Nie wchodzi jeśli ma się alergię na PC.
Fallout (PC)
Ostatnimi czasy naszła mnie ochota na jakiegoś porządnego RPGa. Zamiast po raz kolejny ogrywać Gothica 2 postanowiłem zacząć coś nowego. Ostatnio panuję szał, bo ukazał się Fallout 4 to stwierdziłem, że pora nadrobić klasykę i wziąć się za jakiegoś prawdziwego Fallouta, a nie podróbkę i przystawkę do modów. Jako, że mam na płycie zarówno jedynkę jak i dwójkę, zacząłem od pierwszego Fallouta, żeby zobaczyć o co tyle szumu. Mogę się rozpędzić i walnąć jakimś spoilerem. Obecnie w poszukiwaniu hydroprocesora zawędrowałem do Hub. Jest to całkiem spora mieścina i goszczę w niej po raz drugi. Za pierwszym razem dość szybko się zabrałem i wróciłem do Złomowa, bo Daaku powiedział mi jak tam wejść. Wykupiłem dostawę wody do Krypty, żeby nie czuć tak bardzo presji czasu i w razie czego jeśli okaże się, że potrzebnego mi ustrojstwa nie ma w Necropolis nie zobaczyć Game Over w najmniej oczekiwanym momencie. Postanowiłem sobie, że będę grał dobra postacią i po eliminacji Gizma w Złomowie pora na bossa półświatka w Hub. Już raz spróbowałem, ale niestety poległem, więc na razie trochę się porozglądam i zdobędę więcej doświadczenia. Swoją drogą to zadanie z Gizmo było świetne. Idę sobie do sklepu, a tu nagle wpada jakiś koleś i zaczyna strzelać. Wyglądał na czarnego, więc bez zastanowienia wyjąłem gnata i go rozwaliłem. Killian poprosił mnie o pomocy, zgodziłem się i dostałem pluskwę i podsłuch. Poszedłem do grubasa, udałem, że oferuję pomoc, nagrałem i potem razem ze stróżami prawa wyeliminowałem dziada. Obecnie pewnie wyglądało by to tak, że wpada biały, trzeba do rozwalić, a potem pójść i rozwalić Gizmo, bo teraz się strzela, a nie gada. Znak czasów, wszystkie problemy rozwiązuje się przy użyciu gnata, a wystarczy usiąść i porozmawiać. Bez oddania jednego strzału ocaliłem Tandi czy jak jej tam, ot po prostu powiedziałem hersztowi, że nie ma co ze mną zadzierać.
Mam nadzieję, że istnieje jakiś sposób na podniesienie statystyk, bo przy tworzeniu tej postaci (to już moja druga, pierwsza w ogóle nie nadawała się do walki) skupiłem się bardziej na tym żeby mieć gadane niż na umiejętnościach bojowych. Jak widzicie mam rozwinięte głównie umiejętności niezwiązane z walką. Dlaczego zatem wybrałem krwawą jatkę? Nie mam pojęcia, jakoś tak wyszło. Jednoręczność wybrałem, bo mam zamiar korzystać głównie z pistoletów w walce. W sumie to trochę teraz żałuję, że nie dałem troszkę więcej do percepcji kosztem charyzmy. Jednak Arcanum nauczyło mnie, że w starych RPG nie trzeba iść i strzelać, a wystarczy odpowiednie poprowadzić rozmowę i problem jest rozwiązany. Oczywiście czasami trzeba komuś przywalić, ale od tego mam towarzyszy. Gdy piszę te słowa są to Ian (co ciekawe nie ma on limitu udźwigu, więc może robić za tragarza) i pies, który jest przegięty (Daaku mówił, że psa trzeba nakarmić, ale mój sam się do mnie pobiegł i zaczął za mną iść). Z ich pomocą rozwaliłem cały obóz bandytów niedaleko Cienistych Piasków, dzięki czemu w ręce wpadła mi całkiem porządna zbroja i broń. W kilku sztukach, dzięki czemu zarobiłem porządna kasę. Bardzo się zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że za użycie pierwszej pomocy albo za dokonanie udanej kradzieży dostaję się punkty doświadczenia.
