W co grałem w weekendy – tera jo!
Kończymy growy sezon roku 2014! Każdy sumuje, liczy, chwali się i żali pora bym i ja miał mambe, czy jakoś tak. Uwaga wrażliwe osobniki na wulgaryzmy!
Jak ja nienawidzę zimy…
Styczeń przywitał mnie kacem i rajską wyspą najeżoną pułapkami i poukrywanymi bananami. Donkey Kong Country Returns sprawił, że niemieckie zakręty latały po pokoju. Na serio tylu inwektyw w stronę twórców dawno nie rzucałem, a najgorsze było w tym to że mi się… podobało! Mam chyba jakieś skłonności masochistyczne bo małpiszony z miejsca uznałem za najlepszego platformera 2D generacji. A ograłem tego w życiu naprawdę mase i uwierzcie, że jest to fenomenalna gra. Po tym wszystkim nadal w mieszkaniu królowało Wii za sprawą tym razem bardzo łatwej gry. de Blob 2 może i jest łatwy, ale z całą pewnością nie jest zły. Bardzo nietuzinkowa gra z pomysłem na siebie starająca się iść własnym torem i nie patrzeć na innych. Humor i drugie dno tej produkcji mnie po prostu urzekło. Minusy owszem dostrzegłem, ale generalnie bardzo dobrze się bawiłem i szkoda, że gluta już raczej nigdy nie zobaczymy.
Po przewrotnej żelatynie o barwach tęczy znów zajrzałem do biblioteki Wii i odkopałem Wii Sports. Prosta by nie powiedzieć nawet prostacka gra, a jednak za każdym razem jak ją odpalę się dobrze bawię. Machałem przed TV Wiilotem grając w tenisy, kręgle i inne golfy ciesząc michę w najlepsze. Resztę zimy spędziłem na planszówkach o których potem bo przecież mój wpis nie może się bez tego obejść. Btw w tą zimę wdepłem w gówno, postanowiłem wytrzeć o trawnik... i wdepłem w drugie. I love U PL! Śnieg to można srać sąsiad nie widzi!
W końcu wiosna!
Przyszła długo wyczekiwana wiosna i przyszła również pora na zmiany. Wii odstawiłem i sięgnąłem po GrajKostkę. Słonko za oknem dawało już powoli rade to i klimat sobie w domu postanowiłem zrobić. Wave Race: Blue Storm bez ostrzeżenia rozwalił mi japę. Ludzie kurwa! Te zmiany pogody! Ta praca wody! Jak to nadal robi wrażenie! A jakie to cholerstwo trudne do maksowania! Gry big N dla dzieci? Powiedzcie to mojej żonie która kolejny raz patrzyła jak prawie 30 letni chłop się piekli i pożera pada z nerwów. Tryb hard dawał po garach, a gdzie tam expert (Bioter coś przebąkuje o F-Zero). Do tego nie obeszło się bez ogrywania trybu stunt, którego jako maniak gier o sportach ekstremalnych w sosie arcade oczywiście musiałem skosztować i na samej degustacji się nie skończyło. W końcu przelazłem to cholerstwo i zabrałem się za poleconego na shoucie m.in. przes Dr Sitpasa Star Fox Adventures. Ten GameCube mnie nie przestaje zadziwiać, taka wypasiona grafa przy tak krótkich loadingach aż cieszy. Nigdy z Zeldami nie obcowałem, więc kilka rzeczy mi się wydało w mechanice dziwnych, ale ogólnie poziom gry bardzo dobry. Sam nie wiem dlaczego chyba przez majówkę, ale odstawiłem kosmicznego lisa „na chwilę” i do dziś przy ponad 70% skończonej gry nie wróciłem (dopiszę do questów na 2015 rok).
Czy można recenzją kogoś wyprowadzić z równowagi? Spytajcie Kaza bo swoimi werdyktami, a raczej herezjami pod reckami o Raczetach sprawił, że postanowiłem napisać kontrecenzję. Ratchet and Clank zakręcił się w mojej czarnulce i po raz kolejny wesoło rozwaliłem wszystko co stało na mojej drodze z maniakalną przyjemnością. Blow shit up! I wara mi od wytykania Raczetowi konwencji strzelaniny, on taki ma być! Spyro nie żyje, a Ratchet ma w dupie waszą deprechę!
No i mamy lato!
Lato u mnie nie jest zbyt „growe”. Głównie grilluję, biwakuję, roweruję (by nie mylić z pedałuję;) i ogólnie wybywam z mieszkania.Tyle rzeczy można robić, gdy już nie ma tego zasranego śniegu i wilgoci, że mało obcuję z konsolami. Ale była okazja połączyć świat gier i letniego puszczania leniwych bąków przy piwie. Mamy nasze spotkanie ppeeeeee to znaczy fanów Srakta! Zobaczyłem wasze niezbyt urodziwe mordy (nie ma się co oszukiwać) i z wszystkimi napiłem. Impreza była zacna i mam nadzieję, że za rok w równie dobrej atmosferze zbanujemy asano, wypijemy kompocik, pohandlujemy grami, wdupcymy coś z maka i pogramy w mario karta do ogrywania którego jesteśmy wręcz stworzeni :). Z resztą już raz opisywałem co się w tym spędzie szumowin działo tutaj.
