#25 Wekendowę granię odc. [+18]

BLOG O GRZE
5994V
#25 Wekendowę granię odc. [+18]
kalwa | 12.07.2014, 16:55
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Że ćwiartka? I bardzo dobrze. Sam nie wiem po co je wymyślili, ale jak są to trzeba korzystać. Tak czy siak, nie mam pomysłu na wstęp. Dlatego kończę go w tym miejscu i przypominam żebyście dzielili się w komentarzach przemyśleniami na temat swojej growej egzystencji. Piszcze w co tam gracie, jakie skorupy łamiecie. Zapraszam.

Poprzednim razem niemal umarłem, po tym jak przejąłem skorupę Czarnego Rycerza. Mister Shitface (nie zrozumcie mnie źle, ale tylko ta nazwa przychodzi mi do głowy na myśl o jegomościu o dwóch maskach, który „zadbał” o mnie w niesamowicie białym miejscu pełnym ludzi o charakterze drzew, czy wiecznie skulonych poszukiwaczy przygód) dał mi niemal nieograniczony wybór odnośnie moich dalszych działań. To czego doświadczyłem to istne szaleństwo. Latające głowy starców, ogromne kurczaki plujące ogniem czy wściekłe ziemniaki. Nigdy nie byłem w podobnie absurdalnym miejscu, a co zabawniejsze wszystko wyglądało jak teatr lalek – czy moja skorupa również była lalką? Nie wiem, ale czułem że to ja mam kontrolę nad jej poczynaniami i to nie dlatego, że pociągam za sznurki.

 



Odkąd jako samobójca zacząłem tą przygodę, zabiłem niezliczoną ilość istnień – czy to ludzie? Nie potrafię tego powiedzieć. Co mnie bardziej przeraża to łatwość z jaką o nich wszystkich zapominam. W tym miejscu mógłbym się zapytać czy posiadam jeszcze sumienie, ale z drugiej strony czy powinienem się o to martwić, skoro traktuję to wszystko jak przedstawienie czy nawet zabawę? Gratulują mi odwagi, zachęcają do dalszych działań, a ja nie widzę powodów by odmawiać. Poza tym, czuję że to jedyny sposób na odzyskanie swojego jestestwa, którego się prawie pozbyłem. Teraz jestem łowcą i zabójcą okrutnych księżniczek. Czy wilkowi, który pożera dzieci i ich babcie nie należy się śmierć? Należy, ale co począć jeśli samemu jest się wilkiem? Co wtedy, kiedy to łowcy polują na twoją osobę? Uciekasz czy rozdrapujesz im oczy, pożerasz stopy?

 