Heroes of the Storm (PC)
Powiem wprost nigdy nie byłem fanem multi (Mario i Contra z siostrą się nie liczą) i grania z innymi zwłaszcza przez internet. Po co się chwalić swoim brakiem umiejętności? Jednak jak do HotSa siadłem tak siedzę. Sam nie wiem co tak bardzo urzekło mnie w tej produkcji. Aczkolwiek ostatnimi czasy Blizzard postanowił, że skutecznie mnie do niej zniechęci. Zaczęło się od nerfów, które tylko ekipa Zamieci mogła wprowadzić. Oczywiście dostało się większości moich ulubieńców. Kael Thas choć wciąż jest całkiem dobrym wyborem już nie ma tego kopa. Leoryk już nie czyści linii jednym Q. Mam wrażenie, że każda moja ulubiona postać prędzej czy później z OP stanie się totalnym śmieciem. Jednak Blizzardowi to nie wystarczy, o nie, dla nich to za mało. Ostatnio tak przemodelowali rozgrywkę, że trochę trudno mi się w niej odnaleźć. Zmienili przyrost wartości i jak kiedyś Jaina na pierwszym levelu miała 750hp, tak teraz ma coś koło 1400. Kiedyś miało się tylko zabicia, teraz jest podział na zabicia i asysty. Jak się dowiedziałem podobnie jest w League of Legends. Ponoć Blizzard na jakiejś grupie sprawdzał te zmiany i ludzie byli zadowoleni. Ciekawe kto to był? Ja spotkałem więcej narzekań na te zmiany niż pochwał. Niech jeszcze wrócą do przedmiotów dla bohaterów. No bo czemu nie? Jak chcą zrobić drugiego LoLa to śmiało. Jednak wciąż gram i czekam na wprowadzenie trybu areny. Pewnie będę grał w HotSa do premiery Overwatch. Ot syndrom sztokholmski w świecie gier. Przy okazji pozdrawiam wszystkich zjebów, którzy zepsuli mi mecz, jest was tak wielu, że wymienianie po nickach zajęłoby z 10 stron.
Starcraft: Brood War (PC)
Nie znalazłem jakiegoś fajnego cosplay Kerrigan (booobs), więc łapcie to. Premiera Legacy of the Void już za nami, a ja wciąż nadrabiam pierwszego Starcrafta. Za pierwszym razem mocno się odbiłem. Teraz też nie jestem jakoś szczególnie zachwycony. Robię tylko kampanię, która jest ciekawa, ale tak słabo opowiedziana, że aż pała mała. Idź, rozwal i domyśl się EPIC SPACE OPERA. Właściwie jedyne czym się bronią te kampanie to bohaterowie. Jim Raynor, Zeratul, Fenix czy Kerrigan to czystka śmietanka i choćby dla nich warto się przemęczyć. Przemęczyć to dobre określenie bo kampanie w Brood War są cholernie trudne i czasochłonne. Do tego dochodzi przeziębienie i długa przerwa od klasycznych RTSów i już każda misja momentami niemiłosiernie się dłuży. Jedyna rasa, która gra mi się podoba to Terranie. Zergowie i Prostosi są do niczego. Terranie to nic innego jak Teksas w kosmosie, a każdy wie, że Teksas jest spoko. Jest coś podniecającego w zalewaniu wroga przy pomocy Marines albo powolnym marszu Siege Tanków. Odetchnę z wielką ulgą, gdy już skończę i będę mógł z czystym sumieniem odhaczyć kolejny kultowy tytuł z listy do narobienia. Przy okazji dodam, że to kolejna gra, która uczy, że nie warto ufać czarnuchom. Aha no i not enough minerals...
