Wiedźmin od Netflix - uczciwa recenzja serialu. Jedyna taka w Internecie!
Filmowa adaptacja Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego była długo wyczekiwana przez fanów. Gdy Netflix ogłosił rozpoczęcie prac nad serialem, czytelnicy będący w dużej mierze również sympatykami gier od CD Projekt przebierali nogami w nadziei na rozrywkowe arcydzieło równe innym flagowym produkcjom wielkich platform streamingowych. Oglądając wyniki recenzji na serwisach typu Metacritic można jednak dojść do wniosku, że filmowa historia Geralta z Rivii to przeciętniak.
Jest to wniosek absolutnie błędny. Netfliks odwalił kawał dobrej roboty jak na sezon pilotażowy w zamierzeniu długiej serii. Wszyscy bowiem musieli zdawać sobie sprawę z tego, jak rozwinięta jest saga oraz, że poprzedza ją wiele ważnych opowiadań i całości nie da się zamknąć w 2, 3 sezonach, toteż wyprodukowanie pilota jest konieczne. Epickie produkcje fantasy, choć potrafią przynieść wielkie zyski („Władca Pierścieni”, „Piraci z Karaibów”) są bardzo ryzykowne w produkcji ze względu na gigantyczne koszty kostiumów, efektów specjalnych i np. koniecznych podróży. Stąd też mało prawdopodobne, aby na sezon pilotażowy mający na celu nakreślić fabułę i bohaterów, a także sprawdzić reakcję publiczności, inwestorzy wyłożyli ogromne pieniądze.
Zarzut niedoinwestowania produkcji często przewija się w recenzjach – ja uważam, że poziom wszystkiego, co za pieniądze dało się wyprodukować sumarycznie jest zadowalający. Aktorzy są bardzo dobrze ubrani, ujęcia przyrody przepiękne, scenografie – przekonywujące i realistyczne. Jedynym wyjątkiem może być zbroja Nilfgaardu, która wygląda tak, jakby tworzono ją na końcu, na szybko i bez pomysłu. Ponadto wiele z pewnością zainwestowano w choreografię walk, które są dynamiczne, agresywne i brutalne, w wielu momentach – przynajmniej jeśli chodzi o Geralta – przypominające taniec. Podnoszony w recenzjach argument, choćby na tym portalu, jakoby serial był niedoinwestowany jest więc według mnie całkowicie nietrafiony. Niedoinwestowana wydaje mi się być recenzja Jędrzeja Dudkiewicza, choćby ze względu na to, że nie zainwestował nawet czasu w poprawienie błędów na planszy z oceną końcową (link).
Fabuła podzielona jest na kilka wątków rozwijających się w różnych miejscach, w różnym czasie. Żonglowanie tymi wątkami jest bardzo sprawne i trudno się nie połapać, o co chodzi. Widać, że twórcy serialu przyłożyli się do lektury książek Sapkowskiego, gdyż jego twórczość – przynajmniej o ile pamiętam z opowiadań – miała charakter szkatułkowy, co oznacza, że główny wątek splatany jest z wielu pobocznych historii, opowiadanych z perspektywy kolejno pojawiających się bohaterów. Tak właśnie były napisane opowiadania Sapkowskiego i dokładnie tak samo jest zrealizowany serial. Być może wolniejsze tempo książek, nieograniczone 55 minutami serialu i pozwalające na większą szczegółowość jest bardziej odpowiednie dla tej formy narracji niż film czy serial, jednak mimo to twórcom należy się szacunek za próbę podjęcia niełatwego zadania i za zrealizowanie go w bardzo dobry sposób. Być może dałoby się to zrobić w inaczej, dla recenzentów lepiej przyswajalnie, ale wtedy serialowy Wiedźmin odbiegł by znacząco od książkowego. Wszak o to właśnie chodzi w powtarzanym przez wszystkich w wiedźmińskim świecie przeznaczeniu, aby los połączył ludzi żyjących w różnych realiach, w różny sposób, których właśnie owo przeznaczenie pcha do spotkania i to ono sprawia, że pęd wydarzeń związany jest właśnie z tymi, a nie z innymi osobami.
Oczywiście, choć moja recenzja ma raczej charakter defensywny w stosunku do przesadzonych i zaniżonych werdyktów znajdowanych w Internecie, to jednak ode mnie również dostanie się serialowi za kilka rzeczy. Przede wszystkim królowa Calanthe a także Triss to zupełnie nietrafione kreacje. Królowej zdecydowanie brakuje majestatu, natomiast Triss – książkowa i growa seksbomba – jest bardzo niekorzystnie ucharakteryzowana. Jak jednak napisałem wcześniej, większość charakteryzacji naprawdę może się podobać, toteż w przypadku Triss powiedzenie, że wyjątek potwierdza regułę pasuje doskonale. Potwory w większości również wyglądają satysfakcjonująco, choć wydaje mi się, że raczej są zrealizowane w stylu straszydeł z horrorów, niż fantastyki - Strzyga czy ghule to trochę skromnie, ale jednak przyzwoicie wyprodukowane brzydale. Jedyny fantastyczny stwór, złoty smok, faktycznie zrobiony naprawdę kiepsko ma na szczęście bardzo krótki epizod.
