Nałóg - tak. Odwyk... - po co? Elite Dangerous.
Symulator galaktyki niebawem zawita na Playstation. Zrobi to z klasą, bo wersja będzie kompletna, a sama konsola obsłuży również dedykowany kontroler HOTAS. Nowi do uzależnienia poszukiwani.
Minęło sporo czasu od mojego ostatniego wpisu dotyczącego fenomenu, jakim dla mnie stała się rozgrywka w ten wyjątkowy tytuł. Macie moje słowo, że czasu tego nie zmarnowałem i nabyłem wielu nowych doświadczeń w grze, którymi chętnie - mimo, że w skrócie - się poniżej podzielę.
Aby uporządkować nieco chronologię wydarzeń nawiążę do ostatniego wpisu sprzed 3 miesięcy.
"O Federal Corvette mogę sobie jeszcze niestety pomarzyć,” oraz „“do gry w PVP ku chwale Husarii dołączę gdzieś w okolicach początku lutego przyszłego roku…” – pisałem, niniejszym potwierdzam, że marzenia się spełniły, a statek wiele bojów pod moim dowództwem ma już za sobą, przeszedł także w niemałej części procedury ulepszeń u inżynierów i przyznam, że w PvE nie ma już dla siebie przeciwnika. W tym statku właśnie nabrałem również wielu doświadczeń w walce w oparciu o treningi PVP w Husarskim gronie – a że były to udane treningi, to nie były bezbolesne – w zasadzie nadawałyby się na osobnego bloga.
Obecnie licznik czasu spędzonego w grze przekracza już 670h. Z jednej strony to dużo, jednak wobec galaktyki i wydarzeń jakie gra umożliwia to tylko liczba, która tak de facto pojawia się przy okazji, bo próba jej odniesienia do innych produkcji jest wg mnie bezzasadna. Można porównać to do jazdy samochodem – wielu z nas spędziło już za kierownicą tysiące godzin, ale ich się nie liczy – liczy się jazda i osiągane cele, a nawet mając dosyć „kierownicy” po kilku dniach, przynajmniej u mnie, po prostu chętnie się za kółko dowolnego pojazdu siada – podobnie jest w Elite.
Pojawia się także efekt większego pojęcia gracza i wiedzy na temat wykreowanego świata i zasad nim rządzących. Zasada jaka do tej pory się tutaj sprawdza jest taka, że im więcej o grze się dowiadujemy, tym nabieramy świadomości, jak wiele jeszcze jest do opanowania. To tylko gra i na pewno gdzieś ten zakres znajdzie swój koniec – choć niekoniecznie, bo przecież zawsze można udać się w daleką podróż by podziwiać coraz to kolejne mgławice galaktyki jednocześnie czytając o nich w książkach… imersja jest naprawdę duża, a jednego szanownego fana w naszej czteroosobowej grupie do takiego podejścia względem gry mamy – prawdziwy entuzjasta gwiazd robiący wiele ciekawych zdjęć ze swoich wojaży – namawiam CMDR Małpę(PPE) na bloga, może kiedyś mi się to skutecznie uda – coś nawet kiedyś obiecał.
Swoją drogą – dzięki temu tytułowi na poważnie zainteresowałem się astronomią i choć moja wiedza w zakresie jest mniej niż skromna, to każdy artykuł, każdą notatkę czy książkę jaką w temacie zobaczę chcę poznać, a to taki mały bonus. Podczas gry, gdy każdy z nas realizuje swoje cele – niekoniecznie wspólnie, ma miejsce wiele ciekawych rozmów. Jeden coś gdzieś wyszukał, inny coś sprawdził itp. i efektem są rozmowy o czarnych dziurach, podróżach, nowoodkrytych planetach i warunkach na nich panujących, czy fizyce kwantowej lub zasadach Einsteina – naprawdę ciekawe wątki są poruszane – a każdy z nich jeszcze zwiększa klimat, jaki latanie w kosmosie oferuje.
Nadmienię, że każdy z nas przyjął całkiem inny model gry – Dr_Zgon to typowy inżynier i entuzjasta maksowania parametrów statku – bezkompromisowego, że dodam. Najczęściej z nas lata np. bez osłon by skorzystać na innych parametrach swoich maszyn. Posiada także największą wiedzę z nas wszystkich dotyczacą zasad rządzących grą. Odważny i bardzo pomocny człowiek - zawsze chętny wesprzeć i doradzić.