Przeszłość wilkołaka w którego się wcieliłem jest bardzo krwawa i brutalna. Wszyscy mnie przez nią nienawidzą. Muszą mnie jednak tolerować i jakim okrutnikiem bym nie był, teraz służę prawu i staram się utrzymać porządek w tym brudnym i śmierdzącym mieście. Jakiś brudas staje mi na drodze i utrudnia śledztwo? Był taki jeden. Raczej mało przyjemny typek. Chciałem pogadać z niejakim Leśniczym, którego podejrzewałem o odcięcie głowy niewinnej zdaje się Wierze – wydawała mi się miłą i niczemu winną dziewczyną; ot, zadała się z kimś nieodpowiednim. Na szczęście to nie w jej czaszce wylądowało ostrze siekiery.
  Tak czy siak, dziewczyna teraz nie żyje, a jej głowa studzi się przed wejściem do apartamentu w którym sobie mieszkam. Na kogo padło moje podejrzenie? Oczywiście na skurwiela, z którym niedawno miała starcie. Łysy brodacz chciał ją przecież zabić. Tak czy siak, wiedziałem, że często przesiaduje w barze Trip Trap. Udałem się tam jak najszybciej. Pewnie się tego nie spodziewacie, ale okazałem się nieproszonym gościem. Do tego stopnia, że barmanka miała problem z należytym obsłużeniem mnie. Nie mówiąc o odpowiedzeniu na kilka pytań.
  - Czego tu szukasz? – zapytała z pogardą wypisaną na twarzy. Przy barze siedział nieprzyjemny typ, po którym było widać, że nie ma najmniejszej ochoty na moje towarzystwo.
  - Widziałaś ostatnio Leśniczego? – zapytałem. Mój wzrok przykuło niedopite piwo i pudełko zapałek, które widziałem już wcześniej. Dodatkowo na ścianie wisiało zdjęcie osoby której poszukuję.
  - Nie pokazywał się tutaj od kilku dni. Hm, w zasadzie to bardzo długo go nie widziałam. Nie wiem, może wcześniej czy później, ale w zasadzie nie. Chyba go tu nie było. Czyli nie. – Nie umie kłamać, wredna suka.
  - Nic to, pozwól że się rozejrzę. – powiedziałem przechadzając się po barze. Zauważyłem, że ktoś grał w lotki. Obok wisiała tablica z punktacją. H od Holly naszej kochanej barmanki, G od przyjemniaczka siedzącego przy barze i L. Podejrzane, albo to moja paranoja.
  - Pewnie nie graliście dzisiaj w lotki i L wcale nie jest skrótem od Leśniczy? – zapytałem sarkastycznie.
  - Nie wiem o czym mówisz, szeryfie.
  - No nic, w takim razie chyba nie zaszkodzi jeśli zetrę wyniki z tej tablicy? Przecież i tak nie gracie. – powiedziałem i starłem kredę z tablicy. Poza tym nie znalazłem nic bardziej przydatnego.
  Postanowiłem, że czas na Grena, który do tej pory nie odezwał się ani słowem. Usiadłem na stołku obok niego.
  - Całkiem sporo innych stołków w tym barze.
  - Jakiś problem kolego?
  - Zamówisz coś, czy będziesz niepokoił moich klientów? – wtrąciła Holly. Zdecydowałem się na Mida’s Gold. Mój towarzysz siedzący obok zaśmiał się.
  - Coś cię bawi?
  - O tak. To wszystko jest w chuj śmieszne. – powiedział i wypił zawartość szklanki.
  - Jest w porządku.
Wiedziałem, że Leśniczy jest tutaj. Wskazywało na to niedokończone piwo, tablica z wynikami i jego zdjęcie nad barem – coś w rodzaju honorowego gościa. Oprócz tego znajdowały się tam zdjęcia innych stałych bywalców.
  - Wiesz, że ukrywanie zbiega to poważne wykroczenie, prawda Holly?
  - Nikogo nie ukrywam, nie wiem o czym mówisz.
Zanim skończyła mówić usłyszałem dźwięk spłukiwanej wody w toalecie dla personelu. Hm, ciekawe kto tam sobie siedział. Zauważyłem, że barmanka się zestresowała, ale wolałem poczekać na tajemniczego gościa. Okazał się nim oczywiście Leśniczy. Trochę mina mu zrzedła gdy mnie zobaczył, ale przysiadając się do baru, powiedział że ma dość walki ze mną.
  - W takim razie jest nas dwóch. – odpowiedziałem – Masz szczęście – powiedziałem do Grena – zmieniam stołki.
