W co gracie w weekend? #177

BLOG
1685V
W co gracie w weekend? #177
squaresofter | 24.11.2016, 00:06
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Cześć. Zapasy na zimę już gotowe, więc możemy zaczynać. Tym razem napiisałem trochę o jednym z najbardziej przełomowych jrpgów w historii, czyli o Phantasy Star z Segi Master System. Zapraszam do lektury i do dzielenia się z innymi graczami tytułami oraz wrażeniami z aktualnie ogrywanych gier.
Moim dzisiejszym gościem jest jeden ze współprowadzących GraczOStację, Tom19, który w paru zdaniach opisał Project I.G.I.

Project I.G.I. (PC, Ineerloop Studios, 2000r.)

Projekt I.G.I pod wieloma względami jest lepsze od większości dzisiejszych strzelanin...niestety.


Cześć. Dzisiaj bez dłuższego wstępu i przywitania, bo to nie prezentacja własnej osoby, zacznę od gier, które ograłem i ogrywam. Ponieważ obecny tytuł, który dorwałem jest na bardzo wczesnym etapie - mowa o Metal Gear Solid: Peace Walker na PSP, zacznę od gry, którą niedawno skończyłem, a mianowicie Project I.G.I. A teraz z cyklu ,,nostalgiczne przemyślenia odc.126''. Nie wiem, jak to jest z tymi starymi grami ( mowa o tytułach 1995-2002 ), ale kiedy zacznie się grać to ma się wrażenie, że - po pierwsze, twórcy nie robili z nas - graczy - kompletnych idiotów, a dwa - klimat tychże produkcji po prostu wylewa się z ekranu i powoduje przyklejenie naszej głowy do ekranu niczym glonojad. Ilekroć odpalam, czy to Mafię, czy System Shock 2, Crasha Bandicoota ( obojętnie jaką część ), Half- Life, Resident Evil (1,2,3), Medal of Honor czy Max Payne, to czuję ogromną radość z obcowania z tymi tytułami. Jeśli chodzi o najnowsze gry, biorąc pod uwagę moją bezwzględną selekcję, trafiam na gry mające spore pokłady ,,tego czegoś'', jednak i tak daleko im do utrzymania odpowiedniego poziomu. Zaangażowania, wchłonięcia w gęsty klimat. Gry z tego roku ( to znaczy końcówka 2015), które zaliczyłem to Transformers: Devastation i SOMA. Temu pierwszemu brakowało dosyć sporo, aby mówić o dobrym klimacie. Kto oglądał film z pierwszej generacji, ten wiem o czym mówię - lekki zawód. O wiele lepiej jest ze straszakiem SOMA i UWAGA, gra trafiła idealnie w punkt, jeśli chodzi o odpowiednią atmosferę, poczucia tego co kiedyś było niemalże w każdym nowym IP. Od początku do końca chce się grać, grać i jeszcze raz grać. Powód takiego stanu rzeczy? Twórca NIEZALEŻNY! Nie musi słuchać się wydawcy ,, wiesz co, tu musi być dobitny samouczek dla debili'', ,, musimy wyciąć skrawek misji do DLC'', ,,trzeba dodać specjalną broń, aby można było zabić stwory'' itd. Teraz wszystko opiera się na rutynowych działaniach: sandbox, dlc, one day patch, miałkie postacie i poprawność polityczna ( czyt. musi być murzyn, nie ważne gdzie ). Gry według mnie utraciły trochę tego ducha, które miały starsze tytuły. Ok, czuję świetny klimat w Forzie Horizon, Bloodborne, Resident Evil VII, The Last Guardian, Horizon Zero Down, Doom, Uncharted 4 (mimo, że to już odgrzewaniec konkretny, ale za to jaki!). Jednak dlaczego rezygnuje się z gier, które pamięta się przez wieki. Nie ma Dead Space, nie ma Splinter Cell o Bioshocku i Half-Lifie nie wspominając. Chyba już sami twórcy, nie wiedzą w jakim kierunku iść, jedni wracają do klasyki - Final Fantasy VII Remake, kolejni zrozumieli, że gracze tęsknią za klimatem - Resident Evill VII, następni tworzą masowe kontynuacje do znudzenia, a jeszcze inni lecą w ciula - Hitman na części. Niemal każdy w moim roczniku zgodzi się ze mną, że ta generacja jest najgorsza ze wszystkich. Rozwój w grach się niemal zatrzymał - gdzie ta rewolucja w fizyce przedmiotów? Się kua pytam, gdzie inteligencja wrogów? rodem z pierwszego F.E.A.R...a ni ma, bo i po co, jak sprzedaje się kolejne Call of Duty, w którym przeciwnicy wlatują pod odstrzał niczym kaczki w Duck Hunt. Od 5 lat, widzę jakieś dema technologiczne rozwalających się samochodów, gdzie przepięknie gnie się blacha. Pokażcie grę, która to wykorzystała! 

Ten obrazek można określić na dwa sposoby. Tak wygląda nasza taktyka w strzelaninach i tak zachowują się przeciwnicy w ówczesnych FPS'ach. 

Okey, miało nie być wstępu, zrobiłem was w konia :D Wracając do Projekt I.G.I, jest to dla mnie o tyle ważna produkcja, że nie ma nas graczy za debili. Już samouczek jest w postaci...normalnej misji. I nie mam tu na myśli tekturowych żołnierzy, a normalna pełnoprawna misja, tylko krótka. Nie mamy wielkich wskaźników, gdzie iść, co robić. Mamy WŁASNY ROZUM. Ja rozumiem, wielkie produkcje rpg, rozbudowane gry typu symulator tostera, tudzież parasolki, ale na miłość boską. Jak przeładować broń, którym przyciskiem kucnąć? Ten tytuł może nie jest tak rozbudowany i reprezentatywny, ale kolejny raz schodzę z tematu aby przedstawić moją wielką nostalgię, a wy to czytacie :D Zagranie a'la Deadpool hiehie. Kolejnym elementem jest taktyczna rozgrywka. Zacznijmy od początku. Projekt I.G.I to strzelanina FPP we współczesnym konflikcie, ot coś w stylu pierwszego Call of Duty Modern Warfare. I teraz tak, śmiem twierdzić, że modern warfare ( pierwsza część ) jest jedną z najlepszych gier wojennych na rynku, mając na myśli konflikt współczesny. Jak ma się do takiego staruszka jak I.G.I ? Mizernie...

Ktoś powie ,, ale ale JAK?!'' - a srak! To dwie zupełnie inne kategorie, które w tym pierwszym przypadku (Projekt I.G.I) używasz mózgu w dwóch płatach, a w drugim przypadku (COD: Modern Warfare), nie używasz wcale. I nie mam tu na celu udowodnienia graczom grającym w najnowsze tytułu pokroju Battlefielda, Coda, że są debilami. Po prostu doszło do tego, doszło do takich czasów, gdzie prostota rozgrywki jest na poziomie wciskania kilku przycisków. Ot test inteligencji, które wykonują ośmiornice tudzież papugi ara. 
W projekt I.G.I trudność polega na odpowiednim podejściu w misjach o otwartym terenie działań, a co za tym idzie? Nie ma wejścia w stylu - ,,tego i tego zajebię, oo i o tamtego!'' Wesoło poskacze z granatnikiem niczym małpy w zoo występujące w rozgrywkach Counter Strike. Jeśli nie zauważy się kamery obserwującej teren, lub zbliży do wieżyczki strzelniczej to już jest więcej niż pewne, że mamy przesrane. Gra nie wybacza błędów, a na nie mogą pozwolić sobie weterani strzelania. U mnie jest to takie 50/50 i nie mogę się zbliżyć do tego miana, ale jest mi bliżej niż dalej :P Co ważne, zachowanie wrogich jednostek jest wzorowe i nie ma mowy o włażeniu pod lufę. Mogą włączyć alarm, zauważą zabitego kolegę, a typ ze snajperką załatwi protagonistę z 80m - wypijając litra wódki bez popity! Taka jest gra. Jednak jak wiadomo, gry to również biznes. I nikt nie właduje kasy na ambitny projekt skoro latanie z giwerą w kosmosie sprzedaje się w ilości kontenerów z dolarami. 
W tym momencie można liczyć na produkcje fanowskie jak Beyond Enemy Lines - http://www.moddb(...)eloaded. W innym wypadku, można spodziewać się produkcji trochę podobnych do starych dziadków - Sniper Ghost Warrior 3. 
To by było na tyle, dzięki za uwagę i pozdrawiam ;)

Tom 19

 


Tom19 wielkie dzięki za udział w tym odcinku w co gracie. Zgadzam się z Tobą w wielu kwestiach i mnie też bardzo boli, że dzisiejsze gry są coraz bardziej upraszczane, aby dotrzeć z nimi do jak największej liczby odbiorców i w takim Baldur's Gate przykładowo zakładaliśmy poszczególne elementy pancerza a w Mass Effect 2 już cały zestaw, których w całej grze było raptem kilka. Stoję na stanowisku, że wraz z postępem graficznym w grach tracą one w sposób wprost proporcjonalny na swojej złożoności. 


Phantasy Star (Sega, Sega Master System, 1988r.)

Chciałbym podziękować Ciwasowi za to, że powiedział mi o grze na PS3 pt. SEGA Mega Drive Ultimate Collection, czyli o składance czterdziestu gier z Segi Mega Drive (lub Segi Genesis w USA), w skład której wchodzi także sześć gier z poprzedniczki SMD, czyli z Segi Master System. Aby odblokować te ostanie gry trzeba wykonać jakieś zadania w wyznaczonych grach z SMD.

Do odblokowania Phantasy Star należało pokonać pierwszego bossa w Sonicu, grając w dwie osoby. Na szczęście wystarczył do tego drugi pad, gdyż Tales potrafi naśladować swojego błękitnego kolegę. Grałem kiedyś na SMD, ale była to raptem jedna gra a innych zupełnie nie pamiętam. Dziś jest to sprzęt kolekcjonerski. Choć łatwo byłoby mi kupić tą konsolę, tak niektóre gry na ten sprzęt kosztują astronomiczne pieniądze, więc zadowolę się poznawaniem spuścizny Segi przy użyciu PS3. 

Teraz już nie będę musiał patrzeć na firmę niebieskiego jeża tylko i wyłącznie przez pryzmat Dreamcasta. Do tej pory uważałem Segę za firmę, która wraz z Namco (Soul Calibur) rozpoczęła szóstą generację konsol, a że tamten nowo-generacyjny wybuch był bardzo potężny, to niektórzy pamiętają go do dziś.

Sega to firma, która przez dwie dekady, poczynając od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, rzucała rękawicę Nintendo, ale nigdy z nimi nie wygrała.

Niebiescy odeszli, niechciani, niekochani i niedocenieni. Zrobili tyle dla miłośników gier a młodzi gracze nawet ich nie znają. Dziś nie produkują już kolejnych konsol. Zamiast tego wydają coraz gorsze tytuły ze swoją maskotką, Soniciem.

SEGA Mega Drive Ultimate Collection na PS3 nie posiada żadnych filtrów hd, więc mogę w nią grać tylko i wyłącznie dzięki kablowi rgb podpiętemu do telewizora crt. Wtedy te klasyki wyglądają tak jak trzeba.

Muszę się Wam do czegoś przyznać. Pokochałem NESa Mini, ale ludzie nie są stali w uczuciach. Moja miłość trwała raptem tydzień. Choć jestem człowiekiem sentymentalnym z natury, który z każdym dniem starzeje się, to nie chcę być jak znudzeni życiem młodzi gracze, którzy niewiele w życiu widzieli a zachowują się jakby ograli wszystkie dobre gry, jakie istnieją. Nie jestem taki. Jestem wiecznie niezadowolony. Z każdym dniem widzę coraz większe braki w swojej wiedzy o grach, ale wciąż czuję głód grania. Jest to wieczny głód wiedzy. Jeśli przestanę czuć to łaknienie, to przestanę być graczem a nie jestem jeszcze gotowy do bycia kimś, dla kogo ta forma rozrywki jest całkowicie obojętna. Dlatego dziś powiem wszystkim o tym jak niewdzięczni i niepamiętliwi są gracze. Są gracze, którzy nie cierpią historii, jednak to właśnie ona jest najlepszą nauczycielką życia a materiał źródłowy, w którego posiadanie wszedłem otworzył mi oczy na prawdę jak to prawda, czeka ukryta, aż znajdzie ją ktoś, kto pokaże wszystkim jak bardzo się mylą albo chociaż uzmysłowi jej poszukiwaczowi, że on sam żył w błędzie.

Do niedawna myślałem, że Phantasy Star Online z Dreamcasta to pierwsza część tej serii. Mocno się zdziwiłem, gdy przeglądając jakiś czas temu tytuły w WiiShopie, natknąłem się na grę zatytułowaną Phanatsy Star. Zacząłem mieć wątpliwości.

Co to w ogóle oznaczało? Czyżby Phantasy Star był kiedyś jrpgiem a nie grą online? Przecież to niemożliwe. A jednak. Sega wyprzedziła i Square Enix (Final Fantasy XI oraz Dragon Quest X), i BioWare (Star Wars: The Old Republic) oraz Bethesdę (TES Online), bo jako pierwsza z tego grona zamieniła serię dla jednego gracza w grę dla wielu graczy, w którą można grać przez sieć. A więc to oni zrobili najpierw coś, co mnie mierzi jako gracza. Zrobili to dawno temu a moja dusza cierpi, bo Phantasy Star powstały na bezpośrednim konkurencie NESa, czyli Sedze Master System, jest pod wieloma względami grą przełomową.

W Japonii debiutowała 20 grudnia 1987r., a więc ma już blisko trzydzieści lat na karku. Dwa dni przed nią debiutowała pierwsza gra z serii Final Fantasy. Oba tytuły zaś dzieli to, że Phantasy Star dotarł do Europy w 1988r., natomiast na pierwsze, oficjalne wydanie pierwszej odsłony cyklu, który uchronił Squerosoft przed bankructwem trzeba było czekać aż do 2003r. Komuś się tu chyba nie sśpieszyło.

Głównym bohaterem Phantasy Star, a raczej główną bohaterką, jest dziewczyna imieniem Alis, a zatem wraz z premierą gry stała się jedną z pierwszych kobiecych protaginistek w jrpgach i to na kilka lat przed Final Fantasy VI z Terrą w roli głównej.

Główna bohaterka jrpga Segi chce pomścić swojego brata, który został zamordowany. Historia może i nie jest jakaś specjalnie wyszukana, ale już mechanika samej rozgrywki jest pionierska pod wieloma względami.

Śmieszne jest trochę to, że Alis podczas eksploracji świata gry ma inny kolor włosów niż w uwaga, uwaga, scenkach przerywnikowych, o czym fani Final Fantasy mogli wtedy pomarzyć, gdyż pojawiły się one w serii bodajże dopiero od części siódmej.

Co więcej, już sama eksploracja była nietuzinkowa jak na 1987r., gdyż Alis nie trzyma w kieszeni swoich towarzyszy gdy razem wędrują jak to mam miejsce w jrpgach nawei i dziś. Ciągną się za nią jak po sznurku a kot, który za nią łazi wygląda z daleka jak Pikachu z tym swoim ogonkiem i szpiczastymi uszami. Wszystko to działo się prawie o dekadę wcześniej przed tym, gdy świat ogarnęła mania łapania kieszonkowych potworów. Nawet to, że w celu poprawy stanu zdrowia kierowanych przez nas postaci musimy udać się do najbliższej lekarki to element zbieżny z serią Pokemon. Game Freak pokazało światu swoją lekarkę prawie dekadę później. Nieładnie tak ściągać od innych.

Co się zaś tyczy potyczek, to walka z potworami odbywa się z perspektywy pierwszej osoby, a więc na wiele lat przed tym zanim pojawiły się serie/tytuły, które słyną z tak ukazywanych walk, a więc The Elder Scrolls, Shin Megami Tensei: Strange Journey, SMT: Devil Survivor (moment bezpośredniej walki postać kontra potwory), SMTIV lub Etrian Odyssey.

Co prawda, nawet gdy walczymy z kilkoma potworami naraz, to na ekranie widzimy tylko jednego, ale liczba punktów zdrowia w prawym górnym rogu ekranu zawsze pokazuje nam z iloma delikwentami mamy obecnie do czynienia.

Tytuł jak na przedstawiciela swojego gatunku jest bardzo trudny i mocno się zdziwiłem jak po wyjściu z pierwszego miasta udałem się w dzicz i dostawałem srogie lanie nawet od dwóch oponentów. Zupełnie mi to nie przeszkadza, bo jeśli nawet z najłatwiejszymi przeciwnikami nie jest łatwo, to co będzie potem?

Sam poziom trudności jest dynamiczny i dostosowuje się do liczby postaci w drużynie. Nie ma lekko, gdy nagle okazuje się, że zamiast dwóch potworów wyskakuje na Ciebie piątka lub szóstka. Wtedy nawet z trzema bohaterami w ekipie jest ciekawie.

Choć to, że nie widać kilku wrogów naraz to jeden z większych minusów tego japońskiego klasyka, tak to, że każdy z nich ma animowane ataki robi na mnie wrażenie, szczególnie, że tytuł jest bardzo stary a taki Atlus lub Game Freak raczyli gracza na NDSie, czyli dwadzieścia lat po premierze Phantasy Star, walkami nieruchomych obrazków, dodając tylko jakieś rozbłyski przy poszczególnych akcjach, natomiast sam rysunek postaci, demona lub pokemona to był zawsze statyczny obraz. W pierwszej odsłonie Final Fantasy animowane są też tylko ataki a nie postacie lub potwory.

Nie jest to ostatnia innowacja tej zapomnianej serii.

Tyle się mówi o tym, że Wolfenstein 3D zrewolucjonizował gatunek fpsów i mówi się o tym słusznie, jednak jrpg autorstwa Segi miał trójwymiarowe lochy już w 1987r.!

Nie można przemilczeć tego faktu. Lochy często są ciemne, więc trzeba je rozświetlać przedmiotami generującymi światło lub najlepiej kupić magiczną lampę i nie martwić się o to, że w nowej miejscówce może być ciemno.

Pamiętam, że z tego pomysłu wiele lat później skorzysta nawet Shin Megami Tensei III: Lucifer's Call, gdzie do rozświetlania ciemnych miejsc służył odpowiedni czar.

W lochach znajdziemy skrzynki, ale nie w każdej z nich są skarby. Czasem naszych spragnionych bogactw podróżników przywita strzała lub wybuch rażący całą drużynę. Zdarzy się nam nawet upaść o piętro niżej. W takiej sytuacji powrót na powierzchnię do łatwych rzeczy nie należy. W PS nie ma żadnej mapy ani nikt nie prowadzi gracza za rączkę. Miałem już sytuację, gdy chodziłem bez celu od jednego miasta do drugiego zupełnie nie wiedząc co ze sobą począć a później okazało się, że potrzebowałem przepustki. W ten sposób dostałem się do portu kosmicznego i poleciałem na inną planetę. O, właśnie, Phantasy Star to jeden z pierwszych rpgów, który pozwala na międzyplanetarne wojaże, czy wyprzedził w tym aspekcie serie takie jak Star Ocean, Knights of the Old Republic oraz Mass Effect.

Gdy tak gram coraz dłużej w Phantasy Star, to coraz bardziej dociera do mnie kim jest Sega. To Szopen branży gier wideo. Wygnaniec bez państwa, traktowany przez wszystkich wokół jak śmiertelna zaraza, nieudacznik, wyśmiewany nawet przez tych, z którymi chciał być całe życie. Po wyjeździe z Polski nigdy nie zobaczył wyzwolenia swojej ojczyzny. Umarł w samotności. Jednak jego muzyka jest nieśmiertelna i przetrwała to wszystko. Japończycy nie robią anime i gier o życiu jego kochanki, która najpierw go w sobie rozkochała a potem porzuciła jak gdyby był niczym a właśnie o nim. To właśnie jego kochają a skoro im wolno, więc mi nie pozostaje nic innego jak wspominać firmę, której wielkości nie przyćmią możni gamingowego świata, którzy swoją pozycję zbudowali na lepszym marketingu i wykorzystywaniu pomysłów firmy, której wizytówką był kiedyś Yu Suzuki. Dziś może i jest żebrakiem, który błaga o pieniądze na dokończenie Shenmue. Ja jednak zawsze będę go widział wśród największych wizjonerów branży takich jak Shigeru Miyamoto, Hideo Kojima, Hironnobu Sakaguchi a Segę, porzucony statek widmo, dryfujący dziś bez celu będę uważał za jedno z tych przesiębiorstw, które stworzyło przemysł gier i nie zmieni tego nawet to, że nigdy nie dorobiła się fortuny na swoich pionierskich pomysłach.

Oceń bloga:
47

Komentarze (99)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper