Xbox Reveal moim ślipiem.
Nie wyczekiwałem. Nie tupałem nóżkami w podnieceniu, nie zjadałem paznokci, nie śledziłem plotek i spekulacji. Do Xbox Reveal jednak przysiadłem, a poniżej – zapis moich osobistych wrażeń z tego wydarzenia.
O fakcie, iż konsole z rodziny Sony w zasadzie mnie wychowały i sercu memu są niezwykle bliskie przeczytać mogliście już naprawę wiele, ale to wiele razy. O tym jednak, że Xboksa 360 wcale besztać nie mam zamiaru i po prawdzie uważam go za maszynkę lepszą i bardziej graczowi przystępną, również coś tam udało mi się na łamach PPE.pl wspomnieć. Stojąc więc tak w platformowym rozkroku i będąc totalnie wypranym z hype’u, z chłodnym okiem usadowiłem się przed prezentacją pełnoprawnego następcy Xboksa 360.
Na wstępie powiem, że jestem zawiedziony – i nie chodzi tu o fakt, że Xbox ze świetnej konsoli przemienił się w najlepszy dekoder Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej (to, że większość zaprezentowanych, telewizyjnych funkcji nie będzie w naszym kraju dostępna, wiem już ja i śpiący spokojnie Cyfrowy Polsat). Bo widzicie, szczerze wyczekiwałem w tym roku branżowego Shaolin: Pojedynku Mistrzów z prawdziwego zdarzenia, gdzie Sony w równej walce okładać będzie się z Microsoftem o moją atencję. Gdzie z każdą chwilą zmagać będę się z wyborem, na którą z nachodzących platform wydać mam swój hajs, gdzie każda z nowych konsol będzie kusić mnie swoimi możliwościami. Cóż rzec w tym miejscu więcej – nie o to Microsoftowi do końca teraz chodzi.
Gigant z Redmond wyrazie wycelował w nieco inny, zdecydowanie szerszy segment rynku, w którym nie lubiący wstawać z kanap po pilota fani amerykańskiego futbolu i NBA mogą spokojnie (i bez zbędnego wysiłku) cieszyć się swoją ulubioną rozrywką. Ja sam do tej grupy raczej się nie zaliczam, więc przez całą prezentację czekałem na coś, do czego Xboksa One faktycznie bym zakupił (czytaj: do grania). I siedziałem tak jak ten ciul, wypatrując nadejścia oddziału Delta, wyciągając szyję za Chiefem bądź modląc się o gameplay z nowej Forzy. Myślę, że nie nagnę w tym miejscu faktów stwierdzeniem, iż z przedstawionego powyżej zestawu nie ostało się absolutnie nic, a moje wyczekiwanie przedłużyć muszę do drugiej części prezentacji nowego Xboksa, a więc czerwcowego E3.
Jeśli z całej tej imprezy miałbym wyciągnąć coś, co prawdziwie grzało moje serce i do czego nie mam zamiaru się przyczepić, to sam akt jej oglądania. O zdrowej godzinie, dzięki której to nie musiałem ślęczeć po nocach walcząc jednocześnie ze zmęczeniem, przysiedliśmy w duecie ze znajomkiem smakując kolejnych wieści z growej branży. Najpiękniejszy był w tym wszystkim jednak fakt, że oto w naszej obecności zapisała się świeżutka karta historii elektroniczej rozrywki, a przy całym tym, iście epickim procesie, mogliśmy być nieomal osobiście. I aż chciałoby się, by takie wydarzenia miały miejsce przynajmniej co tydzień, miesiąc czy nawet pół roku.
O wiele grubiej o całym wydarzeniu rozpisałem się dokładnie tutaj, więc jeśli ktoś chciałby pokopać w temacie moich rozkmin nieco głębiej – zapraszam z serca całego.
To jak – widzimy się na E3?
Zapraszamy na oficjalny fan-page Friendly Fire – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!