Giovanne zaś ma chyba najbardziej podobne podejście do mojego stylu rozgrywki – lubi nowe staki, lubi ich bogate wyposażenie, lubi je zmieniać i lubi gromadzić na te cele fundusze. Walką potrafi się znudzić, choć mając motywację, chętnie dołącza do latania w skrzydle, ciągle prze do przodu i jedynie okazyjnie oddaje się beztroskim w grze zabawom.
Małpa z naszego PPE zaś, to prawdziwy eksplorator, któremu dziesiątki tysięcy lat świetlnych odległości straszne nie są. Jako jedyny z nas odwiedził odległą od lokalnej bańki 22.000 lat świetlnych Kolonię przyczyniając się do powstania tam systemu pod władaniem Skrzydlatej Husarii. Zachwyca się mgławicami i różnymi szczegółami planet - człowiek wolny jak ptak, nie przykładający większej wagi do walk, czy nowych statków - wspaniale urozmaica nam swoimi doświadczeniami zabawę≥
Wszyscy zaś lubimy dobrą zabawę i już niebawem planujemy spotkać się w układzie Sol i zorganizować imprezę w połączeniu z wyścigami myśliwców po kanionach, wyścigów łazików po stacjach, czy innych głupot jak skoków bungie w niskiej grawitacji z 10 km naszymi SRV, tyle, że bez bungie... ;D
Jak już wspomniałem wcześniej – Federal Corvette stała się dla mnie faktem. Wyjątkowy statek, wg mojej opinii i nie tylko - jest to najlepsza maszyna do walki w grze. Ma mniejsze osłony niż imperialny Cutter i mniejszy pancerz niż Anaconda – ale ma od wspomnianego Cuttera lepszą siłę ognia, od Anacondy lepsze osłony, za to od obu wymienionych jest znacząco bardziej zwrotny co jest kluczowe przy tak olbrzymich gabarytach. Poza tym po przejściu przez modyfikacje inżynierów potrafi względem osłon i pancerza osiągnąć porównywalne parametry defensywne jak wspomniane 2 pozostałe hegemony, nadal jednak pozostając najbardziej zwrotną maszyną wojenną spośród 3 najgroźniejszych latających fortec w grze. Wynika to także z faktu, że Federal Corvette ma za cel być statkiem przeznaczonym do walki i tak została skonstruowana, podczas gdy Anaconda chełpi się wielozadaniowością (z czego się świetnie wywiązuje), a Cutter… cóż – dostojny i majestatyczny statek, który jakby „przy okazji” ma największą ładowność. Idealny do wożenia 600+ ton złota lub… „biowaste” ;D
Federal Corvette w pełnej okazałości - warto było się o nią postarać.
Jej parametry onieśmielają większość pozostałych statków w grze. Wspaniała maszyna.
Mając Anacondę i Federal Corvette dla którego musiałem wejść na stopień Admiralski dla Federacji, pozostał mi jedynie jeszcze Cutter do zdobycia – najdroższy ze statków i podobnie jak Corvetta dla federacji, tak Imperial Cutter wymaga stopnia „Duke’a” w siłach Imperium. Osiągnięcie tego stopnia stało się obecnie dla mnie celem i to temu poświęcam 80% mojej uwagi przez ostatnie kilkadziesiąt godzin spędzonych w grze. Zasada zdobycia tak wysokiej rangi (12 z 14) jest prosta – realizacja misji dla Imperium. Wielu, bardzo wielu misji – oczywiście zakończonych sukcesem. Nawet znając pewne sposoby na przyspieszenie własnych awansów, trzeba swoje w kosmosie dla imperium wylatać. Tak, z 60-100h …. Proces jest u mnie „w toku”, a w nagrodę będę mógł wydać na nowy statek kredyty w okolicach 400 mil cr – czyli małą fortunę, którą za statek z możliwie dobrym wyposażeniem należy zapłacić i to z 10% rabatem. Konfigurator „Coriolis” z jakiego przy zakupach korzustam pod tym względem nie kłamie.
Przyjemną stroną odwiedzania inżynierów jest fakt, że posiadają oni bardzo ciekawe bazy, które zachęcają do zwiedzania łazikami. Powyżej jedna z nich.