Reszta kreacji wypada znakomicie. Jaskier nie jest pstrokato i bez gustu ubranym fircykiem, a potrafiącym założyć dobre wdzianko zalotnikiem o osobowości Osła z filmu Shrek. Doskonale wypada Henry Cavill jako Geralt, choć czasami niepotrzebnie mówi przez zaciśnięte zęby. Postać Yennefer również jest przekonywująca i dobrze zagrana. Najbardziej pozytywne zaskoczenie przeżyłem jednak za sprawą Ciri. Uważam, że jest to najlepsza kreacja tej postaci ze wszystkich dotychczasowych, a jej odpowiednik z serii gier wypada naprawdę kiepsko w porównaniu do bohaterki, jaką przedstawił Netflix.
Oczywiście znajdą się głosy, że elfy są czarne, że driady są czarne, że czarodziejki też nie mają białego koloru skóry, ale czy ktoś kiedyś widział białego elfa, białą driadę lub białą czarodziejkę? Poza tym, czy Sapkowski wspominał cokolwiek o pochodzeniu etnicznym kogokolwiek? Każdy w serialu znajdzie swoje mniejsze i większe minusy, tak samo jak większe i mniejsze plusy, ogólny obraz jednak – trzeba przyznać uczciwie – jest dobry i można się przy nim zrelaksować. Niskie oceny, jak np. na ppe (4.5) czy metacritic (nawet 0/10!) są zdecydowanie przesadzone i serial, jak i ogromna praca wykonana przez ekipę, nie zasługuje na takie słabe noty. Choć to tylko moja opinia, to jednak ośmielę się stwierdzić, że wszystko poniżej 6.5 to prowokacja lub lenistwo recenzentów wynikające być może z niefortunnego okresu premiery, w którym na jednym monitorze leci serial, a na drugim – np. ekranie smartfona – top 100 prezentów Bożonarodzeniowych. Być może też teza, że Wiedźmin to będzie nowa „Gra o Tron” wyrządziła serialowi sporo krzywdy. Nie czytałem dzieła George’a Martina, ale obejrzałem 1.5 sezonu i zauważam przede wszystkim jedną różnicę. W GoT postaci są jednobarwne i zawsze dokonują tego samego wyboru albo mataczą w ten sam sposób. Tyrion Lannister zawsze próbuje wykiwać rozmówcę, zawsze kreuje intrygi. Król Joffrey zawsze jest brutalny. Ned Stark od początku do końca romantyczny. Słaba barwa Daenerys z czasem robi się co raz bardziej intensywna, ale bohaterka nie przechodzi żadnej przemiany, po prostu uwydatnia się w niej to, co posiada od pierwszego odcinka. Ludziom dużo łatwiej przyswoić taki serial, gdyż wyraźnie oddziela światło od ciemności. Wiedźmin jest zupełnie inny, tu bohaterowie często wybierają między złem, a złem, złem mniejszym a złem większym, tym, co znają, a ryzykiem i niebezpieczeństwem. Wybory bohaterów Wiedźmina są znacznie bardziej skomplikowane i niejednoznaczne, a co za tym idzie, trudniejsze do pogodzenia się z nimi.
Nie jestem fanem fantasy, a także nie jestem oddanym wielbicielem świata Wiedźmina. Przeczytałem wszystkie książki jakieś 10 lat temu i bardzo mi się podobały, jednak nie bardziej, niż powieści Murakamiego, Kazuo Ishiguro czy Reymonta. Próbowałem wrócić po latach do lektury, ale po przeczytaniu kilkudziesięciu stron stwierdziłem, że nie chcę psuć sobie pierwszego wrażenia i odpuściłem. Grałem tylko w trzecią część, ponieważ pierwsza mnie nie wciągnęła, a na dwójkę miałem za słaby komputer. Serial obejrzałem z olbrzymim zainteresowaniem i Tobie, czytelniku, mogę go polecić z pełną odpowiedzialnością.
OCENA: 8.5/10
Plusy:
+ Najlepsza kreacja Ciri ze wszystkich dotychczasowych, włączając gry od CD Projekt
+ Role Geralta i Yennefer
+ Narracja szkatułkowa, bliska opowiadaniom Sapkowskiego
+ Walki, scenografie i zdjęcia
+ Dobra ekranizacja kilku opowiadań
+ Muzyka i udźwiękowienie
Minusy:
- Niektóre kreacje (np. Calanthe i Triss) mogłyby być lepiej dobrane
- Niedopracowane zbroje Nilfgaardu
- Smok :)