  Gdy wstałem i skierowałem się w stronę brodatego faceta, Gren mnie zatrzymał.
  - Nie igraj kurwa ze mną. Ostatni typek który się na to odważył, skończył z siekierą w głowie.
  - Ta? Ostatni który igrał ze mną skończył w ziemi.
  - Spokojnie Gren, w porządku, nie mam nic przeciwko by z nim pogadać. – uspokoił go gość od rąbania drewna. Dosiadłem się do niego i zacząłem wyciągać informacje. Zaczął gadać o tej sytuacji z Czerwonym Kapturkiem z przeszłości. Chciał obrabować ja i jej babcię, ale zastał tam mnie, leżącego w łóżku. Znacie tą opowieść - jedna z najpopularniejszych w historii. On zdecydował się ją ocalić licząc na jakąś nagrodę. Ale gówno dostał. Wkurwiał mnie, traciłem tylko swój czas na tego żałosnego śmiecia. Wziąłem szklankę i rozwaliłem mu ją na zasranej brodzie. Spadł z krzesła, żaląc się że to zabolało. Miało zaboleć. Gren widocznie stracił cierpliwość. Gwałtownym ruchem odstawił pustą szklankę i wstał.
  - Daj spokój Gren – zajęczał łysy z brodą wstając. – Nie chcę tego.
  - Zamknij mordę leśny baranie! Ten jebany kundel biega tylko po okolicy i szcza gdzie popadnie.
  - Jebany kundel powiadasz? – odezwałem się.
  - Ta. Nie ma tu dla ciebie miejsca, psie. Potrzebujemy pomocy i jakoś nami nikt się nie interesuje.
   Uderzyłem go w twarz. Upadł na podłogę przewracając krzesło.
  - To wszystko na co cię stać? - zapytał.
  - Wygląda na to, że wystarczy.
  - Nie bądź taki pewny - odpowiedział i zamieniał się w wielkiego stwora.
  - O, świetnie. Ale wystraszysz panią. – zażartowałem niezbyt przekonany.
  - Niech się pan o mnie nie martwi, szeryfie – odpowiedziała barmanka przemieniona w trolla. No nieźle.
  Ułamek sekundy później potężny Gren uderzył mnie, co sprawiło że odleciałem kawałek dalej. Chciałem złapać za kufel i przywalić mu w ten paskudny łeb, ale powstrzymała mnie ta wredna barmanka. Chwilę później latałem z sufitu do podłogi gdy Gren trzymał mnie za nogę wymachując mną jak zwykłą szmatą. Po kilku razach straciłem przytomność i nie do końca wiem jak do tego doszło, ale po jej odzyskaniu byłem silny i potężny. Obudzili bestię jaka we mnie drzemała. Bestię z przeszłości, która rozszarpywała gardła i pożerała serca. Czekaj, ty skurwysynu.
  Rzuciłem się na niego i rozdrapałem mu gardło. Po chwili odrzucił mnie na ścianę. Oszołomiony zauważyłem, że w moją stronę leci stół bilardowy – na szczęście udało mi się go ominąć. Dobiegłem do przeciwnika i wbiłem pazury w jego paskudne oczy. Oślepionego rzuciłem go na ścianę łamiąc mu przy tym rękę. Leśniczy odezwał się, że cwaniaczkowi już wystarczy. O nie, żadne kurwa „wystarczy”. Złamałem mu nogę, by nie przyszło mu do głowy coś tak głupiego jak ucieczka. Wbiłem pazury w jego ciało i po chwili oderwałem całe ramię. Kwiczał i jęczał jak mała dziewczynka, ale nie przeszkadzało mi to.
  - Masz, łap! – powiedziałem i rzuciłem ręką w stronę Leśniczego.
  - Ty pierdolony potworze!  - krzyknął przerażony. Podszedłem do baru. Chciałem whisky i żadna mała pięćdziesiątka nie wchodziła w grę.
  - Daj mi whisky – powiedziałem do przerażonej barmanki. Postawiła szklankę na ladzie. Odrzuciłem ją.
  - Całą, kurwa! – dodałem, po czym wypiłem ją kilkoma wielkimi łykami. – To co tutaj widziałaś, nie miało miejsca. – powiedziałem nieco spokojniejszy. Bez słowa skinęła głową, nie mogąc pewnie doczekać się aż wyjdę. Miałem taki zamiar, jęki bezrękiego cwaniaczka zaczynały mnie denerwować. Niestety w tej samej chwili zostałem wyrwany z tej okrutnej skorupy i na powrót znalazłem się w białym miejscu.

