Tekken 6

Pewne serie znanych części kiedyś powinny doczekać swojego kresu. Wiadomym jest, iż te największe to skarbonka bez dna dająca...
INFO:
Gatunek:Bijatyka 3D
Developer:Namco Bandai
Wydawca:Namco Bandai
Data Produkcji:Październik 2009 r. (PAL:Październik 2009 r.)
Platforma:PS3, XBox360
Liczba graczy:1,2
Muzyka : 7/10
Grafika : 7/10
Długość gry : 10/10
Grywalność (miód) : 8/10
Klimat : 7/10
Fabuła : 5/10
Filmiki FMV (ilość/jakość) : 9/7/10
Bajery(sekrety,mini gierki itp.) : 8/10
Rozbudowanie : 9/10
Poziom trudności : 8/10
Ocena: 8+/10
GŁÓWNE POSTACIE:
Jin, Kazuya, Lars
Recenzja:
Pewne serie znanych części kiedyś powinny doczekać swojego kresu. Wiadomym jest, iż te największe to skarbonka bez dna dająca w ciemno ogromne profity deweloperom. Wierni fani nabywają kolejne odsłony swoich ulubionych gier, ufając po prostu sprawdzonej marce. Do takich serii zaliczyć można bez problemu Tekkena, co do którego zaczynam mieć powoli dosyć mieszane odczucia. Cyferka „6” w tytule pchnęła mnie zatem ku swego rodzaju refleksji na temat niekończących się sequeli, tym bardziej biorąc pod lupę gatunek bijatyk. Bo co nowego może wprowadzić kolejna i kolejna odsłona mordoklepki? Czasy panowania tegoż gatunku minęły przecież już za czasów PSX-a i Tekkena 3, nieprawdaż? Przyjrzyjmy się zatem nowemu tworowi Namco, bo po świetnej, rozbudowanej piątce moje wymagania sięgnęły tu po prostu zanitu…lecimy!
Fabularnie nowy Tekken nieco zgrzyta, totalnie przegina i wymyśla jak się da sporych rozmiarów pierdoły. W sumie to wszystko staje tu na głowie, gdyż wygrawszy ostatni turniej Jin zasiada na tronie Mishima Zaibatsu i z miejsca staje się po prostu…zły! Tak! Jin! Wypowiada on bowiem wojnę całemu światu siejąc postrach swoimi liczymi armiami. Tak! Jin!! Uważam to za spore przegięcie, czyniąc głównego bohatera antybohaterem. Rzecz jasna po piętach deptać mu będzie Kazuya ze swoim ruchem oporu czyli G Corporation, a także nowy heros, wyglądający jak połączenie Jina i Son Goku, czyli zbuntowany generał armii Mishima: Lars. Oczywiście znajdzie się tu jeszcze miejsce na legendarnego, egipskiego super-bossa, absolutnie przegiętego Azazela (serio, przy nim Jinpachi to lamer jakich mało;) W sam wątek fabularny zamieszana zostanie jeszcze jedna nowa bohaterka: Alisa, ale o niej później. ;)
Albo nie! Postacie! Bez większego już szału mamy kolejny rekord w serii, gdyż liczba fighterów dobiła już do 40 twarzy! Wszyscy bohaterowie piąteczki są tu na szczęście obecni i o dramatyczne zwroty akcji niczym w legendarnej trójce (brak Kazuyi np.) tu ciężko. Czy to dobrze? W tych czasach chyba raczej lepiej, bo żądni i wymagający coraz więcej od gier gracze na całym świecie bez żadnych wątpliwości wieszaliby psy na nowej cześci za brak kogokolwiek ze składu. Wracają tu także nowi bohaterowie z wydanej na PSP Tekken Dark Ressurection: zwinna blond-piekność Lili no i rosyjski odpowiednik Marylin’a Mansona: Dragunov. Poza nimi dosyć sporo nowicjuszy, a wśród nich właśnie Alisa: córka Dr. Boskonovicha zamieniona w…cyborga (nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jej zdolności), młodociany „blond babo-chłop” Leo, walcząca dziwnym stylem Zafina, otyły, acz niesamowicie zwinny Bob, hiszpański zawadiaka Miguel oraz w/w Lars. Kto wypadł tu pozytywnie? W moich oczach chyba tylko Bob (koleś jest niesamowity;) i zwinna Zafina. Reszta jest jakaś taka…bezpłciowa i widać tu, że Namco najlepsze lata w kreowaniu fighterów ma już dawno za sobą. Leo to jakaś porażka, Miguel ma fajną postawę (nie trzyma gardy;), ale to wszystko co w nim ciekawego, Lars to tylko krzywe odbicie Jina, Lili jest nawet interesująca, ale na krótką metę, a Dragunov mimo kontrowersyjnego wyglądu nic specjalnego nie wnosi (ale spojrzenie ma zabójcze;). Alisę zostawiłem na koniec, gdyż wizualnie nie przedstawia się ciekawie (jest po prostu…nijaka), za to w swoich możliwościach bojowych jest totalnym przegięciem. Otóż owa panna potrafi wysunąć podczas starcia piły mechaniczne z rąk i nimi atakować, używać skrzydeł typu „Gear”, a nawet zdejmować swoją głowę rzucając nią w oponenta! Chyba japoński developer się trochę zapomina i poprzez takie posunięcia czyni z Tekkena bijatykę strasznie masherską, mało profesjonalną i nastawioną przede wszystkim na tępą łupankę, a nie taktycznego molocha, za jakiego był kiedyś uważany.
Problem jest o tyle poważny, że cała brygada została dopakowana jeszcze bardziej niż dotychczas w nowe ciosy i nie raz chamskie i łatwe zagrania. Masherkę czuć tutaj w niemalże każdej walce i każdy noob naparzając w klawisze osiągnie dosyć spory efekt. A to co potrafią nowe postacie przechodzi ludzkie pojęcie i mało ma to wspólnego z ogólnopojętymi „czystymi zagraniami”. Dragunov, Lars, Lili oraz przesadzona do granic możliwości Alisa potrafią takie numery, że aż ręce opadają, a ktoś kto „potrafi grać” tymi postaciami może cię po prostu „przeorać” po ziemi i dosłownie „rozstrzelać” pod ścianą (które zaczynają mnie już powoli wkurzać), bezproblemowo kończąc rundę perfectem. A ty tylko delektujesz się spadkiem energii na swoją niekorzyść przy braku możliwości jakiejkolwiek kontry. Nowy Tekken został po prostu tym razem strasznie przedobrzony, a jakieś wykopy, latanie (!), nieblokowane, chamskie szarże i inne rzeczy po prostu zepsuły tą grę, a odczuwalne są strasznie często…za często! O braku taktyki i wyczucia świadczy także fakt samej prędkości gry, która wraz z możliwościami postaci przeradza się w bardzo efekciarskie, ale krótkie i nie wymagające żadnych umiejętności rundy. Czyżby Tekken zaczął błądzić, gubiąc gdzieś świetny gameplay i wyważenie między brawurą i taktyką na rzecz widowiskowości? Bo nie tylko ja stwierdziłem, że to już nie ten sam Tekken, co kiedyś. Jeszcze jeden minus z tym związany, to niektóre udziwnienia w repertuarze starej gwardii. Ja rozumiem nowe ciosy itd., ale po co redukować/deformować stare i sprawdzone zagrania, które ćwiczyliśmy czasem nawet latami? Nie żeby bitka była zła, bo walczy się jak za starych lat i od piątej części aż tak drastycznie nie odstaje (już poprzednia część zmierzała w tym kierunku), lecz przesadzono tutaj z udziwnieniami i rozbudowaniami, dając pole do popisu tanim zagraniom i debilnym, łatwym ciosom i ściance.
Poza standardową bitką dostajemy oczywiście kilka innych trybów rozgrywki, gdzie tym razem przoduje niby to „danie główne”, czyli opcja Scenario Campaign. Główny tryb fabularny to nic innego, jak połączenie Tekken Force z Devil Within z tą różnicą, że główne role odgywają tu Lars i Alisa. Gra polega na przechodzeniu chodzonej bitki wg mapy świata pokonując hordy „no name’ów”, a pod koniec każdego levelu czeka na nas boss. Będą nimi oczywiście znane postacie, które po pokonaniu odblokowują się nam jako grywalne postacie w tymże trybie (bo nie trzeba tu na szczęście grać Larsem, lecz Alisa jest niestety nie do zamiany). Nowatorsko rozwiązano także system odblokowywania filmików końcowych, bowiem nie czynimy już tego w opcji Arcade, lecz właśnie tu, na specjalnej arenie na mapie. Tutaj następują tylko 4 walki (zawsze będą to Jin i Azazel) i tyle wystarczy. Nawet fajnie to wymyślono, bo o wiele skraca to już nudne przechodzenie kilkudziesięciokrotnie Arcade’a. Ogółem Leveli jest nawet sporo, bo około 30-parę, a postacie mają tu cały wachlarz ciosów. Gra jest nawet w porządku, jest dynamicznie, wygodnie (można się przełączać między targetami) i nie raz ciężko (Alisa to lichy pomocnik). Da się tu jednak odczuć miejscami spory chaos, a oponenci atakują często dużymi grupami. Mimo zróżnicowania leveli niestety często wyglądają bardzo podobnie i są mało skomplikowane. Ogółem gierka udana, ale nic ponad to. Aha, zapomniałbym o licznych cut-scenkach między levelami, które starano się zrobić z rozmachem i ze sporym podłożem fabularnym. Fajnie się je ogląda i Namco tym razem włożyło w to sporo pracy.
Inną nowością w tematyce trybów jest tu także opcja grania po sieci z innymi graczami. Podobnie zatem jak w SSF4 możemy powymieniać się szlagami z całym światem testując swoje możliwości. Tak miało przynajmniej być, bowiem niestety tym razem granie online strasznie, ale to strasznie się zawiesza, wywala z walk i ma mnóstwo błędów. Niby Namco wyszło graczom na przeciw i stworzyło specjalnego patcha, lecz mało to akurat pomogło powodując niemałą frustrację podczas zabawy. Główne opcje jakie tu mamy to Ranked Match (gdzie możemy podnosić klasy postaci, tym razem online! Z tym wiąże się spory minus, ale o tym zaraz) oraz Player Match, w którym toczymy zwykłe walki z userami. I w samym rozwiązaniu pierwszego trybu sporo zgrzyta, bowiem rangę powyżej 1 Dana możemy podnieść wyłącznie tutaj (po tym awansie nie można awansować wyżej w normalnym trybie offline! Kpina!), a w tym drugim zwykłe walki odbywamy tylko w sesjach od 2 do 4 graczy. Możemy oczywiście stworzyć własną sesję, lub podłączyć się do kogoś, ale czy ktoś widzi sens wyczekiwania na swoją kolej? Walki bowiem odbywają się na zasadzie „wygrany gra dalej, przegrany spada na sam doł…i czeka!” Przy grze na 4 graczy mija się to z celem, bo czekamy tu do „usranej śmierci”, a host i tak może w każdej chwili cię wywalić (ty jako host także możesz tak czynić). Jako gospodarz ustalamy tu oczywiście także ilość rund, graczy i czas. Mój osobisty problem z pierwszą z omawianych opcji polega na tym, że…nie poawansowałem sobie w ogóle, gdyż gra za każdym razem mnie wywalała do lobby! Co jest kurde? Ranked Match po prostu musiałem sobie odpuścić, a na tym mi najbardziej zależało. W Player Match da się co prawda pograć, lecz wywalanie z walki najczęściej w najciekawszym momencie doprowadza do szewskiej pasji, a także robią to sami gracze, którzy „wymiatają” nowymi postaciami i „orają” nami glebę. Reasumując gra się fajnie i idzie się wciągnąć na amen, ale pod warunkiem, że gra się nie zawiesza i że gramy z kimś o podobnych umiejętnościach co my. Reszta opcji to możliwość zaproszenia gracza do gry (także Scenario!), obserwowanie statystyk i zapisywane replay’ów. Tyle.