Tyle ode mnie, na następnej stronie coś od Daaku. U niego nie ma cycków to nie wiem czy warto. Za to dojebał kupę filmików
Czołem! Jeżeli nic się przez te parę dni nie zmieniło, prowadzący tę odsłonę Dario opisał wam swoje przygody w pierwszym Falloucie tak, jak ostatnio robili to @squaresofter (F1) oraz @Affek (F:NV). Żeby więc utrzymać ten dłuższy cykl powrotów na Pustkowia, również i ja obiecałem już tydzień temu uraczyć was szerszą historią ze świata autorstwa studia Black Isle Studios (później Obsidian). W moim przypadku będzie to świat Fallouta 2, choć już w zdecydowanie późniejszej fazie gry. Tematem przewodnim będzie New Reno - mroczne miasto bezprawia, gdzie na ulicach kręcą się narkomani i prostytutki, a władzę wyrywają sobie z rąk cztery potężne rody mafijne. Czyli sex, drugs & rock'n'roll, ze zdecydowanym naciskiem na dwa pierwsze. [TEKST ZAWIERA SPOILERY DOTYCZĄCE FABUŁY ORAZ SPOSOBU WYKONANIA QUESTÓW!]
Fallout 2 (PC, Black Isle Studios 1998)
Ale zanim przejdziemy do właściwej części opowieści, przyjrzyjmy się, kim jest nasz wybraniec i z czym wyszedł do ludzi. Dla uzupełnienia krótkie wyjaśnienie poszczególnych elementów.
SPECIAL - Tym razem postawiłem na postać wszechstronnie uzdolnioną. Siłę (bazowo 4) wydatnie wzmocnił noszony przeze mnie zestaw Zaawansowanej Zbroi Wspomaganej noszonej przez żołnierzy Enklawy. Jej wysokie odporności niwelują niską Wytrzymałość, a dodatek do obrażeń walki wręcz pozwala poszaleć na pięści (druga część da nam do tego wiele okazji). Wysoka Charyzma to nie tylko dobre gadane i niższe ceny w sklepach, ale także moliwość przemierzania lokacji w towarzystwie czterech towarzyszy broni.
Umiejętności - otagowane Małe Bronie pozwalają celnie i efektywnie strzelać z niskokalibrowej broni palnej, co wbrew pozorom nie ogranicza się wyłącznie do początku gry. Kradzież równa się możliwości zdobycia dodatkowej amunicji, stimpaków, a nawet rzadkich modeli broni. Do tego Mowa będąca podstawą w pokojowym rozwiązywaniu questów. Wysoka Walka Wręcz sprawdza się nie tylko w bliskich spotkaniach, ale także w fabularnych walkach np. na ringu bokserskim czy w San Francisco.
Perki - ich pulę oraz rodzaj warunkują dobrane przez nas powyżej statystki dotyczące postaci. To nie Fallout 4, gdzie co poziom możemy wybrać sobie, co tylko chcemy - przy niskiej Sile nie odblokujemy perka zwiększającego o 50lb wagę noszonego ekwipunku, niewystarczająca Percepcja nie pozwoli nam na podejrzenie stanu zdrowia oraz uzbrojenia celu, a przy braku biegłości w Skradaniu możemy zapomnieć o bieganiu przy jednoczesnym pozostaniu niezauważonym.