Jakiś tytuł jednak w lato ograłem. Adam po prawie 20 latach wyjawił mi nazwę gry w którą się zagrywałem za młodu na Amidze, a nigdy nie wiedziałem jak się nazywa. Dimos Quest został w końcu odtajniony! Do tego Kijmutam podał namiary na fajnego exeka. Dziwne uczucie towarzyszyło mi przy tym powrocie. Plansze szybko przypominały mi dotychczas zatarte skrawki obrazów z pamięci, a muzyka zdawała się znajoma. Już po kilku chwilach przepadłem i postanowiłem przejść w końcu tą grę-zagadkę z dzieciństwa. No i się udało, dzięki Adam i Kijmutam!
Jesień też jest w pytę
Lato się kończy i wyposzczony z zdwojoną mocą ruszyłem do konsol. Padło tym razem na szaraka na którym w tym roku jedynie symbolicznie ciorałem. Na pierwszy ogień poszedł Crash Bandicoot 3: Warped. Urodziny psiaków należało odpowiednio uczcić, najpierw new game i rajd po kryształach aż do Cortexa, a potem wczytanie starego sava z 104% i wymaksowanie kilku leveli. Fala nostalgii przybierała na impecie i z rozpędu ruszyłem po pierwszego Tomka Jastrzębia. Manuala nie ma, ale też jest zajebiście można rzec idąc za klasykiem. OST jak i system nadal „robi” i wymaksować przygodę obowiązkowo należało. Z resztą pisząc ten tekst leci cały czas z głośników ost z pierwszych THPS’ów – genialne składanki! Szarakowi nie odpuściłem, bo jak wiadomo popuszcza tylko Rodżeł. Na trzpień poszedł Rayman 2. Wiem, że kastrat, wiem że to nie to ale lubię tą edycję. Szybki new game i z marszu przelazłem całego. Ta część Raya jest moim zdaniem najlepsza, a klimat rewelacyjny. Było mi mało to zaraz odpaliłem na czarnuli Rayman Revolution. Jeszcze nie skończyłem, ale zmiany w stosunku do psx’a są olbrzymie.
Dlaczego jesień też jest w pytę? Bo zamiast grillować i dryfować w jeziorze ludzie zaczynają się chować po domach i napierdzielają w planszówki! W ruchu jak przez cały rok był Catan z dodatkami. Rewelacyjna gra której mimo tylu lat intensywnego katowania nie mam dość. Do tego imprezowe Prawo Dżungli, które połączone z alkoholem czyni pożogę i rozróbę w całym pomieszczeniu. Trupy się walają i zakrwawionymi łapskami walczą o totem. Jedynie gospodarz jest zawsze blady jak widzi dziury w tynku i zagrożony telewizor. W to wszystko wplotły się Cyklady w które w końcu zagrałem w 5 graczy. Sznyt strategiczny jest spory, a wyszedł już dodatek Tytani z możliwością grania w 6 osób i drużynowo! Tylko dlaczego ja się spłukałem pod koniec roku cholera, trzeba poczekać na 2015.
Zaś ta posrana zima
Niby zima, a śniegu ni ma i dobrze! Mimo to pizgać już powoli zaczyna (nie czuję jak rymuję). Co przyniósł grudzień? Fazę na Commodore 64 zapoczątkowaną już wcześniej, ale teraz zaczęła nabierać namacalnych kształtów. Sprezentowałem sobie carta 55 gier w jednym, który zawiera mnóstwo hitów z C64 i odpala się je tak szybko i sprawnie jak na Pegasie. Że też takiego cacka nie miałem lata temu! Zero komend, nastawiania głowicy, zmarnowanego czasu na niewgrane gry… SWIV jest grą ponadczasową, nadal można bez jakichkolwiek obaw grać ile wlezie w co-opie. Skill już nie ten, ale poddawać się nie można, wroga armia sama się nie rozwali! Do tego przechodzimy "kto dalej" Giana Sisters, niby klon mariana a podoba mi się chyba nawet bardziej (levele są krótsze, ale treściwsze). Do tego cała masa innych tytułów. O samym carcie opowie wam ekipa retrogralni.
Na koniec dzięki Adamowi za pokazanie mi Amigi 32CD, napaliłem się na tą skrzynke i może w 2015 kupie rezygnując z Retrona 5 bo Amisia zapowiada się równie dobrze, a R5 w Europie to powoli telenowela i odechciało mi się go już. Do tego Potwory w Tokio! Te już mamy w zbiorach, sprawdza się zajebiście. Szybki, ale konkretny szpil nawet na 6 osób.
9 gier + planszówki + kilka 8 bitowych szpili w rok. Nie ma co HC POWER MAX OSOM GAMER ze mnie hehe. Dobra kończe bo znowu się bez sensu rozpisałem. A jebne wam coś jeszcze na koniec