Powraca tu również kochana ostatnio kustomizacja postaci, i tutaj wszystko jak najbardziej na plus, bo możliwości edycji sięgają tu jeszcze dalej, jak ostatnio! Mnóstwo tu strojów, części garderoby i ozdób. Kupujemy to wszystko oczywiście za zarobione pieniądze, a postacie po takiej przebierance potrafią wyglądać zupełnie jak nie one! ;) Szczególnie, iż tym razem możemy zmieniać im fryzury, dodawać blizny i mnóstwo innych niespodzianek. Co lepsze, stroje potrafią dodawać punkty do statystyki postaci (np. więcej energii w Scenario), bawiąc się w zapożyczenia z RPG-ów. Możliwości edycji da się obserwować przede wszystkim właśnie w rozgrywkach online, gdzie można walczyć przebraną postacią. Użytkownicy zatem często przesadzają, a postacie wyglądaja tu nieraz jak clown z cyrku. ;)
Oprawa trochę mnie rozczarowała, gdyż niby trzyma PS3-kowy poziom, jednak nie raz odniosłem wrażenie, że niektóre twarze zostały wykonane mało starannie (jakiś taki dziwny Lars), lecz to chyba tylko moje błędne wrażenie. Mimo to filmiki FMV nie powalają jakością i chyba mamy tu powtórkę z T4 niestety. OST to całkiem udana część oprawy, ścieżki wpadają w ucho i raczej trzymają poziom. Choć rewelacji nie ma, to sporo z nich przykuwa uwagę. Wyróżniam tu przede wszystkim klimatyczny „Fallen Colony”, elektroniczny „Electric Fountain” i rozwalający „Sheep Grassland”, gdzie twórcy zaszaleli implementując jajcarskie, miłe dla ucha…jodłowanie! Wszystko ma to związek ze specjalną areną gdzieś tam na górskiej hali, wśród owiec (!) które możemy kopać podczas walki! Podobnie ze świniami na innej arenie. Pozostałe miejscówki prezentują się już bardziej normalnie (np. w/w elektroniczna fontanna, dwie areny w strugach deszczu, festiwal „marnowania pomidorów” czy lochy Azazela). Ogółem areny wypadaja swietnie, a i jest tu mała nowość polegająca na sposobności spadnięcia na niższe kondygnacje. Ryzykowny pomysł, ale na szczeście nie wpływa on drastycznie na walkę. Przed podsumowaniem dwie nowości, gdyż po raz pierwszy w serii możemy zrobić pauzę w survivalu (!) i zmieniać poziom trudności…podczas walki!
Tekken 6 jest bez wątpienia bardzo kontrowersyjną częścią cyklu i niestety do piątej części się nie umywa. Przede wszystkim przedobrzono tutaj z możliwościami (zwłaszcza nowych) postaci, które odwalają taniochę aż miło i spaprano online w który prawie nie da się grać. Te FMV-ki już przemilczę. Poza tym jednak znów świetna bitka w starym stylu (nie licząc całej tej nowej masherki of kooz!), świetna kustomizacja, fajne areny i grywalny (lecz chyba raczej jednorazowy) Scenario. A zatem jak dla mnie część udana i rajcująca (nareszcie mogłem się przecież sprawdzić online!), lecz przekombinowana i zbyt uzbrojona w tanie, tandetne zagrania powodujące debilne, niesprawiedliwe sytuacje. 8+ to w pełni sprawiedliwy werdykt, ale Namco: radzę wziąć następnym razem poprawkę, bo jeszcze większego upgrade’u postaci już nie zniosę.
PIERWSZY KONTAKT:
Marzec 2013
ULUBIONE POSTACIE:
Nie wypada po raz siódmy wymieniać tej samej ekipy, zatem tylko nowicjusze:
Bob - Otyły, acz strasznie szybki i zwinny madafaka. Nawet ciekawa postać bardzo wyróżniająca się od pozostałych
Zafina - Strasznie „rozciągliwa” fighterka. Ma ciekawą osobowość i…niezłe ciało ;)
Dragunov - Dość dziwaczny członek radzieckiej armii. Jakoś kojarzy mi się z Marylin’em Manson’em, a jego spojrzenie mówi o nim dość sporo ;)
Lili - Bardzo atrakcyjna dziewczyna, która raczej ma szkolne porachunki z Asuką. Typowo „arystokracki”, wkurzający charakterek i ciekawa technika walki ;)
TOP 8 OST:
1. Fallen Colony
2. Sheep Grassland
3. Electric Fountain
4. Azazel’s Chamber
5. Urban War Zone
6. High Roller’s Club
7. Lightning Storm
8. Player Select
SCREENY: