Japonia - kraj sushi i sake płynący
W tym roku wakacje zaczęły się wyjątkowo wcześnie, bo już w kwietniu wyjechałem na 2 tygodniowy pobyt w Japonii. Dziewczyna postawiła sprawę jasno, że w tym roku musimy pojechać gdzieś za granicę. W PSX Extreme Mazzi mówi, że jak jechać do Japonii to się nie zastanawiać, tylko ruszyć dupę tu i teraz. Okres kwitnięcia wiśni wydawał się najlepszy, tak więc stało się, odwiedziłem mekkę każdego gracza.
W Japonii od rana do wieczora po niebie skaczą ninje na zawsze ściśnięci w śmiertelnym uścisku walki z samurajami. Tymczasem na ziemi dziwni ludzie przebrani za pokemony uganiają się za dziewczynami w kusych spódniczkach, biznesmeni wąchają porzucone majtki małolat, a cała reszta społeczeństwa oblega salony gier lub gra na konsolach w domu... Noo niezupełnie :P Chociaż na pierwszy rzut oka, jeśli ktoś miał do czynienia z kulturą Japonii, nawet chociażby poprzez mange/anime, to ludzie rzeczywiście wydają się bardzo stereotypowi. Mamy poważnych i dumnych przodowników pracy w białych kołnierzykach, dziwnie ubranych bishonenów i roześmiane uczennice w mundurkach o nieprzyzwoicie krótkich spódniczkach. Jest też uliczny starszy pan, który przygotowuje na parze w specjalnych drewnianych pierścieniach smakowite pierożki. Dużo osób jeździ na rowerach, nawet w tych bardziej zatłoczonych dzielnicach. Spotkać nawet można specjalne parkingi, na których znajdują się setki jednośladów. Gdy natomiast byłem na wyspie Sado w oczy rzuciły mi się małe specyficzne samochody o bardzo krągłych kształtach. Pierwszy raz widziałem takie w Dr Slumpie i myślałem, że to tylko przekłamanie na potrzeby serialu, a tu proszę. Potem wzrok się przyzwyczaja, przestajemy patrzeć na wszystko przez pryzmat tego co widzieliśmy w telewizji i scalamy się z otoczeniem. Choć z oczywistych powodów dla Japończyka zawsze jesteśmy gaijinem (obcym).
Arigatogozaimaaaaaasu!
Japończycy to bardzo zamknięty w sobie naród, jako obcy zostaniesz odtrącony i zapomniany. Ależ skąd! Japończycy to tak mili i uczynni ludzie, że na dłuższą metę może to nawet męczyć. Na ulicy łatwo spotkać kogoś kto zna angielski w stopniu na tyle komunikatywnym żeby wskazać drogę (przynajmniej ja na takich trafiałem). Jeśli nawet nie potrafiłby udzielić odpowiedzi to zaraz zacznie się dwoić i troić by znaleźć kogoś kto będzie potrafił. Zdarzyło się np. tak, że zapytaliśmy panią w kiosku jak dojść do takiego a takiego hotelu. Nie wiedziała jak wytłumaczyć więc czym prędzej zarzuciła czapkę na głowę, zamknęła kiosk i przeszła z nami dobre 300 metrów by go nam wskazać. Innym znowu razem patrzyliśmy na rozkład metra i jakiś starszy Japończyk sam podszedł do nas i zapytał w języku królów "How can i help you?". Powiedzieliśmy o jaką stację nam chodzi, a że sam się nie bardzo orientował jak z dojazdem, pobiegł do strażników metra o wszystko wypytał i wskazał drogę. Mówiąc "wskazał" mam na myśli, przeszedł z nami też jakieś 200 metrów (metro duże), pokazał stację, powiedział gdzie przesiadka i ile to kosztuje (w Japonii koszt przejażdżki metrem zależy od odległości stacji i przesiadek, cena biletu waha się od 140 do 270 jenów). Po czym odszedł pozdrawiając nas i się kłaniając. A na koniec absolutnym hitem była właścicielka pensjonatu na wyspie Sado, która ostatniego dnia pobytu na wyspie zabrała nas na DARMOWĄ wycieczkę dookoła wyspy, zatrzymując się przy ważniejszych punktach widokowych. Pomijam już fakt, że w sklepach każdy Ci się kłania i dziękuje po 100 razy, że zrobiłeś u niego zakupy. Arigatogozaimasu może wypalić się głęboko w podświadomości. Ktoś może powiedzieć, że na zewnątrz są tacy mili, a jak wracają do domu stają się tyranami niczym samuraj na feudalnych włościach. No cóż - życie. U nas też ktoś może być wesołkiem w pracy, a w domu egzekwować zasolenie zupy czy inne mankamenty życia codziennego. Nie ma co doszukiwać się wszędzie podszycia nieszczerością
Oishii!