Szczęśliwym trafem udało mi się razem z kolegami (dzięki Dr_Zgon) w ostatnim czasie znaleźć system w którym był status wojny wewnętrznej i obierając jedną ze stron braliśmy udział w strefach konfliktu realizując misje z serii „masakr”. Oczywiście należy się do nich odpowiednio przygotować, by masakry robić wrogom, a nie oni nam... Zbierając do oporu takich misji na pokład i je wypełniając, gdzie każdy zniszczony statek był uznawany dla każdego zlecenia osobno – udało się stosunkowo niewiele ryzykując zdobyć naprawdę niemałe pieniądze w grze, dość powiedzieć, że po takim kilkugodzinnym procederze mój majątek spokojnie przekroczył miliard kredytów Dla przypomnienia – grę zaczyna się w wynajętym statku za 40 tysięcy z 1000cr w kieszeni. Liczba robi na mnie wrażenie, niemniej chcąc posiadać 3 czołowe statki w grze, które mogłyby stanowić wręcz Endgame – to niezbędne minimum. Warto dodać, o czym już wspominałem wcześniej, że zakup statku do jedno – a wyposażenie to drugie. Dla ambitnych można kupić Cuttera po rabatach za ok. 188 mil (ponad 200 bez rabatów), ale jego wyposażenie może spokojnie np. 800 mil cr przekroczyć… - dodam tylko krótko, że po wyjściu nowego dodatku (najdalej na przestrzeni miesiąca) takie podejście do walk zostanie ukrócone i maksymalnie 3 misje jednocześnie będzie można podobno wykonywać.
I w tym momencie odłożony przeze mnie w grze majątek wygląda raczej blado :)
Na szczęście gra dopuszcza rozsądne kompromisy, do tego inżynierowie potrafią zdziałać cuda – tak jak w obecnej Corvecie mam power plant 8B zamiast 8A (A jest 4x droższe), ale jednak o mocy większej niż elektrownia 8A oferuje – w ten sposób dzięki kilku misjom zbieractwa surowców dla inżynierów (i np. danych wywiadowczych) zaoszczędziłem 140 mil. Kończąc aspekt finansowy – pieniądze jak w prawdziwym życiu – nie są celem w grze, są środkiem do realizacji postawionych celów, nawet najbardziej odległych. Nie można też zapomnieć o ubezpieczeniu, bo te np. dla Corvetty wynosi u mnie niecałe 20 mil. Nie mając tych pieniędzy na boku, w przypadku „nieszczęścia” traci się statek definitywnie, a już wspominałem ile czasu należy poświęcić, by takie, czy inne cacko zdobyć.
Walcząc w strefach konfliktu Corvetta pozwala walczyć mi samodzielnie, a przy odpowiedniej wytrwałości i dozie szczęścia nawet taką strefę całkowicie wyczyścić z wrogów (NPC po naszej stronie też walczą, ale gracz może przeważyć w odpowiednim stopniu losy bitwy – prawdziwe Star Wars ;)). Na bazie różnych doświadczeń opanowałem walkę w oparciu o potężne osłony statku i „shield cell banki” czyli okresowe doładowanie energetycznej bariery chroniącej pancerz przed nieodwracalnymi zniszczeniami (poza naprawą na stacji).
Proszę uwierzyć na słowo - podczas walk wiele się dzieje i wymagają one pełnej koncentracji.
Minusem takiego rozwiązania jest temperatura, która raptownie skacze do wartości uszkadzających statek z przegrzania systemów oraz fakt, że należy zdążyć odpalić taki impuls energii defensywnej zanim straci się osłonę główną całkowicie.
Generalnie dobrze sobie z tym radzę wspomagając się „heat sink’ami” – standardem stało się wystrzeliwanie dwóch SCB na jedno „chłodzenie”, gdzie całkiem skutecznie wyłapuję ten najwłaściwszy moment.mStatek pozwala mi się wyposażyć w 4 sloty po 4-5 SCB także zapas też mam właściwy, podobnie jak ma ze sobą odpowiedni zapas internali chłodzących.
Warto nadmienić, że nie ma możliwości posiadania aktywnych wszystkich modułów SCB na raz. Kiedy elektrownia statku pozwala na posiadanie jednego aktywnego, to już jest dobrze, a dwóch optymalnie (by móc 2 SCB wystrzelić jednocześnie jest to niezbędne).
Efektem jest układ 2 tandemów, które po zakończeniu zapasów w pierwszym przełączam na tandem drugi. Trwa to około 15 sekund (wyłączenie pierwszych i restart drugiego zestawu SCB).
Tak się chwaląc i pyszniąc opiszę chętnie także, że na tej procedurze przełączania właśnie poległem, gdzie jak to zwykle bywa, kilka czynników niekorzystnych złożyła się na moją porażkę i utratę dumy mojej floty.