Moimi Cechami startowymi są Odporność na Chemię zmniejszający szansę na wywołanie uzależnienia oraz Szybki Strzał, redukujący koszt AP dla broni palnej o 1, ale uniemożliwiający przycelowanie w konkretne części ciała. Doskonale zazębia się on z perkiem Dodatkowe Ataki Zasięgowe odejmującym jeszcze jedno AP z każdego strzału sprawiajac, że każdy z moich gnatów mogę opróżnić nawet trzy razy na turę! Dobrymi wspomagaczami są Dawca Życia gwarantujący mi co poziom 4 punkty HP więcej oraz Anatomia Żywych, dzięki której zadaję +5 obrażeń każdej istocie żywej (wymagana bardzo wysoka Medycyna). Ciekawym dodatkiem do dialogów są Empatia, określająca kolorami odpowiedzi poziom usposobienia rozmówcy, oraz Mistrz Kama Sutry dodający pieprzne opcje flirtu w rozmowach z płcią przeciwną. Listę zamykają nabyte podczas podróży perki Szkolenie w Vault City podnoszące Medycynę oraz Ekspert ds. Ekspedycji Ekskrementów podbijający Traperstwo. Do tego drugiego wystarczyło tylko sumiennie przerzucać gnój w Broken Hills, heh.
Karma - jak w wielu innych grach RPG, także tutaj jestem dobrym człowiekiem. Aktualnie jestem "na plusie" o 1315 punktów i tytuł "Wybawca Przeklętych". Ale na tym nie koniec, bo dzięki moim poczynaniom otrzymałem jeszcze kilka innych, pomniejszych karmicznych tytułó, wpływających na postrzeganie mnie przez innych. Czempion ociepla na dzień dobry moje stosunki z władzami dużych miast, jak Vault City czy NCR. Żonaty przypieczętowuje mój los w brutalnym świecie, ponieważ "żonę" z Modoc zgubiłem jeszcze przed opuszczeniem mieściny, więc z rozwodu nici. Trio Sekspert, Żigolak i Gwiazdka Porno pokazują z kolei, że żaden burdelik nie jest mi obcy, a żadna dziura niezdobyta-- khm. Zawodowego Boksera zdobyłem, roznosząc Masticatora na deskach Jungle Gym w New Reno (jeśli masz pecha, może on... odgryźć ci ucho!). Na tle tych barwnych pseudonimów cieniem kładą się Hiena Cmentarna oraz Zabójca Dzieci, ale ich obecność na liście pokazuje, że w odróżnieniu od Bethesdy, Black Isle wyszło naprzeciw tematom tabu zamiast je zablokować.
Ekwipunek - moją tarczą jest wspomniana wcześniej enklawowska zbroja wspomagana, którą bez większego problemu wykradłem z graniczącej z San Francisco bazy wojskowej Navarro. Podczas walk ostrzeliwuję się z pistoletu kaliber 5mm, który dużą siłę ognia okupuje niską pojemnością magazynka (raptem 5 naboi), a na bliski dystans trzaskam Megamocną Pięścią, czyli rękawicą zasilaną małymi bateriami. Pustkowia są jednak wyjątkowo niegościnnym miejscem, nie dziwi więc, że możemy natknąć się podczas ich eksploracji na coś o wiele bardziej niebezpiecznego niż rodziny radskorpionów czy bandyckie grupy. Na takie zagrożenia noszę w plecaku Karabin Gaussa M72, zwany też "działem cewkowym". Poprzez potraktowanie dwumilimetrowych pocisków ferromagnetycznych EC polem magnetycznym, wystrzeliwane przez niego salwy z łatwością przebijają się przez pancerze i skórę wszystkiego, co spotkamy na drodze. Pozaziemskie Wanamingo, dorosłe Szpony Śmierci, Supermutanty - nie ma zmiłuj dla żadnej siły, która znajdzie się w zasięgu lufy. Amunicja do Gaussa jest wyraźnie ograniczona, ale przy oszczędnym wykorzystaniu zawsze mam parę magazynków rezerwy na większą zadymę.
Tak jak wspominałem już na samym początku, jesteśmy już na bardzo zaawansowanym etapie wyprawy po mitycznego G.E.C.K.a, a w zasadzie jest on już na wyciągnięcie ręki. Po pierwszych, szybkich przystankach w Klamath i Den udaliśmy się z Sulikiem i Vicem na saaaaaaamo południe mapy, by w przybrzeżnym San Francisco nie tylko należycie się dozbroić, ale także przyjać od Bractwa Stali i Ruchu Shi zlecenia na plany konstrukcyjne Vertibirdów - helikopterów używanych przez Enklawę. Stamtąd szybka przebieżka do bazy Navarro, gdzie były składowane, wyrwanie najlepszego pancerza w grze oraz przyłączenie do drużyny cyberpsa, a wszystko to unikając czujnego spojrzenia Sierżanta Dornana:
Od tamtej pory szlajaliśmy się w tę i z powrotem po całej mapie, to poprawiając stosunki Modoc z Farmą Duchów, to naprawiając reaktor atomowy w zamieszkałym przez ghuli Gecko czy wyżynając wszystkie paskudztwa panoszące się w kopali w Redding. Po drodze natknęliśmy się nawet na grubszy spisek, w którym po pachy urobione jest Vault City, New California Republic oraz pewna rodzina z New Reno. Ale to już temat na kiedy indziej, bo właśnie o New Reno mieliście ode mnie usłyszeć.
Miasto estetyką przypomina nasze Las Vegas nocą, z wielkimi neonami, barami i kasynami przepełnionymi brzękiem żetonów. A także narkotykami, bezdomnymi i członkami gangów, bo w tym upadłym miejscu nie ma organów porządkowych jako takich. Władzę przez terror sprawują tu cztery wielkie rodziny mafijne. Prowadzący kasyno Desperado ród Mordino szeroko dystrybuuje na całą okolicę wysoce uzależniający narkotyk Jet, kontrolując w zasadzie cały rynek prochów w mieście. Prowadzący naprzeciwko nich bar Salvatoremaczają palce w umowach z Enklawą, dzięki czemu od niedawna ich sługusy pochwalić się mogą niszczycielskimi pistoletami laserowymi. Thomas Bishop jest "biznesmenem" uwikłanym w korupcję, zastraszanie oraz zabójstwa, a nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. Ostatnią rodziną są prostoduszni Wrightowie dowodzeni przez seniora Orville'a - trudnią się tylko destylacją alkoholu i pilnie szukają mozliwości dozbrojenia się, na przykład z opuszczonej bazy wojskowej Sierra. Dla każdej z tych rodzin Gracz może wykonywać drobne zlecenia, a po sprawdzeniu się w boju zostać do niej wcielonym. Takie New Vegas w wersji mikro.
Jak układają się moje stosunki z tymi czterema siłami? Zwykle przystawałem do Salvatorów albo kończyłem u Wrightów, jeżeli za długo odwlekałem przebicie się do Sierry. Tym razem jednak chcę zobaczyć, czy mogę jednocześnie stać się prawą ręką Bishopa i podać go Vault City na tacy za urządzanie na ich karawany najazdów bandytów. Byłoby to prawdziwie sypnięcie solą na ranę, bo po zapędzeniu do łóżka jego ćpającej córki oraz niezadowolonej z małżeństwa żony, jeszcze tylko samej głowie rodziny przydałoby się coś twardego między pośladami... oczywiście w przenośni.
I to by było na tyle moich dzisiejszych opowieści z Pustkowi. Nie pozostaje mi nic innego, jak wsiąść do mojego oczka w głowie - Highwaymana produkcji Chrysalis Motors - z piskiem opon ruszyć przed siebie!
P.S. Ciekawe, w której odsłonie Fallouta niezrównany Todd "See that mountain?" Howard wymodzi w końcu, jak dodać do wysłużonego silnika pojazdy ;)
Kickbeat (PSV, Zen Studios 2013)
Zen Studios część z was może kojarzyć z paru odsłon Zen Pinball wydanych na konsole poprzedniej generacji - a większość z was może nie kojarzyć ich w ogóle, bo kto w dzisiejszych czasach gra w pinballe? Tym bardziej zaskakuje fakt, że ludziska przestali w pewnym momencie lecieć w kulki i zaserwowali nam... grę rytmiczną. Do tego brawurowo udającą bijatykę w sosie kung-fu, z wiążącą wszystko fabuła i paroma humorystycznymi wtrętami (choć dowcipy o Bieberze to już nie te czasy...). Tak naprawdę to chcę tu wrzucić tylko trochę muzyki, więc pokrótce opiszę ścieżkę, jaką nasz klasztorny podopieczny będzie musiał przejść.
Kampania w Kickbeat obejmuje 22 szybkie, dynamiczne kawałki autorstwa takich formacji jak
m.in. Celldweller, Marilyn Manson, Pendulum, Blue Stahli czy Papa Roach. Początek historii przedstawia nam atak wojowników magnata Halisi na
klasztor:
...zakończony utratą mocy Muzycznej Sfery, przechowywanej tam prze pokolenia. Ponaglany przez Mistrza Wei, nasz podopieczny Lee (a później także gibka Mei) wyrusza na zapaśnicze areny Stanów Zjednoczonych:
...a następnie na klubowe parkiety Rosji:
...i łaźnie Turcji:
...spotkać się w końcu twarzą w twarz z Tulisi w cyberprzestrzeni:
...a potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie, muzyka wróciła do ludzi itp. itd. A nam pozostało nie tylko masterowanie każdej piosenki na wyższych poziomach trudności, ale także walka do taktu z własnymi kawałkami w trybie Beat Your Music. I o ile nawet Hard stanowi dla mnie barierę nie do przejścia ze względu na niewidoczne wskaźniki bitu, tak zabawa przy dźwiękach "Soldier" Eminema, "Omen" The Prodigy czy "Whisky in the Jar" Metallicy to niezmiennie kupa zabawy, byleby tylko BPM (beats per minute) nie spadały poniżej maksymalnych 180.
To dwa główne tytuły, jakie zostawiam sobie na weekend. W międzyczasie jednak, w zależności od pory dnia i frekwencji, siadał będę jeszcze do paru innych gier nastawionych na rozgrywkę online. Chętnie powitam każdego chętnego do wspólnej gry, im więcej tym weselej.
Freedom Wars (PSV) - co prawda platyna wpadła tutaj już dawno, ale gra ponownie trafiła na Vitę, bo przecież ktoś nowych musi wprowadzić w świat Panopticonów i walki o Lepsze Jutro. Najbardziej ucierpią na tym @Zdun, który znowu nabije dziesiątki godzin na zbieraniu surowców i @REALista, którego zmusiliśmy do "grania w chińskie gierki" ;)
Toukiden: Kiwami (PSV) - mało ambitny i wyraźnie nastawiony na grind klon Monster Huntera. Na długie nocki w pracy będzie jednak jak znalazł.
FUSE (PS3) - wspólne zaliczenie końcówki poziomu trudności Lethal i dalsze farmienie na Echelonach z @banzaiem i @Komą będę musiał odroczyć do czasu dojścia nowego pada - tylko podczas sesji w strzelaninę od Insomniac dostaje on jobla, uniemożliwiając jakąkolwiek skoordynowaną rozgrywkę...
Tomb Raider (PS3) - nie przekonał mnie nazbyt przygodowy charakter singla, ale co noc robię ze znajomym parę prywatnych meczyków, aby mógł on nabić jakoś ten przeklęty, wymagany do platyny 60. poziom. Tutaj przyda się więcej ludzi, chociażby dla trofeów przeznaczonych dla drużyn.
EX Troopers (PS3) - Lost Planet w mangowym sosie, a w zasadzie interaktywna manga bazująca na Lost Planet. Grę polecił mi @Shichibukai, z którym mam nadzieję spotkać się w co-opie i ustalić parę nowych rekordów w misjach VR. Ktoś to jeszcze ma?
Jak widzicie - Gracz istotą stadną jest. Przyjemnego i intensywnego weekendu życzę, zwłaszcza że za oknem coraz ciemniej i coraz zimniej.