Muzyczny Kącik Squaresoftera #12
Witam. Dziś postanowiłem wrócić do pierwszego cyklu muzycznego na ppe, od którego zaczęła się moja kariera blogera, czyli kącików skupiających się na muzyce. Wystartowałem z nimi w maju 2013r., natomiast ostatni, jedenasty odcinek ukazał się w lutym 2015r., czyli bardzo dawno temu. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, z wyjątkiem jednego: wciąż uwielbiam muzykę, dlatego podzielę się nią z Wami. Dzisiejszym motywem przewodnim jest muzyka z gier z NESa.
Nie mam zamiaru wklejać do wpisu kilku okien z piosenkami, bo wiem, że od tego potrafi nieźle zamulić stronę. Wszystkie utwory dam na jednej playliście a od Was zależy, których przesłuchacie. Zanim to jednak nastąpi, opiszę w kilku zdaniach poszczególne tytuły, z których usłyszycie muzyczki. Na końcu bloga znajdziecie sondę, jeśli zechcecie zagłosować na któryś z zaproponowanych przeze mnie podkładów muzycznych.
Numery przy tytułach gier oznaczają pozycję na playliście poniżej,
1. Super Mario Bros. Platformówka mojego życia. Jedna z moich ulubionych gier w ogóle. Gra, która nigdy się nie starzeje, posiadająca pokłady niewyczerpanej miodności. Od Mario wszystko się dla mnie zaczęło. Lata osiemdziesiąte to nie były czasy, gdy komponowało się ścieżki dźwiękowe na kilka godzin. Nie pozwalały na to ograniczenia sprzętowe, a jednak muzyczka stanowiąca motyw przewodni, którą słychać w każdej planszy na powierzchni ma w sobie to coś. Starsi gracze nie mogą o niej zapomnieć, ustawiają sobie jako dzwonek w telefonie a ja wybrałem tą muzyczkę, żeby mi się lepiej pisało kolejny kącik muzyczny.
2.Antarctic Adventure. Brak tej gry w katalogu NESa Mini to jedno z największych niedopatrzeń Nintendo przy doborze gier na ową platformę. No ludzie, przygody pingwina, który gna czym prędzej do bazy, łapiąc ryby i skacząc nad dołami to taki klasyk, że w MGSie 4: Guns of the Patriots można zobaczyć nawet jak gra w niego Sunny na PSP. Wybrałem NESa jako motyw przewodni kącika #12 również po to, aby uzmysłowić Wam, że wiele dobrych gier z NESa nie trafiło na minispzęt Nintendo, o czym za chwilę się przekonacie.
3.Jackal. Ech, kto to jeszcze pamięta? Samochód ze śmiercionośnym uzbrojeniem, które można ulepszać, granaty, zastępy wrogów, siorka przy drugim padzie i można wyruszyć na wojnę z całym światem. Oprychy i tak nie mają żadnych szans. Liczy się walka o pokój na świecie...i totalna rozpierducha wszystkiego co pojawi się na ekrenie. Jedna z najlepszych gier do kooperacji na pierwszej konsoli Nintendo w historii.
4.Mappy. Myszka Mappy to policjant, który walczy z kotami okradającymi domy z kosztowności, w czym pomagają jej przeciągi wychodzące z otwieranych drzwi. Stara się też pozbierać bonusowe balony. Pytania dotyczące tego klasycznego bohatera Namco pojawiły się nawet na jednym z testów w Tales of Eternii, także takie rzeczy to podstawy. Pamiętajcie. Nigdy nie zaniedbujcie Waszej growej edukacji.
5.Star Force. Jedna z najlepiej udźwiękowionych strzelanin kosmicznych na NESie. Muzyka pochodzi z wersji japońskiej. Jest to także jedna z najtrudniejszych gier na pierwszą stacjonarkę wyprodukowaną prze firmę hydraulika i udało mi się ją przejść tylko i wyłącznie na 99 życiach, bo przejście wszystkich plansz, które są ponumerowane alfabetycznie z dwoma czy trzema życiami to wyczyn, który przerasta graczy z normalnymi zdolnościami manualnymi. Wrogowie wylatywali w tej grze praktycznie z każdej strony ekranu i czasem trudno było się połapać w tym, co się dzieje, ale i tak było to doświadczenie dające sporą ilość frajdy.
6.Rush'n Attack. W tym klasyku wcielamy się w nieustraszonego komandosa, który za pomocą noża rzuca wyzwanie wrogiej armii. Do dziś pamiętam wyrzutnie rakietowe stanowiące tło naszych zmagań, ogromną ilość żołnierzy, z którymi przyszło nam się mierzyć oraz modły o to, żeby w nasze łapy wpadła wreszcie wyrzutnia rakietowa, która jednym pociskiem załatwiała całą grupę przeciwników. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek zaliczyłem tą pozycję, ale muzykę z niej znam na pamięć do dziś i czuję, że nie jestem w tym odosobniony.
7.Circus Charlie. Oj, oj, oj. Ale to katowaliśmy z siostrą. Niby gra o cyrkowcu, ale jakże wciągająca. Przeskakiwanie ognistych kręgów mknąc na lwim grzbiecie, skakanie z piłki na piłkę, po trampolinach itd. Ten tytuł wymagał także bardzo dużej koncentracji, bo jeden błąd i wszystko trzeba było zaczynać od początku etapu. Może i nie było w tym cyrkowym klasyku zbyt wielu plansz, ale na szczęście każda z nich była jedyna w swoim rodzaju, więc o powtarzalności i nudzie nie było mowy.
I to było na tyle. Jeśli chcecie dodać swoje ulubione muzyczki z NESa, to nie krępujcie się i podzielcie się nimi w komentarzach, a jeśli nic nie przychodzi Wam do głowy, to zapraszam Was do ankiety, w której możecie zagłosować na muzykę z gry, która najbardziej Wam się podobała.
Postaram się wrzucać kolejne kąciki muzyczne z większą regularnością, ale już teraz mogę Was zapewnić, że nie będą się one skupiały tylko i wyłącznie na muzyce z gier.
Do usłyszenia!