Chromowy lakier statku ma to do siebie, że odbijając otoczenie czasem jest złoty, czasem biały jak powyżej, ale i inne barwy przyjmuje stając się bez oświetlenia niemalże niewidocznym. Powyżej wlatuję w piękne pole lodowych asteroid - to w takich okolicznościach nierzadko poluje się na piratów, który polują na niewinnych górników i ich urobek.
Walcząc w „Conflict Zone” (CZ) i obierając konkretne cele w obecnej konfiguracji nie zwracam uwagi na mniejsze statki mnie atakujące jednocześnie precyzując ataki na jednym określonym przeciwniku i potem ew. zajmując się „planktonem”. Niemniej w ferworze walki nie zawsze mam świadomość, kto tak naprawdę mnie „podgryza” – czasem po tempie znikania osłon mogę stwierdzić, że jest to jakiś poważniejszy przeciwnik – czasem Python, czasem Cutter dla przykładu, bądź Anaconda. Paniki nie ma, odpalam wówczas tandem SCB i koncentruję atak na największym z adwersarzy, by potem kontynuować niszczenie obozu wroga w strefach potyczek mnie interesujących. Jest też opcja użycia boosta statku i przeniesienia się w inne miejsce, gdzie nieprzyjazny Python sobie często (nie zawsze) inny cel obierze. W CZ może latać kilkanaście, kilkadziesiąt statków jednocześnie i jest naprawdę wybór w którą potyczkę chcemy się włączyć.
Anaconda CMDR Giovanne w całej krasie. Siła ognia kolegi w połączeniu z moją powoduje, że co mniej szczęśliwie trafione statki przeciwników "odparowywują" w czasie mniejszym niż 5 sekund, a czasem lepiej wziąć na przeciwnika coś klasy średniej, bo z małymi i zwinnymi muszkami więcej jest gonitwy niż pożytku. Duże, ciężkoopancerzone krążowniki względem zwrotności ustępują każdemu mniejszemu statkowi - nawet najbardziej zwrotna Corvetta nie ma szans nawrócić za Cobrą, Viper'em, czy Eaglem. Jest ta to jednak sposób - albo wieżyczki, którym posługuję się w Anacondzie, albo, cała wstecz i nawrót - zwykle wydłużony skutecznie czas, kiedy przeciwnik jest na celowniku robi znaczącą różnicę i po 2 przeciągniętych nawrotach ogniowa "relacja" z przeciwnikiem zostaje zakończona.
Zdarza się tak, że narazimy się większej ilości przeciwników – np. 5 statków atakuje naszą maszynę jednocześnie (wysoki współczynnik „mass factor” Corvetty przyciąga wrogów). I na to są sposoby, odpala się chaff’y i od najbardziej uciążliwego wroga - wspierani osłonami - po kolei przeciwników eliminujemy. Dodam, że bez naprawdę mocnych osłon taka taktyka nie działa – czyt. trzeba posiadać jednego z trzech wymienionych wcześniej hegemonów Elite, wraz z odpowiednim zapasem SCB – może maksymalnie wyposażony Python czy Fer De Lance jeszcze z SCB by sobie poradził – nie testowałem tego wariantu jeszcze w tych statkach, może kiedyś.
Warto w takich okolicznościach przekazać całą moc na osłony, gdzie ich odporność wówczas wzrasta do 150% początkowej wartości – w przypadku Corvetty wynoszą one wówczas u mnie równowartość trochę ponad 3000MJ (dla porównania - początkowy statek ma w okolicach 50MJ o ile kojarzę) – minusem jest to, że wówczas odejmujemy moc z silników (spada zwrotność) i co gorsze z dział, które działają na 50% optymalnej mocy – zaczyna się dosyć mozolna potyczka, w której zdarza mi się zaniedbać osłony (SCB ratują) i moc statku przerzucić na siłę ognia – wówczas jednak szybko temperatura statku może sięgnąć u mnie nawet 200%+ - ta wartość jeśli nawet pojawia się na chwilę permamentnie może uszkodzić inne systemy kolosa – dowcipnie jest latać np. kiedy „chaff’y” odpalają się wówczas, kiedy im się spodoba. A czasem np. jakiś laser, czy działko się wyłączą, silnik przestanie boostować itp.
