniechęcić i skasować japoński surviva horror z dysku. nie zamierzam się poddawać.
Super Mario 64 (N64, Nintendo EAD, 1997r.)
Ech, pamiętacie jeszcze tego platformera? Kiedyś to był tytuł stanowiący wizytówkę piątej generacji konsol. Był to pokaz potęgi najsilniejszego sprzętu tamtych czasów, czyli Nintendo 64 oraz znakomite wejście w trójwymiar jednej z najważniejszych marek w historii branży elektronicznej rozrywki. Na N64 nie było pikselozy znanej z PlayStation i Saturna a omawiany przeze mnie tytuł zdefiniował gatunek platformówek na nowo.
Niby wszystko wydawało się takie samo jak zawsze. Olbrzymi gad porywa księżniczkę a gruby wąsaty hydraulik śpieszy jej na ratunek. Jednak wprowadzenie wielozadaniowości do gry sprawiło, że zdobywanie gwiazdek za wykonywanie przeróżnych rzeczy mało kogo wtedy nużyło.
Jak na swój wygląd Mario zawsze był nad wyraz zwinny. Skoki w przód, trójskoki, podskoki, włażenie do dział i wystrzeliwanie się w powietrze niczym cyrkowiec, wdrapywanie się na drzewa itp to jego znaki rozpoznawcze.
Nic dziwnego, że się wkurzył po tym całym porwaniu, skoro szykowała się dobra impreza a tu jakiś prostak wpieprzył się między wódkę i zakąskę. Włosi słyną z temperamentu, więc Mario postanowił zrobić sługusom swojego oponenta jesień średniowiecza z dupy. Co tam goombasy i jakieś szczekające bomby uwiązane na łańcuchach? Z Włochami nie ma żartów. Zobaczcie ile razy przegrywali z nimi niemieccy piłkarze na imprezach rangi mistrzowskiej.
Tak samo będzie z Bowserem. To życiowy nieudacznik z problemami rodzinnymi a pchca się w cudze związki. Skończy marnie. Widocznie w domu nigdy go nie uczyli, że nie tyka się cudzych kobiet. Mario lubi zajadać się pizzą, ale są pewne granice a on chamstwa nie zniesie. Każdy na jego miejscu postąpiłby tak samo i dobrze o tym wiecie.
Czas ponownie zebrać gwiazdki i uratować ukochaną jak na prawdziwego mężczyznę przystało!
Życzę wszystkim udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.