 



  Oślepiła mnie niesamowita jasność tej miejscówki. Niemal zapomniałem o jej istnieniu. Ostatnie wydarzenia były na tyle pociągające, że czułem się niemal tak, jakbym sam był szeryfem-wilkiem.
  - Ładnie to tak wyrywać ręce kolegom z baru?
  - Zdenerwował mnie, przecież wykonywałem tylko swoją pracę!
  - Pracę? To tak zachowuje się szeryf?
  - Nie widziałeś co to za miasto? Ulice spływają krwią i gównem. A wszyscy są tak twardzi, że używają siekiery do drapania się po głowie.
  - Być może. Chodzi tylko o twoje wybory. Nie musiałeś go okaleczać.
  - Czyli co? Sprawdzasz mnie? – ten cholerny i śmieszny Pan Gównotwarz zaczynał mnie coraz bardziej wkurwiać.
  - Dokładnie. To jak się spiszesz, jakich wyborów dokonasz wpłynie na moją decyzję.
  - Jaką decyzję?
  - Odnośnie tego co z tobą zrobię, idioto. Zaczynasz mi działać na nerwy! – widocznie tracił cierpliwość, bo podniósł głos. W tym samym momencie podbiegł do nas Hantos, umazany czymś czarnym.
  - Łaaaaa! Łeeee! Łubube! – wrzeszczał śliniąc się.
  - Odejdź! – krzyknął Opiekun i odepchnął go z całej siły. Odrzucony Hantos odleciał w siną dal pokrzykując jeszcze głośniej. Nim zdążył się na dobre rozbrykać, zderzył się z niewidoczną ścianą.
  - Uuu – skomentowałem – coś dzisiaj jakiś bardziej żwawy. Już nie jest drzewem?
  - Niestety. Pozwoliłem mu wcielić się w pilota odrzutowca. Po krótkiej chwili zakręciło mu się w głowie i prawie wylądował na jakichś dzikich psach pasących się na łące. Być może przeraziły go same kundle, nie lot. Może było temu winne uśmiechające się do niego słońce.
  - Yyyyy… Gdzie ty go wysłałeś? – zapytałem zaskoczony. Hantos wydawał mi się ostatnią osobą, która powinna wcielać się w pilota latającego nad tak dziwną krainą. I jakie niby cele miał likwidować? Te dzikie psy żrące trawę? Byłem zmieszany.
  - Nieważne. Wróćmy do naszej rozmowy. Masz się wykazać i nie uda ci się to, jeśli będziesz dalej zbaczał z wyznaczonej ścieżki. Czy matka cię nie uczyła, że bycie brutalną skorupą może cię doprowadzić do pogrzebania resztek własnego sumienia i wrażliwości? Nie po to cię tu sprowadziłem, by uczynić z ciebie wściekłego psa jakim się okazałeś.
  - Możemy już zostawić te psy? Dalej jestem trochę zmieszany.
  - Fakt. Mogłem inaczej określić twoje lekkomyślne zachowanie. Tak czy siak na jakiś czas wcielisz się w postać mężczyzny poszukującego swojej córki w zamglonym mieście. Tutaj przetestujemy twoją wytrzymałość psychiczną. Nie masz wyboru, nie przyjmuję odmowy.
  - Dlaczego? – byłem coraz bardziej zdenerwowany. Najpierw miałem jakiś wybór, teraz okazuje się, że traktuje mnie jak marionetkę. Nie jestem skorupą, w którą można wejść i machać jej rączkami ile wlezie. Niestety, Opiekun tak właśnie mnie potraktował. Mimo wszystko nie mogłem temu zapobiec. Dopóki moje jestestwo było zagrożone musiałem słuchać jego poleceń.
  - Muszę się powtarzać? Zachowałeś się tak, a nie inaczej. Nieodpowiedzialnie. Teraz musisz odkupić swoje winy. Dlatego trafisz do piekła na ziemi.
  - Piekła?! – krzyknąłem zaskoczony.
  - Dokładnie. Koniec taryfy ulgowej. Okazuje się, że nie jesteś w żadnym stopniu wyjątkowy. Jeśli to przetrwasz… - przerwał uśmiechając się lekko - …jeśli wrócisz do mnie w czystych spodniach, to może spojrzę na ciebie przychylniejszym okiem .
 

 

  Nie zdążyłem zaprotestować. Znalazłem się w powłoce ojca jadącego ze swoją córką na wakacje. Nie wiedziałem co mnie czeka, ale póki co wszystko wydawało się w miarę normalne i spokojne. Zastanawiałem się czy to o piekle nie było jedynie kiepskim żartem z jego strony.
  Córka ojca, w którego się wcieliłem spała spokojnie na siedzeniu obok. Czułem szczęście, ale trudno było mi utożsamić się z jego osobą nie mając pojęcia o jego przeszłości.
  Niestety nie miało to trwać zbyt długo, bowiem na drodze zatrzymała się tajemnicza postać. Wyglądała tak jakby chciała dokonać żywota pod kołami naszego samochodu, nie mogłem na to pozwolić. Skręciłem gwałtownie starając się ominąć tą nieszczęśliwą postać. Niestety, nie zapanowałem nad pojazdem i uległem wypadkowi – samochód dachował, a ja uderzyłem głową o kierownicę i straciłem przytomność.
  Pierwszym co zauważyłem po obudzeniu, była wszechobecna, gęsta mgła. Nie miałem pojęcia gdzie jestem. Ogarnęło mnie przerażenie gdy zobaczyłem, że córka tego mężczyzny gdzieś zniknęła. Mimo wszystko łatwo mi było dzielić jego uczucia. Zastanawiałem się kiedy przestanę pamiętać, że jestem w niemal nic nie znaczącej skorupie, której zadaniem jest zabawianie mnie.
  Wykrzykując imię dziewczynki, pozwoliłem pochłonąć się mgle. Ostatnia myśl, jaką się z wami podzielę brzmiała: „skąd tutaj wziął się ten śnieg? Przecież jest środek lata”.

 

Oceń bloga:
0

Komentarze (121)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper