Anime corner #6
Dzieciństwo można mieć podobno tylko jedno, ale anime to nie tylko sposób na spędzenie wolnego czasu. Może też służyć jako maszyna czasu. Dziś postanowiłem wrócić do jednej z najwspanialszych chwil mojego dzieciństwa, a więc do czasów gdy codziennie na Polonii 1 oglądałem Kapitana Jastrzębia. Dodatkowo w programie RE: Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu.
[Uwaga na spoilery.]
Captain Tsubasa (1983r.)
Ech, to były czasy. Polonia 1 była w latach dziewięćdziesiątych topową stacją telewizyjną w naszym kraju a bajki (bo nikt z nas nie mówił wtedy o nich anime) takie jak Gigi, Generał Daimos czy Yattaman znało praktycznie każde dziecko.
Pojedynki Tsubasy i Wakabayashiego śledził każdy z nas. Byliśmy niewinni i rozmarzeni w piłce nożnej.
Dziś o fanach anime usłyszycie, że to odludki nie mający żadnych znajomych, którzy toczą pianę z pyska, gdy ktoś powie o anime chińska bajka. Wtedy nikt tak nie mówił.
Kiedyś było zupełnie inaczej.
Oglądaliśmy przygody Nankatsu z zapartym tchem, aby po każdym odcinku wyjść na dwór i grać w piłkę ze znajomymi na boisku. Nikt z nas nie próbował wskakiwać na poprzeczkę lub odbijać się od słupków, bo wiedzieliśmy, że to niemożliwe. Graliśmy w nogę, żeby się dobrze bawić i podyskutować o tym, kto jest najlepszym piłkarzem w tym anime.
Dziś, gdy nie jesteśmy już tacy mali jak wtedy, wiemy, że piłka nożna to nie tylko zdrowa sportowa rywalizacja. To błędy sędziowskie, przekręty finansowe, łapówki, stadionowe burdy i inne rzeczy, na które w sporcie nie powinno być miejsca.
Dlatego postanowiłem zapomnieć o tym co nie podoba mi się w piłce nożnej i wrócić do tamtych czasów. I wiecie co? Znów czuję się jak dziecko. Wystarczyło zobaczyć parę razy ten rewelacyjny opening, dumnego Wakabayashiego, który nie znosi przegrywać, Tsubasę, który bawi się z piłką i Misakiego, który drybluje jak nikt inny.
Obejrzałem pierwszy mecz Nankatsu z Shuutetsu i wszystkie wspomnienia wróciły. Niby ta seria ma tyle lat na karku co ja, ale włączyłem ją wczoraj na chwilę a skończyłem oglądać o piątej rano.
Taki jest Tsubasa. Kiedyś niejeden z nas chciał zostać gwiazdą piłkarską przez to anime i choć dziś mało kto się do tego przyzna powiem Wam, że są ludzie, którym się udało. Mówią Wam coś takie nazwiska jak: Torres, Sanchez, Iniesta lub Del Piero? Wszyscy ci piłkarze wychowali się na tej serii, więc śmiało można powiedzieć, że jest to seria na tyle wyjątkowa, że potrafi zainspirować innych do osiągnięcia czegoś w życiu.
A więc anime to coś więcej niż tylko rysowane dziewczyny.
Nie wiem czy dam radę obejrzeć ponad 120 odcinków tej Kapitana Jastrzębia, ale gdy słyszę kolejny raz muzykę w odcinkach, znajome głosy postaci i widzę jak Wakabayshi zapomina o swojej urażonej dumie, żeby jego zespół wygrał, to naprawdę rośnie mi serce.
Na poniższej playliście macie rewelacyjny opening, który podobnie jak całe anime uznaje za jeden z najlepszych, jakie widziałem w życiu oraz pierwsze odcinki, które oglądam na YouTube. Wszystkich tam pewnie nie ma, ale o to będę martwił się później.
Nie mogę się doczekać na pierwsze spotkanie Tsubasy z Kojiro.
RE: Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu (2016r.)
Już powoli zaczynałem wątpić w tą serię, ale historia bliźniaczek Rem i Ram zachwyciła mnie absolutnie. Subaru starając się odkryć czemu ciągle umiera po konsultacji z małą Beako odkrywa, że została rzucona nań klątwa, a że została ona przekazana mu przez dotyk, więc udaje się do wioski, aby odkryć tożsamość osoby przez, którą ciągle umiera i rozprawić się z tym problemem raz na zawsze.
Na tą samą przypadłość co on zachorowały też miejscowe dzieci, więc postanawia się udać wraz z towarzyszącą mu pokojówką do lasu zamieszkałego przez wilkowate bestie, aby uratować pociechy porwane przez niezidentyfikowanego sprawcę.
I dopiero wtedy RE: Zero pokazuje swój pazur. Gdy zobaczyłem transformację Rem w demona i to jak masakrowała te krwiożercze bestie byłem w ciężkim szoku. Najlepsze było jednak dopiero przede mną, bo Subaru został tam wielokrotnie pogryziony i ledwo uszedł z życiem, a żeby mógł przeżyć musiał zabić wszystkie wilki, które go pogryzły.
Zastanawiałem się nad tym jak taki nieudacznik temu podoła? Okazało się, że Rem znów poszła do lasu sama, więc jej siostra, Ram i protagonista postanowili jej pomóc.
Ram potrafi co prawda używać podstawowych zaklęć wiatru, ale bez swojego rogu transformacji w demona jest bardzo słaba w walce. Zachodziłem w głowę po co dawać kogoś tak słabego do anime i wtedy ujrzałem dzieciństwo bliźniaczek.
Rem i Ram pochodzą z wioski, której mieszkańcy potrafią przeistoczyć się demony z dwoma rogami. Dwie dziewczyny nie miały tyle szczęścia. Przez to, że są bliźniaczkami mogły mieć tylko jeden róg, więc sołtys i okoliczna ludność postanowiła je unicestwić zaraz po urodzenia. Ram jednak na to nie pozwoliła.
Małe dziewczynki dorastały a starsza z nich popisywała się swoimi talentami magicznymi. Niebiesko-włosa Rem była ledwo jej cieniem. Zaczęła mieć nawet koszmary, że mieszkańcy chcą ukarać ją śmiercią za jej brak talentu i nieprzydatność.
Najgorsze jest to, że te obawy okazały się rzeczywistością. Zginęłaby gdyby nie Ram, która została zmuszona do obrony siostry. Gdy wioska stała w płomieniach a ludzie, którzy nie znoszą odmienności wymordowani pobiegła pocieszyć przestraszoną siostrę, ale straciła róg przez swoją nieuwagę. Zapłaciła najwyższą cenę za chęć ratowania Rem. Od tamtej pory Rem robiła wszytko, żeby jej dorównać i godnie ją zastąpić.
Po tym epizodzie naprawdę uwierzyłem w RE: Zero, ale szybko zostałem sprowadzony na ziemię przekierowaniem historii na nudną jak flaki z olejem historię miłosną Emilli, która wreszcie pojechała do stolicy walczyć o koronę i kompletnie bezużytecznego Subaru, który nie dość, że zbiera cięgi od innych, to przez swoją głupotę zrobił naprawdę wiele, żeby jego wybranka serca nie wygrała, zupełnie jak ja w Clannadzie w stosunku do Tomoyo.
To by było na tyle. Dajcie znać, jeśli oglądacie coś ciekawego albo chcecie pogadać o zaprezentowanych przeze mnie seriach.