Trzy treningi jakie odbyłem w Husarskim skrzydle bardzo wiele dały mi doświadczenia z zakresu obsługi osłon, jak i potencjału posiadanego statku. Po załatwieniu "spraw" zamierzam na takie spoktania się jeszcze kilkukrotnie wybrać. Z pełną świadomością powiem, że te 3 maszyny na które patrzę na tym zdjęciu, to najpotężniejsze trio bojowe w całej grze - a już na pewno zdecydowana czołówka wśród doświadczonych w walkach pilotów. Modyfikacje jakich na tych statkach dokonano przekraczają przynajmniej dwukrotnie standardowe i topowe wyposażenie i tak już najpotężniejszego w walce hegemona w grze.
Nie jest lekko – ale na szczęście da się walkę dalej prowadzić.
Mając mniejszy statek w ogóle o takiej potyczce z wieloma przeciwnikami nie może być mowy i „nogi za pas” wydają się najlepszym rozwiązaniem. Gra potrafi tego nauczyć, kiedy trzeba wyłożyć po raz kolejny pieniądze na ubezpieczenie, heh.
Po takim skróconym opisie mogę napisać, co było przyczyną mojej ostatniej wizyty u ubezpieczyciela. Latając samemu w CZ miałem za cel wyeliminować 20-30 statków przed udaniem się do stacji w celach napraw i uzupełnienie amunicji do dwóch potężnych i zmodyfikowanych u inżynierów „multicannonów”, które są u mnie fundamentem ofensywy statku. Gdzieś po spokojnym wyeliminowaniu 6 wroga, zobaczyłem, że przyczepił się do mnie i intensywnie okłada mnie laserami Imperial Cutter – przeciwnik nie do zlekceważenia.
W grze można walczyć w pocie czoła, ale jako przerywnik można też na spokojnie planować podjechanie do bazy, z której należy wykraść dane - powyższe ujęcie obrazuje taką właśnie spokojną i "niewinną" działalność.
Odpalam SCBx2 i 2 minuty, może 3 później – Cuttera nie ma. Potem Python z Cobrą – nie problem. I znów Cutter – pilot o statusie Elite (sam mam jedynie stopień Master w 77%) więc m.in. szły zakłócacze „chaffy” w ruch. Mając bronie na „gimbailach” – czyli śledzące cel nieco się pomordowałem (można zdjąć cel z namierzania i wówczas działa strzelają prosto, gdzie chaffy nie przeszkadzają, ale skuteczność i tak niska, kiedy prowadzi się walkę kołową). Dałem radę, w międzyczasie jednak zaczepiła się o mnie Cobra/Viper (mniej istotne), która również chaffowała – motyw ze zniesieniem jej z namierzania sprawdza się gorzej, bo myśliwiec przeciwnika mniejszy – więc zwyczajnie całość dłużej trwa – kolejne tandemy SCB po tych seriach walk zużyłem. Zostały po jednej SCB w slotach, zanim na kolejne 2 sloty kluczowa procedura 15 sekundowa „przełączania” będzie musiała być przeprowadzona…
Latając radośnie dalej konieczności używania SCB już nie spotkałem, aż do momentu, gdzie walcząc z jakimś mniejszym przeciwnikiem zauważyłem, że na radarze przynajmniej 5 innych wrogów obrało mnie za cel. Pomyślałem, dokończę z tym kolegą z którym się obecnie okładam i potem zajmę się resztą – osłony dosyć szybko mi spadały i zacząłem się jednak zastanawiać dochodząc do – jak mi się wtedy wydawało – najsłuszniejszej decyzji przełączenia się na dwa "świeże" pakiety SCB, w końcu szykowała się poważniejsza rozruba – menu modułów uruchomiłem, wyłączyłem stare prawie zużyte SCB (został jeszcze jeden pakiet) i zrestartowałem nowe, procedura w toku – gdy spojrzałem przed siebie doznałem szoku – został mi już tylko jeden okrąg osłon(!) – ale jak to? Szybko przerzuciłem całą moc na defensywę, przerwałem ze swojej strony walkę z mniejszym przeciwnikiem i rozglądając się na radarze oraz analizując przeciwników (a roiło się od wrogów migających na czerwono – strzelających do mnie) znalazłem Cuttera(znów?!), Pythona i … dalej już nie sprawdzałem, tylko nerwowo próbowałem bezskutecznie odpalić SCB, system się restartował, mając moc na osłonach uciec nie mogłem, bo w silnikach za mało energii, strzelać też nie za bardzo - bo nawet nie wiadomo do kogo.
Naciskam przycisk odpowiadający za uruchomienie SCB nerwowo i .. nic. Tylko ucieczka… naciskam intensywnie przycisk SCB dalej, ale dalej nic nie odpala (shit!) – patrzę na moduły – jeszcze ok 25% nim się załadują, sprawdzam osłony – już prawie ma – w ostatnim akcie desperacji cała moc na silniki i „ogień z rur”… by mniejsza ilość ognia przeciwników się na mnie koncentrowała, schaff’y w ruch i …. i niestety pozamiatane – osłon nie ma, SCB już teraz w ogóle nie odpalę. 5-6 statków, w tym jakieś duże zabierają się za mój pancerz koncentrując ogień na FSD – napędzie pozwalającym wyskoczyć ze strefy walk....
Mając 80% pancerza udało mi się FSD w końcu uruchomić i na chwilę nabrałem nadziei.
Płonnej, jak się okazało.
Jedyny statek o większym „mass factorze” niż mój, był pośród adwersarzy – a jedną z jego cech jest na tyle zaginanie siły grawitacji, że FSD mojego statku nie potrafił się załadować, czyniąc to niemiłosiernie powoli. Imperial Cutter pokazał swoją moc.
50% pancerza, statek i instrumenty kokpitu iskrzą, w kabinie dym, procedura skoku w nadprzestrzeń przerwana.
Ponowny restart "Frame Shif Drive'u" dla próby skoku ... może moduły chroniące podzespoły w jakie zainwestowałem pomogą.
Jestem w tym czasie nieco dalej od Cuttera blokującego mnie przed skokiem, może tym razem się uda. FSD naładowany do połowy, jest nadzieja.
Boost idzie pełną mocą… ale co z tego – Cutter jest skrajnie mało zwrotnym statkiem (na oko 2 razy mniej niż Corvetta), ale na wprost – na wprost lecąc jest szybszy ode mnie i to sporo(!). Także początkowo się oddalając od przyczyny problemów gdy Cutter nawracał i podczas ładowania napędu FSD widziałem światełko w tunelu, potem powoli zaczęło ono już niestety gasnąć.
25% pancerza – przeciwnicy nie ustępują węsząc konkretną zdobycz, mój statek krwawi, FSD z mozołem znów się ładuje…za wolno jednak - chaff’y się skończyły, a ja w panice zapominam użyć „silent mode’a” – kolejna ze sztuczek pozwalająca na to, by przeciwnicy nie mogli mnie namierzać – oczywiście kosztem temperatury (ten sam system i działanie, które ułatwia przemyt i w walce może się sprawdzić) – ja zaaferowany straciłem zimną krew…
Pancerz: 20%-13%-8%-2%...
Ostatnie o czym mnie komputer informuje to: Eject! Eject! … potem kula ognia wspaniale wieńczy dzieło zniszczenia Corvetty. "Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz" pomyślałem.
Otrzeźwiająca wizyta u „ubezpieczyciela”. Lekcja pokory przyjęta.
Dr_Zgon tylko stwierdził oczywistość będąc ze mną w kontakcie głosowym - Elite bywa bezlitosne ... i czasem lubi o tym przypominać.
Już tak bardzo się „pyszniłem” latając w CZ – bo to była jedna z moich wielu akcji w tych strefach – taki dumny byłem, że niejedną CZ udało mi się samotnie „wyczyścić”, że prysznic jaki otrzymałem był lodowaty. „Ice bucket challenge” przy tym, to fraszka ;)
Moje latające cudo spłonęło i rozprysło się w milionie kawałeczków, które po wieki będą przemierzać galaktykę….
Od tamtego czasu w CZ nie byłem. Latam w ostatnich dniach i realizuję misje skanowania baz dla imperium. W ogóle walki nieco mi się odechciało na najbliższe dni, a i pojawiły się w mojej głowie kolejne koncepcje ulepszeń u inżynierów Corvetty – na pewno raz jeszcze zastanowię się nad elektrownią statku, by zmniejszyć efekt nagrzewania się – muszę też coś zrobić z laserami (wydajność na dystansie). Pozostaje motyw do zastanowienia i realizacji na później. Tak - Vetta musi być poddana dalszym kuracjom inżynierów, a ja muszę zastanowić się nad odruchami w walce, by więcej głupstwa nie popełnić.