Bardzo ważnym elementem, dla mnie, przy odkrywaniu jakiejkolwiek kultury jest poznawanie jej od kuchni - dosłownie! Jak każdy mężczyzna wielce cenię sobie pełny brzuch, a jeszcze bardziej proces jego napełniania. Oczywistym jest, że japońska gastronomia to zupełnie inny świat przy naszych słowiańskich smalcach i pierogach, ale ma mnóstwo do zaoferowania, a na pewno i tak nie spróbowałem wszystkiego. Jeśli obcowało się wcześniej chociaż trochę z mangą i anime to na początku wszystko wydaje się bardzo znajome. Na stole zwykle mamy multum miseczek, a w każdej jakieś dodatki, jakieś sosy i oczywiście micha ryżu, balia zupy z makaronem. Może raczej makaronu z zupą, bo tak trafniej należałoby określić proporcje. Najgorsze jest to że nie bardzo mogę powiedzieć co jadłem, bo nazwy dań są niemalże wyłącznie w hiragamie (wybierałem posiłku po obrazkach). Japońskie przysłowie "Miso-no miso-kusai-wa jo-miso-ni arazu" (Pasta sojowa, która wygląda jak pasta sojowa, nie jest dobrą pastą sojową) nabrało dla mnie nowego, dosłownego wręcz znaczenia. Japończycy tak przyrządzają swoje dania, że absolutnie nie wyglądają jak to, czym właściwie są. Często więc jadłem różnokolorowe kwadraciki, trójkąciki o różnym smaku (przeważnie dobrym lub neutralnym). Jednak najczęściej jadałem ryż, zupę i kurczaka lub rybę w tempurze. Rybki dokładnie takie jak widziałem w Dragon Ballu, czyli tyłów cały w panierce i wystający ogon :) Jadłem też trochę, powiedzmy, ekstremalnych rzeczy jak surową kałamarnicę w jakimś soso - oleju, kałamarnicę w sushi, suszoną rybę podawaną z grilla (bardzo fajne jako przystawka do piwa), małże (trochę bez smaku ale soczysta) i (najlepsze) wnętrzności kraba podgrzewane na grillu w muszli. Sprowadzało się to do dobrze przyprawionej zielonej masy, która naprawdę świetnie smakowała i myślę, że idealnie nadawała by się do makaronu. Najlepsze jednak danie jako było dane mi jeść to, polecane przez wszystkich poznanych przeze mnie Japończyków i mało znane na zachodzie, okonomiyaki - zwane też japońską pizzą. Jest to smażony placek z nadzieniem dowolnego wyboru, smażony z obu stron podawany ze specjalnym sosem. Pyszota! Jak ktoś będzie w Japonii musi znaleźć restaurację gdzie to podają i musi spróbować. Musi Kurna!
Nie można jednak bezgranicznie ufać japońskiej kuchni, bo można się też łatwo nadziać. Co prawda zwykle przed restauracją znajdują się (chyba) woskowe podobizny jedzenia, które można zakupić w środku lub przynajmniej są obrazki w menu i tego trzeba się trzymać. Niestety w jednej z jadłodajni z racji, że byłem głodny kupiłem coś na chybił trafił. Moja dziewczyna wzięła jakieś wegetariańskie coś za 450 jenów więc ja pokazałem, że chce to za 700 jenów. Niestety zawiodła logika, zawiódł zdrowy rozsądek, dedukcja i wszystkie inne procesy mózgowe. Dziewczyna dostała wielką zupę z dużą ilością makaronu i jajkiem na twardo. Ja dostałem talerz z jakimś sosem i czymś cebulo- i imbiropodobnym. Było tego mało i oczywiście obrzydliwe. Po szczeniacku wyraziłem swoje niezadowolenie łamiąc pałeczki (obecne w każdej restauracji, czasem można poprosić o widelec), wyszedłem, zjadłem gdzie indziej. Innym razem chciałem sobie wypić piwko do obiadu. Wybieram, przynoszą i.... pierwszy raz zdarzyło mi się pić piwo bez gazu. Było ohydne niczym ciepłe whiskey, po 4 łykach skapitulowałem. To były jedyne przypadki, że byłem niezadowolony z jedzenia, a jestem zwolennikiem zostawiania pustych talerzy.
Poza tym w Japonii jest dużo gotowego jedzenia w sklepach. Bez problemu kupimy zafoliowane sushi, ryż z różnymi mięsami, makaron, błyskawiczne zupy, jajko na twardo i jajko na miękko ;-) Miałem też okazję spróbować charakterystycznych trójkątnych pajd ryżu (przepraszam ale naprawdę nie mam pojęcia co się jak nazywa). Generalnie smaczne, ale raz trafiło mi się z jakąś niesamowicie kwaśną wiśnią i poczęstowałem nią ptaki.