Jeśli ktoś z kolegów mnie do wspólnej walki zaprosi, to chętnie dołączę – bo wątpliwości nie ma, że gdybym miał wsparcie Giovanne, lub Dr_Zgon’a, to zdarzenie nie miałoby miejsca. Zresztą nawet nasz Explorator szanowny CMDR Małpa ma już teraz Pythona – ale prędzej będę miał chyba 2 Imperial Cutter’y niż tego lubianego przeze mnie Kolegę zmotywuję do walki :)
W czasie gry ja walczyłem o życie, pewnie przy akompaniamencie jakiejś klasycznej muzyki (jak Stig testując auta w pamiętnym programie) CMDR Małpa zwiedzał relaksując się takie o to kaniony...
Z zabawnych rzeczy, jakich nie zaznałem w innych grach doszła jeszcze jedna – wspomnienia. Jest naprawdę wesoło wspominać przeszłość i to, jak każdy z nas zaczynał grę. Pamiętamy pierwsze wspólne loty, decyzje i statki – testy i wyścigi na planetach i mówimy – kiedy to było! A jakieś 400-500h temu w grze… Człowiek ma realne poczucie tworzenia swojej wirtualnej historii.
Na koniec pozwolę sobie umieścić poniżej kilka ujęć ze spokojniejszej części rozgrywki – eksploracji. Odwiedziłem wreszcie nasz układ słoneczny – dla osoby, która czuje klimat i zwiedziała setki różnych systemów taki lot i oglądanie naszej gwiazdy jest bardzo – jak na grę naturalnie – intensywnym przeżyciem. Mając całą galaktykę do dyspozycji latać przy odrobinie wyobraźni nad własnym miastem? Nawet jeśli nie jest dane wylądować – to i tak jest to coś niesamowitego. Polecam, ale nie od razu – warto poznać inne systemy, by mieć punkt odniesienia i docenić „efekt własnego słonca”. Najpierw i tak trzeba w federacji wypracować sobie pozwolenie – choć nie jest to specjalnie trudne – czwarta ranga wpada względnie szybko.
Po kilkuset godzinach spędzonych w grze dotrzeć nad rodzimą planetę jest niezapomnianym przeżyciem. Na pewno niebawem tam wrócę, bo nasz układ słoneczny w grze posiada wiele atrakcji, a w czasach, kiedy odbywają się wydarzenia z Elite (3303 rok) Mars został już całkowicie terramorfowany...
Do układu jeszcze wrócę – jestem tam m.in. jeden piękny księżyc zwany Ariel’em, który słynie z kanionów o 10km głębokości – jak znalazł do podziwiania, łapania klimatów, ale i wyścigów myśliwców, czy testów wytrzymałości łazików ;)
Fascynuję się we wpisie "kolumbrynami" jakimi są Cutter, Conda i Vette'a - ale u podstaw każdej z nich jest właśnie powyższy sprzęt. ASP Explorer - statek wielozadaniowy o wspaniale przeszkolnym kokpicie. W przystępnej cenie, dobrej ładowności i zwrotności pozwalającej przeszmuglować wszystko. To on jest fundamentem moich starań o rangi dla Imperium w chwili obecnej. Każdemu graczowi polecam z tej maszyny zrobić sobie cel początkowego etapu rozgrywki.
Niedawno świat cieszył się ze znalezienia 7 nowych planet, podobnych do naszej, jakkolwiek podobieństwa by nie rozumiejąc. Czy wiedzieliście, że generator planet i systemów nam nie znanych oparty na prawdopodobieństwie, jaki jest zaimplementowany w grze - wygenerował te planety zanim je odkryto? I to z niespotykaną dokładnością – bo odległość grze jaka była, różniła się od tej nam teraz poznanej o zaledwie pół roku świetlnego! Tam też trzeba się przy następnej okazji udać - koniecznie.
Z każdym patchem/dodatkiem Frontier Developements implementuje w grze nowo poznane przez ludzkość systemy – bo faktycznie jest tak, że każdą gwiazdę jaką widzimy w nocy na niebie, ale i te wykryte teleskopami i innymi metodami poznawczymi możemy zwyczajnie odwiedzić, by skonfrontować się z ich wielkością, czy grawitacją o ile nie są to gazowe potęgi dla przykładu. Niesamowita rzecz – to wg mnie naprawdę coś więcej niż przeniesienie miasta do jakiegoś sandbox’a – faktycznie można poczuć się odkrywcą i wydaje mi się, że nie ma na świecie lepszej wirtualnej sposobności poznania galaktyki.