Misz-maszuru!
Japonia to bardzo ciekawy kraj, za którym cały czas tęsknie. Metro jest zawsze pełne i panuje w nim cisza. Połowa pasażerów śpi a druga jopi się w iPhona, gra na kieszonsolce lub czyta mangę. Mangę czytają również ludzie po 50tce. Polskie społeczeństwo jest zbyt "dorosłe" na czytanie komiksów. Mimo całego zabiegania widzi się tłumy ludzi w parkach zachwycających się kwitnącą wiśnią. Widać mimo faktu występowania jej cały czas tuż obok wciąż potrafi wprawić w zachwyt czy zadumę. W parku czasem też można spotkać bezdomnego który wokół ławki buduje sobie z pudeł dom. Są po bokach kolumny, dach z tektury i nieprzemakalnej plandeki, obok dobytek w torbach, a prawdopodobnie były pracownik korporacji, zamyka się w budowli i idzie spać. Nikt go za to nie pałuje.
Często mówi się o tylu japońskich dziwactwach albo jakiś totalnie absurdalnych produktach i reklamach, ale ja nic ekstremalnego nie uświadczyłem. Może trochę dlatego, że byłem uzbrojony w wysoki próg tolerancji. Co prawda widziałem śmieszne tablice informacyjne, żeby np. na pokładzie statku nie ocierać się o kobiety, a wszystko oczywiście w mangowym stylu. Byłem też w kociej kawiarni gdzie płaci się za wstęp obejmujący kawę, ciastko i możliwość ... patrzenia na koty. Podobno takie kawiarnie mają rację bytu bo Japończycy lubią koty, a z powodu długiego czasu pracy i wynajmowania mieszkań, w których właściciele zwykle nie życzą sobie futrzaków, nie mogą ich mieć na stałe.
Wracając do poszukiwania dziwactw. Często wieczorami przerzucałem kanały telewizora w poszukiwaniu czegoś niezwykłego - nie udało się. Za to jak wróciłem do domu i zobaczyłem reklamę "nju-mobile" - to było dopiero dziwne. Ona jest nienormalna sama z siebie, a wyobraźcie sobie jak musi wyglądać dla obcokrajowca. W ogóle żeby lepiej zrozumieć co mam na myśli polecam skecze ">The Fast Show Channel 9. Wydaje mi się, że wyobrażenie jest takie bo tak naprawdę zachód mało zna Japonię i wychwyca się tylko te dziwne rzeczy, przekazuje dalej i ktoś kto Japonii na oczy nie widział myśli, że tam żyją sami popierdolce. Choć oczywiście swój koloryt ma.
Japonia niestety, jak wszystkie kraje, ulega postępującej westernizacji. Chociaż turysta wciąż bez problemu będzie mógł znaleźć charakterystyczne budownictwo i akcenty. Znajdzie je szczególnie w tokijskiej dzielnicy Asakusa czy na terenach mniej zurbanizowanych (wyspa Sado!). W domostwach mimo wszystko wciąż można spotkać się z brakiem łóżek i z tatami wyłożonym na podłodze.
Były też 3 rzeczy, które mi się w Japonii nie podbały. Ludzie czasem noszą maski ochronne jakie zwykł nosić Król Popu. Pewien Japończyk powiedział, mi że to z obawy o pyłki w okresie wiosennym. Tak czy siak, ja nie lubię przesadyzmu. Poważniejszym problemem jest prawie całkowity brak koszy na ulicach. Można spokojnie przejść 500 metrów nie uświadczając ani jednego pojemnika na odpady. Czasem można znaleźć pod automatami z napojami lub sklepem. Swoją drogą automaty są liczne i są w nich puszki/butelki z zarówno napojami zimnymi jak i gorącymi. Należy uważać na herbaty bo to nie są słodkie Lipton Ice Tea jak u nas tylko gorzkie napitki dla smakoszy. Trzecią rzeczą, która mi się nie podobała, nieco trywialną i nie do zniesienia dla ludzi o słabych nerwach jest ... straszliwie cienki papier toaletowy. Kurna poważnie! Musiałem to cholerstwo składać na 4 razy. Oświadczam nieprzystosowanie do potrzeb słowiańskiego tyłka!
Ufff ...to byłoby na tyle. Pewnie nie udało mi się przekazać wszystkiego, bo po prostu nie sposób. Trzeba tam po prostu pojechać i przekonać się samemu.
Ale zaraz panie Czarny Ivo, najpierw zaczynasz pan gadkę, że Japonia mekką każdego gracza, a potem ani słowa o graniu? Co pan odwalasz?
Oj tak ... Granie. Granie i giereczki to temat na zupełnie odrębny "odcinek". Do następnego!