Niebawem wyjdzie dodatek „Commanders” – poza szeregiem różnych ciekawych zmian i dodatków umożliwi on także zapraszanie innych graczy na pokład celem wspólnej realizacji zadań – od walki, przez piractwo i przemyt, górnictwo i inne. Dostałem zaproszenie do bety, niemniej niech testują inni – ja mam co w grze robić ;) Moim absolutnym celem w tytule jest jednak możliwość poruszania się po statkach i stacjach. Pierwszy krok Frontier Developements już w tym kierunku wykonał – od nowego dodatku będzie można stworzyć własnego Avatara. Pozostaje być cierpliwym.
Szczęśliwy powrót do bazy zawsze cieszy - w szczególności po zaciętych walkach. Nagroda w postaci gotówki i wzrostu reputacji danej frakcji czeka.
Wiele osób twierdzi, że gra jest za duża, by się w nią zaangażować i szkoda innych premier. Rozumiem to podejście. Przyznam jednak, że dalece nie jest aż tak tragicznie. Tak jak na początku wpisu wspomniałem - to jak z jazdą samochodem, może pojawić się przesyt i znużenie. Wówczas jest idealny moment na ukończenie co ciekawszych i dopracowanych 2-3 miesiące po premierze produkcji. Ja tak robię i sprawdza się to świetnie. A potem jak z autem – człowiek znów chętnie za kierownicę wraca nie licząc czasu, a osiągając cele.
Niebawem gra w kompletnej zawartości równej tej z PC pojawi się na PS4 i poza niepodważalnymi zaletami tytułu warto mieć świadomość, że jest to produkcja specyficzna wymagająca pewnego samozaparcia – w szczególności na początku, gdzie gracz się uczy bezlitostnych zasad zabawy. Zapewniam jednak, że tym większa później nadchodzi satysfakcja. Jakby jednak nie patrzeć – nie mając przyjemności w pokonywaniu dużych odległości w przestrzeni kosmicznej, nie ciesząc się udanym lądowaniem, czy kolejnym zmodyfikowanym modułem w statku, nie czerpiąc radości z szukania pierwiastków po planetach czy samego ich zwiedzania – ta gra Cię do siebie nie przekona – tutaj na jakiś kulminacyjny moment trzeba poczekać, czasem zaskoczy, a czasem trzeba na niego zapracować (jak np. podczas robienia rangi dla zezwolenia na odwiedzenie danego systemu, czy zakupu upragnionego statku).
Siłą rozgrywki jest imersja bycia pilotem, przetrwania w trudnych warunkach i mieszania się w różne sprawy galaktyki z większym lub mniejszym wpływem ja jej losy. Wersja na PS4 będzie obsługiwać HOTAS’y ("hands on throttle and stick"), co bardzo tej imersji na pewno pomoże. Polecam inwestycję, ale tylko osobom, które po 100h stwierdzą, że chcą dalej w tej wirtualnej galaktyce czas spędzać – bo po mniej więcej takim czasie uważam, że można grze dać wstępną ocenę i wiedzieć, czy spełniła ona lub nie, oczekiwania.
Osobiście od około 60h gram również z urządzeniem śledzącym położenie głowy – po paru godzinach przyzwyczajenia się obsługa jest już intuicyjna i przyznam, że trudno mi sobie zabawę bez tego dodatku wyobrazić, w końcu rozglądanie się to fundament imersji. Daleko temu rozwiązaniu do VR, ale i tak jest to przepaść względem rozwiązania opartego na rozglądaniu się po kabinie za pomocą np. myszki.
Technicznie gra czasem też jakimś kwiatkiem „zabłyśnie” wyrzucając z rozgrywki, czasem jakiś Community Goal nie zostanie dobrze przemyślany itd. itp. Jednak wg mojej opinii są to kwestie drugorzędne, gra z czasem staje się coraz lepszą i to zarówno w kwestii balansu jak i wprowadzanych dodatków.
O Husarii dziś za wiele nie napisałem – niemniej tam także się dużo dzieje, a ja w kilku treningach miałem okazję się sprawdzić dostając srogie baty. A to dopiero początek tego, co razem z grupą pasjonatów można robić – po osiągnięciu doczesnych celów widzę całkowicie swoją przyszłość w grze właśnie z Husarskimi poczynaniami związać. Nadmienię, że nasza polska frakcja stała się najpotężniejszą w grze i posiada największą ilość opanowanych systemów…ale to tak przy okazji nadmieniam.
Pozdrawiam,
o7
CMDR Alexy78
P.S. Dziękują Kolegom ze skrzydła za możliwość zapożyczenia kilku zdjęć z ich biblioteki.